Rozdział 26

6K 252 66
                                    

Jeśli mam być szczera, nie cieszyłam się z powrotu Lucasa. Cholernie żałowałam, że zauważyłam go wtedy, w kawiarni i w mgnieniu oka wszystko, co tak żałośnie starałam się złożyć go kupy, rozpadło się na tysiąc kawałeczków. Czułam się dosłownie, jakby ktoś przyłożył mi obuchem w łeb. Byłam kompletnie zdezorientowana, a moje myśli toczyły taką bitwę w głowię, że nawet najsilniejsze proszki przeciwbólowe nie były w stanie mi pomóc. 

Tej nocy, po powrocie do akademika nie zmrużyłam oka. Przeleżałam pierdolone 8 godzin z otwartymi oczami, przekręcając się jedynie z boku na bok. Nie dziwota, że następnego dnia czułam się jak zombie - wyzbyte emocji i jakiejkolwiek radości z życia. Modliłam się, żeby te cholerne wykłady dobiegły końca, ale gdy już się skończyły, wcale nie było lepiej. 

- Elizabeth, co się z tobą dzieje? Nie słuchasz mnie - wtrącił David, gdy razem z chłopakami i Jessie siedzieliśmy pod uniwersytetem. 

- Przepraszam, zamyśliłam się - potrząsnęłam głową, starając się choć na chwilę w pełni skupić na moich towarzyszach. 

- To jak będzie? - zapytał, spoglądając na mnie wyczekującym spojrzeniem. Ja jednak nawet nie próbowałam zgadywać o co mu może chodzić, czego potwierdzeniem miał być mój pusty wyraz twarzy. Westchnął z podirytowaniem, ale spokojnym głosem jeszcze raz powtórzył zadane wcześniej pytanie. 

- Idziesz z nami wieczorem na piwo? 

- Przepraszam, ale słabo się dziś czuję i chyba wolę zostać w akademiku - wyznałam zgodnie z prawdą. 

- Co się dzieję? Może zostanę z tobą, hmm? - zatroskanie na twarzy Davida troszkę mnie zszokowało, ale muszę przyznać że miło mnie tym zaskoczył. 

- To zwykłe przemęczenie, ostatnio mam dużo na głowię. Nie przejmuj się tym, idź - odparłam, starając się przybrać w miarę naturalnie wyglądający uśmiech. 

- No jak uważasz... Ale jakby coś się działo, to od razu do mnie dzwoń. 

- Jasne - przytaknęłam, w reakcji na co David uśmiechnął się łagodnie i przelotnie musnął moje usta. 

- Wow wow wow, nie tak publicznie - wtrącił się z lekkim obrzydzeniem Flyn. 

- Przyzwyczajaj się - zaśmiał się Dav, a ja choć na chwilę zapomniałam o Lucasie. Na chwilę, bo wkrótce się rozeszliśmy, więc zostałam sama z moimi myślami. Zaszłam jeszcze na chwilę do galerii, by kupić najpotrzebniejsze produkty i wtedy zaczęłam wracać do mieszkania, chociaż wydawało mi się, że moje nogi ważą tonę. 

Drzwi do pokoju były otwarte, więc weszłam do środka i zrzuciłam z ramienia torbę, nawet nie rozglądając się po pomieszczeniu. 

- Jess muszę ci coś opowiedzieć - zaczęłam, nie mogąc trzymać w sobie dłużej wydarzeń z wczoraj. Będąc odwróconą do dziewczyny tyłem, podeszłam do biurka i chwyciłam krem do rąk, jako że te stały się ostatnio przesuszone. 

- To chyba będzie musiało poczekać... - odparła jakimś nienaturalnym, lekko przestraszonym tonem głosu, co od razu nakłoniło mnie do sprawdzenia sytuacji. Odkręciłam się przez ramię i musiałam aż oprzeć się pośladkami o stojący za mną mebel, by nie stracić równowagi. 

- Czekał na ciebie pod budynkiem - wyjaśniła, wskazując ruchem głowy na stojącego tuż obok niej Lucasa - To ja może zostawię was samych - dodała po chwili, widząc że żadne z nas się nie odzywa, po czym najzwyczajniej w świecie wyszła. Zostawiając mnie samą. Z nim. 

- Przepraszam, że cię nachodzę, ale nie mogłem się powstrzymać po tym, jak zobaczyłem cię wczoraj w kawiarni. Po za tym jestem ci winien wyjaśnienia... - zaczął niepewnie, widząc że w dalszym ciągu stoję oniemiała. Och, czyli jednak mnie zauważył? No tak, mogłam się tego spodziewać, w końcu to pierdolony Lucas Wayford, który ma oczy nawet dookoła dupy. 

- Przychodzisz sobie tutaj od tak i znowu wpierdalasz się w moje życie, po tym jak mnie zostawiłeś, gdy najbardziej cię potrzebowałam? - starałam się zachować spokojny ton głosu, ale ten zaczął niekontrolowanie drżeć, a ja już wiedziałam, że z mojego planu nici. 

- Jakim prawem znowu rujnujesz mi wszystko, co próbowałam naprawić po tym jak sobie zniknąłeś?! Jakim prawem nie odezwałeś się ani słowem przez cholerny rok?! Szukałam cię Lucas! Dzwoniłam! Pisałam! A ty miałeś mnie w dupie, po tym wszystkim co przez ciebie przeszłam! - w tym momencie z moich oczu płynął już potok łez, a głos łamał się wraz z każdym wypowiedzianym słowem. 

- Masz prawo mnie nienawidzić, też się za to nienawidzę - wyznał z charakterystycznym dla siebie spokojem i powagą, jakby w ogóle nie ruszały go moje zarzuty. Ale dobrze wiedziałam, że tak nie było, bo jego oczy charakterystycznie błyszczały. Czarne niczym smoła oczy, w których rok temu utonęłam bez opamiętania. 

- Nie chciałem cię skrzywdzić. Nigdy nie daruje sobie tego, co się stało. Wyjechałem, bo stwierdziłem, że tak będzie dla ciebie lepiej. Chciałem cię chronić... 

- GÓWNO PRAWDA! - przerwałam mu, nie mogąc tego dłużej słuchać. - Chciałeś chronić tylko siebie! A ja głupia wskoczyłabym za tobą w ogień... 

- Elizabeth... przecież wiesz, że to nie prawda... 

- A co jest prawdą? Cały czas mnie okłamywałeś! Każde twoje słowo było pierdolonym kłamstwem! - warknęłam, wyrzucając z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. 

- Proszę, pozwól mi to wyjaśnić - jego spokojny ton głosu działał na mnie w tym momencie niczym płachta na byka. 

- Nie chcę twoich nic niewartych wyjaśnień... - mruknęłam, w dalszym ciągu zanosząc się płaczem. Podeszłam do łóżka Ami, na którym zasiadłam i ukryłam twarz w dłoniach. 

- Rozumiem. Masz rację, nie powinienem tu przychodzić. Przepraszam... za wszystko - mruknął, czym zakończył naszą konwersację, po wyszedł. A to wywołało u mnie jeszcze większy szloch. Czułam się jak taki bipolarny nastolatek z tych wszystkich tanich i przerysowanych seriali. Z jednej strony chciałam mu się rzucić na szyję, przytulić, pocałować, zaciągnąć jego słodkimi perfumami i wreszcie poczuć się bezpiecznie - tak jak dawniej. A z drugiej pragnęłam mu wykrzyczeć w twarz że jest dla mnie nikim, że go nienawidzę i chcę żeby raz na dobre zniknął z mojego życia. 

_______________

Za ten rozdział musicie mi zostawić górę komentarzy haha <33 

Hello, PrincessWhere stories live. Discover now