Chcę to usłyszeć, skarbie

440 32 6
                                    

Był już wieczór. W pośpiechu szukałem króla, mego ojca, aby przekazać mu, że ruszam na wyprawę z rycerzami. Na szczęście szybko go znalazłem i bez owijania w bawełnę przeszedłem do konkretów.
-Ojcze, wyruszam z rycerzami do lasu koło wioski. Wrócę wieczorem- oznajmiłem, wchodząc do sali tronowej, w której przebywał mój ojciec. Ten skinął tylko głową w odpowiedzi, więc nic więcej nie mówiąc, skierowałem się do wyjścia. Wyszedłem z pałacu i poszedłem do stajni, w której czekał na mnie mój rumak. Służący nałożyli na niego siodło i przygotowali go do drogi. Wsiadłem na konia i wyjechałem ze stajni. Przed bramą na dworcu, czekali na mnie rycerze. Podjechałem do nich, na co od razu się ukłonili. Wsiedli na swoje konie i razem ruszyliśmy w podróż. Droga nie trwała długo, bo już po chwili wjechaliśmy do gęstego lasu, w którym łatwo można było się zgubić. Przyjechaliśmy na polowanie, jednak ja wolałem podziwiać uroki natury. Zatrzymałem się na chwilę, aby przyjrzeć się pięknemu kwiatu, który rósł przy jednym z drzew. Zasiadłem z mego rumaka i uklęknąłem przy tej zjawiskowej roślinie. Chciałem ją zerwać, ale zdecydowałem, że lepiej będzie, jeśli ją zostawię. W ten sposób przynajmniej nie zwiędnie. Podniosłem się z ziemi i otrzepałem kolana. Już chciałem wsiąść na konia, kiedy zorientowałem się, że nigdzie nie było moich kompanów. Odjechali beze mnie. Najgorsze było jednak to, że byłem w tym lesie po raz pierwszy i nie znałem drogi powrotnej do zamku. Żałowałem, że kiedy jechaliśmy, nie skupiałem się na drodze. Jednym słowem, zgubiłem się. Podszedłem do jednej z sosen i sprawdziłem czy jest porośnięta mchem, bo jak wiadomo, mech rośnie zawsze na północy. Chciałem jakoś określić swoje położenie, ale nie było to takie proste. Najgorsze jednak nadeszło potem. Nagle z krzaków wybiegł duży wilk. Mój biały rumak przestraszył się zwierzęcia i uciekł w popłochu, przewracając mnie tym samym na ziemię. Szybko wstałem i ignorując wilka, pobiegłem za nim. Był on jednak tak szybki, że nie nadążałem. Biegłem teraz już sam. Nie wiedziałem dokąd, po prostu zaufałem swojej intuicji. Skręciłem za jedną sosną, potem drugą. Przeskoczyłem mały strumyk, przepływający przez las i biegłem dalej. Nie zauważyłem jednak pewnej nierówności w podłożu, przez co wywróciłem się na trawę. Obolały wstałem z ziemi i zobaczyłem coś zabierającego dech w piersiach.
Znajdowałem się na ogromnej łące, porośniętej tymi pięknymi kwiatami, które widziałem wcześniej. A na środku tej łąki stał chłopak, odwrócony do mnie tyłem. Miał czarne włosy i ubrany był w beżowe spodnie i białą koszulę, gdzieniegdzie podartą. Obok chłopaka stał mój koń, którego ów chłopak głaskał spokojnie po grzywie. Było to dość dużym zaskoczeniem, bo zwierzę to bardzo bało się obcych ludzi. Chciałem podejść do chłopaka, lecz poczułem silny ból w okolicach kolana. Upadłem na pośladki i złapałem się za kolano. Wydałem z siebie głośny jęk z bólu, co zwróciło uwagę tajemniczego chłopaka. Odwrócił się w moją stronę i dopiero wtedy mogłem ujrzeć jak piękny on był. Niczym anioł. Oniemiałem z zachwytu i uchyliłem lekko usta z zaskoczenia. Im bardziej ten chłopak się do mnie zbliżał, tym moje serce biło szybciej. Miałem wrażenie, że zaraz mi wyskoczy. Przełknąłem głośno ślinę, kiedy chłopak uklęknął obok mnie i popatrzył na mnie troskliwie. Mogłem wręcz utopić się w tych jego cudownych, niebieskich oczach.
-Nic ci nie jest?- zapytał łagodnie. Odebrało mi mowę, bo tak bardzo zachwycony byłem jego anielskim pięknem.
-Boli mnie noga...- odpowiedziałem mu. Chłopak spojrzał na nią i zastanowił się:
-Ta?- zapytał, wskazując na prawą nogę. Pokiwałem potwierdzająco głową. Niebieskooki dotknął delikatnie mojego kolana, na co cicho jęknąłem.
-To nic poważnego. Trzeba je tylko nastawić- powiedział i spojrzał na mnie- mogę to zrobić, ale będzie boleć- dodał.
-Jeśli potrafisz, to bardzo bym prosił.
Czarnowłosy skinął głową i poprosił, abym się położył. Zrobiłem to natychmiast i wziąłem głęboki wdech. Niebieskooki złapał moją nogę i jednym, szybkim ruchem ją nastawił. Zacisnąłem zęby, a do oczu napłynęło mi kilka łez, jednak nie pozwoliłem, żeby spłynęły.
-Gotowe- powiedział spokojnie. Uśmiechnąłem się do niego i podniosłem do siadu.
-Dziękuję- odparłem, na co chłopak tylko skinął głową.
-W takim razie będę się już zbierał. Zabierz swojego konia, bo znowu ci ucieknie- powiedział i już chciał odejść, ale w ostatniej chwili złapałem go za skrawek koszuli.
-Czekaj!
Czarnowłosy odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie pytająco.
-Jak ci na imię?- zapytałem.
-Kageyama Tobio- odparł.
-Piękne imię- uśmiechnąłem się- ja zwę się-
-Wiem, jesteś Książę Oikawa Tooru, mam rację?- przerwał mi.
-Huh? Ah, tak...- zakłopotałem się.
-Wybacz moją niegrzeczność, ale naprawdę muszę już iść.
-Ale- nie zdążyłem dokończyć, bo czarnowłosy uciekł- mam nadzieję, że spotkamy się znowu- wyszeptałem do siebie i wstałem z ziemi. Moja noga nie bolała mnie już tak bardzo jak przedtem. Wsiadłem na konia i pognałem z powrotem w głąb lasu. Szczęśliwym trafem, udało mi się znaleźć rycerzy, którzy przez cały ten czas mnie szukali i bardzo się o mnie martwili. Ruszyliśmy w drogę powrotną do pałacu. Nie mogłem się na niczym skupić, bo ciągle myślałem o nowopoznanym chłopaku. Kiedy dotarliśmy do zamku, chciałem jak najszybciej udać się do swojej komnaty, ale zatrzymał mnie jeden z doradców mojego ojca.
-Książe- ukłonił się przede mną- król prosi o spotkanie.
Skinąłem głową i odpowiedziałem:
-Oczywiście, zaraz przyjdę.
Mężczyzna ukłonił się raz jeszcze i odszedł. Westchnąłem ciężko i powolnym krokiem udałem się do sali tronowej.
-Synu.
-Tak ojcze?- zapytałem.
-Czy znalazłeś już kandydatkę na żonę?
Przełknąłem głośno ślinę i odpowiedziałem cicho:"
-Nie...
Ojciec pokręcił głową i westchnął.
-Tooru, musisz się ożenić, bo inaczej nie będziesz mógł zasiąść na tronie. Dobrze wiesz, że ja już długo nie pożyję.
-Nie mów tak ojcze...
-Jeśli chcesz to ja znajdę ci żonę.
-Nie! Wolałbym sam...
-W takim razie pójdźmy na kompromis. Co powiesz o balu?
-Huh? Bal?- zapytałem, na co ojciec pokiwał potwierdzająco głową- w zasadzie... dlaczego by nie.
Ojciec klasnął w ręce i uśmiechnął się szeroko.
-Więc postanowione!
Do sali zaraz przybiegli wszyscy doradcy. Ja po cichu wymknąłem się z pomieszczenia i wróciłem do swojej komnaty. Opadłem bezwładnie na łóżko, a w moich myślach znów pojawił się czarnowłosy. "A może zaprosiłbym go na bal?"- pomyślałem i przykryłem się szczelnie kołdrą z jedwabiu. Westchnąłem cicho i oddałem się w ręce błogiego snu.

Oikage One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz