Rozdział 1.

213 19 11
                                    

Po ogrodzie roznosił się jej śmiech. Oboje mieli wrażenie, że słyszy go całe miasto. On uważał, że był piękny, melodyjny. Ona, że piskliwy i nieznośny. Jednak to im nie przeszkadzało. Liczyło się tylko to, że potrafiła się śmiać. 

Chłopak chwycił jej stopy, zatrzymując huśtawkę, na której siedziała w powietrzu. Zamachnął się i pchnął ją w tył.

Jej uśmiech sprawiał, że zapominał o wszystkim. Cieszył się jej szczęściem, jak tylko umiał. Uśmiechał się, widząc ją na huśtawce, wznoszącą się do czystego błękitu letniego nieba, słysząc jej radosny głos, który wołał jego imię. Jego ulubionym zajęciem było patrzenie na jej szczęscie. Nie potrzebował niczego więcej. Dla niego liczyła się tylko ona. 

Dziewczyna zeskoczyła z huśtawki, gdy była wysoko i upadła kolanami na trawę. Podniosła się, otrzepując je z zieleni. Stanęła przed chłopakiem z szerokim uśmiechem na ustach.

Chwycił ją za biodra, uniósł nad ziemię i zakręcił wokół siebie. Ona piszczała, on śmiał się. Nie z niej, lecz wspólnie z nią. Odstawił ją i przytulił tak mocno, jakby zaraz miała zniknąć. 

Odwzajemniła uścisk, po czym wyszeptała, jak bardzo go kocha.

Chłodne krople deszczu zaczęły spadać na ich głowy. Spojrzeli w niebo; było szare, zachmurzone, jednak przez obłoki przedzierały się pojedyncze promienie słońca. Przenieśli wzrok na swoje oczy.

Jego zielone, niczym letnia trawa, po której ją niegdyś gonił, 

niczym liście na drzewach, pod którymi siadali, rozmawiając godzinami. 

Zaś jej błękitne, niczym bezchmurne niebo, na które patrzyli, leżąc na kocu, 

niczym najgłębszy z oceanów, skrywający tajemnice, których nikt nie znał, prócz Niego. 

Ostrożnie chwycił jej dłoń, traktując ją, jak lalkę z porcelany, która z łatwością mogłaby się rozbić za jednym dotknięciem. Zakręcił nią wokoło. Jej spódnica falowała w powietrzu, zupełnie, jak jej jasne włosy, moknące z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej. 

Nuciła ich ulubioną piosenkę, poruszając się z gracją i lekkością, wśród kropel. Zaczęła cicho śpiewać jej tekst. Uważała, że nie umie tego robić, że jej głos jest okropny. Jednak, kiedy on dołączył do niej, ośmieliła się czynić to nieco głośniej, bo uważał, że jej głos jest aksamitny, piękny, barwny. Uwielbiał go, tak samo, jak całą ją. 

Delikatnie poruszał jej ciałem, patrząc wprost w oczy, w których widział iskierki szczęścia.

Pojawiały się za każdym razem, gdy była z nim. Tylko w jego towarzystwie mogła być radosna. Nikt nie mógł jej tego zapewnić, tak jak on.

Gdy rozpadało się na dobre, jej brat wyszedł na taras, by zawołać ją do domu. Otworzył usta, by krzyknąć jej imię, lecz zamknął je, kiedy ją zobaczył. Skrzyżował ramiona na klatce, oparł się o drewnianą kolumnę, podtrzymującą daszek tarasu i wpatrywał się w nich. Widząc jej euforię, uśmiechnął się szeroko. 

Kochał ją, pragnął jej szczęścia, a ten widok był dla niego czymś wyjątkowym. Wiedział, że jej przyjaciel potrafi jej zapewnić to, co on. Lubił go, umiał się z nim dogadać, lecz byli jedynie dobrymi kumplami, nie przyjaciółmi.

Przyjaciółmi można nazwać tylko i wyłącznie tą dwójkę.

Jej brat westchnął, gdy krople, spadające na trawę zagęściły się, tworząc pierwsze kałuże. To byłoby okropne, przerywać taką chwilę, lecz dbał o swoją siostrę, nie mógł pozwolić, by była chora. Zawołał jej imię. Zszokowana dziewczyna zaprzestała śpiewać, jak i tańczyć. Odwróciła się w stronę swojego brata, a jej policzku przybrały ciemniejszy kolor. 

Jej przyjaciel objął ją w talii i zaprowadził na taras. Wycisnęli część wody z ubrań i weszli do środka, zostawiając za sobą mokre ślady na drewnianych panelach. 

Matka dziewczyny weszła do salonu, w którym znajdowało się wyjście na taras. Gdy zobaczyła, co zrobili zgromiła ich wzrokiem. Jednak złagodniała, widząc szczęście w oczach córki. 

Jej rodzicielka również go lubiła. Wiedziała, że tylko On potrafi dać Jej to, czego potrzebuje. Przy nim potrafiła się śmiać, oddychać pełną piersią... Żyć.

Kobieta pokręciła głową, śmiejąc się i wygoniła ich do jej pokoju. 

Blondynka wyjęła z szafki nowy film, który pragnęła obejrzeć, jednak czekała, aż będzie mogła zrobić to z Nim. Wsunęła płytę do odtwarzacza i zbiegła na dół, by zrobić kakao, które oboje uwielbiali i popcorn. Gdy wszystko było gotowe włączyła film.

Wiedziała, że będzie smutny, ale nie spodziewała się, że aż tak. Cały czas wtulała się w jego tors, ściskając piąstką materiał jego granatowej koszulki. Łzy niepochamowanie ciekły po jej policzkach. 

Obejmował ją ramieniem, dając znak, iż jest przy niej. Sam miał zaszklone oczy. Był wrażliwy, nawet bardzo. Ona kochała w nim tą cechę, on zaś jej nienawidził. Twierdził, że nie czyni go mężczyzną. 

Wtedy ona mówiła mu, że wrażliwość to najlepsza cecha w każdym człowieku. 

Mówiła: to znaczy, że masz uczucia. Że ci zależy. Że wierzysz i marzysz. Że kochasz.

Nie rozumiał do końca jej słów, lecz nie przejmował się tym. 

Po filmie wyjrzeli za okno. Nadal padało. 

Wyjęła więc z szafy koc i z dwoma kubkami kakao znowu wyszła na taras. On, zdezorientowany zrobił to samo. Przyglądał się jej poczynaniom.

Usiadła na ławeczce ze zdobionym przez nich oparciem; mnóstwem wzorów wyciętych scyzorykiem. Podkurczyła nogi i przykryła się materiałem. Poklepała miejsce obok siebie. 

Usiadł obok niej i wziął z jej dłoni gorący kubek. 

Okryła jego nogi kocem i chwyciła swój. Wzięła łyk słodkiego napoju i odłożyła naczynie. 

On zrobił to samo. Gdy zobaczył ślad z kakao pod jej nosem zaczął się śmiać. Kciukiem starł go i uśmiechnął się. 

Zaczęli rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Siedzieli tak kilka godzin, gadając o najróżniejszych tematach.

Ona wiedziała, że może powierzyć Mu każdy jej sekret, podzielić się każdą myślą i obawą. Nie ważne co powie, On zawsze będzie z Nią. 

On mógł zrobić to samo, powiedzieć jej wszystko. Mógł także zrobić dla niej wszystko, wiedział to. Czasami nawet chciał, lecz Ona mu zabraniała. Bała się o niego tak, jak on o nią. Troszczyli się o siebie. Byli dla siebie wszystkim. 

Ani on, ani ona nie wiedzieli, że to ma się za jakiś czas skończyć. 

Że już się nie zobaczą. 

Nie będą przyjaciółmi, bo on zostanie sam, gdy ona odejdzie.

Disease || M. CliffordWhere stories live. Discover now