Rozdział 8.

46 9 3
                                    

Vivienne z każdym dniem słabła. Wiedziała to. Według lekarzy zostały tylko cztery dni.
Michael codziennie wykreślał po jednym spełnionym życzeniu. Postanowił że dzisiaj zrobi jedno z trudniejszych. Były dwa powody do tego: ta okazja już nigdy się nie powtórzy oraz taki, że później nie będzie dała rady.

Rano przyszedł do domu Moretzów. Will wpuścił go z uśmiechem, nie pytając co tutaj robi o tak wczesnej godzinie. Wszedł po cichu do jej pokoju, usiadł na krawędzi łóżka, wpatrując się jak jej klatka spokojnie unosi się i opada. Jak uroczo wygląda, gdy śpi. Jaka jest piękna.

- Viv, księżniczko - wyszeptał, powoli pocierając dłonią jej zimne, szczupłe, wręcz chude ramię.

Dziewczyna wymruczała coś pod nosem, przewracając się na drugą stronę.

Zielonooki uśmiechnął się szeroko. Nigdy nie lubiła być budzona, uwielbiała spać, twierdząc, że wtedy odcina się od świata.

Zawisł nad nią, lekko muskając ustami jej nos. Jej usta rozciągnął uśmiech, lecz dopiero po chwili otworzyła oczy. Ułożyła drobną dłoń na jego policzku, gładząc go kciukiem.

- Wstawaj księżniczko, mam dla ciebie niespodziankę.

Michael zszedł do salonu, czekając na blondynkę (a właściwie niebieskowłosą). Był podekscytowany, że spełni jedno z jej największych marzeń. Sam miał takie marzenie, prawie takie samo. Jednak do tej pory nie było mu dane go spełnić zważając na to, jak mało ma pieniędzy. A praca w budce z lodami nie pozwala mu na odkładanie pieniędzy.

Po chwili Vivienne, ziewając zeszła po schodach. Przetarła zmęczone oczy wierzchem dłoni i spojrzała na chłopaka z przymrużonymi powiekami. Wtuliła się w niego, mrucząc niczym kot.

Chłopak uśmiechnął się szeroko. Zawsze było tak samo. Gdy się budziła musiała się do kogoś przytulić choć na chwilę. Najszczęściej był to jej brat lub właśnie Mike.

Chwycił jej drobną, chłodną dłoń i podążył do kuchni, sadzając ją przy stole. Mama Vivienne posłała nastolatką ciepły uśmiech, po czym zrobiła im śniadanie w postaci tostów. Po posiłku wsiedli z Williamem do jego samochodu i ruszyli.

Moretz nie dawała spokoju, cały czas próbowała wyciągnąć od Michaela gdzie jadą, co to za niespodzianka. Prosiła choć o małą podpowiedź, a wtedy odpowiadał: nie lubisz niespodzianek, ale ta spodoba ci się i to nawet nie wiesz jak.

W końcu zamilkła, akurat pod koniec drogi. Will wysadził dwójkę przyjaciół, życząc im dobrej zabawy, po czym sam wysiadł z auta i poszedł w swoją stronę, a Vivienne posłała Mike'owi zdezorientowane spojrzenie. Naturalnie blondyn uśmiechnął się i pociągnął ją w stronę owej niespodzianki.

Cóż, gdy dziewczyna zobaczyła mnóstwo, naprawdę dużo nastolatek w jej wieku dotarło do niej co to za niespodzianka. Pisnęła cicho, wieszając się zielonookiemu na szyi. Około dziesięciu razy wyszeptała słowo dziękuję w jego ramię. Bardzo ciężko było jej powstrzymać łzy radości, która ją przepełniała w tamtej chwili.

- Tego nie było na mojej liście - powiedziała, oddalając się od niego na odległość taką, by mogła spojrzeć w jego oczy.

- Ale wiem, że to twoje marzenie, księżniczko. - Założył pasmo włosów za jej ucho.

Chwycił ją za podbródek i uniósł, składając na ciepłych wargach niebieskookiej pocałunek. Jednak nie trwało to długo, ponieważ kilka metrów od nich usłyszeli głośne awwh. Odwrócili oboje głowy w tamtą stronę, by napotkać trójkę dziewczyn prawdopodobnie niewiele młodszych od nich. Wpatrywały się w tą dwójkę jak w obrazek. Dużo osób (w większości płeć piękna) tak reagowało, gdy widzieli ich razem, choć nie wiedzieli dlaczego. Przecież na świecie jest tyle par, a akurat na ich widok dziewczyny wzdychają z zazdrości i zauroczenia.

Disease || M. CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz