Rozdział 39

50.7K 2.8K 271
                                    

Gdybym miała mieszkanie, zapewne zamknęłabym się w jednym z pomieszczeń i siedziała w nim pogrążona w rozpaczy. Gdybym miała pod ręką chusteczki, zapewne zużyte zapełniłyby całą wolną przestrzeń dookoła mnie. Nie mam żadnej z tych rzeczy, nawet przestałam rozpaczać. Stawiam kolejne kroki przed siebie, nie odwracając się za siebie, gdzie daleko w tyle pozostał apartament Zayna. Oddycham życiodajnym powietrzem. To jedyne stałe rzeczy, które mam. Życie i powietrze. Wszystko inne tracę, świadomie czy też nie. Nie mam niczego, czego mogłabym się chwycić, kiedy upadam nisko. Brak wsparcia i pomocnej dłoni, która pomoże mi po wszystkim wstać na równe nogi. Łzy na moich policzkach zdążyły już zaschnąć, a nowych nie ma. Nie płaczę, to nie mądre płakać po niczym. Owszem czuję ból w klatce, ale nie potrafię stwierdzić dlaczego tam jest. Nie kochałam Zayna, nie zakochałam się.. tylko przywiązałam. "Gramy w "oszukuj siebie" ?". Ignoruję głos podświadomość. Nie zakochałam się, mogę być gdzieś pomiędzy zakochaniem się, a przywiązaniem. Wchodzę do hotelu i do windy, odszukując w kieszeni kartę magnetyczną, pełniącą rolę klucza. Opłacił mi pokój do końca tygodnia. Nawet jeżeli nie powinnam, zamierzam zostać tu do końca, potem prawdopodobnie będę daleko za miastem. Nie jestem pewna na jak długo starczą mi dwie wypłaty tygodniowe, mam jeszcze 50 nie wykorzystanych funtów od Zayna na jedzenie. Nie jestem pewna jak sobie poradzę, boję się ryzykować, jednak Londyn to jedno z najdroższych miast, nie dla mnie. Pojadę tam gdzie zawiezie mnie komunikacja. Nie wiem gdzie będę spała i jak będę funkcjonowała, po prostu nie mogę tu być. Londynowi przypisane zostało całe moje życia i tylko namiastka tego to dobre wspomnienia. Urodziłam się na tych ziemiach, urodziłam się i wychowałam tu, a teraz gotowa jestem uciec. Naprawdę daleko. Na zawsze...

***

Pierwszy dzień mija wolno, odczuwam w małym stopniu pustkę, brak czegoś, ale w ostateczności jestem w stanie to znieść. Śpię cały dzień, jakby była to jedyna rzecz jaką potrafię, jestem naprawdę słaba, wiecznie śpiąca. Wieczorem idę do pracy, a w nocy wraca z powrotem do hotelu. Kąpie się i ponownie zasypiam. Jak śpiąca królewna.

***

Drugiego dnia odczuwam większy brak czegoś i dociera do mnie, że z tą pustką muszę się pogodzić, albo ona sama zniknie. Muszę się odzwyczaić tego, do czego się przyzwyczaiłam. Ale wiem, że jestem wstanie się z tym wszystkim zmierzyć, zmierzyć i to pokonać. Wykonuje te same czynności co wczoraj, ta sama rutyna.

***

Trzeci dzień wydaje się być końcem wszystkiego. Końcem pustki, końcem dobrych chwil, końcem nadziei i końcem smutku. Godzę się z tym, że Zayna już nie ma i nigdy więcej nie będzie. Nie widziałam go przez trzy dni. Tak, jak obiecał nie zobaczyłam go więcej. Oswoiłam się z tym. Odczuwam większe zmęczenie z powodu głódu, który dokuczał mi wczorajszego dnia, ale dziś się nasilił. Wytrzymam jednak bez jedzenia kolejny dzień, jutro już coś kupię.

***

Czwartego dnia jest sobota i to dzisiaj odbieram moją wypłatę. Cierpliwie czekam na mojego szefa, który musiał coś załatwić. Jutro już wyjadę. Dzisiejsza noc jest ostatnią nocą opłaconą w hotelu, poinformowała mnie o tym recepcjonistka, kiedy wychodziłam. Mam zwrócić kartę-klucz jutro do 9:00 rano. A więc o tej godzinie będę oficjalnie bezdomna. Wycieram kolejny kufel i odstawiam go na półkę, a kiedy kończę kroję w ćwiartki cytryny i limonki do tequili. Gdy szef pojawia się w zasięgu mojego wzroku, porzucam dotychczasowe zajęcie i idę za nim do jego biura. Zatrzymuję go tuż przed drzwiami i pytam czy mogę zająć chwilę. Ochoczo potakuje, więc za chwilę siedzimy twarzą w twarz przy jego biurku. Walczę ze strachem i mocno bijącym sercem. Stresująca jest rozmowa o pracę, ale powiedzieć komuś, że się odchodzi, wydaje się być dla mnie jeszcze trudniejsze.

NiewiernyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz