31. Poradzimy sobie.

1.3K 93 24
                                    

M83 – Wait

Siedzę bezradny na skraju szpitalnego łóżka. Moje policzki nadal są mokre od łez. Nie wiem co teraz będzie i jestem święcie przekonany, że nie poradzę sobie sam. Im dłużej tak siedzę w ciszy i sobie to uświadamiam, tym bardziej to mnie dołuje. W ręku nadal trzymam szpitalną koszulę mojej matki. Nie mam zamiaru jej puścić, bynajmniej nie teraz. Spoglądam na puste łóżko, które jest idealnie zaścielone. Do moich oczu znów próbują zakraść się łzy. Wzdycham cicho, zaciskając mocno powieki.

Dlaczego mnie zostawiła? Dlaczego nie powiedziała mi o swojej chorobie? Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, przypominając sobie jak jeszcze jakiś czas temu moja matka zapewniała mnie, że jest zdrowa, że z nią wszystko w porządku. Cóż, gdyby tak było nie siedziałbym tutaj cały zaryczany jak małe dziecko. Podejrzewałem, że mnie okłamywała, za dużo czasu spędzała w łóżku i cały czas była osłabiona. Wysłałem ją do lekarza i kazałem zrobić wszystkie badania. Poszła, mówiąc mi, że ma po prostu niedobór witamin. Nie miałem pojęcia, że to była białaczka. Nie wiedziałem, że z każdym kolejnym dniem ją traciłem. Nie pozwoliła mi się nawet ze sobą pożegnać. Postąpiła nie fair, powinna była mi powiedzieć prawdę, wtedy każdy dzień, każdą tak cenną minutę spędzałbym tylko z nią. Nadal czuję jej delikatny zapach, a przed moimi oczami widzę jej szeroki uśmiech.

Przecieram wierzchem dłoni mokre powieki. To za dużo jak na mnie, nie dam rady bez niej. Nie jestem mami synkiem czy coś, po prostu właśnie zmarła mi matka, do jasnej cholery. Nie mogę znieść tego, że jej ciało leży w kostnicy, która robi za jakąś lodówkę dla trupów. W głowie mam obraz jak leży tam z innymi ciałami cała zamarznięta. To okropne, to jest naprawdę paskudne uczucie kiedy tracisz kogoś bliskiego. Zawsze życie kopie mnie mocno po tyłku, jednak teraz przesadziło.

Słyszę jak drzwi od pokoju otwierają się, jednak nic sobie z tego nie robię.

- Harry? - słyszę, zachrypnięty od płaczu, głos mojej ciotki. Nie patrzę na nią, jej łzy jeszcze bardziej by mnie przybiły.

- Harry, musimy opuścić już szpital - mówi drżącym głosem, a mi aż serce pęka.

Czuję jak kładzie rękę na moim ramieniu, chcąc mnie jakoś wesprzeć. Wzdrygam się na jej dotyk. Boję się spojrzeć na jej twarz, jednak po krótkim czasie to robię. Jej nos jak i oczy są czerwone od łez, nigdy nie widziałem jej w takim stanie i to właśnie mnie dobiło do końca. Nie odpowiadam jej, tylko najzwyczajniej w świecie przytulam ją do siebie. Odwzajemnia mój gest i jeszcze bardziej wtula się we mnie, teraz mamy tylko siebie i muszę zadbać o nas oboje, ale też o Hayley, moją przyjaciółkę.

Właśnie Hayley, przypominam sobie.

- Gdzie jest Hayley? - pytam cicho, nadal trwając z nią w uścisku. Słyszę jak pociąga nosem i mówi.

- Poprosiłam pielęgniarkę, by na chwilę się nią zajęły i podały coś na uspokojenie – tłumaczy, ocierając załzawione policzki.

Moja przyjaciółka jest, to znaczy była, bardzo zżyta z moją mamą. Praktycznie traktowała ją jak swoją własną, bo tak jak ja wychowywała się bez rodziców. Tylko różnica w tym, że ich miała, lecz zamiast własnej córki, woleli alkohol. Tak więc opieka zabrała im ją i trafiła do domu dziecka. Przeżywa śmierć mojej matki równie mocno jak i ja. Miała w niej przyjaciółkę i często uciekała do nas, żeby nie siedzieć z innymi dzieciakami. Hayley była ze mną od kiedy pamiętam, to z nią znalazłem nić porozumienia, będąc w domu dziecka. Poznawaliśmy świat i wszystko wspólnie przeżywaliśmy, wspierając się nawzajem. To ona była ze mną w ten dzień kiedy po raz pierwszy zobaczyłem mamę.

The Victim || H. S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz