Rozdział Siódmy

8K 540 53
                                    


Kelnerka rzuca Robbiemu zalotne spojrzenie, kiedy oddala się ze srebrną tacą. Robbie jednak zdaje się tego nie zauważać, pochłonięty swoim telefonem.

Kawiarnia jest niemal w pełni zapełniona klientami. Siedzą przy okrągłych, szklanych stolikach rozmawiając głośno. Rozmowy mieszają się z cichą klasyczną muzyką lecącą w głośnikach i odległym hałasem miasta.

Przyglądam się jak Robbie w skupieniu marszczy ciemne brwi, a zaraz potem przygryza wargę, chcąc powstrzymać uśmiech. Wygląda na wyjątkowo zrelaksowanego, co w ostatnich dniach było rzadkością. Jego czarne włosy nieco urosły, upodabniając go jeszcze bardziej do starszego brata. Na samą myśl o Samie mój żołądek podskakuje jak na trampolinie. I nic nie mogę poradzić na to, że moje myśli znowu uciekają do tego cholernego tatuażu na jego piersi. Staram sobie wmawiać, ze to nie ma nic wspólnego ze mną, że to tylko przypadek. Nic nie znaczący płatek śniegu. Jednak mimo to chcę wierzyć, że śnieżynka na jego sercu miała związek ze mną.

Nadzieja to suka.

W tej samej chwili mój telefon brzęczy w mojej torebce. Sięgam do niej nieśpiesznie i mój oddech zamiera w piersi, kiedy widzę na wyświetlaczu wiadomość od Sama.

S: Chcę cię dzisiaj wieczorem. Ubierz się ładnie, wychodzimy.

Wpatruję się w ekran, nie wiedząc co odpisać.

Serce bije mi szybko w piersi i mimowolnie rzucam spojrzenie w stronę Robbiego, ale ten nie podnosi spojrzenia znad telefonu. Wydaje się być nim całkowicie pochłonięty, za co jestem mu w tej chwili dozgonnie wdzięczna.

Zdenerwowana wpatruję się w wyświetlacz telefonu. Zaraz potem zabieram się za odpowiedź. Być może i Sam wygrał ten cholerny zakład, ale koniec końców nie byłam jego własnością.

J: Gdzie?

S: Zobaczysz.

J: Muszę wiedzieć, gdzie idziemy. Nie wiem co ubrać!

S: Cokolwiek, Isa. We wszystkim będziesz wyglądać pięknie.

Moje policzki pokrywają się okropnym rumieńcem, kiedy czytam wiadomość. Odruchowo ocieram policzek o ramię, a uśmiech wkrada się na moje usta. Nie jestem z tego dumna. Jednak fakt, że ktoś tak piękny i przystojny jak Sam nazywam mnie piękną...

— Rozmawiałaś z twoją mamą w ostatnim czasie? — pyta Robbie, wyrywając mnie z zamyślenia. W panice blokuję telefon i patrzę na niego szybko.

— Nie, dlaczego pytasz?

Robbie przytakuje sobie skinieniem głowy, zupełnie jakby spodziewał się takiej odpowiedzi. Czasami mam wrażenie, że moi rodzice woleli Robbiego ode mnie. Pomimo tego, że starałam się być idealną córką i zazwyczaj postępowałam zgodnie z ich życzeniem, nigdy tak naprawdę nie byłam wystarczająco dobra. Musiałam wyrobić również normę za Linsey, która bądź co bądź ideałem nigdy nie była. Z tego co mi było wiadomo w tym roku rozpoczęła naukę w college'u, ale znając Linsey jej nauka polegała na imprezowaniu i piciu na umór. Moje kontakty z siostrą nigdy nie były zbyt dobre. Linsey miała swoje towarzystwo, ja swoje. Nie miałyśmy ze sobą wiele wspólnego, a sama Linsey zawsze miała mi za złe faworyzowanie rodziców, o które nigdy się nie starałam. Pomimo różnic charakteru, z wyglądu byłyśmy niemal identyczne. A przynajmniej zanim Linsey ścięła swoje piękne jasne pukle, ufarbowała końcówki na morski błękit i wytatuowała sobie ramię. Rodzice byli nieźle wkurzeni, ale bądź co bądź miała już swoje dziewiętnaście lat.

— Twoja mama dzwoniła do mnie ostatnio, żeby zapytać czy przyjedziemy na przyjęcie urodzinowe twojego brata.

Zmarszczyłam brwi. Matka próbowała do mnie dzwonić kilka razy w zeszłym tygodniu, jednak jak zwykle postanowiłam odwlekać nieuniknione i nie odbierać telefonu. Zwykle po którymś razie odbierałam, tłumacząc się nawałem pracy. Nie lubiłam rozmawiać z moją rodzicielką. Zwykle znajdywała coś co mogła skrytykować. A to, że za mało trenuję. A to, że angaż w teatrze nie był wystarczająco dobry, a to że jeszcze nie jestem panią Black. Zawsze było coś.

Nasze nigdy (The Strangers, #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz