Rozdział 1

2.1K 87 54
                                    

LIAM

Leżałem w swoim łóżku rozmyślając nad tym co dzisiaj będę robił. Po pierwsze, muszę iść do szkoły. "Ale tak bardzo mi się nie chce". Szczelniej opatuliłem się kołdrą. Jestem w klasie maturalnej, więc opuszczanie zajęć z błahego powodu było absolutnie nie wskazane. Z drugiej strony mama i ojczym wyjechali na tydzień, więc nawet nie wiedzieli by że opuściłem lekcje. Bił bym się ze swoimi myślami, gdyby do mojego pokój z impetem i z trzaskiem drzwi nie wparował Theo.
Podszedł do mnie i zaczął ściągać ze mnie kołdrę niczym Scott kiedyś. Z tym, że Scott nie wydzierał się wtedy, że zaraz się spóźnię do szkoły, i że mam przestać być takim leniem. Wraz z pierwszym szarpnięciem za kołdrę, odruchowo chwyciłem ją mocniej jakby była moim najcenniejszym skarbem, którego za nic w świecie nie chciałem nikomu oddać. Jeszcze bardziej zdeterminowany Theo szarpnął tym razem za nogi zrzucając mnie tym samym na podłogę. Jęknął z niezadowolenia i wyjrzałem zza kołdry na swojego oprawcę. Theo z szerokim, wrednym uśmiechem patrzył na mnie spod przymróżonych powiek.

- Wstawaj, ale już. Zaraz się spóźnisz do szkoły. A ja razem z tobą.- rzekł z lekkim sarkazmem w ostatnich słowach.

- Niee chceee mii sieee- jęknąłem przeciągając końcówki słów. Potem spojrzałem mozolnie na swojego przyjaciela z błagalnym wyrazem twarzy. Kiedy dotarło do mnie, że niczego w ten sposób nie wskóram powoli wstałem z podłogi, podchodząc do Theo.

- Nie wskórasz niczego ani szantażem, ani błaganiem.- powiedział bardzo pewnie starszy chłopak.
-Poza tym, skoro już się pofatygowałem, żeby cię wywalić z łóżka i odwieść twój leniwy tyłek do szkoły, to bądź tak łaskaw i się zacznij ogarniać. Teraz idę na dół, poszukam w szafkach i może znajdę coś dobrego do jedzenia. Nic dzisiaj jeszcze nie jadłem, więc mógłbym pożreć konia z kopytami. Przy okazji tobie może też coś się dostanie, jeśli ogarniesz się na czas- powiedział Theo bardzo wyniosłe i wyszedł z pokoju. Będąc na korytarzu krzyknął jeszcze - Za pięć minut widzę cię na dole!- potem było słychać już tylko stukot jego stóp o schody.

Zrezygnowany, widząc że nie mam już wyjścia ustałem przy szafie, rozglądając się po jej wnętrzu. Chwyciłem pierwszą lepszą bluzę z wieszaka oraz swoje ulubione czarne jeansy, by po chwili udać się do łazienki.

___________________________________________
LIAM

Zszedłem po cichu do kuchni chcąc sprawdzić czy Theo dotrzymał słowa i przygotował śniadanie także dla mnie. Nie mam nic przeciwko temu, że Theo kiedy chciał szedł do kuchni i brał z szafek i lodówki co tylko chciał. Właściwie to do tego przywykłem. Brunet spędzał u mnie mnóstwo czasu. Mimo, iż chimera nie mieszkała już w samochodzie, a wynajmował małe mieszkanie na obrzeżach Beacon Hills, wolał spędzać czas w moim domu. Tak jakby czuł, że to jest jego miejsce. Tutaj wszyscy już przywykli do jego obecności, a moja mama i ojczym zdawali się darzyć go sympatią. Zawsze gdy przychodził i otwierało któreś z nich witano się z nim jakby był domownikiem. Niedawno, moja mama powiedziała Theo, że następnym razem kiedy przyjdzie, ma wejść jak do siebie. Początkowo, nie miałem z tym problemu, lecz teraz już wiem że to był błąd. Przez to że Theo ma dodatkowe klucze będzie teraz przychodził i wyciągał mnie codziennie z łóżka.
Użalając się nad sobą w myślach zszedłem do kuchni. Już wcześniej czułem piękny zapach, jednak kiedy wszedłem do pomieszczenia zapach ten uderzył mnie jak grom z jasnego nieba.
Pierwsze co zobaczyłem to Theo siedzący przy wyspie kuchennej zajadający się naleśnikami i patrzącym w telefon. Drugim co zobaczyłem był drugi talerz na którym leżało kilka naleśników. Zdaje się że dla mnie. Może ten dzień nie będzie tak fatalny jak mi się zdawało?

- Uuu czyżby, te pyszności na drugim talerzu były dla mnie?- spojrzałem roześmiany na bruneta z wdzięcznością na twarzy. Byłem tak przerażająco głodny!
- No nie wiem. Miałeś być tu dwie minuty temu. Więc nie jestem pewien czy za spóźnienie należy ci się taka pyszna nagroda. Poza tym Mason mówił coś że chce przyjść, a jak wspomniałem o naleśnikach to jeszcze bardziej zapragnął tu przyjść- chłopak spojrzał na mnie wymownie, po czym poklepał taboret obok siebie przewracając oczami.
- Jasne że dla ciebie pacanie! Żartuje sobie z ciebie!- spojrzał na mnie ze szczerym uśmiechem i rozbawieniem.

- Żartuj sobie tak dalej, a zabiorę ci klucze do tego domostwa- rzuciłem że śmiertelna powagą do Theo.

- Proszę bardzo, tylko wiesz... Jeśli miałbym klucze mógłbym częściej robić takie rarytasy na śniadanie. A bez kluczy to lipa...- uśmiechnął się do mnie chytrze i już wiedziałem że przegrałem tą bitwę.

- A tak serio to dzięki- powiedziałem nie spuszczając wzroku z talerza, jakby odbywał się tam co najmniej koncert Miley Cyrus.

- Pospiesz się, bo zaraz naprawdę spóźnimy się przez ciebie- to były jego jedyne słowa, po moich słowach wdzięczności. Ale i tak wiedziałem, że w środku zrobiło mu się cieplutko. Rzadko kiedy ktoś mu za coś dziękował. Ludzie raczej za nim nie przepadali. To przez jego sarkastyczne i odrobinę ( ale tylko odrobinę) egoistyczne podejście do życia i innych ludzi.

Po skończonym posiłku wyszliśmy z domu zamykając za sobą drzwi i ruszyliśmy samochodem Theo do szkoły.

Co się z nami stało? ThiamWhere stories live. Discover now