Wyznanie Demona

By Asanamir

40.4K 2.5K 946

"Czy jeśli demon pokocha anioła, to dla niego swą duszę odmienić zdoła?" Wyznania nigdy nie bywają łatwe. Szc... More

Wyznanie Daemona
Zbaw mą duszę
Oczekiwanie
Zdrada czy głupota?
Niepewność
Przepowiednia
Ryzykowna decyzja
Bo bez niej...
Ostatnia prosta
Poznanie prawdy
Przebudzenie
Serce nie sługa
Budzące się pragnienie
Pocałunek anioła
Pierwsze odkrycia
Pierwsze domykanie emocji
Kto jest kim?
Zapamiętane wspomnienia
Ścieżka przeznaczenia
Przed powrotem na Memorię (18+)
Powrót na wyspę
Spotkanie ze smokami
Niepokoje serca
Cisza przed burzą
U bram piekła
Na granicy życia i śmierci
Poznanie wroga i nie tylko
Początek końca
Coraz bliżej...
Kim jesteś Shairisse?
Jak ważne jest zrozumienie...
Nie taki daemon straszny...
Yin i Yang
Powstanie nieznanego zła
Dalsza część legendy
Stara nowa rzeczywistość (18+)
"Jesteś pomostem... "
Nieoczekiwany obrót spraw

Kolejny krok naprzód

602 47 32
By Asanamir

Witajcie kochani♥

Przepraszam za tak długi czas oczekiwania, ale niestety życie mnie trochę przytłoczyło. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, chociaż ja mam co do niego mieszane uczucia (taka już moja natura xD)

Pozdrawiam wszystkich gorąco i życzę zdrowia w tych ciężkich czasach ♥


(Jakiś czas wcześniej)

          - Po co jeszcze zawracałeś? - zapytał Valkyon, gdy Lance wyrównał się z nim w locie.

          - Zapomniałem czegoś powiedzieć na pożegnanie tej... twojej ulubienicy - zaśmiał się arogancko smok, zerkając na brata z ukosa. Po chwili zapytał kpiąco z lekkim rozbawieniem: - Chyba nie jesteś zazdrosny braciszku?

          - O ciebie? - odburknął wojownik. - Znam jej upodobania i wątpię, abyś był w jej guście.

          - Znasz jej gust? - żachnął się jego brat.

          - Wiem, że nie pociągają jej aroganccy i zadufani w sobie mężczyźni - mruknął w odpowiedzi Valkyon, rzucając mu krzywe spojrzenie. - Poza tym wątpię, aby zainteresował ją ktoś z morderczymi zapędami, jak również ze skłonnościami do działań destrukcyjnych i chęcią do zemsty.

          Na jego słowa Lance roześmiał się szyderczo i po chwili burknął pod nosem:

          - Żebyś się nie zdziwił, gdy w końcu poznasz prawdę.

          - Co tam znowu mamroczesz? - zapytał wojownik, chociaż bardziej dla zasady niż z ciekawości.

          - Nie ważne - rzucił pospiesznie jego brat. - Wiesz, że ta twoja dziewczyna jest w ciąży z innym?

          - Wiem... - odparł wyraźnie niezadowolony szef Obsydianu.

          - Skąd to wiesz, skoro ona sama dowiedziała się tego dopiero przy mnie? - zapytał Lance zdziwiony.

          - Nie twoja sprawa - stwierdził Valkyon, wyraźnie nie chcąc kontynuować tematu.

          - A może to twoje? - zaśmiał się jego brat, spoglądając na niego z błyskiem rozbawienia w oczach.

          - Na litość naszych przodków - żachnął się oburzony wojownik. - Skąd ci to przyszło do głowy?

          - Kto cię tam wie... - odparł coraz bardziej rozbawiony Lance. - Przecież dawniej miałeś spore powodzenie u dziewczyn i o ile dobrze pamiętam, raczej nie stroniłeś od ich towarzystwa, również w godzinach nocnych...

          - Przestań! - uciszył go gwałtownie. - To były inne czasy... Ja byłem wtedy całkiem inny. Twoja śmierć... albo raczej ta twoja udawana śmierć bardzo mnie zmieniła, bo moje życie i cały mój świat nagle stanęły na głowie...

          - Oj dobra, dobra, już się tak nie bulwersuj - odparł wyraźnie zadowolony z siebie i dopytywał dalej niewzruszony: - Nie przeszkadza ci to? Że twoja ukochana znajduje przyjemność w ramionach innego...

          - Możemy zmienić temat? - przerwał mu zniecierpliwiony wojownik. - Nie mam zamiaru rozmawiać z tobą o moich sprawach sercowych.

          - Dlaczego? - zapytał Lance, udając zdziwionego. - Kiedyś lubiłeś rozmawiać ze mną o wszystkim...

          - To było kiedyś... - powiedział zrezygnowany. - Gdy byłeś moim ukochanym, starszym bratem...

          - Nadal nim przecież jestem - odpowiedział mu z lekką nutą arogancji w głosie.

          - Nie wiem, kim teraz jesteś Lance - odparł Valkyon cicho - ale na pewno nie jesteś tą samą osobą, którą tak kiedyś podziwiałem i kochałem...

          - Oj tam... braciszku - zaśmiał się smok. - Nie dramatyzuj. Sam się niedługo przekonasz, że niewiele się zmieniłem, a jak dłużej poprzebywamy razem, to zrozumiesz, że mam rację.

          - Rację? W czym? - zapytał Valkyon, patrząc na brata spod byka, przymrużonymi na wpół z niedowierzania, a na wpół ze złości oczami. Po chwili odwrócił się do niego przodem i zawisając w powietrzu, kontynuował z coraz większą złością: - Powiedz mi, w czym masz rację? Wytłumacz mi, dlaczego roztrzaskałeś Wielki Kryształ? Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Straży, która przecież dość długo była twoim domem?

          - Była - mruknął Lance, również zawisając w powietrzu. - Tyle że odkryłem prawdę o twojej kochanej Straży...

          - I to ci dało prawo, aby wszystkich oszukać i sfingować własną śmierć? - zapytał oburzony wojownik, przerywając mu. - Czy chociaż przez chwilę pomyślałeś wtedy o innych? Czy pomyślałeś wtedy o mnie? O tym, jak bardzo zrani mnie wieść o twojej śmierci? Jak bardzo mnie to dotknie?

          - Znowu dramatyzujesz - odparł jego brat i ruszył przed siebie. - Przez chwilę pocierpiałeś, ale to cię w końcu wzmocniło. Wydaje mi się, że tylko na tym skorzystałeś, bo teraz jesteś silniejszy i twardszy, przez co dużo trudniej jest cię zranić...

          - Silniejszy? - zapytał rozgoryczonym głosem Valkyon i ruszył za nim. - Przez wiele tygodni nie potrafiłem się pogodzić z myślą o twojej śmierci, kilka miesięcy nie mogłem dojść do ładu z własnymi emocjami. Czy ty zdajesz sobie sprawę, co ja wtedy przeżywałem?

          - Nie i jakoś nie mam ochoty o tym teraz rozprawiać - powiedział lekceważąco jego brat.

          - Typowe...

          - Najważniejsze, że się otrząsnąłeś i wróciłeś do życia.

          - Tak najważniejsze... - powiedział znowu zrezygnowanym głosem, a po chwili zadał jednak jeszcze jedno pytanie, ciekawy reakcji brata: - Wiesz, kiedy tak naprawdę wróciłem do życia?

          - No kiedy? - zapytał Lance od niechcenia.

          - Kilka miesięcy temu... - powiedział smutno, zdając sobie powoli sprawę z tego, że naprawdę niewiele znaczy dla swojego brata. - I wiesz co? Stało się to możliwe tylko i wyłącznie dzięki niej, niepozornej dziewczynie z Ziemi. Tylko ona potrafiła sprawić, że ponownie zacząłem odczuwać radość i poczułem chęć powrotu do życia.

          - Podziękowałbym jej, ale wątpię, czy kiedykolwiek będzie ku temu okazja - stwierdził Lance ironicznie. - A dla ciebie najlepiej będzie, jeśli odpuścisz ją sobie i zapomnisz...

          - Co dokładnie masz na myśli? - zapytał Valkyon, spoglądając na niego podejrzliwie. Nagle poczuł dziwny niepokój, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu zimny dreszcz. Patrząc na brata, zaczął instynktownie wyczuwać, że ta jego wypowiedź ma jakieś drugie dno.

          - Nie zawracaj już sobie nią głowy - mruknął smok i zaczął obniżać lot, kierując się w stronę lądu, który wyłaniał się zza chmur. Czując jednak, że brat wciąż mu się przenikliwie przygląda, dodał na odczepne: - Nie chciałeś ze mną rozmawiać o swoich sprawach sercowych, więc teraz ja nie chcę rozmawiać o tej dziewczynie.

          - Czy ty ją skrzywdziłeś? - zapytał Valkyon, gdy tylko wylądowali na plaży i przybrali humanoidalne postaci. Po tonie jego głosu można było wyraźnie wywnioskować, że jest zaniepokojony i jednocześnie podminowany.

          - Nie chcę o niej rozmawiać - powtórzył zniecierpliwiony Lance, rozglądając się dookoła.

          - Zadałem ci konkretne pytanie i chcę na nie prostej odpowiedzi! - wycedził przez zęby mocno już poirytowanym głosem, łapiąc go jednocześnie za ramię. - Skrzywdziłeś ją?! Tak, czy nie?!

           - A jeśli tak, to co?! - krzyknął Lance, wyrywając ramię z uścisku i patrząc na brata z wściekłością. - Nie mów mi, że taka ważna jest dla ciebie...

          - Żebyś wiedział, że jest ważna... - przerwał mu Valkyon zrezygnowanym głosem, chociaż nadal był wyraźnie zły. W dodatku nie był pewien, czy odpowiedź brata jest zwyczajnie złośliwa, czy faktycznie skrzywdził dziewczynę. - Bardzo ważna...

          - Ważniejsza od własnego brata? Ważniejsza od twoich korzeni i zrozumienia tego, kim naprawdę jesteś? - zapytał smok, nie dowierzając jego słowom. - Przecież wy nawet nie jesteście razem... Ona związana jest z kimś innym, a do tego będzie miała dziecko...

          - Wiem, że jest związana z innym i zostanie matką - wszedł mu w słowo wojownik. - To jednak nie zmienia faktu, że jest moją przyjaciółką, kimś bardzo mi bliskim i niezmiernie dla mnie ważnym...

          - Miej żesz litość... - powiedział Lance z ignorancją, ale widząc coraz bardziej zrezygnowane spojrzenie brata, zrozumiał, że ciągnąc dalej tę dyskusję i mówiąc mu prawdę, może go całkiem zniechęcić do siebie. Mimo iż brat go wkurzał swoją prawością i lojalnością wobec tych, którymi on pogardzał, to jednak liczył, że uda mu się go "nawrócić" i przeciągnąć na swoją stronę. Zdawał sobie sprawę, że mając za sojusznika drugiego smoka, który w dodatku jest jego bratem, stałby się bardziej wiarygodny dla innych i miałby u nich lepszy posłuch. Dlatego też postanowił zmienić trochę ton wypowiedzi i udawać, że w sumie to nic takiego nie zrobił. - Nic jej nie zrobiłem, zostawiłem tylko barierę, aby się wypaliła, nie dopuszczając do niej innych zbyt szybko. Nie chciałem też, aby ktokolwiek nam przeszkodził w odlocie lub ruszył naszym śladem. Znając jej szczęście, to zapewne jest już w ramionach tego swojego kochasia, albo urządza sobie pogaduszki z naszym dziaduniem.

          - Jesteś chory Lance, wiesz? - wycedził Valkyon, robiąc kilka kroków do przodu. - Chory z nienawiści... Nie szanujesz nikogo, nawet własnej rodziny...

          - Przestań marudzić - mruknął Lance na odczepnego. - Chodźmy lepiej, rozejrzeć się za jakimś miejscem na nocleg. Dzisiaj jest już za późno, aby zastanawiać się, gdzie dokładnie jesteśmy. Jutro za dnia udamy się do jednej z moich miejscówek i obmyślimy wszystko na spokojnie.

          Valkyon spojrzał na niego i uświadomił sobie, że tak naprawdę, to chyba nigdy go nie znał. Cynizm i chłód, jakie emanowały od Lance'a, były teraz dla niego przerażająco przytłaczające. Im dłużej z nim przebywał, tym bardziej zastanawiało go, kim tak właściwie jest jego brat? Jak mógł kiedyś tak bardzo mylić się co do niego? Uważał go przecież za wzór do naśladowania, podziwiał go i pragnął być kiedyś taki jak on. Za to teraz kompletnie go nie rozumiał i nie potrafił cieszyć się jego towarzystwem. Im dłużej przebywali razem, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że niby widzi swojego starszego brata, ale ten jednak jest mu zupełnie obcą osobą. Dodatkowo wciąż nie mógł pozbyć się wrażenia, że Lance cały czas go oszukuje i knuje coś niedobrego za jego plecami. Nieustannie martwiło go to, co powiedział na temat Shairisse i pozostawionej bariery. Intuicja podpowiadała mu, że ewidentnie chciał się pozbyć dziewczyny, a teraz jedynie stara się nie zniechęcać go do siebie. Skąd takie przypuszczenia? Sposób, w jaki to powiedział i jak wyrażał się o niej oraz fakt, że już niejeden raz naraził jej życie, nie pozostawiały żadnych złudzeń.

          Zastanawiał się, czy Fafnir wiedział, co grozi dziewczynie, kiedy zasugerował mu na klifie, że powinien tymczasowo przystąpić do brata, aby w ten sposób utrzymać go na jakiś czas z dala od Kwatery i od Shairisse? Czy znał zamiary Lance'a? Naprawdę chciał wierzyć, że towarzyszenie bratu, pozwoli wystarczająco długo utrzymać go z dala od Straży i jej podopiecznych. Na tyle długo, żeby mieli czas wymyślić jakieś działania zapobiegawcze, albo chociaż skuteczną obronę przeciwko jego bratu. Z każdą też chwilą coraz bardziej się martwił o pozostałych i pragnął dowiedzieć się, czy nikomu nic się nie stało. Z drugiej jednak strony tłumaczył sobie, że skoro Fafnir nie kontaktuje się z nim, to znaczy, że wszystko musi być w porządku. Mimo iż czuł się rozdarty i niespokojny, to nie chciał swoim zachowaniem wzbudzać podejrzeń brata. Dlatego bardzo starał się nie okazywać emocji, chociaż naprawdę ciężko mu było zachować spokój i zimną krew.

          - Zatrzymamy się tutaj - oznajmił Lance, gdy dotarli na niewielką polanę pośród drzew. - Nie ma sensu dzisiaj szukać lepszego miejsca na nocleg...

          - Nie ma sprawy - odparł Valkyon bez emocji. - Jestem zmęczony i śpiący... Przemiana pozbawiła mnie siły...

          - Zapewne dawno jej nie wykorzystywałeś - stwierdził jego brat, uśmiechając się wymownie. - Od jutra zaczniemy treningi i będę cię szkolić. Przy mnie nauczysz się, co znaczy być prawdziwym smokiem...

          Na jego słowa wojownik wymusił jedynie smutny uśmiech, aby nie ujawniać się ze swoimi prawdziwymi przemyśleniami i obawami. Nie miał najmniejszej ochoty na dalszą rozmowę z bratem, więc niemal natychmiast usiadł pod drzewem i opierając się o nie, zamknął oczy, udając, że zasypia. Na jego szczęście Lance też nie miał ochoty na nocne rozmowy i poszedł w jego ślady, układając się pod innym drzewem. Zadowolony z takiego obrotu spraw, Valkyon pogrążył się we własnych rozmyślaniach. Nie był zadowolony z tego, że zostawił Shairisse i przyjaciół, ale skoro Fafnir zasugerował mu, że udawanie chęci sprzymierzenia się, jest najlepszym wyjściem z sytuacji, to zamierzał mu w tej kwestii zaufać. Nie miał zamiaru narażać życia, czy też zdrowia innych tylko dlatego, że dopadały go wątpliwości. Jeśli to miało pomóc w uratowaniu ich świata, to pragnął podporządkować się woli swoich przodków.

          W nocy Valkyona nawiedzały dziwne sny, ale jednocześnie coś mu mówiło, że to nie były zwyczajne senne majaki. Widział bowiem Shairisse, która łagodnie uśmiechała się do niego, jakby chciała w ten sposób poinformować go, że wszystko u niej w porządku. Później pojawił się przed nim Fafnir, prosząc go, aby pozostał silny i nie poddawał się zwątpieniu. Gdy chciał go o coś zapytać, smok powiedział mu, że czas na ich rozmowę i zadawanie pytań będzie kiedy indziej. Następnie obraz smoczego władcy się rozpłynął, a on chwilę później gwałtownie się przebudził. Nie rozumiał tego, czego właśnie doświadczył, ale te dziwne wizje sprawiły, że poczuł się spokojniejszy i pewniejszy siebie. Zanim ponownie zamknął oczy do spania, przez chwilę wpatrywał się w śpiącego Lance'a, zastanawiając się, gdzie zaprowadzi ich ta chora nienawiść brata.

      ***

(czas obecny)

          Shairisse siedziała na kolanach Leiftana, mocno wtulając się w niego i delektując się jego bliskością i zapachem. Uścisk jego ramion i ciepło, którym ją otaczał, sprawiały, że czuła się kochana i bezpieczna. W pewnej chwili pomyślała, że bez uścisku tych ramion i bez cichego, miarowego bicia jego serca tuż przy swoim uchu, straciłaby cały swój spokój i radość życia. Uświadomiła sobie, że niezależnie od tego, kim tak naprawdę jest jej ukochany, to stał się on dla niej sensem życia i bez niego na pewno utraciłaby grunt pod nogami. Każdy jego oddech, każdy pocałunek, każda jego delikatna pieszczota na jej ciele sprawiały, że całą sobą czuła, że żyje i to życie ma znaczenie nie tylko dla niej.

          - Wiesz, co jest zadziwiające? - zamruczał w pewnym momencie do jej ucha Leiftan.

          - Co takiego? - zapytała kokieteryjnie.

          - Nigdy nie lubiłem, gdy ktokolwiek nazywał mnie daemonem - zaśmiał się cicho. - Jednak w twoich ustach to zabrzmiało jakoś inaczej i nie poczułem tego zwyczajowego rozdrażnienia, gdy mnie tak nazwałaś...

          - I dobrze - teraz to ona zachichotała. - Gdyby cię to rozdrażniło, dostałbyś ode mnie pstryczka w nos.

          - Powinienem się bać? - zapytał, udając lekko zalęknionego i z niebywałą łagodnością założył jej niesforny kosmyk włosów za ucho.

          - Dopóki będziesz grzeczny i nie zapragniesz przejść na ciemną stronę mocy, to nie masz się czego obawiać - wyszeptała czule, wpatrując się w jego oczy roziskrzonym z rozbawienia spojrzeniem.

          - Ciemną stronę mocy? - zapytał zdziwiony, a ona roześmiała się perliście.

          - Tak - odparła po chwili wciąż wyraźnie rozbawiona. - Kiedyś opowiem ci dokładnie, skąd jest to stwierdzenie, a na razie musisz tylko wiedzieć, że ciemna strona mocy to inaczej to samo, co ścieżka zemsty, zła i nienawiści.

          - Nie mam zamiaru nigdzie przechodzić - powiedział, całując ją delikatnie, a po chwili dodał z szelmowskim uśmiechem: - Bałbym się dostać pstryczka w nos od ciebie.

          - Wówczas nie ograniczałabym się tylko do pstryczka - zaśmiała się rozbawiona. - Nakopałabym ci wtedy jeszcze do tyłka.

          - Zaczynam się ciebie bać mój aniele - powiedział żartobliwie, tuląc ją mocniej do siebie.

          - Phi - mruknęła, opierając głowę na jego torsie.

          Przez dłuższą chwilę oboje nic nie mówili, tylko napawali się swoją bliskością, uszczęśliwieni, że znowu są razem. Leiftan wsparł się policzkiem na czubku głowy ukochanej i wdychając jej zapach, zrozumiał, że tylko dzięki niej może być szczęśliwy i naprawdę wolny. Powoli jego umysł zalewały wspomnienia wydarzeń z klifu i nagle zaniepokoił się, ponieważ dotarło do niego, że zanim stracił tam przytomność, użył jednego z najpotężniejszych zaklęć ochronnych aengeli. Wywołana nim fala uderzeniowa wstrząsnęła wyspą i na pewno została zauważona przez smoki i pozostałych. Innych członków Straży się nie obawiał, bo nie znali dokładnie magii aengeli, ale smoki na pewno domyśliły się, co to było i raczej nie uwierzą, że to sprawka Shairisse. Dodatkowo zdał sobie sprawę, że do tej pory nie zainteresował się tym, w jaki sposób Lance traktował jego ukochaną. Czy przypadkiem nie starał się jej skrzywdzić? A może - co gorsze - zrobił to? Ta myśl od razu sprawiła, że spięły się wszystkie jego mięśnie, a on stał się niespokojny.

          - Coś cię zaniepokoiło? - zapytała, wyczuwając jego napięcie i odsuwając się delikatnie od niego, spojrzała mu w oczy zmartwiona.

          - Po prostu... - zaczął niepewnie. - Czuję się podle, bo nawet nie zapytałem, czy Lance... Mam nadzieję, że nie zrobił ci żadnej krzywdy w czasie, gdy cię przetrzymywał?

          - Nie zrobił mi nic złego - odpowiedziała z nikłym uśmiechem. - Co prawda zachowywał się nieprzewidywalnie i czasem czułam, że najchętniej by mnie zabił, ale nie przekroczył żadnych granic. Co zastanawiające, czasami miałam nawet takie dziwne wrażenie, że na jakiś swój pokrętny sposób troszczył się i martwił o mnie. Wydaje mi się, że nawet jego samego to w pewnym sensie zaskoczyło. Zdarzyły mu się też jakieś dziwne zagrywki, coś w stylu Nevry, ale zawsze zatrzymywał się, nie przekraczając tej ostatniej cienkiej granicy przyzwoitości. Pewnie dlatego, że w jego oczach wciąż jestem tylko głupim i bezużytecznym człowieczkiem, którym się po prostu brzydzi.

          - Coś bym powiedział - westchnął smutno Leiftan - ale nie zrobię tego, bo nie wiem, czy nie przypłaciłbym tego utratą przytomności, albo jeszcze czymś gorszym...

          - Więc nie mów nic - odparła pospiesznie. - Ja ci za to opowiem, co się działo i czego się dowiedziałam.

          - Dobrze mój skarbie, opowiadaj zatem - powiedział i przytulił ją mocno do siebie.

          - A może mogłabym ci to jakoś pokazać? - zapytała po chwili cicho, jakby nagle zapragnęła jednak zaoszczędzić sobie opowiadania. - Poprzez tę naszą więź albo jakoś...?

          - Mogłabyś - odparł bez zastanowienia. - Obawiam się jednak, że widząc wszystko bezpośrednio, znowu zacznę się złościć na Lance'a, a nie chcę się teraz niepotrzebnie irytować. Za to, jeśli sama mi to opowiesz, to zapewne zrobisz to ładnie i zgrabnie, a ja będę spokojniejszy, bo będę mógł dodatkowo napawać się brzmieniem twojego głosu...

          - Flirciarz - zaśmiała się kokieteryjnie.

          Shairisse zaczęła w dużym skrócie opowiadać wszystko, co się wydarzyło od chwili porwania. Jej szczególną uwagę zwróciły reakcje Leiftana, który spinał się prawie za każdym razem, gdy usłyszał o prowokacyjnym lub niestosownym zachowaniu Lance'a względem niej. Postanowiła zaoszczędzić mu tej katorgi i większość szczegółów pominęła, chociaż i tak wyczuła, że ukochany domyślał się pominiętych sytuacji. Opowiedziała mu również o tym, czego dowiedziała się w smoczym królestwie o stworzeniu Eldaryi i o rzekomej zdradzie aengeli. Pominęła oczywiście trzymanie Lance'a za rękę i trzymanie go w objęciach, gdy stracił przytomność. Zdawała sobie sprawę, że Leiftan zapewne nic by nie powiedział, ale znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż to na pewno bardzo by go dotknęło. Wolała więc zaoszczędzić sobie i jemu takich negatywnych doznań i emocji. On słuchał jej uważnie i od czasu do czasu dopytywał o jakieś interesujące go szczegóły. Kiedy dotarli w swojej rozmowie do ostatnich wydarzeń z zapomnianego urwiska, na pewien moment zapadła cisza.

          - W pewnej chwili... tam na klifie... - zaczęła niepewnie, przerywając ciszę między nimi. - Miałam wrażenie, że nagle w środku eksplodowałam, wewnątrz siebie, jakby wszystkie moje komórki się przetasowały... A później było tak, jakbym znalazła się... w jakimś innym wymiarze. Otaczała mnie swoista bańka, wypełniona jasnym światłem do złudzenia przypominającym blask promieni słonecznych...

          - Wiem, widziałem... - odparł nieśmiało Leiftan.

          - Czy wiesz, co to było? - zapytała, spoglądając na niego z zaciekawieniem. - I jakim sposobem tak nagle znalazłeś się wtedy tuż obok mnie?

          - Nie mam pojęcia - odparł, wzruszając ramionami. - Po prostu krzyknąłem z przerażenia, bo myślałem, że właśnie cię tracę. Oślepił mnie wówczas jakiś nagły błysk i poczułem dziwną, chwilową nieważkość, a kiedy otworzyłem oczy, stałem dokładnie przed tobą i wtedy... To było tak, jakby... - w tym momencie zrobił chwilową pauzę, wyraźnie szukając odpowiednich słów na określenie tego, co zapamiętał z tamtej chwili. - Miałem takie wrażenie, jakby to serce i uczucia mną kierowały, a nie rozum... Może Fafnir będzie wiedział, co się wówczas stało...

            - Mam nadzieję, że tak - szepnęła i zaraz potem dodała, patrząc mu z powagą w oczy: - Później go zapytam. A tak na marginesie... Dlaczego postanowiłeś w końcu wyjawić mi, kim naprawdę jesteś? Skąd wiedziałeś, że możesz to zrobić bez narażania się na mój gniew lub odtrącenie?

          - Nie wiedziałem, czy wyjawienie ci prawdy nie spowoduje, że mnie odtrącisz - zaczął spokojnie wyjaśniać. - W sumie to byłem raczej przekonany, że mnie znienawidzisz...

          - Więc dlaczego to zrobiłeś? - weszła mu w słowo.

          - Ponieważ zrozumiałem, że tylko tak mogłem cię uratować - wyszeptał. - Poza tym dość mam już kłamstw i ciągłego ukrywania się... Chcę w końcu móc swobodnie odetchnąć, nie czując tego przytłaczającego ciężaru na piersi.

          - Dużo osób zna twoją prawdziwą tożsamość? - dopytywała z zainteresowaniem.

          - Z najważniejszych w Kwaterze, to wiesz ty, zaklinacz i dama Huang Hua - powiedział cicho.

          - Huang Hua też wie? - zdziwiła się.

          - Z Itzalem wtajemniczyliśmy ją teraz, tuż przed wyjazdem na Memorię - odparł zmieszany. - Zaklinacz stwierdził, że tylko wówczas uda nam się odnaleźć ciebie i uratować, jeśli Feniks pozna o mnie prawdę i mnie pobłogosławi.

          - Jak zareagowała na tę wiadomość? - zapytała zaciekawiona.

          - Wydaje mi się, że chyba się czegoś już sama domyślała... Jednak żeby nie miała żadnych wątpliwości i nie poczuła się zagrożona, pozwoliłem jej użyć na mnie specjalnego zaklęcia - tłumaczył spokojnie. - Dzięki niemu mogła przeniknąć do mojego umysłu, aby bezpośrednio poznać moje zamiary i moje myśli.

          - Bałeś się ujawnić? - zapytała. - A może wahałeś się... ?

          - Nie powiem, trochę się obawiałem - przerwał jej. - Jednak nawet przez chwilę się nie wahałem. Mówiłem ci już, że jesteś najważniejsza w moim życiu i jeśli nawet dowiedziałbym się, że mieliby mnie zabić, aby znaleźć ciebie, uratować i żebyś mogła spokojnie żyć dalej, to bym się zgodził.

          - Nikt cię nie zabije - powiedziała z dużą pewnością siebie, całując go namiętnie. - Teraz jesteś pod moją ochroną.

          - Od razu czuję się bezpieczniejszy - zamruczał Leiftan i ujął jej twarz w dłonie, jednocześnie odwzajemniając pieszczotę jej warg. Ich pocałunek był czuły i niespieszny, jakby oboje chcieli wyrazić nim swoją łagodną i ciepłą miłość do siebie, pozbawioną już wątpliwości i pełną zaufania i wzajemnej akceptacji. Leiftan po raz pierwszy od lat czuł przyjemny i błogi spokój - taki, jaki odczuwa każdy, gdy w końcu pozbędzie się przytłaczającego ciężaru z ramion i serca.

          - Chyba trzeba zawołać w końcu Fafnira - powiedziała Shairisse, odrywając się od ust ukochanego. - Chciałabym dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się na tym urwisku i pragnę jak najszybciej wracać już do domu...

          - Do domu? - zapytał lekko zaskoczony.

          - No tak - odparła z uśmiechem, a po chwili złapała go za dłoń i przykładając ją do swojego brzucha, dodała: - Do naszego domu... A dokładniej do Kwatery, bo to ona przecież jest teraz naszym domem...

          - Nie jestem pewien, czy nadal będzie moim domem, gdy się dowiedzą, kim naprawdę jestem - powiedział smutno Leiftan, całując ją czule w czoło, a następnie spuszczając wzrok.

          - Będzie, będzie - powiedziała, łagodnie głaszcząc jego dłoń na swoim brzuchu.

          - Nie byłbym tego taki pewien kochanie... - wyszeptał niepewnie, ukrywając twarz w zagięciu jej szyi.

           - A ja raczej jestem - powiedziała, przytulając się mocniej do niego. Po chwili namysłu jednak dodała, wyraźnie chcąc go pocieszyć: - Jeśli jednak nie będą chcieli cię w Kwaterze, to znajdziemy sobie inne miejsce na wspólne życie. Nie pozwolę, aby nas rozdzielono...

          Jej ostatnie słowa sprawiły, że Leiftan spojrzał na nią wyraźnie szklącymi się ze wzruszenia oczami i drżącym głosem wyszeptał z podziwem:

          - Ty naprawdę jesteś aniołem o krystalicznie czystym sercu kochanie...

          Shairisse jedynie cicho zachichotała, a następnie pocałowała go czule i niezwykle łagodnie. Kilka chwil później oderwała się od jego ust i pamiętając słowa Fafnira, zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu draflayeli.

          - Za czym tak się rozglądasz? - zapytał zaciekawiony Leiftan.

          - Za jakimś draflayelem - odparła i w tym samym momencie dostrzegła nieopodal stadko tych chowańców. - Fafnir mówił, że jak będę gotowa z nim porozmawiać, to mam jednego wysłać po niego.

          - No to śmiało - zachęcił ją z uśmiechem.

           Shairisse przez moment z zainteresowaniem przyglądała się stworzeniom, aż w końcu westchnęła zrezygnowana:

          - Tylko jest mały problem...

          - Jaki? - zapytał zatroskany.

          - Zapomniałam go zapytać, w jaki sposób mam to zrobić, żeby ten maluch mnie zrozumiał - powiedziała i spojrzała na Leiftana z niewinnym uśmiechem. - Nie znam przecież mowy chowańców... Nie wiem nawet, jak mam przywołać jakiegoś do siebie...

          - Może zawołaj, tak po prostu? - zaproponował.

          - Myślisz, że to coś da?

          - Warto spróbować - odparł i pogładził ją po policzku.

          - Hej... maleństwa - zawołała w kierunku chowańców i chociaż jej głos wyraźnie zdradzał, że wciąż nie do końca jest przekonana, czy to, co robi, ma sens, to jednak całe stadko momentalnie zwróciło się w jej stronę. Zaskoczona spojrzała przelotnie na ukochanego, a schodząc z jego kolan, ponownie zwróciła się do stworzeń niepewnym głosem: - Potrzebuję pomocy... jednego z was.

