13.

2K 193 149
                                    

Następnego dnia Harry obudził się jeszcze zanim wzeszło słońce. Jego przyjaciół nadal nie było w łóżkach, co oznaczało, że wciąż świetnie bawili się na Balu Bożonarodzeniowym, który pewnie za chwilę miał dobiec końca.

Harry, chociaż w dormitorium było dość ciemno, wiedział, że nie jest tu sam - zresztą tak samo, kiedy zasypiał. Nadal pół siedział, pół leżał, opierając się o klatkę piersiową Dracona, który wciąż obejmował go ramionami, chociaż nadal spał. A to, że miał nos zatopiony w czarnych, roztrzepanych włosach i najprawdopodobniej się dusił, wydawało się mu nie przeszkadzać. Na łóżku nadal leżała porozrzucana talia kart.

Harry obrócił powoli głowę, starając się go nie obudzić. Spojrzał na spokojną twarz blondyna, a kiedy wrócił do swojej poprzedniej pozycji, doszedł do jednego wniosku.

Chyba się zakochał.

Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się, a stanął w nich Ron z podniesioną wysoko różdżką, którą oświetlał sobie drogę. Jego wzrok szybko zatrzymał się na Harrym i Draconie, a uśmiech zniknął mu z twarzy.

- Harry! - powiedział oskarżycielsko. - Co ty tu robisz... z nim?

Draco leniwie podniósł głowę, najwyraźniej obudzony krzykami Rona.

- Cześć, Harry - przywitał się, całując go w policzek, niby się zauważając Weasleya (chociaż Harry był pewien, że Draco doskonale wiedział o jego obecności i zrobił to specjalnie).

- Idę po Hermionę - oznajmił Ron, krzywiąc się lekko.

Harry zerwał się z łóżka. Słońce za oknami dormitorium powoli wschodziło.

- Chodźmy stąd, zanim Ron wróci tu z Hermioną i ktoś z nas zginie - Harry złapał opartą o ścianę Błyskawicę.

- Jest... piąta rano - Draco spojrzał na zegarek. - Nigdzie nie idę, choćby naprawdę ktoś miał tu zaraz zginąć.

- Naprawiłeś tą miotłę, więc trzeba ją wypróbować - stwierdził Harry, spychając blondyna z krańca łóżka. - No, więc skoro już wstałeś - spojrzał na Dracona, niemrawo podnoszącego się z podłogi - to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy poszli na boisko. Jest dość wcześnie, więc nikogo nie powinno tam być.

Kilkanaście minut później Draco trzymał się już kurczowo Harry'ego, przeklinając zarówno siebie, jak i tego przeklętego Pottera, że zaciągnął go na ten szatański pomiot zwany Błyskawicą.

Chociaż może to nie wina miotły - to Harry zachowywał się jak pięciolatek, któremu właśnie pozwolono polatać.
A "polatać" to było stanowcze niedopowiedzenie - Potter co chwila wywijał jakieś pętle w powietrzu, przyspieszając, kiedy blondyn był pewien, że bardziej się już nie da i Merlin wie co jeszcze, przyprawiając tym wszystkim Dracona o zawroty głowy.

Nie, żeby nigdy nie latał na miotle lub tego nie lubił. Wręcz uwielbiał czasem tak oderwać się od wszystkiego, ale przez Pottera na pewno będzie mieć traumę.

- Myślałem, że chciałeś wypróbować miotłę, a nie jak nas zabić! - Draco próbował przekrzyczeć wiatr świszczący im w uszach.

- To najszybsza miotła na świecie! - Harry głośno się roześmiał. - Czego się spodziewałeś?

Kiedy po kilku minutach Gryfon w końcu postanowił się zlitować i odstawić Dracona na ziemię, ten od razu położył się na trawie, zamykając oczy.

- I jak? - zapytał Harry, siadając obok niego.

- Nigdy - blondyn otworzył oczy i zgromił Harry'ego wzorkiem - więcej mnie w to nie mieszaj, bo zacznę żałować, że ją naprawiłem.

Wiem, że jest z Durmstrangu || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz