2.

965 54 10
                                    

Gon bezpiecznie wrócił do domu kładąc się wyczerpany na łóżku. *Gdybym nie ja to on by już dawno nie żył* pomyślał i schował głowę w poduszkę. Zaczął sobie wyobrażać sytuację gdyby on go nie złapał. Potem zaczął się zastanawiać jakim cudem on go złapał. Mógł spaść z każdej strony... wydaje się to takie nierealistyczne... Czarnowłosy po chwili wziął się w garść, poszedł się myć i spakować do szkoły. Wyczerpany położył się do łóżka jednak nie mógł usnąć. Ciągle myślał o tym, że człowiek, którego uratował od samobójstwa będzie z nim mieszkać. Postanowił, że skoro nie może usnął to przygotuje materac dla Killui. Jutro by pewnie nie miał czasu bo prukwy od wszystkich przedmiotów zadają tyle, że zesrać się można. Wyjął jeden z dodatkowych materacy spod swojego łóżka i położył na drugim krańcu pokoju. Wyjął niedawno wypraną pościel i położył na materacu. Kiedy tak patrzył na ten materac pomyślał, że pewnie gość będzie głodny. W końcu w szpitalu nie dają zbyt dobrego jedzenia. Główkował co może ugotować. Chciał coś co nie wymagało dużo pracy ale by na tyle wyglądało. Zszedł na dół i otworzył książkę z przepisami. Może tam zaczerpnie skądś inspiracje. Po długim szukaniu uznał, że jednak zrobi żurek i spaghetti a na deser zrobi galaretki. Gon zabrał się do pracy. Po kilku godzinach gotowania uznał, że wszystko jest bardzo dobre. Galaretki włożył do lodówki, żurek włożył do wielkiego garnka, który utrzyma odpowiednią temperaturę zupy a spaghetti postanowił, że zrobi jutro. Teraz nie był już kompletnie zmęczony. Była druga nad ranem a on dopiero co skończył robić jutrzejszy obiad. Włączył telewizor i obejrzał jakiś marny turecki film. Nie dość, że nie wiedział o co chodzi to jeszcze nie miało to sensu. Oglądał tak telewizję do szóstej rano. Wtedy postanowił, że pójdzie na całość i zamiast kanapek na szybko do szkoły zrobi sobie wykwintne śniadanie. Ugotował parówki, ugotował jajko i włożył do tego dwie kanapki. Wyszedł za tem wcześniej bo umierał z nudów. Kiedy był już pod szkołą, usiadł na ławce na dziecińcu i czekał na Kurapikę, Bisky i Leoria - jego przyjaciół. Leorio przyszedł jako pierwszy. Jak zobaczył Gona to aż odskoczył z piskiem. Wszyscy się na niego spojrzeli a on się lekko zaczerwienił ze wstydu. Podszedł do chłopaka i powiedział:
-Boże przenajświętszy jak Ty wyglądasz?! Wszystko ok..?
-Jest ok po prostu nie mogłem usnąć- powiedział drapiąc się po głowie.
Zaczęli rozmawiać i wtedy przyszli Kurapika i Bisky. Nie pisnęli ani nie odskoczyli ale zaskoczeni podeszli do swojego przyjaciela i powiedzieli:
-Matko Boska Gon wyglądasz jak żywy trup!
-Po prostu nie spałem całą noc
-Jak ja Cię dawno nie widziałam w takim stanie. Zawsze tak wyglądałeś jak byłeś załamany lub podekscytowany. Stało się coś? - zbliżyła się Bisky do Gona.
-Nie, po prostu nie byłem senny
-Nie wierze Ci- powiedziała z "obrażoną" miną Bisky. Kurapika i Leorio tylko się zaśmiali.
-Zaraz lekcje chodźcie - rzekł Kurapika i wszyscy weszli do szkoły. Kiedy usiedli w ławkach Gon nie mógł skupić się na lekcjach. Było to widać i siedzący z nim Kurapika szturchnął go lekko.
-Nad czym tak dumasz?- Gon odskoczył trochę, złapał się ze serce i powiedział:
-Nie strasz mnie tak! I o niczym przecież słucham- Kurapika zaśmiał się i już się nie odezwał. Znał Gona i wiedział, że w końcu mu powie.

*

Podczas lekcji chemii zadzwonił do Gona telefon. Wiedział od kogo był ten telefon ale babka uznała, że on sobie żarty stroi. Gon starał się wytłumaczyć, że to coś ważnego i, że za pięć minut wróci ale Pani to nie przekonało. Wszyscy w klasie się cicho śmiali a Kurapika trzymał kciuki by nie wzięła go do odpowiedzi. Gon musiał improwizować. Powiedział, że ma bardzo chorego ojca i miał zadzwonić do niego szpital. Błagalnym tonem prosił by dała mu ten jeden raz odebrać. Babka w końcu się zgodziła ale potem powiedziała, że za karę weźmie go do odpowiedzi. Gon oddzwonił jak najszybciej do szpitala. *Oby tylko odebrali*. Na jego szczęście odebrali.
-Dzień dobry Panie Freecss. Chciałem poinformować, że Pan Zoldyck został wypisany ze szpitala jednak póki nikt po niego nie przyjdzie będzie czekać w tej samej sali czyli 34.
-Dziękuje za informacje. Przyjadę jak najszybciej. Dowidzenia
-Dowidzenia-. Gon pognał do sali a nauczycielka odrazu go spytała. Dostał trójkę. Dobrze chociaż, że nie jedynkę. Kiedy wrócił do ławki Kurapika poklepał go po plecach i starał się nie śmiać.
-Tak z ciekawości.. to prawda z tym ojcem?- Gon siedział cicho i wzdychnął. Nie ma przecież co tu ukrywać.
-Nie, skłamałem po części. Dzwonili do mnie ze szpitala ale nie w sprawie ojca- Kurapika nasłuchiwał się uważnie.
-Otóż- przerwał mu głos nauczycielki. O mało co nie dostał pały więc napisał Kurapice na kartce, że powie po lekcji.

Na przerwie Kurapika usiadł na ławce razem z Gonem a Leorio i Bisky widząc to odrazu się dosiedli. Byli zaskoczeni całą tą sytuacją. Na początku myśleli, że Gon żartuje ale zaczął mówić coraz poważniej i nie wydawało się to być żartem. Po lekcjach Gon oznajmił, że idzie odebrać Killuę ze szpitala i szybko pognał na autobus. Tym razem spojrzał na rozkład jazdy i miał 10 minut by dotrzeć na przystanek. Udało mu się. Tym razem podał imię i nazwisko Killui i pognał do sali. Przytulił go a Killua tylko się zaśmiał.
-Aż tak Ci mnie brakowało?
-Martwiłem się! Jakie szczęście, że jesteś wypisany- powiedział z radością w głosie Gon.
-Nie będzie Ci ciężko ze mną pod dachem...?-białowłosy znał odpowiedz ale chciał usłyszeć ją od czarnowłosego.
-No nie żartuj! Oczywiście, że nie! Potrzebujesz pomocy a ja Ci z własnej inicjatywy ją zaoferowałem. Jak mógłbyś być ciężarem?- Niebieskooki uśmiechnął się tylko i poszedł za Gonem. Wyszli ze szpitala w stronę przystanku i nagle zaczęło padać
-Nie spodziewałem się tego. Było napisane, że będzie słonecznie - rzekł ze smutkiem w głosie Gon.
-Mam nadzieję, że się nie przeziębisz - wykrzyknął po sekundzie Gon. Killua tylko się uśmiechnął.
-Nie martw się o mnie. Za ile ten przystanek?
-Jeszcze 2 ulice i dojdziemy. Choć!- Brązowooki złapał niebieskookiego za rękę i biegł z nim jak najszybciej do przystanku. Kiedy dotarli to odrazu schowali się pod dachem strasznie dysząc. Prawie się spóźnili na autobus i śmiejąc się nieustannie wsiedli do autobusu. Rozmawiali przez całą drogę aż w końcu dojechali do prawowitego przystanku. Wysiedli i pobiegli w stronę domu Gona. Gon otworzył drzwi.
-Witaj w domu Killua!

Sięgając pamięcią || KillugonWhere stories live. Discover now