Blondyneczka

68 3 0
                                    


"Nie poddawaj się rozpaczy

Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń

jest tylko zupełnie inne."

- William Shakespeare



–– Nie rozpaczaj, Lucy!

Poczuła jak ręka przyjaciółki pokrzepiająco klepie ją po ramieniu, próbując odgonić wszystkie problemy, które od jakiegoś czasu obciążały policyjne barki Lucy. Blondynka z reguły była wdzięczna, że miała obok siebie Cane, jednak w tym momencie jej dotyk był jak czułe wbijanie gwoździa do trumny, a ta miała formę ostatniego utrapienia. Na domiar złego owa trudność była w okolicach jej wieku, posiadała różowe włosy i wciąż biegała na wolności, chociaż od jakiegoś czasu powinna siedzieć za kratkami. Nie trzeba wspominać, że osobą, która powinna już dawno temu wsadzić go za kratki była właśnie Lucy.

–– Nie mam już siły –– jęknęła, osuwając się ociężale na blat biurka –– Niedawno dzwonił następny mieszkaniec i zgłosił kolejną kradzież z włamaniem. Oczywiście wszystkie poszlaki...

–– Niech zgadnę –– przerwała Cana, gestem dłoni nakazując milczenie –– Główną rolę w tym przedstawieniu ponownie odegrał pewien pan w różowych włosach.

Lucy potaknęła.

–– Jak nie złapię go do szóstego grudnia, to komendant Laxus chyba urwie mi głowę –– jęknęła, woląc świadomie ignorować fakt, że wyznaczona data była za trzy dni.

–– Nie zrobi tego –– zapewniła ją dziewczyna, chociaż w głosie dało się wyczuć pewne zawahanie.

–– Zrobi, zrobi.

W tym samym momencie drzwi od gabinetu ich nocnych koszmarów otworzyły się; niezwykle ironiczne poczucie humoru losu, sprawiło, że stanowiska obu policjantek miały doskonały widok na królestwo komendanta. W otworze, wedle przypuszczeń, pojawiło się niewielkie i znajome urządzenie, które wielokrotnie było niszczone w myślach niejednego pracownika.

–– Lucy Heartfillia! Do mnie!

Po ciele blondynki przebiegł dreszcz, a Cana spojrzała się z dezaprobatą na niewielkie głośniki przymocowane w każdym rogu ich biura.

–– Jeszcze tego nie naprawili? –– spytała, kiwając z niedowierzaniem głową.

–– Naprawili, ale najwyraźniej komendantowi spodobało się zastępcze rozwiązanie problemu i woli podawać komunikaty w nieco... staroświecki sposób.

Cana prychnęła.

–– Podawać? Jak ty to ładnie ujęłaś. Dla mnie to brzmi jak ryk godowy morsa, który dostał megafon.

Lucy teatralnie przewróciła oczami, podnosząc się ze swojego krzesła. Próbowała ukryć swój strach, który zawładnął jej ciałem, jednak zdawała sobie sprawę jak marnie udawało się odegrać rolę niewzruszonej i twardej pani policjant, która idzie na ostrą reprymendę od przełożonego i nic sobie z tego nie robi. W rzeczywistości można było czytać z niej jak z otwartej księgi, a w tej sytuacji była historią o przerażonej, małej dziewczynce.

–– Moment! –– krzyknęła Cana, podrywając się wraz z nią –– Teraz możesz iść.

–– Daj spokój –– stęknęła blondynka, patrząc na dwa górne guziczki od munduru, które powinny zasłaniać jej biust. Powinny, bo z pomocą przyjaciółki już tego nie robiły.

Blondyneczka | Natsu x LucyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz