3

2.3K 62 50
                                    

Naprawdę nie mam pojęcia jak doszło do tego, że właśnie jadę z Damonem prosto do Mc'donalda.

-Więc powiedz mi Lydio, interesujesz się czymś? - zagadał zwinnie zmieniając bieg.

Nie wiedziałam co powiedzieć, więc lekko przytaknęłam głową, nie lubiłam mówić o mojej ukrytej pasji, jest dość nietypowa.

-Mam rozumieć, że nie chcesz o tym gadać?

-No patrz jakiś ty spostrzegawczy – sarknęłam. - chwila mak był dwie przecznice wcześniej

-No patrz jakaś ty spostrzegawcza – on też sarknął na co się najeżyłam.

Lekko mnie zaniepokoiło to, że minęliśmy nasz cel podróży.

-Damon, gdzie my jedziemy – szepnęłam, gdy zauważyłam, że wyjeżdżaliśmy z miasta.

-W miejsce, gdzie oboje odkryjemy siebie – uśmiechnął się szczerze.

Może Kate miała racje? Może to dobry chłopak...

Nie odezwałam się tylko obserwowałam, jak wjeżdżamy na ogromną polane.

-Prywatne miejsce mojego ojca – powiedział, gdy zauważył, że chce coś powiedzieć. - ulubione miejsce mojej mamy.

Obserwowałam zielony teren i wyobrażałam sobie siebie wywijającą jak na macie gimnastycznej.

-Dawaj, pokaż co potrafisz – powiedział i włączył „Breakdown" na cały regulator w samochodzie.

Uśmiechnęłam się lekko zestresowana i ściągnęłam bluzę, zostając w topie i spodniach.

Dasz Radę Lydia.

Gwiazda, rundak, fiflak, podwójne salto w tył z rotacją.

Z zamkniętymi oczami widziałam cały plan, odetchnęłam głośno i zrobiłam to...

Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam oklaski ciemnowłosego.

-Widzisz, nie musiałaś o tym gadać, wystarczyło pokazać – posłał mi po raz kolejny uśmiech, który jednak nie sięgał samych oczu.

-Co robisz w Riverside? - zmieniłam temat.

Chłopak na chwile się zawiesił i patrząc w jeden punkt odpowiedział:

-Moja mama jest chora na raka, tutaj ma lepsze szanse by z tego wyszła.

-Przykro mi – i hej tym razem naprawdę było mi przykro!

Nie wyobrażam sobie, by której z moich rodziców miało być na skraju śmierci.

Chłopak już nic więcej nie powiedział, w ciszy podszedł do małego jeziorka, którego wcześniej nie widziałam.

Ruszyłam za nim i stanęłam obok.

-Wcześniej mówiłaś, że trenujesz taniec – powiedział cicho – tańczyłem kiedyś towarzyskiego

Spojrzałam na niego zszokowana

-Co ty gadasz? Nie wyglądasz na takiego.

-A ty nie wyglądasz na taką, która przypieprzy komuś takiemu jak ja – zaśmiał się

-Komuś takiemu jak ty? - parsknęłam – nie chce ci obniżać ego, ale kim ty niby jesteś?

Zbliżył się tak, że między naszymi ciałami nieprzeszła by nawet kartka papieru.

-Twoim największym koszmarem – szepnął w moje usta, po czym je złączył.

Pocałunek był dość żarliwy, ledwo nadążałam nad nim.

Odsunęliśmy się od siebie, gdy zaczęło nam brakować powietrza, ciężko oddychaliśmy, a jego usta były czerwone i opuchnięte, prawdopodobnie tak, jak moje...

Damon już się nie odezwał, tylko spojrzał na mnie swoimi oczami, które były dużo bardziej ciemne niż zazwyczaj.

-Do zobaczenia Lydia

****

Wróciłam do domu, dalej wręcz wstrząśnięta tym co się wydarzyło, wchodząc do domu nawet się z nikim nie przywitałam, weszłam do pokoju i prawie dostałam zawału, bo na moim łóżku siedział mój brat.

-Dzisiaj. U nas. W. Riverside. Jest. Walka. - mówił z przerwami, tak bym zrozumiała

-aha no ok, dzięki za cynk mordeczko – mruknęłam niezainteresowana i rzuciłam się obok niego na łożko.

-Idziemy. - usłyszałam jego rozkazujący ton, na co parsknęłam śmiechem. - mówię serio, rodzice mnie samego nie puszczą.

-a więc czemu myślisz, że puszczą cię ze mną? - znowu się zaśmiałam.

-Bo według rodziców jesteś tą bardziej dojrzałą, oczywiście oboje wiemy, że to nieprawda.

-Co z tego będę miała? - podniosłam się z łożka.

-Kupie ci maka i cokolwiek będziesz chciała.

Po dłuższej chwili się zgodziłam.

-Okej, ale Mc'donald i zatankujesz mi auto z twojej kasy – westchnęłam.

-Kocham cię, masz niecałą godzinę by wyglądać lepiej – szczęśliwy wyleciał z mojego pokoju.

Jedyne co to poprawiłam swój makijaż i się przebrałam, założyłam czarne jeansy i czarny top, który przysłoniłam czarną skórzaną kurtką.

Po utwierdzeniu rodziców, że wrócimy cali i zdrowi wyszliśmy z domu.

Pokierowaliśmy się do auta Natana, ponieważ wygrał grę w kamień, papier, nożyce.

-Kto będzie walczył? - zaczęłam temat bawiąc się radiem.

-Nie znam, ale jakiś Felix i ktoś o pseudonimie Clone – parsknął – kto wymyśla taki nick.

-Ktoś, kto jest bardzo tajemniczy – mruknęłam zadowolona – lubię takich.

-Kręci cię to? - zaśmiał się

-Dobra sklej się młody. - przewróciłam oczami, robię to za często.

-Jestem młodszy tylko o 10 miesięcy. - warknął

-Tak, ale rodzice nie chcieli cię puścić bez opiekunki – wytknęłam mu.

-Wysiadaj zanim zawrócę. - mruknął obrażony

-Ale to ty chciałeś tu jechać – zwróciłam mu uwagę.

-Dobra sklej się stara – zgapił ode mnie, na co przewróciłam oczami.

Weszliśmy do hali, uprzednio pokazując nasze dowody, mój prawdziwy i ten mojego brata, który był fałszywy. 

Ah te problemy młodych... 

Stanęliśmy przy samym oktagonie, mieliśmy widok na obydwie strony.

Zaczęło się, usłyszeliśmy pierwsze dźwięki piosenki „Flames" od Zayn'a Malik'a.

Został wywołany niejaki Felix, doszedł na ring i pomachał wszystkim jego jak sądzę fanom, pod koniec piosenki, weszła osoba, której nie spodziewałam się, że zobaczę ją jeszcze tego samego dnia.

Po schodach szedł Damon z pewnym siebie uśmiechem....

**********

KOLEJNY MISIE KOLOROWE <3333

The Dream In The SoulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz