ROZDZIAŁ VIII

1.1K 72 31
                                    


Za niecałe cztery miesiące zaczynałam studia, a oszczędności nie miałam. Znalezienie dorywczej pracy było jedynym rozsądnym pomysłem, więc gdy zobaczyłam informacje w pobliskiej kawiarni, że potrzebują dodatkowej pary rąk od razu się zgłosiłam. Umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną, która praktycznie się nie odbyła, ponieważ gdy tylko przekroczyłam próg drzwi właścicielka wcisnęła mi fartuch, opowiadając co będzie wchodziło w zakres moich obowiązków. I to by było na tyle. Przepracowałam cały dzień, a wieczorem chwilę po zamknięciu ustaliłam z Josie wynagrodzenie i godziny pracy. Chciałam móc spędzać popołudnia z przyjaciółmi, więc moja zmiana zaczynała się o siódmej, a kończyła o czternastej. Wstawałam o szóstej: piłam kawę, brałam prysznic i wychodziłam i tak zleciały już trzy dni. Rano nie było ruchu, więc wykorzystywałam czas wolny, aby poczytać w międzyczasie obsługując dwóch, stałych klientów: Sophie - studentkę trzeciego roku, która codziennie o ósmej przychodziła po czarną kawę i wiśniowe ciastko na wynos oraz Alberta - starszego mężczyznę, który codziennie o siódmej przychodził po szarlotkę dla swojej chorej żony. Koło dziesiątej ilość osób w pomieszczeniu znacznie wzrastała, a ja chodziłam od jednego stolika do drugiego, co chwilę przyjmując kolejne zamówienia na zmianę z Rose - córką właścicielki, która w czasie wolnym pomagała jej przy kawiarni. Miała długie, blond włosy i była naprawdę przekochana. Zaczynała po wakacjach pierwszą klasę liceum, a mimo tego była bardzo dojrzała. Klienci ją lubili: szczególnie ci starsi, którzy co chwilę wspominali, że wygląda jak swoja matka. Rose uśmiechała się serdecznie, a gdy odwracała się do nich plecami posyłała mi spojrzenie mówiące: zabierz mnie stąd. Po mojej zmianie pracę zaczynała Miranda, niezbyt otwarta na ludzi i świat dziewczyna o ciemnych niczym smoła włosach. Do najprzyjemniejszych nie należała, ale zawsze gdy się mijałyśmy posyłała mi delikatny uśmiech, który co prawda bardziej przypominał grymas, ale to zawsze coś. Zdziwiłam się, więc gdy pewnego dnia zadzwoniła do mnie z samego rana i poprosiła o przysługę. Dostała mój numer od Josie i od razu z niego skorzystała błagając mnie, abym zamieniła się z nią na zmianę. Nie miałam żadnych planów na popołudnie, więc się zgodziłam. Wiedziałam, że już nie zasnę. Ruszyłam w kierunku kuchni, zrobiłam napój Bogów i wróciłam do swojej sypialni. Nathaniel jeszcze spał, a ja nie chciałam go budzić. Usiadłam na łóżku i napisałam do najbardziej nieodpowiedniej osoby na świecie.

Do: Tyler.

Poranny spacer nad plażą czy kawa przy serialu?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

Od: Tyler.

Nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło: twoje pytanie czy to skąd masz mój numer.

Do: Tyler.

Ukradłam z telefonu Nate'a, ale skoro wiesz z kim rozmawiasz też musiałeś go jakoś zdobyć.

Od: Tyler.

Zrobiłem dosłownie to samo co ty.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

Od: Tyler.

Skończyłem pracę, podjechać po ciebie?

Do: Tyler.

Tak.

Odkąd Tyler zostawił mnie na plaży w akcje ironicznej zazdrości minęło kilka dni. Od tamtego momentu widywaliśmy się codziennie. Nie zawsze z przypadku i przymusu: raz z własnych chęci. Nie mogłam zasnąć i poszłam na spacer, a moje nogi zaprowadziły mnie do Pubu. Spędziłam tam dobre, dwie godziny grając i rozmawiając z Jorgem, który naprawdę miał bogatą przeszłość. Jako marynarz dużo podróżował, zwiedzał świat. Miał trzy żony i każda z nich nie była tą jedyną. Mimo swojego wieku nadal wierzył i szukał swojej bratniej duszy, a to było piękne ale też naiwne. Był cudownym człowiekiem, który zasługiwał na szczęście. Naprawdę. Rozmawialiśmy, popijając piwo z prawdziwych kufli. Nie dość, że był dobrym towarzyszem do picia to także dobrym, naprawdę dobrym słuchaczem. Koło drugiej przyjechał Tyler, który zaczynał swoją zmianę. Podczas gdy ja dobrze bawiłam się z klientami baru, on przygotowywał drinki co chwilę zerkając w moją stronę. Godzinę później podszedł do mnie i powiedział, że porywa mnie na drugi koniec miasta. Nie wiem czy wolno było wychodzić mu z pracy przed czasem, ale najwyraźniej nie zwracał na to uwagi, ponieważ pociągnął mnie za sobą i zaprowadził do samochodu. Jechaliśmy w ciszy, ale nie takiej niezręcznej, a dobrej i przyjemnej. Po piętnastu minutach zatrzymał się pod starą kamienicą i wysiadł z Camaro.

|Sztuka Kochania|Where stories live. Discover now