Rozdział 15

5.3K 116 13
                                    

~DAVID~


Lilly Collins <3 < Przepraszam. Nie dam rady się dzisiaj spotkać.

I tyle.

Żadnych wyjaśnień, nic. Mogła powiedzieć, że nie chce nigdzie iść.

Jak ostatni kretyn, zarezerwowałem nam stolik w najlepszej restauracji. Jak debil czekałem i nie mogłem się doczekać naszej randki. Ona mnie po prostu wystawiła. Zabawiała się moimi uczuciami albo dla świętego spokoju postanowiła się zgodzić. Zależy mi na niej ale jeżeli tylko ja się będę starał to nigdy nam nie wyjdzie. 

Może powinienem ją sobie jednak odpuścić. Skoro ona nie chce, nie będę się narzucał.

Idiota ze mnie.

Miałem już rozwiązywać krawat, kiedy zadzwonił mój telefon. Podbiegłem szybko, mając nadzieję, że to Lilly i jednak nie odwołuje randki. Nadzieja umiera ostatnia, jak to mówią.

Kolejny raz się zawiodłem widząc, że to jednak  Will. Miałem odrzucić połączenie, ale przez przypadek jednak odebrałem.

-Słucham.

-To słuchaj uważnie. - zaczął nerwowo. - Jedź do Lilly.

-Odwołała randkę. Po co mam do niej jechać? - zapytałem rozdrażniony.

-Jestem pewny, że będzie chciała wyrzucić cię z mieszkania.- kontynuował nie zważając na to, co mu powiedziałem. - Przez przypadek wygadałem się o tamtej rozmowie. Uznała, że chcesz ją tylko przelecieć. Więc zacząłem jej tłumaczyć, że wcale tak nie jest. - powiedział na jednym wdechy i zrobił potężny wdech mówiąc dalej. - Potem powiedziałem kilku słów za dużo. Uderzyłem tam, gdzie boli najbardziej. W Alexa. Kazała mi wyjść i powiedziała, że nigdzie nie idzie. I to z mojej winy. Nie jest teraz w najlepszym stanie. Pojedź do niej i pokaż jej jak ci zależy. Pokaż, że może ci zaufać. I nie wierz, w to co ci powie. Wszystko będzie raczej nie prawdą. Targają nią emocje. - poprosił.

Rozłączyłem się i wybiegłem z domu łapiąc na szybko kluczyki i marynarkę.

Mogłem się domyślić, że jest coś nie tak. To nie w jej style, że chwilę przed, odwołać spotkanie. 

Jechałem najszybciej jak się dało. Jestem pewny, że gdyby ze mną teraz była, od razu by mnie zrugała. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie naszej wspólnej jazdy i ciągłego upominania mnie o ostrożność.

Nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod jej mieszkaniem. Złamałem chyba wszystkie przepisy, jakie tylko mogłem. Ale teraz liczyła się dla mnie tylko Lilly.

Zaparkowałem i wbiegłem do budynku. Odszukałem jej mieszkanie i zadzwoniłem. Nikt nie otwierał, więc znowu nacisnąłem dzwonek. Zacząłem się już trochę denerwować. 

Może coś się stało? Nawet nie chcę tak myśleć.

Drzwi się otworzyły i zobaczyłem Lills z zapłakaną i opuchniętą twarzą. Tak bardzo chciałem ją teraz przytulić albo zrobić cokolwiek innego byleby się uśmiechnęła. Widok jej w takim stanie, łamał mi serce.

-Masz szczęście, że Alex się nie obudził. - powiedziała słabym, lekko zachrypniętym głosem. - Mówiłam, że nie dam rady.

-Niechciał Mahomet do góry, to góra przyszła do Mahometa. -uśmiechnąłem się chcąc rozluźnić trochę atmosferę.

-Przykro mi, że musiałeś tu przyjechać ale wolę zostać sama.- chciała zamknąć drzwi ale w ostatniej chwili wsunąłem stopę blokując ich całkowite zamknięcie.

Tylko mnie pokochajWhere stories live. Discover now