IV. Para zbrodniarzy.

75 4 2
                                    

• gdzie Holly zburzyła nie tylko domek z kart •


Nie możesz położyć tutaj dwójki.

— Do licha! A tym razem dlaczego?

— Bo ja położyłem trójkę. Możesz przebić ją inną trójką, albo...

— Dobrze, wiem! Boże... Kto wymyślił tak durny wariant zasad? — dezaprobata Holly spotkała się z głębokim westchnięciem z ust Jamesa, który zmęczony potarł twarz dłonią w geście bezsilności. Taka inteligentna, a jednoczenie taka porywcza, pomyślał.

— Ustaliliśmy je przed grą, po tym jak okazało się, że znamy inne reguły. — jęknął, opierając się łokciami o blat ławki, która od godziny pełniła role pola ich karcianych rozgrywek.

— To było pytanie retoryczne. — burknęła i opadła na oparcie niewygodnego, bibliotecznego krzesła. — Daj kartę, proszę.

Bez zbędnych słów sięgnął dłonią po talie, aby wyliczyć z niej trzy karty, ale stanowczy okrzyk blondynki zatrzymał go w bezruchu.

— Rozpędziłeś się z tym liczeniem. Najpierw daj mi jedną, abym mogła sprawdzić czy jest kartą waleczną. Ustaliliśmy takie zasady przed grą. — zironizowała ostatnie słowa, ku jego małemu rozdrażnieniu.

— Zasad tyle ile dań na wigilie. — chłopak wymamrotał pod nosem, wywracając oczami i od niechcenia ostrożnie wyciągnął z talii pierwszą kartkę.

— Ale nie podglądaj!

— Nie śmiałbym.

— Och, proszę, wysłannik archaniołów się znalazł. — mruknęła i dźwignęła się z krzesła, pochylając w stronę Jamesa, i wyciągając w jego stronę otartą dłoń. Zwinnie odebrała kartę, studiując jej potencjalne zastosowania ze zmarszczonymi brwiami i spoglądając z skupieniem na pozostałe dwie dzierżące w drugiej dłoni. — Poproszę jeszcze dwie.

— Czyżby opuściła cię dobra passa? — rzucił zaczepnie i z gracją podał Holly jej nowy dobytek.

— To się okaże jakie karty mi wybrałeś. Twoja kolej.

James bez słowa wystawił ósemkę pik, a Holly misternie ułożyła swoje karty w równiótki wachlarz z beznamiętną miną, której zawodowy pokerzysta mógłby jej pozazdrościć. Cmoknęła, spoglądając kątem oka na rosnącą kupkę i przeniosła wzrok na Wayne'a, który bębniąc palcami o ławkę czekał na jej ruch.

— Zmieniam na kier. — zasalutowała, kładąc asa pik.

— A ja na pik. — nim Holly zdążyła oprzeć się o krzesełko, chłopak w mgnieniu oka zakrył jej kartę swoim asem. Zaintrygowana uniosła jedną brew i zagryzła dolną wargę, chcąc powstrzymać chęć uśmiechnięcia się. Zamiast tego elegancko odgarnęła złociste włosy na plecy i z wolna oparła się łokciami o ławkę, wyciągając zgrabną dłoń do przodu.

— Kier. — powtórzyła tym razem z mocą w intonacji, dociskając palcem wskazującym kolejnego wykładanego asa, którego miała w zanadrzu.

James pomrugał kilkukrotnie, spoglądając na rozpromienianą i pełną pasji do działania twarz Holly. Cień po wcześniejszej niezręczności jaka panowała pomiędzy nimi, przed tym jak blondynka nieumyślnie zrzuciła książkę na podłogę ocucając ich z chwilowego fascynującego amoku wyparował, dając upust chęci zdrowej rywalizacji w nieświadomości, że obydwoje wybrali ten sam oraz stary jak świat sposób na rozładowanie emocji; skierowanie ich w stronę drugiej osoby za pośrednictwem determinującej ryzgrywki, która pozwalała im na utrzymanie wzajemnej interakcji.

Labirynt z OstrokrzewuHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin