Diez. Niedziela... Strzelania

469 25 16
                                    

Niedziela; trzeci dzień napadu       Arturito powiedział, że chce zobaczyć się z Mónicą, dlatego wraz z Helsim odprowadzaliśmy go do sejfu numer dwa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Niedziela; trzeci dzień napadu 
Arturito powiedział, że chce zobaczyć się z Mónicą, dlatego wraz z Helsim odprowadzaliśmy go do sejfu numer dwa. Kiedy byliśmy blisko, usłyszeliśmy jęki. "Jak znowu zobaczę film dla dorosłych na żywo, to normalnie nie wytrzymam... chociaż, jeśli robią to z miłości... tak, wtedy nie będę miała nic przeciwko" pomyślałam.
  — Czy to nie twoja pani sekretarka? — zapytał Helsinki.
  — Nie, to nie może być ona. Mónica taka nie jest. To pewnie jedna z waszych koleżanek — stwierdził Roman.
"Kretynie, Tokio leci na Rio, a Nairobi czuje miętę do Berlina. Po prostu się boisz przyznać, że się obawiasz zdrady... chociaż gdybym była na miejscu Mónici to też bym zdradziła takiego dupka z ładnym złodziejem" pomyślałam. Wtedy Helsinki otworzył drzwi do sejfu i wpuścił mnie oraz Arturito do środka. Nasze oczy ujrzały Denvera i Mónicę uprawiających... wiadomo co. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. W tym samym momencie, zakochana para zorientowała się o naszej obecności i w pośpiechu zaczęła się ubierać, a Roman puścił pawia na podłogę. Fuj.
— Denver! Jestem z ciebie taka dumna! Mały chłopiec dorósł i znalazł sobie partnerkę! Mónica! W końcu! W końcu znalazłaś sobie porządnego faceta! Zajefajnie! — powiedziałam pełna radości i szczęścia. — I co ty na to ziemniaku?! Przegrywie życiowy?! — zwróciłam się do dyrektora mennicy, z naciskiem na ostatnie dwa słowa. — Helsi, odprowadź proszę Mónicę do reszty zakładników. Coś czuję, że nasz kochany Arturito chce "pogadać" z Denverem.
Serb wykonał moją prośbę, a ja przysiadłam w przejściu.
  — Zabiję cię! — krzyknął ziemniak, a następnie ruszył na Loczka.
Mój przyjaciel sprytnie wyminął Romana, tym samym powodując, że ten wpadł na półkę z pieniędzmi. Zaczęłam się chichrać.
— Uważaj, krzywdę sobie zrobisz — zwrócił się Denver do zakładnika.
Ziemniak się wkurzył, po czym kontynuował próby zaatakowania Denvera. Walka jeszcze trochę trwała, a za każdym razem, kiedy dyrektor mennicy wywalał się na półki, śmiałam się jak głupia. W pewnym momencie, Arturo wbił w plecy Loczka nożyczki. Od razu zmarkotniałam, a kiedy mój przyjaciel próbował chwilunię odsapnąć, ten gruby dureń zaczął krzyczeć:
  — I co teraz?! Kto się teraz śmieje?! Nie słyszę twojego rechotu! E E E E E E E — krzyczał jak opętany.
Wtedy syn Moskwy wyciągnął nożyczki i na nie spojrzał. Jak się okazało, miały... zaokrąglone końcówki. Parsknęłam śmiechem.
  — Chciałeś mnie zabić nożyczkami z zaokrąglonymi końcówkami? — zapytał mój przyjaciel.
Dyrektor mennicy złapał się za głowę, po czym odparł:
  — O Matko, przepraszam! Ja nie chciałem! Przepraszam!
"Bo jeszcze w to uwierzę" pomyślałam. Podniosłam się, podeszłam do zakładnika, którego następnie kopnęłam z całej siły w krocze, po czym wzięłam karabin, odbezpieczyłam i celując w Arturo, zapytałam:
— Zanim cię zabijemy, jakie są twoje ostatnie słowa?
  — Oni uciekają... — wymamrotał ziemniak, skulając się z bólu.
  — Kto ucieka?! — zapytał zdenerwowany Denver.
  — Zakładnicy... uciekają magazynem... tym samym co policja chciała tu wejść pierwszego dnia... — odparł Arturito.
Spojrzeliśmy na siebie z Denverem, po czym najszybciej jak potrafiliśmy wybiegliśmy z sejfu i udaliśmy się do miejsca, które wskazał Arturito.
  — Leć i powiadom innych, ja sprawdzę co się tam dzieje! — krzyknął w biegu mój przyjaciel.
  — Co?! A jak cię zabiją?! Nie zostawię cię samego! — odpowiedziałam.
  — Dam sobie radę! Leć! — zwrócił się do mnie. — Leć!
Przewróciłam oczami, a następnie ruszyłam w kierunku biur. Na miejscu nie zastałam nikogo. Pobiegłam do holu - byli tam Helsi oraz Rio, stali na warcie.
  — Zakładnicy uciekają magazynem! — oznajmiłam. — Gdzie Tokio, Nairobi i Berlin?! — dopytałam.
  — Na górze, na stołówce! — poinformował Rio.
  — Okej! — odparłam, a potem pobiegłam na górę.
Wparowałam do pomieszczenia wskazanego mi wcześniej przez informatyka.
— Wow, młoda, co jest? — spytała Nairobi.
— Zakładnicy uciekają magazynem! — odparłam, po czym ile sił w nogach pobiegłam do magazynu.
"Niech to szlag, niech to szlag, niech to szlag!". Kiedy dotarłam na miejsce, Denver, Moskwa, Rio i Helsinki strzelali do policji. "Gdzie jest Oslo?" przemknęło mi przez myśl. Nie miałam jednak czasu na dłuższe przemyślenia, gdyż w każdej chwili mogłam zostać trafiona. Schowałam się za skrzynką naprzeciwko dziury w ścianie, tym samym dołączając do strzelaniny. Schemat ataku był zawsze taki sam. Wychylałam się zza osłony, strzelałam do wrogów, po czym się chowałam. I tak w kółko. W pewnym momencie do walki dołączyli się Berlin, Nairobi oraz Tokio. Plan, który został wymyślony, polegał na zasłonięciu dziury w ścianie czymś ála betonową płytą. Albo kamienną? Nie byłam pewna. Niestety, samo przystąpienie do wykonania owego planu wciąż było utrudniane przez strzelających do nas policjantów. Strzelanina trwała dalej, aż postrzelili Helsiego. Nairobi czym prędzej podeszła do niego, prosząc przy tym, abyśmy ją osłaniali. To też właśnie robiliśmy. Strzelaliśmy do policji. Nie mogliśmy dopuścić, aby pelikany weszły do środka lub trafiły jeszcze kogoś. Ale, trzeba przyznać jedno. Do dupy nam to szło. Chowając się za osłoną po raz kolejny, wpadłam na szalony pomysł. Najwyraźniej Tokio wpadła na taki sam, ponieważ w pewnym momencie powiedziałyśmy do siebie jednocześnie:
  — Potrzebuję twojej pomocy.
  — Osłaniajcie nas! — krzyknęła Tokio, po czym wyszłyśmy zza skrzyni i strzelając jednocześnie w biegu, starałyśmy się dotrzeć do działka maszynowego.
Gdy osiągnęłyśmy swój cel, moja "bliźniaczka" zrzuciła płachtę i z moją pomocą popchałyśmy wózek z bronią do głównego miejsca strzelaniny.
  — ODSUNĄĆ SIĘ! — wrzasnęłam.
Na mój "rozkaz" wszyscy, którzy byli na głównej linii strzału, odskoczyli na boki.
  — Osłaniaj mnie! — krzyknęłam do Tokio, po czym zaczęłam strzelać.
  — DRZWI! — warknęła "Matylda", gdy policjanci schowali się za worki z piachem.
Reszcie La Bandy udało się "załatać" dziurę w ścianie. Odetchnęłam z ulgą.
     Niestety, nie wszystko skończyło się szczęśliwie. Znaleźliśmy Oslo leżącego w kałuży krwi. Zakładnicy uderzyli go rurą w tył głowy. Został położony na kanapie na stołówce. Helsinki... bardzo to przeżywał. Nie dziwiłam mu się. Kiedy ginie ktoś, z kim byłeś zżyty przez parę ładnych lat, płacz i smutek to naturalna reakcja. Stałam przy umywalce w łazience, patrząc w lustro. Co jakiś czas spoglądałam na włosy, które z powrotem swobodnie opadały na moją twarz.
— Dlaczego nas nie ostrzegłeś, Profesorze? Nagle twój wielki plan napadu gówno dla ciebie znaczy? Hm? Czemu niczego nie zrobiłeś? — gadałam do swojego odbicia w lustrze.
Westchnęłam głęboko. W tym samym momencie do pomieszczenia ktoś wszedł.
— Wszystko w porządku, Kopa? — usłyszałam głos Denvera.
— A jak uważasz? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie, cały czas patrząc w lustro. — Nasz przyjaciel został zaatakowany, powoli staje się żywym warzywem, a Profesor nawet palcem nie kiwnął.
— Może był zajęty? Sam mówił, że będą takie sytuacje, że być może będzie musiał gdzieś wyjść w ramach załatwienia czegoś związanego z napadem.
— Możliwe — odparłam, po czym urwałam na chwilę. — Denver, przysięgam ci, że... że...
— Że?
— Że nikt więcej nie zginie.

~💶~

Witajcie! Rozdział dziesiąty za nami, jednocześnie kończymy fikcyjną niedzielę. Już niedługo rozdział poniedziałkowy, a jako iż w serialu dużo się działo - mniej więcej możecie się tego również spodziewać po następnym rozdziale.
Oczywiście, jeśli pojawiły się jakieś błędy, możecie mnie poinformować.
Do zobaczenia wkrótce!

The little thief || La Casa de PapelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz