1. A co ze szkołą?

125 7 3
                                    

Już pierwszego dnia klasy maturalnej James Barnes zrozumiał, że nie skończy szkoły. 

Zawsze wiedział, że kariera akademicka nie jest jego powołaniem. Nie lubił się uczyć, opanowywanie kolejnych partii materiału przychodziło mu z ogromnym trudem. Jedynym, co do tamtej chwili powstrzymywało go przed rzuceniem edukacji, był jego najlepszy przyjaciel. 

Steve Rogers hobbystycznie angażował się w dwie rzeczy. Pierwszą było przeciąganie Bucky'ego za uszy przez kolejne etapy edukacji. Tak było od samego początku ich znajomości, odkąd jako kilkuletnie dzieci pierwszy raz przekroczyli mury lokalnej szkoły podstawowej. Barnes już wtedy  nie radził sobie z wyzwaniami, jakie stawiali przed nim nauczyciele, przerastała go nawet nauka podstaw takich jak nauka czytania i pisania, przez co narażał się na kpiny ze strony rówieśników. Z kolei młody Rogers, który od dziecka wykazywał się wyjątkowym poczuciem sprawiedliwości społecznej, od pierwszej chwili wziął sobie za cel bronienie nowego kolegi. Zakrawało to o ironię: Steven był wyjątkowo drobnym i cherlawym chłopcem, przy wyrośniętym Buckym prezentował się wręcz marnie, jednak to właśnie on okazał się wyjątkowo pomocny. Nie tylko wdawał się w pyskówki i bójki (z których zwykle wychodził mocno pokiereszowany) z każdym, kto śmiał nabijać się z Jamesa, ale też poświęcał wiele godzin, by pomóc mu nadgonić omawiany materiał. 

Drugim hobby Stevena, które na zawsze scementowała przyjaźń chłopców, było pakowanie się w bójki z osobami znacznie większymi od niego. Wiązało się to z potrzebą reagowania na każdą niewłaściwą sytuację, której był świadkiem. Tu z kolei nieocenioną pomocą okazał się Barnes, który chętnie wykorzystywał swoją siłę do tego, by wyciągać przyjaciela z kłopotów. Żyli w takiej symbiozie od wielu lat — dzięki Steve'owi Bucky przechodził przez kolejne etapy edukacji, natomiast dzięki Bucky'emu Steve wciąż miał wszystkie zęby. 

Wiele osób dziwiło się relacji tej dwójki. Z pozoru wydawało się, że nie mają ze sobą nic wspólnego, należą do zupełnie innych światów. Barnes braki w formalnej edukacji nadrabiał tym, że brylował na boisku do baseballu; miał przy tym opinię urzekającego (choć nieszkodliwego) buntownika, a przy tym z czasem stał się prawdziwą duszą towarzystwa. Z kolei Steve był prawie niewidzialny, przynajmniej do chwili, gdy wdawał się w kolejną burdę. Był niezłym choć niewyróżniającym się uczniem, nie przykuwał wzroku swoim wyglądem, z pozoru był zwyczajnie nijaki. Dopiero gdy bliżej poznawało się tę dwójkę, panująca między nimi dynamika nabierała znacznie więcej sensu. Bucky i Steven po prostu doskonale się uzupełniali.  

———

Koniec września był wyjątkowo ciepły, co Bucky i Steve postanowili skrupulatnie wykorzystać. Siedzieli na wysokim krawężniku przed wąską kamieniczką z czerwonej cegły, w której wraz z matką mieszkał Barnes. Głównie milczeli; Rogers bez większego zaangażowania rysował portret starszej sąsiadki, która całe dnie przesiadywała w oknie przeciwległego budynku, podczas gdy jego przyjaciel próbował czytać kolejny rozdział podręcznika do historii, jednak kompletnie nie potrafił się na nim skupić. Od kilku dni miał w głowie tylko jedną rzecz, która zajmowała wszystkie jego myśli.

— Zaciągnąłem się — wypalił nagle James; było to niespodziewane, siedzieli w milczeniu od kilku minut i nic nie zapowiadało, by miało się to zmienić. Ta cisza nie ciążyła żadnemu z nich. Zawsze czuli się w swoim towarzystwie dobrze, nie było między nimi cienia niezręczności. 

— Hm? — spytał Steve, podnosząc wzrok znad swojego szkicownika. Słońce powoli zachodziło, ale wciąż przyjemnie grzało i dawało dużo ciepłego światła. Jego promienie delikatnie rozjaśniały włosy Bucky'ego i Rogers przez chwilę był gotów przysiąc, że w dostrzegł w nich kilka blond pasemek, choć doskonale wiedział, że to tylko iluzja. Po tylu latach znał każdy szczegół wyglądu przyjaciela na pamięć. 

— Zaciągnąłem się. Do wojska. Na początku listopada zaczynam szkolenie. Potem jadę do Wietnamu — wyjaśnił Barnes. 

Rogers zamknął zeszyt i z impetem odłożył go na bok. Bucky'emu trudno było odczytać cokolwiek na jego twarzy, dlatego nawet nie próbował. W zasadzie spuścił wzrok, prosto na swoje splecione na kolanach dłonie.

— A co ze szkołą? 

— Steve, obaj wiemy, że gdyby nie ty, nie doszedłbym nawet do drugiej klasy. Ciągnięcie tego do końca to tylko i wyłącznie oszukiwanie się, że coś ze mnie będzie. A wojsko to dla mnie szansa na jakąkolwiek karierę — wyjaśnił Barnes, nerwowym gestem wyłamując wszystkie palce po kolei. — Pochodzę jeszcze trochę, potem zabiorę papiery. Egzaminy zawsze mogę zdać później, a do college'u i tak bym nie poszedł. To niezłe rozwiązanie.

— Rozumiem — rzucił Rogers. Wydawał się niewzruszony, jednak Bucky widział, że to jedynie pozory. Jego głos delikatnie się złamał gdzieś w połowie wypowiedzi, a kącik ust drgał w charakterystyczny sposób. — Nie popieram, ale tym razem nie będę cię do niczego zmuszać. Jesteś dorosły, zrobisz co chcesz.

Na twarzy Steve'a wykwitł smutny, pełen smutku uśmiech. Widać było, że wizja rozstania z przyjacielem niesamowicie go smuci, może wręcz przytłacza. Był w tym wszystkim jakiś cień rezygnacji, coś, co wydawało się odrobiną zazdrości, ale przede wszystkim naprawdę ogromny niepokój. 

— Hej, Rogers. Nie przejmuj się, przecież wyślę ci pocztówkę — rzucił Bucky, sprzedając przyjacielowi kuksańca w bok. Nie był przy tym szczególnie ostrożny, czego pożałował w chwili, gdy z ust Stevena wyrwał się głośny jęk. — Och, wybacz.

— Jasne, nie będziesz miał nic lepszego do roboty — prychnął w odpowiedzi Rogers, zupełnie ignorując przeprosiny Barnesa. — Po prostu wróć do mnie w jednym kawałku, okej? I to najlepiej zanim stracę wszystkie zęby. 

— Dasz sobie radę, palancie*. Jesteś jak pieprzony karaluch, przeżyjesz absolutnie wszystko. 

— Ty też dasz sobie radę, dupku. Dziesięciu takich jak ty i skończą tę wojnę w dwa tygodnie. 

~*~

*Zachowałam tłumaczenie słowa punk, którym posłużyła się osoba tłumacząca pierwszy film z Kapitanem na polski, bo nie mogłam znaleźć lepszego polskiego ekwiwalentu. Słówko jerk zastąpiłam dupkiem, bo osioł mi się nie podoba.  

Nie sądziłam, że kiedyś wezmę się za to uniwersum, ale proszę, jest. (: To raczej nie będzie długie. 

I'll send you a postcard | stucky auWhere stories live. Discover now