▹Rozdział 27

18.4K 1K 240
                                    

Muzyka w prawej kolumnie.

Ellie zaczyna zachowywać się nieswojo już w chwili, w której stajemy na podjeździe Aarona, czyli w miejscu gdzie znajdujemy pierwsze natrętne spojrzenia. Witam się z kilkoma osobami, które mimo tego, że przyszedłem z największym odludkiem w naszym mieście z uznaniem klepią mnie po plecach. Mam ochotę wywrócić oczami, bo wiem, że myślą, iż mam po prostu ochotę przelecieć Ellie, a później ją zostawić.

Co do pierwszego mają rację, co do drugiego nie koniecznie, ale dla dobra własnej reputacji póki co nie zamierzam wyprowadzać ich z błędu. Kiedy ludzie dowiedzą się czym jest moja słabość, będą próbowali za wszelki sposób ugodzić mnie w czuły punkt, więc nie zamierzam dawać im wskazówek co jest dla mnie ważne.

Wchodzę do domu Aarona i kątem oka zauważam uśmiech zadowolenia błąkający się na ustach Elaine. Z jednej strony chcę wiedzieć co ją tak ucieszyło, ale z drugiej nie mam odwagi przyznać sie przed nią, że zacząłem zauważać tak mało znaczące szczegóły. Dom jest już zapchany po brzegi. Wokół zauważam dziesiątki znanych twarzy i w przeciwieństwie do dziewczyny obok ich spojrzenia dodają mi pewności siebie.

Moja uwaga zostaje całkowicie zaprzątnięta, kiedy zauważam Amy, która idzie w moim kierunku z wymuszoną gracją. Próbuje być elegancka, ale jak dla mnie i pewnie większości ludzi sprawia wrażenie, jakby swoimi ogromnymi cyckami próbowała utorować sobie drogę przez tłum. Wygląda naprawdę komicznie, ale chcąc przelecieć ją jeszcze kilka razy nie mogę pokazać rozbawienia. Zaciskam więc usta w tym samym momencie, w którym jej wargi dotykają moich, byleby nie wybuchnąć śmiechem. Obejmuję jej talię, choć tak naprawdę jestem w stanie myśleć tylko o drobnej sylwetce Ellie, która zamiera w bezruchu, kiedy oddaję pocałunek. Podoba mi się to, jak zazdrośnie reaguje, więc postanawiam zrobić coś, co z pewnością rozzłości ją jeszcze bardziej. Odpycham stanowczo Amy, w tej samej chwili zauważając błysk nadziei w jej oczach i pochylam się w jej stronę, szepcząc:

- Poradzisz sobie?

Patrzy na mnie niepewnie, a ja czuję nieprzyjemne ukłucie gdzieś w piersi, choć nie jestem w stanie dokładnie sprecyzować co ono oznacza. W końcu kiwa głową zbyt energicznie, bym mógł uwierzyć, że jest jej obojętne czy zostanie sama. Amy ciągnie mnie za rękę, bylebym nie zamienił ani jednego słowa więcej z jej wrogiem, a ja ulegam i idę za nią, bo pragnienie, żeby zrobiła mi to co najlepiej potrafi jest zbyt silne, żebym mógł się oprzeć.

Parę minut później jesteśmy w pokoju, w którym zawsze dzieją się najprzyjemniejsze rzeczy, a ona niecierpliwie szarpie się z moim rozporkiem. Po raz pierwszy przeszkadzają mi jej zbyt głośne jęki i szybkie ruchy, ale staram się nie porównywać wygłodniałego dotyku Amy z subtelnymi muśnięciami, które tamtej nocy otrzymałem od Ellie. Uczucia między nami były wtedy bardziej intymne i tym samym dawały zupełnie inne doznania. Nigdy nie czułem się tak podniecony, błądząc dłońmi po jej ciele, choć obmacywałem naprawdę wiele dziewczyn. Problem w tym, że to nie było zwykłe dotykanie, a coś o wiele bardziej poważnego. Ze zmrużonymi oczami patrzę, jak głowa Amy unosi się rytmicznie i dyszac staram się nie wyobrażać sobie, jak wyglądałaby Elliew tej samej pozycji, robiąc dokładnie tą samą brudną rzecz, jaką wykonuje teraz ta szmata.

***

Kiedy schodzę na dół nigdzie nie widzę brunetki, z którą przyszedłem i przez chwilę mam naprawdę złe przeczucia, ale przypominam sobie, że to miejsce totalnie do niej nie pasuje. Uspokajam się myślą, że pewnie poszła do domu, czując się tu nie na miejscu. Wtapiam się w tłum, mimo jej nieobecności starając się dobrze bawić i w ciągu kilku minut ląduję w kącie z kolejną laską na kolanach. Z każdą chwilą, gdy dotykam krzywizny obcego ciała czuję coraz większy niepokój, który nie pozwala mi myśleć o niczym innym, niż to, że muszę ją znaleźć i upewnić się, że nic jej nie jest. Odpycham dziewczynę, wstaję i idę w kierunku drzwi, nie zwracając uwagi na jej krzykliwe protesty. Nie jestem w stanie myśleć racjonalnie i nawet nie przechodzi mi przez myśl, żeby zadzwonić do ojca Elaine, bo wiem, że nie bardzo by mnie to uspokoiło. Muszę ją zobaczyć i upewnić się, że jest bezpieczna. Wciąż nie bardzo rozumiem czemu tyle dla mnie znaczy, ale teraz nie mam czasu by się zastanawiać, kiedy i dlaczego zmieniłem się w tak ckliwą ciotę.

W ciągu kilku minut docieram pod jej dom i nawet nie staram się zachowywać się dyskretnie. Z otwartej pięści walę w drzwi, dopóki przerażony Pan Gillian ich nie otwiera. Przez moment czuję współczucie dla tego człowieka i nie mogę zrozumieć dlaczego wszystkie możliwe nieszczęścia spadają akurat na jego rodzinę.

- Ellie wróciła? - Pytam, a w chwili, kiedy widzę, jak z jego twarzy odpływa cała krew sam udzielam sobie odpowiedzi. Nie ma jej tu. Bez jakichkolwiek wyjaśnień odchodzę boleśnie świadomy, że ojciec Ellie wkrótce zawiadomi policję. Z Jacksonem trzeba grać delikatnie, a Oni zdecydowanie nie cackają się z ludźmi. W każdym innym przypadku byłbym zdania, że takich skurwieli jak On trzeba wytępić szybko, ale teraz wiem, że każdy nieprzewidziany ruch może zaważyć na jej losie i to mnie przeraża.

Jedynym rozwiązaniem jest szybkie obmyślenie planu, a do tego potrzebuję największego mózgowca jakiego znam. Zayn odbiera po pierwszym sygnale, a jego głos jest zachrypnięty i przepełniony smutkiem jak nigdy dotąd.

- Przyjedź do mnie w tej chwili. - Mówię twardo, nerwowo przeczesując włosy.

- Nie mogę. - Wiem, że powinienem zapytać dlaczego jest załamany, ale w tej chwili interesuje mnie tylko powód, dla którego mi odmawia i nic więcej się nie liczy.

- Jak to nie możesz? - Mój głos brzmi zadziwiająco spokojnie i jestem pełen podziwu dla samego siebie, że jeszcze nie straciłem zimnej krwi.

- Jestem teraz w Londynie i nie mam pojęcia, kiedy wrócę... Jeśli w ogóle kiedykolwiek to zrobię. - Jego głos się łamie, a ja po raz pierwszy w życiu mam wrażenie, że wszystko podąża w totalnie innym kierunku, niż powinno.

Nie przychodzi mi na myśl żadne miejsce, w którym mogę szukać Ellie i nie mam pojęcia czemu przyjaciel, na którego do tej pory mogłem liczyć w każdej chwili wyjechał bez słowa, uciekając ode mnie akurat wtedy, kiedy potrzebuję go najbardziej.

***

#GetYouPL Rozdział krótki, bo nie mam w nim do napisania nic więcej. Wszystko mam porozkładane i ten miał wyglądać właśnie tak.

23.04.2010r. 8.22pm - 25.03.2015r. 5.30pm.

Get You // Niall Horan ✔Where stories live. Discover now