Rozdział 41

2.6K 86 21
                                    

Finalnie pod dom bractwa zajechałyśmy mocno spóźnione, ale nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że Jessie aż tak poważnie podejdzie do tematu. Momentami nawet trochę żałowałam, że odważyłam się ją o to poprosić. Szczególnie, gdy wywaliła wszystkie ubrania z szafy i trzy razy poprawiała mój makijaż. Efekt był jednak najwyraźniej wart tych wszystkich poświęceń, bo już po wyjściu z taksówki poczułam na sobie spojrzenia ludzi przebywających aktualnie przed budynkiem. W pierwszym momencie nieco mnie to onieśmieliło, ale szybko przypomniałam sobie, że przyszłam tu świetnie się bawić i równie świetnie wyglądać. Chwila słabości była pewnie spowodowana też tym, że miałam na sobie całkowicie prześwitującą bluzkę z długim rękawem, która nawet nie próbowała udawać, że cokolwiek zasłania. Jej jedynymi nieprześwitującymi elementami były delikatnie cyrkonie, porozrzucane po całym materiale, ale jak można się domyślić, one również nie miały na celu jakkolwiek zakryć mojego ciała. Tak więc wszyscy bez problemu mogli oglądać piękną, czarną, koronkową braletkę, która chociaż była ciut za duża to i tak ślicznie zbierała i eksponowała nawet te niewielkich rozmiarów piersi, jak moje. Do tego jeansowa spódniczka i zamszowe sandałki na wysokim słupku. Nie wspominając już o pięknych, hollywodzkich falach na głowie i mocnym, aczkolwiek nie przesadzonym makijażu. Tak, to wszystko było zasługą Jessie, która teraz co chwilę spoglądała na mnie jak matka, z dumą patrząca na swoje dorastające dziecko. 

Po drodze zajechałyśmy jeszcze po jakiś prezent dla Josepha, którego nie było wcale trudno odnaleźć, jako że był dzisiaj w centrum uwagi. 

- Elizabeth! Jessie! - ucieszył się na nasz widok, przepraszając swoich aktualnych towarzyszy i sprawnie przepychając się przez zagradzających mu drogę ludzi. 

- Dobrze cię widzieć, ostatnio prawie wcale się tu nie pokazujesz! - przytulił mnie na przywitanie, po chwili robiąc to samo w stosunku do Jess. 

- Cieszę się, że jednak udało ci się wpaść. David coś wspominał, że masz ostatnio dużo nauki i raczej się nie wyrwiesz - kontynuował, mówiąc na tyle głośno, by przekrzyczeć dudniącą muzykę. 

- Nie mogłabym ominąć urodzin przyjaciela - posłałam chłopakowi uśmiech, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Niestety nie mogłam aktualnie uciąć sobie z solenizantem dłuższej pogawędki, bo już kolejne osoby czekały w kolejce, by złożyć mu życzenia. Tak więc przekazałyśmy mu prezent i usunęłyśmy się na bok, a wtedy bardzo szybko dostrzegł nas Tony. Podszedł prosto do brunetki i łapiąc ją prawą dłonią w talii, złożył na jej ustach soczystego, długiego buziaka. Mój mózg nie zdążył jeszcze przyswoić, że ta dwójka od wczoraj jest parą i czułam się nieco dziwnie, widząc ich w takim wydaniu. Nie kłócących się i nie kryjących z uczuciami. Och, nie to żeby wcześniej jakoś szczególnie się z tym wszystkim kryli, ale teraz prawdopodobnie bardziej zwracałam na to uwagę. Jakby to powiedział Flyn - ohyda.  

- To co moje drogie? Po drineczku? - zapytał, gdy już wreszcie odkleił się od ust mojej przyjaciółki. Zamierzałam się dzisiaj upić i wyszaleć, dlatego nie było czasu do stracenia. Szybko przytaknęłam i takim sposobem zaraz znaleźliśmy się w kuchni, gdzie było odrobinę luźniej i ciszej. 

- Cola z wódką? - zaproponował, biorąc pierwszą, lepszą butelkę, która napatoczyła się mu pod rękę. 

- Wódka z colą  - zaśmiałam się, nie zwlekając z realizacją mojego planu. 

- El, nie poznaje cię - odparł z rozbawieniem, od razu przystępując do nalewania alkoholu.

- Ah, moja szkoła - westchnęła z zadowoleniem Jessica. - Trochę czerwonej szminki na ustach, mała zmiana stylu i od razu zaczęła również lepiej pić! 

- No widzę, widzę. Obie wyglądacie oszałamiająco - stwierdził brunet, puszczając do Jess oczko i  chwilę później podając mi pełny kubeczek z gotową już miksturą. Upiłam małego łyka i aż mną wzdrygnęło.

- Co? Za dużo coli? - zapytał, a ja skrzywiłam się na samą myśl, że mogłoby być jej jeszcze mniej. 

- Taa, następnym razem nalej mi po prostu czystej i darujmy sobie te grzeczności - rzuciłam sarkastycznie, podejmując kolejną próbę zmierzenia się z zawartością kubka. Szybko upewniłam się w przekonaniu, że było to okropne. Jedyna nadzieja pozostawała w mojej słabej głowie, która powinna upić się dość szybko i uwolnić mnie od tego paskudnego, palącego w gardło płynu. 

- Swoją drogą, nie widziałeś Davida? - zagadnęłam, opierając się biodrem o szafkę, podczas gdy Tony przygotowywał drinka tym razem dla mojej przyjaciółki. 

- Hmm, wcześniej był chyba na zewnątrz, ale to było już jakiś czas temu - odparł, nie przerywając nalewania różnych płynów do kubka. - Jeżeli chcesz, to mogę go poszukać. 

- Nie, dzięki. Sama go znajdę - posłałam mu uśmiech, nie chcąc go fatygować ani odciągać od Jess. Niemalże jednym duszkiem wypiłam dzierżony w dłoni alkohol i skrzywiłam się potężnie, nie kryjąc swojego zdegustowania. 

- Pozwólcie, że na chwilę was zostawię - rzuciłam do moich aktualnych towarzyszy i zaczęłam się powoli przedzierać do wyjścia prowadzącego na tyły domu. Przelotnie omiotłam spojrzeniem taras, ale nikt nie przyciągnął mojej uwagi, dlatego wybrukowaną alejką skierowałam się w stronę basenu, który ulokowany był tuż za rogiem. Szybko się upewniłam, że tutaj też nie ma szarookiego, ale wracając do środka napotkałam Zacka i Briana, którzy właśnie wyszli na fajkę. Przywitałam się z nimi i stwierdziłam, że skoro już tu jestem, to również zapalę. 

- Nie widzieliście może Davida? Wszędzie go szukam - zagadnęłam, chwilę później znowu zaciągając się nikotynowym dymem. Słysząc moje słowa, Brian automatycznie posłał Zackowi dziwne spojrzenie, którego nie umiałam rozszyfrować. 

- Kręcił się gdzieś tutaj - odparł Zack, ale jego ton głosu i zachowanie było jakieś nienaturalne. Albo gdzieś podświadomie chciałam, żeby takie było. Nie ukrywam, że zaczynałam już odczuwać wypity alkohol. 

- Nie martw się, zaraz się znajdzie - dopowiedział Brian, uśmiechając się pokrzepiająco. 

- Nie martwię się, po prostu nie przyszedł się nawet ze mną przywitać - westchnęłam, już po chwili karcąc się w myślach za te słowa. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało jak żalenie się. Halo, wyglądałam dzisiaj jak milion dolarów i na pewno nie zamierzałam uganiać się za żadnym chłopakiem. 

W tym samym momencie obok nas znalazł się Flyn, szturchając zaczepnie Briana łokciem. 

- Zaraz gramy w beer ponga, idziecie? - zapytał, z wyczuwalną ekscytacją w głosie. 

- Idźcie, złapiemy się później - uśmiechnęłam się łagodnie do chłopaków, dobrze wiedząc, że takie alkoholowe zabawy nie były dla mnie. Zdusiłam peta w popielniczce i wróciłam do dusznego środka, mając nadzieję, że Tony i Jess nie zdążyli się jeszcze przemieścić i będę miała z kim się napić. Niestety, nie było ich. Za to widok który zastałam sprawił, że moje serce na sekundę zgubiło swój rytm. 


Hello, PrincessWhere stories live. Discover now