Rozdział 1

1K 81 8
                                    

Kolejna piłeczka przeleciała obok kija baseball'owego, który ślizgał się w zroszonych potem dłoniach Harry'ego. Jednak nie zmęczenie było powodem oderwania jego uwagi od nadlatujących piłek. Powodem była pewna para oczu, która bez przerwy wpatrywała się w jego nagie plecy.

Ponownie starał się skupić na celu, przeklinając na żar jaki lał się z bezchmurnego nieba. Wytarł mokre czoło nadgarstkiem, który przepasany był granatową, grubą frotką i ponownie zmierzył się z lecącą beżową kulką, której zapach nowości, można było wyczuć z dużej odległości. Najlepszy pałkarz prestiżowej drużyny London Champion Team nie był dziś skory do współpracy. Chciał przerwać pasmo niepowodzeń, więc szybko odwrócił się i spojrzał w kierunku osoby, która tak uciążliwie wypalała dziurę w jego plecach. Zobaczył dziewczynę. I to nie byle jaką dziewczynę. W głowie Harry'ego zwizualizowała się postać anielicy o tak wspaniałej, urodziwej twarzy jaką miała nieznajoma. Jako dwudziestojednoletni chłopak z królewskiej rodziny nie miał wielu dziewczyn, a w zasadzie do tej pory nie miał tej, którą mógłby nazwać swoją. Miał wiele okazji do związania się, ale wolał skupić się w, czasach szkolnych na nauce, a teraz na spełnianiu marzeń związanych z baseball'em oraz poddawaniem się różnym spotkaniom, które miały przygotować go do spełniania roli władcy w późniejszym czasie. Jego matka i ojciec, jako głowa kraju nie pochwalali zamiłowania do baseball'a swego jedynaka, którego nie obchodziły zakazy rodziców. Kolejno nadlatujące piłki już go nie obchodziły. Teraz jego głowę zaprzątała myśl o dziewczynie siedzącej na krzesełku przy drewnianym stoliku, na którym leżała gruba książka. Piękna nieznajoma przesuwała palcami po stronie w otwartej w połowie księgi. Jej otwarte oczy z daleka wyglądały jak płynna czekolada. Świeciły w blasku słońca. Różowiutkie usta wygięte miała w półuśmiechu. Wiedział, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale nie umiał wytłumaczyć tego, że jego serce zabiło szybciej. Z myślą "raz kozie śmierć" opuścił ogrodzony teren do gry w baseball i pomaszerował w stronę dziewczyny. Nie był nieśmiały. Nie mógł być. Nie wtedy, gdy miał objąć rządy, dlatego nie widział problemu w prostej konwersacji z urodziwą, młodą kobietą.

- Witaj. - powiedział spokojnie do dziewczyny, która wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu. Uśmiech nie zniknął jednak z jej twarzy. Z tej perspektywy, gdzie odległość między nimi była znacznie zmniejszona, a słońce (nie jaśniejsze od jej olśniewającego uśmiechu) nie oślepiało go uniemożliwiając mu patrzenie.

-Hej. - odparła. Harry powstrzymał się od przymknięcia oczu na dźwięk jej głosu, który złagodził cały stras dzisiejszego dnia i zagłuszał wszystko wokół. Nie było już innych pałkarzy. Był tylko on i niewiasta Bez Imienia. - Hmm ... Może usiądziesz? - zapytała po chwili wahania skubiąc zębami dolną wargę. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby ktoś tak po prostu podszedł do niej i zaczął rozmowę.

- Z chęcią. - jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Między nimi zapanowała cisza, bo choć obydwoje nie byli nieśmiali przez chwilę nie odważyli się do siebie odezwać.

-Więc ... co tu robisz? - zapytał przerywając ciszę. Dziewczyna, która bez ustanku uśmiechała się zamknęła książkę, przesuwając po niej dłonią ostatni raz.

- Lubię słuchać jak grają w baseball. Zawsze chciałam spróbować swoich sił, ale okoliczności mi nie pozwalają. - westchnęła i upiła łyk ze swojej butelki. - Nie grasz? - zapytała grzecznie.

- Skończyłem na dziś. Wolę posiedzieć z tobą... Jeśli mogę oczywiście.- nigdy nie był tak niepewny jak teraz. Dziewczyna wydawała się go onieśmielać. Przytaknęła głową. W jej głowie panował bałagan, który całkiem przysłaniała radość spowodowana poznaniem nowego znajomego.

- Co czytasz?- zapytał. Frotka znajdująca się wcześniej na jego nadgarstku znalazła swoje miejsce między palcami Harry'ego, który w równomiernym tempie okręcał ją dookoła własnej osi.

Przez wyczulony słuch dziewczyna doskonale słyszała nerwowy, urwany i ciężki oddech chłopaka, jednak nie wiedziała dlaczego czuł się zestresowany.

- "Prostą drogę do piekła." - w jasno-brązowych oczach dziewczyny błysnęło światło słoneczne, które od razu poraziły Harry'ego, dlatego odwrócił wzrok na ułamek sekundy, zatrzymując go na drobnej dłoni brunetki.

- Ahmm ... Brzmi fajnie. - skłamał. Nie cierpiał czytać książek, a każdy tytuł wydawał mu się być przytłaczający i nudny, nieważne w jakiej kategorii literatury się znajdował. Dziewczyna zachichotała, przez co ciało chłopaka spięło się. Nigdy w całym życiu nie usłyszał równie słodkiego dźwięku.

- Wiem, że nie brzmi za ciekawie, ale to bardzo mądra książka. Wiele wiem dzięki niej.

- Skoro tak, to będę skłonny ją przeczytać.- powiedział i niby przez przypadek złapał drobne palce brunetki w swoje. Nie zabrała dłoni. Za długo nie czuła ciepła drugiej osoby, by nie czerpać przyjemności z tego zwykłego, niegroźnego gestu. Zaśmiała się po raz drugi, słysząc wypowiedź chłopaka.

- Chciałeś powiedzieć: O ... Fajnie. Na pewno przeczytam.- Harry skinął głową, uśmiechając się lekko. Nie sądził, że jego oficjalny język odbije się w kontaktach prywatnych. - Jak masz na imię? - zapytała wyrywając go z chwilowego roztargnienia.

- Harry, a ty?

- Destiny - odparła potrząsając lekko palcami, które obejmowały, te należące do niego.

- Więc Destiny, masz przepiękne oczy. - powiedział Harry. Dziewczyna poszerzyła swój uśmiech. Nigdy nie usłyszała komplementu od chłopaka, którego ledwo co poznała.

- Dziękuję. A jakiego koloru są twoje?- Destiny będąc pewna, że Harry zaraz rozpłynie się bez pożegnania ponownie otworzyła książkę i przesunęła palcami wolnej ręki po kolejnych literach tekstu, zapoznając się z treścią lektury, którą on zobowiązał się przeczytać.

zaryzykujesz? ‡ h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz