Rozdział 9.

33 11 1
                                    

- A pamiętasz jak Luke zleciał z huśtawki i walnął twarzą w piasek? - Michael roześmiał się, patrząc na naburmuszonego blondyna.

- To było dawno i nie prawda - odburknął, krzyżując ręce na klatce.

Dziewczyna, leżąca w łóżku szpitalnym zaczęła się śmiać, przypominając sobie jak Calum zrzucił chłopaka z huśtawki, a ten z dziewczęcym piskiem poleciał na piasek, który potem wypluwał.

- A nasz pierwszy koncert?

- Złamałeś bębny, Ashton - zagruchotała dziewczyna.

- No wiesz, te mięśnie - poruszył zabawnie brwiami, napinając bicepsy, a Vivienne puknęła się kilka razy w czoło, ale i tak po chwili wybuchnęła śmiechem.

- O! Albo kiedy byliśmy w kinie i... - zaczął Clifford.

- I Calum rozsypał popcorn jakiejś dziewczynie na głowę, a ona zaczęła na niego wrzeszczeć i kazali nam wyjść z sali.

Wszystkie spojrzenia powędrowały na bruneta, który z silnymi rumieńcami siedział prawie że skulony na krześle.

W pewnym momencie drzwi od sali otworzyły się, a do środka weszła uśmiechnięta, młoda pielęgniarka, którą Vivienne wręcz uwielbiała.

- Przykro mi chłopaki, ale musicie już iść. Pora odwiedzin...

- Rozumiemy - przytaknął Ashton. - Do zobaczenia, piękna - mrugnął do dziewczyny i wyszedł, a zaraz za nim Calum i Luke, którzy pożegnali się tak samo z nią, jednak mówiąc do niej rybko czy skarbie.

- Było super - mruknęła niebieskooka, a niewielki uśmiech rozciągnął jej blade usta.

Kreśliła abstrakcyjne wzory palcem na wierzchu dłoni Mike'a, patrząc na jego rękę. Bała się unieść wzrok, spojrzeć w jego oczy. Dostrzegłaby ból i to załamałoby ją jeszcze bardziej.

Bała się. Ale nie śmierci - bała się go zostawić. Przerażało ją co chłopak zrobi, do czego się posunie gdy jej zabraknie. Nagle poczuła dłoń na swoim policzku, która starła pojedynczą łzę. Dziewczyna nawet nie spostrzegła, że płacze. Pociągnęła nosem i uniosła wzrok.

Ból, troska, rozpacz, bezradność.

To właśnie czuł Michael.

- Tak bardzo cię kocham - wyszeptał - i żałuję, że nie powiedziałem ci tego wcześniej. Spędziliśmy te lata jako przyjaciele, a ja kochałem się od dziecka. Gdy jeszcze byłaś małą, drobną blondyneczką z krzywymi ząbkami - zaśmiał się, ścierając łzy z kącików oczu.

- Kiedy byłeś małym, chuderlawym blondynkiem ze złamanym nosem, który uwielbiał pakować się w kłopoty.

- Tyle razy nazwałem cię słońcem.

- A ja ciebie kotkiem - pociągnęła głośno nosem, ścierając kolejne łzy napływające do jej oczu.

- Żałuję wszystkiego, czego nie zdążyliśmy zrobić. Żałuję, że teraz nic nie mogę na to poradzić...

- Spójrz na mnie, Michael. - Zielonooki podniósł głowę i zrobił o co poprosiła go Vivienne. - Nikt nie może, jasne? Nikt nic na to nie poradzi - westchnęła, kreśląc kółka kciukiem na wierzchu jego dłoni. - To musi się stać, a ty będziesz żył dalej, rozumiesz? Masz ułożyć sobie życie, przyjaciele będą cię wspierać, dasz sobie radę, Mikey. Znajdziesz wspaniałą dziewczynę, z którą będziesz miał dwójkę dzieci, Amandę i Jake'a - wychlipiała, chowając twarz w dłoniach.

- Pamiętasz jak chciałem nazwać moje dzieci. Ostatnio zrobiłem sobie nadzieję, że... Że będą nasze - wyszeptał już płacząc.

Nie mieli siły na tą rozmowę, ale musieli ją przeprowadzić mimo wszystko. Kto wie, może to ich ostatnia rozmowa? Może po niej już nigdy nie usłyszą swoich głosów i rozstaną się już bezpowrotnie?

- Kocham cię, wiesz o tym, prawda? - zapytała, patrząc w jego zaszklone, wypełniające się na nowo łzami oczy.

Ledwie widocznie przytaknął głową i odparł:

- Ja ciebie też. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz dla mnie wszystkim. - Spuścił głowę patrząc w czubki swoich butów. - Kocham cię niewyobrażalnie mocno, chciałbym zobaczyć dwójkę maluchów, blondwłosych niebieskookich bąbli, które biegałyby po naszym mieszkaniu wesoło krzycząc. Chciałbym zobaczyć cię stojącą w sukni ślubnej przed ołtarzem. Byłabyś najpiękniejszą panną młodą, jaką świat mógłby zobaczyć. I za kilkadziesiąt lat chciałbym cię przytulać, siedząc na bujanych fotelach. Chciałbym patrzeć na nasze wnuki, chciałbym przeżyć to wszystko z tobą. Dorosnąć, założyć rodzinę, zestarzeć się...

Wziął głęboki oddech i podniósł spojrzenie na jej oczy. Były zamknięte. Jej drobna, blada dłoń swobodnie spoczywała w jego, a na jej spierzchniętych wargach widniał lekki uśmiech. Ślady po łzach były idealnie widoczne na policzkach.

Maszyna stojąca obok niej wskazywała coraz słabszy puls.

Wiedział co to znaczy.

Na drżących nogach podniósł się i pochylił nad spokojnie leżącą miłością jego życia. Złożył długi pocałunek na jej czole i wyszeptał trzy słowa, dzięki którym jej uśmiech poszerzył się nieznacznie. Ostatni raz ścisnęła jego dłoń, słabo, po czym pozwoliła jej swobodnie opaść na białą pościel.

Jej serce zatrzymało się.

To już koniec, na prawdę koniec.

____________________________

Szczerze? Ledwie się powstrzymałam od płaczu pisząc ten rozdział. Tak strasznie przeżywam to razem z Michaelem No dobra, Ver uspokój się, uhh.
Uciekam pisać epilog, do zobaczenia skarby moje ❤

Disease || M. CliffordWhere stories live. Discover now