Rozdział 3.

70 15 4
                                    

Piosenka: Jason Walker - A Drop In The Ocean. OBOWIĄZKOWO!

- Czyli na prawdę zostało jej tylko dziewięć dni?

- Niestety tak. - westchnął mężczyzna w białym kitlu ze stetoskopem zawieszonym na szyi.

Zrezygnowany Michael ledwie widocznie przytaknął i odszedł od lekarza. Szurając butami o jasną podłogę skierował się do sali 305. Liczba, którą szczerze znienawidził, odkąd Vivienne przebywała w szpitalu. Wzdychając pchnął białe drzwi i przekroczył próg pomieszczenia. Usiadł na krześle, znajdującym się obok łóżka. 

Spojrzał na nią. Jej wzrok był utkwiony w ekranie wyłączonego telewizora. Rozmyślała. O życiu, o ich przyjaźni, o tym co się stanie, gdy ona odejdzie. Myślała o nim i chwilach, które z nim spędziła. Wspomnienia w jej głowie pozwalały na słaby uśmiech, który on zobaczył. 

Chwycił jej gorącą dłoń, zamykając w swojej, sporo większej. Przeniosła wzrok na jego oczy. 

Jej były przepełnione obojętnością.

Zaś jego troską.

Uśmiechnęli się do siebie.

- Posłuchaj, Vivienne. Oboje wiemy, że zostało jedynie dzie... Dziewięć dni. - ścisnął mocniej jej dłoń, zupełnie jak swoje oczy, by nie wydostały się z nich łzy. - Więc chcę, by wszystkie twoje marzenia spełniły się. Chcę, by nasze ostatnie wspólne chwile były najwspanialszymi.

Jej oczy rozbłysły, pojawiły się w nich te ogniki, tak dobrze znane przez niego. 

- Spełnić moje marzenia? - dopytała, na co energicznie przytaknął, będąc zdeterminowanym do osiągnięcia tego celu. Wiedział, że musi mu się udać, że nie odpuści. Nie tym razem. - To niemożliwe, Mike.

- Viv, wszystko jest możliwe. Zrobię wszystko, by te dni były lepsze niż kiedykolwiek sobie wyobrażałaś. Zobaczysz, damy radę. Pamiętasz...

- Dopóki wierzysz, jesteś w stanie osiągnąć wszystko. - wyrecytowała ich ulubiony cytat.

Zawsze mieli swoją ulubioną rzecz. Nie ważne jaka by to kategoria nie była, oni mieli swoją ulubioną rzecz. Czy to książka, film, cytat, piosenka, marka samochodu, data w kalendarzu, kolor... Zawsze mieli coś wspólnego. Dzielili się wszystkim, jakby byli jednością i to, co należy do jednego, należy również do drugiego. 

Czy to nie miłość polega na tym? Na dzieleniu się z drugą osobą swoimi uczuciami, rzeczami, myślami? Czy kiedy człowiek jest zakochany, zrobi dla swojej drugiej połówki wszystko? Skoczy za nią w ogień? Przepłynie wszystkie oceany, by zobaczyć jej uśmiech? Zasłoni ją własnym ciałem przed strzałem z pistoletu? Odpowiedź brzmi tak

To właśnie jest poświęcenie. Michael był w całości oddany Vivienne. Tak samo, jak ona jemu.

Czy to znaczy, że kochali się?

Według nich to była przyjaźń. Nie dostrzegali tego. Wszyscy wokół wiedzieli, że kochają się bardziej, niż przeciętne małżeństwo. Jednak oni... Oni wciąż myśleli, że są jedynie przyjaciółmi, którzy oddaliby za siebie życie. 

- Dokładnie, Vivienne. Musisz wierzyć, że nam się uda, a tak będzie.

Uśmiech momentalnie rozświetlił jej twarz, jednak nie trwało to długo, bo zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie miała siły na uśmiech. 

Przy nim nie mogła przestać tego robić, a teraz już nie miała na to siły. Zmęczyło ją uśmiechanie się. Miała dość życia. Pytała dlaczego właśnie ja? Jednak po chwili uświadamiała sobie, że nie jest niezwykłym człowiekiem. Że do kogoś to musiało przyjść i najwyraźniej wypadło na nią. Wiedziała, że tak właśnie ma być. Że musi teraz umrzeć. Dziękowała Bogu za podarowane jej dni. Wiedziała także, że musi je wykorzystać jak najlepiej się dało. Gdyby przeleżała je w łóżku, płacząc, jej śmierć byłaby jeszcze gorsza. Nie fizycznie, a psychicznie. Poczucie winy przez to, że nie wykorzystała dni, ofiarowanych jej, zabiłoby ją wewnętrznie, tam głęboko w duszy umarłaby wcześniej niż jej ciało. 

- Vivi, księżniczko, wiesz, że cię nie opuszczę. Będę przy tobie.

- Wiem, Michael. - szepnęła - Za to cię kocham. 

Na jego ustach pojawił się szerszy uśmiech, a oczy zamigotały od łez. Zamrugał kilka razy, by nie wypuścić och na światło dzienne. Po chwili wstał i wyszedł czym prędzej z sali, mówiąc, że za chwilę wróci. Pobiegł do recepcji, gdzie wziął od młodej kobiety kartkę oraz długopis. Wrócił ponownie do sali oznaczonej znienawidzoną cyfrą i położył papier na stoliczku, który Vivienne miała nad łóżkiem. Podał jej długopis i spojrzał w oczy.

- Zrobimy listę twoich niespełnionych marzeń. - uśmiechnął się szeroko. 

Blondynka potaknęła i zaczęła wypisywać. Lista nie była długa, było na niej dokładnie dziewięć punktów. Mieli dzięwięć dni na spełnienie dziewięciu marzeń dziewczyny.

Gdy Michael skończył je czytać, spojrzał na nią zszokowany.

- Twoje marzenia są tak... Tak proste? Przepraszam, ale...

- Mike - przerwała mu - nie chcę rzeczy, które są niewykonalne. Chcę zrobić coś, co jestem w stanie, coś, czego nie robiłam i chcę zrobić.

- Vivienne, to będzie najlepsze dziewięć dni twojego życia. Spełnisz wszystkie swoje marzenia. - oznajmił

Dziewczyna uśmiechnęła się  na jego słowa, jednak ukryła przed nim coś; nie wypisała ostatniego, dziesiątego życzenia. Nie chciała, by je poznał. Nie miała na tyle odwagi, by mu je wyznać. A miała pewność, że się o nim nie dowie, bo zna je tylko ona.

To była jedyna rzecz, o której wiedziała Vivienne, a Michael nie. Lecz ona zamierzała mu ją wyjawić. Jednak nie teraz.

Zielonooki, w dodatku niebieskowłosy Michael złożył kartkę na kilka części i wcisnął ją do kieszeni spodni. Wiedział, że spełni wszystkie jej życzenia, nawet jeśli świat miałby się walić.

I wkrótce się zawali.

______________________________________________________

Witam panie i Mike'a! 
Cóż, aktualnie nie mam czasu, żeby napisać cokolwiek, na serio, jestem zawalona nauką ;-;
Przepraszam was, ale tego fanfica odkładam na poźniej, rozdziały będą na prawdę rzadko wrzucane, za co was przepraszam :c
Kocham was, papa ;*

Disease || M. CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz