Rozdział 17

1.7K 217 145
                                    

Rozdział 17

Ostatnie w tym roku szkolnym wyjście do Hogsmeade zostało zaplanowane zaraz po SUMach, kiedy już wszystkie emocje związane z nauką nareszcie opadły. Uczniowie ochoczo skorzystali z takiej możliwości i w sobotę po śniadaniu opuścili mury szkoły, kierując się drogą do wioski.

– Powinien być tu z nami – powiedziała Hermiona, kiedy razem z Ronem i jego rodzeństwem wyszli z zamku. – Powinien zdawać egzaminy i grać w tego durnego quidditcha.

Nikt nie musiał pytać, o kim mówiła. Wszyscy to wiedzieli.

– Przynajmniej udało nam się trochę namieszać dzięki „Żonglerowi" – zauważył Ron.

– Nigdy nie podejrzewalibyśmy cię o taki numer Roniaczku – wyszczerzył się Fred, a George skinął głową. – Może jeszcze jest dla ciebie nadzieja na przyszłość.

– Bardzo zabawne – burknął, ale prawdą było, że on i Hermiona byli z siebie dumni. Namieszali całkiem sporo w tym, co robiła Wielka Pani Inkwizytor, a ponieważ nikt nie lubił różowej ropuchy, nauczyciele nie drążyli tematu i nie szukali winnych tego szalonego artykułu, który odbił się tak szerokim echem.

– Luna mówiła, że jej tata musiał robić dodruk magazynu – odezwała się Ginny. – Myślicie, że Sami-Wiecie-Kto naprawdę porwał Harry'ego? – zapytała.

– Nie wydaje mi się – odparła Hermiona. – Gdyby tak było, chwaliłby się tym, a Śmierciożercy szaleliby w najlepsze. Ministerstwo na pewno wysłałoby wtedy wszystkich swoich aurorów na ulice.

– W takim razie nie rozumiem – powiedział George. – Wiemy, że Sami-Wiecie-Kto wrócił, tak? Więc dlaczego nic nie robi? Chyba się nie boi?

– Nie. To najpewniej jakiś rodzaj strategii – stwierdziła i już miała pociągnąć temat dalej, gdy kątem oka dostrzegła coś. Zatrzymała się tak nagle, że idący obok niej Ron, niemal się potknął.

– Co się stało? – zapytał, patrząc na nią.

– Czy to nie Hedwiga? – spytała cicho, wskazując na białą sowę, ukrywającą się na jednej z gałęzi pomiędzy liśćmi.

– Niemożliwe. Hedwiga zniknęła, tak samo, jak rzeczy Harry'ego – przypomniał jej.

Dziewczyna rozejrzała się, czy nikt na nich nie patrzy, ale na szczęście szli właściwie na samym końcu. Odczekała aż minie ich grupka rozchichotanych dziewczyn, a potem podeszła do drzewa i popatrzyła w górę.

– Hedwiga? To ty? – zapytała.

Biała sowa zahuczała cicho, a potem sfrunęła na niższą gałąź.

– To naprawdę ona – powiedziała, patrząc na rodzeństwo Weasleyów. Ci szybko podeszli do niej. – Nic ci nie jest. Czyli Harry'emu też nic nie dolega? Jest bezpieczny?

Sowa ponownie zahuczała cicho, a potem wystawiła nóżkę, do której miała przywiązaną wiadomość. Kiedy Ron ją odwiązał, rozłożyła skrzydła i odleciała, nie czekając na odpowiedź. Wszyscy patrzyli za nią, dopóki nie stała się maleńkim punkcikiem.

– Co napisał? – spytał George.

– Myślicie, że to bezpieczne, czytać teraz? – spytała Hermiona. – Zróbmy to lepiej później w jakimś dyskretniejszym miejscu – zaproponowała.

Wszyscy skinęli głowami, a Ron podał jej list, który ukryła w wewnętrznej kieszeni swojej szaty. Myśleli to samo. Skoro Hedwiga przyniosła wiadomość, to oznaczało, że Harry jest bezpieczny. Poczuli coś w rodzaju ulgi, kiedy sobie to uzmysłowili.

Czarny KsiążęWhere stories live. Discover now