Kamienie na Szaniec

30 3 0
                                    

Był ciepły lipcowy wieczór. Słońce powoli chowało się za choryzontem dając piękne pomarańczowe światło. Siedziałam na drzewie i czytałam ukochaną książkę. Czytam ją już setny raz a mimo tego nadal mi się nie znudziła. Spojrzałam w stronę morza. Na plaży widziałam kilku zwiedzających jednak i oni zbierali się do domu. Przeczytawszy kolejną stronę lekury poczułam łzy w oczach. Gdy tylko nadchodzi scena śmierci Janka wzruszam sie niesamowicie. Jednak wiem ze to tylko książka. Kiedyś miałam okazję spotkania się z Rudym i Zośką. Przenieśliśmy się w czasie i przeżyliśmy niesamowite przygody. Zaprzyjaźniłam się z nimi i mam nadzieję że jeszcze ich zobaczę. Rudy nie umarł tak jak było napisane w książce. Przeżył cudem a ja skakałam że szczęścia gdy się o tym dowiedziałam. Jednak nie można zabardzo działać na przeszłość bo może mieć to skutek w teraźniejszości.Znowu zerknęłam w stronę morza. Słońce zniknęło kompletnie za choryzontem. Jednak prześwit pomarańczy , różu i czerwieni pozostał. Patrzyłam utęsknionym wzrokiem na fale i na złoty błyszczący piasek. Był środek wakacji i nawet po zachodzie słońca było bardzo jasno. Postanowiłam przejść się na plażę. Weszłam do domu przez taras i krzyknęłam
- ciociu wychodzę na plażę wrócę po zmroku.
- Jasne skarbie
Usłyszawszy odpowiedź podążyłam powolnym krokiem ku plaży. Weszłam boso na piasek i przechadzałam się brzegiem można. Po jakiś pięciu minutach mój spokój przerwał krzyk.
- Max !
Zaczęłam się rozglądać aż w końcu ujżałam postać biegnącą do mnie. Rozpoznałam w niej Tadzia. Oczy mi się zaszkliły i zaczęłam biec w jego kierunku. Wpadliśmy sobie w ramiona.
- Jak ja cię dawno nie widziałem.
Odezwał się Tadeusz głosem pełnym szczęścia.
- Ja też. Ile to już czasu. Dwa lata ?
- 2 i pół haha.
Przylgnęłam do przyjaciela i zaciągnęłam się aromatem jego czekoladowo waniliowych perfum. Po chwili Jednak oprzytomnialam i lekko się odsunęłam
- Widzę że znowu czytasz tą książkę. Nie znudziła ci się ?
- Ona nigdy mi się nie znudzi.
Zapaliła mi się lampka w głowie.
- Ale czekaj. Coś musiało się stać. Gdyby wszystko było okej to byś nie przybył. Wiesz ze podróże w czasie są niebezpieczne i mogą prowadzić do rozszczepienia!?
Prawie krzyknęłam
- Tak masz rację. Przychodzę prosić cię o pomoc. Popełniłem pochopną decyzję i przez to Rudemu grozi niebezpieczeństwo.
Nie powiem zabolało lekko. Miałam Jednak lekką nadzieję że po prostu chciał mnie zobaczyć. Przeliczyłam się jednak.
- A co się stało z Jankiem ?!
- Gestapowcy go złapali podczas łapanki
- Was zostawić samych na chwilę. Jak mogłeś go puścić go samego.
- Nie wiem po prostu mu zaufałem.
- Idziemy. Jak widać beze mnie sobie nie poradzicie.
- Poradzimy ale no wiesz......
Kolejny raz, poczułam to ukłucie w sercu. Czyli jednak potrzebują mnie tylko gdy są klopoty. Czułam się lekko wykorzystywana.
Przenieśliśmy się w czasie. Powitała nas pani Bytnarowa. Była dla mnie jak matka której tak bardzo mi brakowało.
- Dzień dobry!
Powiedziałam szczęśliwa i przytuliłam mamę Janka. Wymieniłam krótki usmiech z Alkiem i podążyłam do kuchni zrobić sobie kawę. Zaczęliśmy planować odbicie Rudego. Szybko nadszedł noc i położyliśmy się spać. Zaczęłam rozmyślać. Gdy ostatnim razem Rudego przetrzymywali gestapowcy o mało nie umarł. Każdy z nas wie jak makabryczne mają tortury. Miałam nadzieję że Rudy jeszcze żyje. Ze stresu zasnęłam. Rano obudziłam się. Była godzina 6. Wszyscy już wstali oprócz mamy Janka. My wymknęliśmy się z domu i podążyliśmy na plac. Tamtędy najłatwiej można było się dostać na łapankę. Po chwili poczułam mocne uderzenie w brzuch. Poczułam jak ostrze noża wbija mi się pomiędzy rzebra. Zaskomlałam z bólu. Zostałam wepchnieta do furgonetki
Ktoś zatrzasną dzwi i wsiadł za kierownicę
Lekko podniosłam głowę i zobaczyłam male dzieci i kilku dorosłych. Straciłam przytomność z wyczerpania. Otrząsnęłam się gdy poczułam uderzenie w bok. Musieli mnie rzucić na podłogę bo leżałam w lochu. W rogu pokoju zobaczyłam znajoma rudą czuprynę.
-Janek ?
Zapytałam cicho
- Max?! O boże co oni ci zrobili.
- Będę żyła.
- Choć Rudy musimy się z tąd wydostać
- Dasz radę ?
- Mhm
Wstałam lekko podpierając się ściany ściany spojrzałam w górę. Zobaczyłam szyb wentylacyjny.
- Podsadź mnie
Powiedzialm cicho do kumpla
- Jasne
Rudy podsadził mnie. Otworzyłam szyb i wspięłam się do rury. Janek podciągną się i również zaczą podążać rurą. Doszliśmy do jedynego źródła światła. Okazało się że to wyjście na ulicę na której odbyła się łapanka. Nie wiele myśląc otworzyłam przejście i wys na ulicę. Nikogo nie było co mnie nie dziwiło. Pobiegliśmy do domu Janka jednak nie leczona rana na brzuchu dala o sobie znać. Brakło mi sił.
- Rudy
Wyjąkałam i zatrzymałam się.
- Max co jest.
Lekko zdezorientowany Rudy spojrzał na mnie. Gdy ogarną o co mi chodzi złapał się za usta
- O boże. Chodź pomogę Ci iść.
Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się jak wydoroślał mój przyjaciel. Jego ogniste rude włosy odrosły. Zielone oczy emanowały blaskeim a piegi lekko zeszły z naturalnie bladej twarzy. Oparłam się o niego i weszliśmy do klatki. Wspielismy się na odpowiednie piętro i zapukaliśmy do drzwi. Otworzyła nam Zośka.
Uśmiechną się jednak miną mu zrzedła Gdy zobaczył mój krwawiący brzuch. Szybko przenieśli mnie na kanapę. Mama Janka zajęła się mną i moją raną. Minęło kilka godzin a ja dałam radę już wstać. Podążyła cicho do kuchni. Niestety uslyzzlalam rozmowę Tadzia i Alka.
- Pomogła nam już i musi wracać do siebie. Nie potrzebujemy jej tu.
- Wiem ale ona jest nasza przyjaciółką.
- Ok ale to nie zmienia tego że nie pasuje tu.
Reszty nie uslyszlaam bo krew zaczęła szumic mi w uszach.Pod wpływem chwili wyszłam zza rogu i powiedziałam co myślę .
- To nie było miłe. Wiedziałam od początku że odzdzywacie się do mnie tylko gdy czegoś chcecie. Nie możecie się nazywać moimi przyjaciółmi, bo przyjaciele tak nie postępują. Ja was za nich uważałam. Szłam wszędzie za wami, czy to do wody czy w ogień a wy takie coś. Dzięki Tadzio. Ta przygoda nauczyła mnie ze nie wolno podejmować pochopnych decyzji ale wiem że zerwanie z wami znajomości będzie najperza decyzją jaką podejmę.
Wykrzyczalam to co myślę i ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia. Coś tam krzyczeli za mną ale nie słuchałam. Dostałam Dostałam miejsca gdzie miałam się przenieść do swoich czasów. Uslyszlam krzyk Zośki.
- Max nie możesz się przenieść nie masz tyle siły.
- Nie obchodzi mnie to .Kochałam was jak braci a wy tak mnie potraktowaliście.
- Przepraszamy
- Nie potrzebne mi sa wasze przeprosiny. I tak wiem ze nic nie zmienią. Cześć.
Przekioslam się i wylądowałam boleśnie na plaży. Rozplakamllam się i podążyłam do domu. Wiedziałam że nie miałam już nikogo. Miałam tylko ich a teraz nie mam już nikogo. Nawet nie mam już swojej książki bo zosyalowlam ją 1943

1072 słów mam nadziej że jest ok napiszczie w kom

Z Pamiętnika...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz