2.

35 3 0
                                    

  Kiedy przyniosłyśmy wszystkie potrzebne rzeczy weszłam do pokoju gdzie leżał chłopak. Miał ranę postrzałową. Nabój rozwalił się na części. Na szczęście tata posiadał wiedzę medyczną. Problem był taki, że nie był on lekarzem, a weterynarzem. Mężczyzna, który najprawdopodobniej był ojcem poszkodowanego nazywał się Rick. Był roztrzęsiony i przerażony. Myślał, że jego syn właśnie umiera. Tata zrobił co w jego mocy, aby uratować chłopca, w końcu to on go postrzelił. Przeprowadził operację. Chłopak był nieprzytomny więc za bardzo się nie męczył. Kiedy się obudził trzeba było szybko podjąć działanie i wyjąć części kuli. Strasznie krzyczał. Nie mogłam patrzeć na jego cierpienia, więc wyszłam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Chwilę później Maggie przyprowadziła na farmę matkę chłopca. Była załamana. Ostatecznie jednak mój tata zdołał go uratować. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Carl- bo tak nazywał się nieznajomy po dwóch dniach się obudził. Był zmęczony i osłabiony, ale po kilku dniach powinien stanąć na nogi.

Tato pozwolił grupie Ricka zostać u nas na czas kuracji Carla. Ich grupa była dość spora. Mieli też ze sobą całkiem sporo rzeczy i jedzenia. Ojciec jednak nie chciał ich tutaj na stałe.

Przez czas ich pobytu na farmie zaprzyjaźniłam się z Carlem. Opowiedział mi o zaginionej Sophii. Dokładnie. Sophii. Była to moja imienniczka. Śmieszny zbieg okoliczności. Mniej śmieszny był fakt, że ją odnaleźli. Jako sztywną. Carol- jej matka musiała ją zabić. Nie mogę sobie nawet wyobrazić przez co przeszła. Urządziliśmy dla niej skromny pogrzeb.

W końcu nadszedł dzień, kiedy Carl był już całkowicie zdrowy. Tata mimo moich licznych próśb nie dał się przekonać na ich stały pobyt. Jednak Rick miał z nim pomówić. Z tego co zauważyłam, każdy chciał zostać. Zauważyłam także, że Maggie jest bardzo blisko z Glennem- chłopakiem z grupy Ricka.

Wieczorem Rick udał się do mojego taty. Rozmawiali dość długo. W tym czasie ja i Carl postanowiliśmy ich podsłuchać.

- Hershel, obiecuje Ci, że moi ludzie nie będą sprawiać problemów. Będziemy wam pomagać i nie zajmiemy dużo miejsca. Poza tym wydaje mi się, że nasze dzieci bardzo się polubiły. Chyba nie chcesz ich rozdzielać? - Mówi Rick.

Ja i Carl usmiechnęliśmy się do siebie.

-No nie wiem Rick. Mam tu swoje zasady i małą przestrzeń. Muszę chronić moje córki. -Odpowiada mój tata.

Wtedy miny nam zrzędły. Nie wiedziałam, że mój tata jest aż tak uparty, nawet kiedy ludzkość upada.

- Obiecuję, że będziemy przestrzegać zasad. Mamy kamper, więc o miejsce nie trzeba się martwić. My również możemy chronić Pana córki. Ręczę za swoich ludzi. - Mówi ojciec Carla.

-Niech będzie. Ale jeśli złamiecie zasady, nie chce was tu więcej widzieć.

-Dzięki Hershel.

Szybko uciekliśmy od drzwi i wróciliśmy do mamy Carla. Chwilę po nas dotarł Rick, aby ogłosić, że mogą u nas zostać. Bardzo się cieszyłam.

Time skip
Odkąd Rick i jego grupa z nami zamieszkali minęło ponad pół roku. Wspólnie uczyliśmy się strzelać, polować i zdobywać pożywienie. Przez cały ten czas towarzystwa dotrzymywał mi Carl. Stał się moim najlepszym przyjacielem i wiedzieliśmy o sobie wszystko. Przez okres połowy roku żyło nam się świetnie i byliśmy  bezpieczni. Lori- mama Carla zaszła w ciążę i niebawem miała urodzić. Wszystko się układało. Tata ich bardzo polubił i nawet zaakceptował Glenna- chłopaka Maggie.

Wszystko co piękne kiedyś się kończy.   Po dość sporym okresie czasu zaatakowała nas horda sztywnych. Musieliśmy uciekać. Straciliśmy przez to dobrą połowę swoich rzeczy. Nie licząc tego, że parę osób nie przeżyło tego ataku. Było to okropne. Sama ledwo uszłam z życiem.

Kiedy zaatakowala nas horda byłam na zewnątrz. Niczego nieświadoma. Opierałam się o ogrodzenie spoglądając na swój dom. Nagle usłyszałam kogoś bardzo blisko mnie. Nim zdążyłam się obejrzeć złapał mnie i już miał mnie ugryźć, kiedy Carl strzelił mu kulkę w łeb. Rzuciłam mu się w ramiona szepcząc dziękuję i poczułam jak łza spływa mi po policzku. Oboje pobiegliśmy do domu i panicznie zaczęliśmy krzyczeć o pojawieniu się hordy.

Odjechaliśmy stamtąd samochodami i udało nam się odnaleźć. Byliśmy zmuszeni szukać nowego schronienia, co nie było wcale takie proste. Dwie noce spędziliśmy na zewnątrz. Na całe szczęście znaleźliśmy ogromne więzienie. Jednak na nieszczęście było przepełnione setkami szwendaczy.

Dear Diary... Where stories live. Discover now