Rozdział 24

4.1K 98 4
                                    


~LILLY~

-Boo, nie możesz zostać w samych skarpetkach.- bezsilnie staram się namówić syna, żeby się w końcu ubrał. Za godzinę mają przyjść rodzice i Sarah z rodziną i oczywiście Will z Lukasem, a Alex biega na golasa i nie pozwala się ubrać. - Kochanie, zaraz przyjdzie Mia. Może ubierz się ładnie, żeby ją przywitać.

-Nie! Mia mnie lubi. - pokazał mi język i z uśmiechem odwrócił się do stolika kawowego zajmując się swoim mustangiem.

Ten dzieciak ewidentnie za dużo czasu spędza z Davidem. Jakbym go zawołała, drzwi wejściowe się otwierają i do mieszka wchodzi brunet. Trzyma przed sobą średnich rozmiarów karton z nieznajomą mi zawartością.
Podchodzi do mnie i wita się delikatnym całusem.

-Gdzie jest nasz jubilat? - pyta szukając wzrokiem Alexa.  Ten gdy tylko usłyszał kto przyszedł, od razu podbiegł do niego rzucając się w jego ramiona. W ostatniej chwili udało mu się go złapać i ponowiłam próby ubrania go. - Boo, gdzie zgubiłeś ubrani?

-Nie ma. -wzruszył ramionami próbując mi się wyrwać. Jakimś cudem udało mi się wsunąć na niego spodnie.

-Ani mi się waż je zdejmować. - pogroziłam mu palcem i odwróciłam się do mężczyzny, który nie wiedział co się dzieje. - Od rana biegam za nim, żeby się ubrał.

David podszedł do nas i wziął Alexa na ręce.

-Młody, rozumiem, że bieganie na golasa jest super. Ale wydaje mi się, że jednak powinieneś założyć to, co przygotowała ci mama. - wyszeptał do niego. -Zobacz tylko, będziemy wyglądać tak samo!

Alex wyrwał się z jego objęć i podbiegł do mnie. Cały ranek biegam za nim, a ten przyszedł i nagle mój syn zmienił zdanie.

-Mama! Pomóz! - usiadł mi na kolanach, żebym mogła spokojnie dokończyć, to co już dawno powinno być zrobione. - Co to?

Spojrzał na karton, który pokazywał maluch. 

-To jest twój prezent. Podobno masz dzisiaj urodziny. -odpowiedział brunet. Usiadł obok nas na podłodze stawiając przed sobą ten tajemniczy prezent. Alex zainteresowany podszedł ostrożnie i przysiadł na kolanach.

David spojrzał mi w oczy  z szelmowskim uśmiechem. O nie, jak nic coś zrobił. Jestem pewna, że zawartość pudełka wcale mi się nie spodoba. Mężczyzna wolno uniósł wieko, a naszym oczom ukazał się malutki piesek rasy haski. Przyniósł psa. W kartonie. Psa. 

Czy ten człowiek jest normalny?

Już mam zrobić mu awanturę, ale przerwał mi Alex, który zaczął piszczeć ze szczęścia.

-Mami, piesek! - pokazuje na szczeniaczka cały czas skacząc radośnie. 

-Widzę, kochanie. -mówię starając się nie brzmieć jak jędza. - Jest śliczny, prawda?

-Tak i taki malutki. - odpowiada wpatrzony w to małe stworzonko jak w obrazek.

Nie powiem, że nie. Jest to bardzo rozczulający widok. Alex jest przeszczęśliwy. Już od dawna wspominał mi, że jego kolega z przedszkola ma pieska i on też chce. Musiałam się bardzo nagimnastykować, żeby wytłumaczyć mu, że taki piesek potrzebuje przestrzeni i ogrodu. I kiedy w końcu udało mi się jakoś mu wyperswadować, David przynosi mu psa.

-David, możesz mi pomóc w kuchni? - pytam przesłodzonym głosem.

-Oczywiście, kochanie. 

Wchodząc do kuchni, kątem oka widzę jak mówi coś Alexowi na ucho. Ten tylko potakuję  i delikatnie głaszcze szczeniaka po główce.

Tylko mnie pokochajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz