Rozdział 7

644 50 17
                                    

Rano nikt się nie odzywał, nie wspominał dzisiejszej nocy. To dobrze, ale atmosfera nie była już taka wspaniała. Panowała cisza, a w powietrzu wisiało wiele niewypowiedzianych słów.

Siedzieliśmy przy stole, wszyscy ubrani, gotowi do wyjścia. Rose i Ben jeździli razem do pracy. Wuj był adwokatem, a ciotka  nauczycielką w szkole Daniela. Dlatego Ben odwoził tą dwójkę do szkoły, a sam jechał do kancelarii. A ja zawoziłam Mike'a.

Dzisiaj też tak miało być, dopóki nie zadzwonił mój telefon. Zmarszczyłam brwi. Dzwonił Scott. Jakim cudem ma mój numer? Jakim cudem ja mam jego?

Przeprosiłam i odeszłam od stołu.

- Emm... Halo?

- Cześć, Holly. Jadę do szkoły i zastanawiam się, czy nie chciałabyś ze swoim kuzynem zabrać się ze mną.

Spojrzałam na malca.

- Czekaj chwilkę - powiedziałam i gdy usłyszałam "jasne", przycisnęłam komórkę do biodra i zwróciłam się do Mike'a.

- Hej, młody - zerknął na mnie z buzią pełną płatków. - Chcesz jechać do szkoły ze Scottem i ze mną?

- Tak! - Krzyknął uradowany. - Wezmę moją płytę i będziemy śpiewać!!!

Uśmiechnęłam się szeroko i uniosłam słuchawkę do ucha.

- Jasne, z chęcią pojedziemy.

- Super! - Niemal SŁYSZAŁAM jak się uśmiecha. - Będę u was za pół godziny. - Powiedział i się rozłączył.

Zasiadłam spowrotem do stołu, a wszyscy oprócz Mike'a zmierzyli mnie wzrokiem.

Rose odchrząknęła i niby od niechcenia zapytała:

- Aaa... Kim jest Scott?

- To nowy chłopak Holly - Mike wyszczerzył zęby.

- To wcale nie mój chłopak! - Zaprzeczyłam, a moje policzki się zaróżowiły. - Jest nowy, chodzi ze mną na pare zajęć. Samochód mi się zepsuł i mi pomógł.

Rose nie zadawała już pytań, chociaż jej usta układały się w dziwny uśmiech.
Zabije cię Mike, pomyślałam sobie.

- Nie zabijesz, za bardzo mnie kochasz - Odezwał się nagle chłopiec, nie podnosząc wzroku.

Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.

- Do kogo mówisz? - zapytał Ben. Chłopiec podniósł wzrok i spostrzegł, że wszyscy na niego patrzą. Zerknął na mnie.

Czy to możliwe, żeby... Nie. To nie może być prawda.

- Muszę wyjść - rzuciłam i nie czekając na pozwolenie wybiegłam z domu.

Było bardzo ciepło jak na początek wiosny, dlatego postanowiłam włożyć krótkie dżinsowe spodenki, trampki w kolorze malin i białą bluzkę z lekkim dekoltem i rękawem trzy czwarte. Postanowiłam, że włosy zostawię rozpuszczone, a oczy dodatkowo potraktuję eyelinerem.

Chodziłam w małym lasku za domem. Znałam go jak własną kieszeń. Wiedziałam, że za pare metrów będzie dziura w ziemi, a po prawej stronie wielki, stary dąb. Wiedziałam co gdzie jest, gdzie iść, gdzie i co pasuje.

Stanęłam jak wryta. Coś mi właśnie NIE pasowało. I to najprawdopodobniej chłopak, siedzący po turecku na ziemi, kilka kroków ode mnie. Gdy podniósł swoją czarną jak pióra kruka czuprynę i spojrzał swoimi piwnymi oczami w moje, wstał natychmiast.

Miał na sobie czarne, dżinsowe spodenki za kolano i granatową bluzkę z krótkim rękawem, opinającą jego wyraźne mięśnie. Na dodatek miał kolczyk w lewym uchu i był... Boso.

Wszystko, czego pragniesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz