Rozdział 4

8.1K 305 39
                                    

Ku mojej uciesze, dziewczyny były zbyt zmęczone i zbyt pijane by prowadzić dochodzenie w sprawie Davida. I dobrze, bo było już grubo po północy, a ja jedyne o czym marzyłam, to położyć się spać. 

***

Następny dzień rozpoczął się od wesołej melodyjki budzika, która donośnie rozbrzmiała w pokoju, budząc wszystkie trzy niewiasty zawinięte w swoje kołdry i niegotowe na bolesne starcie z rzeczywistością. 

Przetarłam zaspane powieki, które niemiłosiernie szybko opadały mi z powrotem,  gdy tylko próbowałam je uchylić. Była siódma rano, a po czterech godzinach snu nie czułam się wypoczęta nawet w najmniejszym stopniu. Pocieszałam się jedynie widokiem zwłok Jessie i Ami, które najwyraźniej pożerał nieubłagany kac. 

- Mamy w pokoju jakąś wodę? - zapytała niemrawo Hinduska, dosyć dziwacznie zwisając ze swojego materaca. 

- Obawiam się, że nie - odparłam, jeszcze przez chwilę sobie leżakując. 

- Ale boli mnie łeb... - wymruczała Jess, przykrywając głowę jedną z poduszek. W tym samym momencie dziękowałam Bogu, że nie poniósł mnie melanż i nie podzielałam losu moich współlokatorek. 

Podniosłam cztery litery, przeciągnęłam się z cichym stęknięciem i zaczęłam szukać w szafie jakichś stosownych ubrań. Po dłuższej chwili namysłu zdecydowałam się na zwiewną, różowo-pudrową sukienkę. Próbowałam nawet spytać o zdanie moje koleżanki, ale w odpowiedzi dostałam jedynie niezrozumiały bełkot. 

Szybko poszłam do łazienki, gdzie wzięłam krótki prysznic i przygotowałam się do wyjścia. Gdy wróciłam do pokoju, dziewczyny w dalszym ciągu zgonowały, a jako dobra koleżanka nie mogłam dopuścić, żeby olały sobie pierwszy dzień zajęć. 

Niewiele myśląc chwyciłam Jess za nogę wystającą spod pościeli i jednym, sprawnym ruchem ściągnęłam ją na podłogę. 

- Kurwa no! Delikatniej się nie dało? - warknęła, od razu żałując swojego podniesionego tonu głosu. Zwiesiła smętnie głowę i zaczęła palcami rozmasowywać obolałą skroń. 

- Nawet się do mnie nie zbliżaj, sama wstanę - obwieściła szybko Amiya, czując na sobie moje spojrzenie. 

Poganiałam je przez cały ten czas, gdy się ubierały i malowały, coby nie przypominać żywych trupów. Ostatecznie udało mi się wypchnąć je z pokoju, który chwilę później zakluczyłam.

***

Z Ami rozstałyśmy się już na początku, bo jej zajęcia z historii sztuki odbywały się na drugim końcu uniwersytetu. Zerknęłam na plan i okazało się, że jako pierwszą dzisiaj mamy mikrobiologię. Ciąganie za sobą półprzytomnej Jessie nie było łatwe, ale nie chciałam poruszać się sama po tym cholernie skomplikowanym kompleksie budynków. 

Na korytarzach panował gwar. Jedni pędzili niczym huragan do swoich sal, inni zaś stali w różnego pokroju grupkach i beztrosko o czymś rozmawiali. Czułam na sobie spojrzenia poszczególnych osób i nie powiem, żeby było to czymś miłym. Starałam się jednakże ignorować to uciążliwe uczucie, zawzięcie próbując odnaleźć skrzydło medyczne. 

Było już po dzwonku, a my nadal błądziłyśmy. Przez ten czas zdążyłyśmy zwiedzić wydział humanistyczny, dziennikarski, socjologiczny i jeszcze parę innych, a medycznego ani widu, ani słychu. Czas umykał nieubłaganie, a ja nie miałam już pomysłu jak odnaleźć się w tej plątaninie korytarzy i klatek schodowych. Przycupnęłam na pobliskiej ławeczce i załamałam ręce, nie mając siły na dalsze poszukiwania. 

Hello, PrincessWhere stories live. Discover now