Rozdział 20

352 38 23
                                    

Nie dowierzałam na początku w to co widzę. Przede mną, na końcu korytarza, wplątany w jakieś niewidzialne nitki, mój kot szarpał się i syczał oburzony, że coś dotyka jego futerka. Jednak gdy mnie ujrzał, zaczął jęczeć żałośnie, jak mu niedobrze i jaki jest biedny. Zrobił też swoje słynne oczy, które zawsze mnie zmiękczały. Nie było inaczej i tym razem. 

— Och biedny – westchnęłam i podbiegłam do niego.

Miauknął żałośnie na potwierdzenie i zamachnął się łapkami w moją stronę. Chwyciłam go w ramiona, na co od razu zamruczał z uciechą. Parszywy leń dobrze wiedział, że będę go teraz nosić i zaprowadzę do domu. Zaczęłam go rozplątywać z tych żyłek. Jaki idiota ustawia takie beznadziejne pułapki w takim miejscu. Mój kot mógł się nimi przeciąć. Gdyby nie jego tłusty tyłek, który amortyzował przed zranieniami, już by miał jakieś nacięcia.

— Co tu robi twój kot? – zapytał mnie Rudolf stając obok mnie.

— Nie mam pojęcia – przyznałam szczerze zdejmując żyłki z jego ogona. Bez przerwy był przyczepiony do mojej bluzki. – Pewnie przyszedł za mną.

— Odsuń się! – rozległo się po całym korytarzu.

Podskoczyłam przerażona. Rozejrzałam się i zobaczyłam zdyszanego Zaana na końcu korytarza. Był wściekły. A myślałam, że tylko ja doprowadzam go do złości.

— Już się odsuwam – zapewniłam zaniepokojona. Może musi teraz sprzątać te przeklęte pułapki, dlatego jest taki zły. — Jezu. Jaki idiota zostawia coś takiego na korytarzu.

Odsunęłam się z Rudolfem kilka korków od żyłek. Trzymałam przerażonego Heńka w ramionach, jak małe dziecko. W ogóle go tak traktowałam. Był mi niezwykle bliski. Zwłaszcza po śmierci Adama.

— Od kota! – zarządził, a ja od razu poczułam irytację. Z jakiej paki każe mi oddawać się od własnego kota. Może i jest tu nielegalnie, ale przecież go za to nie zabije.

— Czego chcesz od mojego kota, do diabła? Już go biorę do domu. Nie wiedziałam, że przyszedł za mną. – wysyczałam wojownicza, ostentacyjnie przygarniając kota bardziej do siebie.

Zwolnił kroku, aż w połowie drogi zatrzymał się i posłał mi długie spojrzenie. Zaraz zza nim pojawił się Emanuel, a w następnej kolejności Vanessa i Maks.

— Nie powinniście być na przesłuchaniu? – zapytał zdezorientowany Rudolf.

— Twój kot? – powtórzył jak echo Emanuel.

— Jasne... — Zaan westchnął z załamaniem. — OCZYWIŚCIE ŻE TO TWÓJ KOT. A JAKBY INACZEJ?! – wyrzucił ręce w powietrze w ramach demonstracji swojej frustracji.

Nie wiem czemu on ma zawsze do mnie jakiś problem. Jakbym była epicentrum wszystkich problemów świata.

— Nie powinniście być teraz na przesłuchaniu? – zapytałam zdezorientowana całą sytuacją. Coś było zdecydowanie nie tak. – I co wy macie do mojego kota?

— To pomiot szatana – syknął wyprowadzony z równowagi i ruszył w moją stronę. – A teraz mi go oddaj.

Wyciągnął swoje ogromne łapy w stronę mojego kota, co kompletnie mnie wkurzyło.

— A w życiu – odsunęłam się na bok trzymając Heńka i szarpiąc nim jak lalką, co było w tym momencie najmniej ważną rzeczą. Zresztą wyjątkowo się nie skarżył. – Łapy precz od mojego kota. Znajdź sobie własnego.

Zaan wyglądał tak jakby miał zaraz wyjść z siebie i stanąć obok. Jego prawa powieka mu delikatnie drgała, ukazując jak serdecznie dość ma mojego istnienia. Wciągnął głośno powietrze, złożył dłonie jak do modlitwy i przyłożył sobie do ust. Patrzył na mnie intensywnie, delikatnie się pochylając w moim kierunku. Wyglądał jakby zastanawiał się od której strony zacząć mnie oskórować.

Agentka   |Poprawa|Where stories live. Discover now