ROZDZIAŁ II

1.1K 77 35
                                    


Obudziłam się przez wpadające do pokoju promyki słońca. Niechętnie otworzyłam oczy i wstałam z łóżka. Wyjęłam z szafy czarne, krótkie spodenki i zwykły, biały top. Zabrałam ze sobą ręcznik, który przygotowała mi Elizabeth, ruszając w kierunku łazienki. Weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę, a zimne krople delikatnie muskały moje nagie ciało. Poczułam świeżość. Sięgnęłam po arbuzowy szampon i dokładnie wmasowałam go w moje włosy. Spłukałam go i wyszłam z kabiny, wykręcając kosmyki sowich włosów. Związałam rude kędziorki w kucyka. ubrałam przygotowany strój i zeszłam na dół. Elizabeth i mój tata pracowali do późna, więc gdy tylko weszłam do kuchni zobaczyłam na blacie karteczkę, z której wynikało, że będą późno, a pieniądze na obiad przelali mi na konto. Odszukałam wzrokiem ekspresu do kawy i po długim, trudnym poszukiwaniu kubka wlałam do niego magiczny płyn. Otworzyłam lodówkę, a z ostatniej półki wyjęłam naturalny jogurt.

- Hej, macie jakieś płatki? - spytałam chłopaka, który usiadł na krześle i wbijał we mnie swoje skacowanego spojrzenie.

- Obok piekarnika, dolna szuflada.

- Dzięki. - rzeczywiście je tam znalazłam. Wsypałam małe, miodowe serduszka do jogurtu i zaczęłam jeść. - Jak się czujesz?

- Głowa mi pęka i nic nie pamiętam.

- Przynajmniej umiesz rymować. - posłałam mu delikatny uśmiech.

- Bardzo narozrabiałem?

- Nazwałeś mnie dobrą dupą przy moim tacie, ale spoko było w porządku.

- Jack mnie zabija, prawda?

- Chyba powinieneś zacząć uciekać. - odpowiedziałam, a on przewrócił oczami. Jest zabawny, a to już plus. - Jestem Anastasia.

- Nate.

Blondyn się uśmiechnął, a ja pomyślałam, że naprawdę może nie będzie tak źle.

***

Pierwsze dni w nowym miejscu były naprawdę cholernie nudne. Cały czas siedziałam domu: słuchając muzyki, oglądając seriale albo próbując znaleźć inspirację do malowania. Z tatą i Elizabeth mijałam się wieczorami, a Nathaniela praktycznie nie było w domu. Czasem zaglądał do mnie i wymieniał ze mną grzecznościową kilka zdań, ale krótko mówiąc bałam się, że czeka mnie śmierć z nudów albo ze złości przez moją twórczą blokadę. Puste płótno grzało miejsce na sztaludze dobre cztery dni, a farby zostały w nienaruszonym stanie. Frustracja ogarniała moje ciało za każdym razem, kiedy podnosiłam pędzel, a po chwili zastanowienia znowu odkładałam go na szafkę. Czułam jakby każdy nerw mojego ciała pragnął abym się nie poddawała i zmusiła się do tworzenia, ale nie mogłam. Coś było nie tak i chyba coś we mnie przygasło, co było całkiem ironiczne biorąc pod uwagę, że za cztery miesiące miałam stawić się w szkole artystycznej. Pech to nie grzech, prawda? Wieczorne spacery były moim jednym urozmaiceniem. Samotne, długie spacery podczas, których zdesperowana łaknęłam zaczerpnięcia inspiracji. Snułam się po pustych ulicach, które były oświetlone pojedynczymi lampkami. Rozglądałam się po mieście, które po zmroku wyglądało jak opustoszałe. Zastanawiałam się jacy są mieszkańcy, jak miasto wygląda w ciągu dnia, ale nie mogłam zmusić się do wyjścia przed zachodem słońca. Na zewnątrz było upalnie i nieprzyjemnie, a zimny powiew klimatyzacji w moim pokoju ratował moje spocone ciało: nie było szans żebym wyłoniła się z domu dopóki temperatura nie spadnie. Nienawidziłam dni, w których ubrania przylepiały się do mojego ciała, a z czoła co jakiś czas spadała kropla potu. Wolałam jesienna porę, kiedy natura wyglądała jak wspaniały pejzaż. Liście powoli spadające z drzew, pierwsze przymrozki i te wszystkie barwy, którymi nie mogły nacieszyć się moje oczy.

|Sztuka Kochania|Where stories live. Discover now