          Gdy tylko wypowiedziała te słowa, draflayele podleciały do niej i zaczęły ją radośnie okrążać, co wywołało u niej spontaniczny wybuch śmiechu. Po chwili się uspokoiła, a jeden z chowańców niczym koliber zawisł dokładnie naprzeciw jej twarzy, na wysokości oczu. Instynktownie wyciągnęła w jego kierunku dłoń, tym samym sprawiając, że stworzenie przysiadło na jej ręku, a wszystkie pozostałe automatycznie odleciały. Zaskoczona i jednocześnie zachwycona zachowaniem oraz przyjaznym nastawieniem małego smoczka, delikatnie go pogłaskała, a ten zaczął przymilać się do niej, całkiem jak oswojony domowy kot.

          - Nie wiem, czy mnie zrozumiesz - odezwała się, nie przerywając pieszczotliwego gładzenia malucha po łebku. - Chciałabym, abyś przekazał Fafnirowi, że jestem gotowa na rozmowę z nim.

          Draflayel przekrzywił lekko głowę i uważnie przyglądał się jej, wyraźnie sprawiając wrażenie, jakby dokładnie rozumiał, co się do niego mówi.

         - Zrobisz to dla mnie maleńki? - zapytała niepewnie z uśmiechem, a smoczek wydał z siebie krótki dźwięk fuknięcia, jakby chciał przytaknąć i po chwili odleciał.

          - Masz podejście do chowańców - powiedział z podziwem Leiftan, podchodząc do niej i stając za jej plecami, objął ją w talii. Następnie pochylił się do jej ucha i wyszeptał: - Jesteś pewna, że nie znasz ich mowy?

          - No przecież słyszałeś, że mówiłam po naszemu - odparła z uśmiechem. - Nie jestem przekonana, czy rzeczywiście zrozumiał, o co go poprosiłam...

          - Zrozumiał moje drogie dziecko - odezwał się nagle łagodnym tonem tuż za ich plecami Fafnir. Jego pojawienie się było tak niespodziewane, że oboje drgnęli lekko przestraszeni i pospiesznie odwrócili się w kierunku smoczego władcy. - Niedługo zaczniesz odkrywać więcej swoich talentów.

          - Moich talentów? - zapytała zaskoczona. - Nie rozumiem...

          - Obiecałem ci Shairisse, że wszystko wyjaśnię, gdy się obudzisz, ale... - zaczął mówić smok, lecz przerwał i zerknął badawczo na Leiftana. Jego spojrzenie było chłodne, przenikliwe i świadczyło o tym, że Fafnir z jakiegoś powodu nie do końca mu ufa. Wyraźnie widać było, że smoczy władca wahał się, czy kontynuować rozmowę w jego towarzystwie.

          - Czy coś jest nie tak? - zapytał Leiftan, widząc nieufne spojrzenie smoka. Chociaż głos lorialeta brzmiał naturalnie, a on sam sprawiał wrażenie spokojnego, to jednak jego spojrzenie i napięte mięśnie świadczyły, że jest zaniepokojony. Przeczuwał, że nagłe, nieufne zachowanie Fafnira względem niego wywołane jest zapewne tym, że smoczy władca domyślił się jego prawdziwej tożsamości. Natomiast chwilowe zawahanie się w wypowiedzi, mogło jedynie oznaczać, że nie jest pewny, czy dziewczyna też jest tego świadoma.

          - Fafnirze? - tym razem to Shairisse odezwała się pewnym głosem. - O co dokładnie chodzi?

          - O to, że... - zaczął smoczy władca, ale nagle znowu się zawahał i przerwał. Niezdecydowany, czy powinien mówić dalej, spojrzał na nią, po czym ponownie na chłopaka i w końcu westchnął ciężko. Po chwili przeniósł wzrok na nią i cicho poprosił: - Zanim zacznę cokolwiek wyjaśniać i tłumaczyć, czy mogłabyś mi opowiedzieć, co dokładnie wydarzyło się na urwisku?

          Shairisse odetchnęła głęboko i zaczęła ze szczegółami opowiadać wydarzenia z klifu. Powiedziała smoczemu władcy niemal wszystko - zataiła jedynie dwie sytuacje, dla których chwilowo uznała, że nie nadszedł najlepszy moment na ich ujawnienie. Pominęła wyznanie Valkyona, tuż przed odlotem z bratem, gdyż według niej było ono zbyt osobiste i w tej chwili nieistotne oraz przyznanie się Leiftana do bycia daemonem. Wedle niej była to ważna informacja, ale zbyt delikatna, aby zdradzać ją tak z rozpędu, bez wcześniejszego przygotowania na nią rozmówcy.

           - Jesteś pewna, że otaczająca cię poświata przypominała blask promieni słonecznych? - zapytał, kiedy skończyła opowiadać.

          - Tak, jestem pewna - potwierdziła i spojrzała na Leiftana, który również to potwierdził.

          Fafnir przez dłuższą chwilę w ciszy analizował jej słowa, wyraźnie sprawiając wrażenie, że coś go mocno nurtuje i zastanawia. To, co właśnie usłyszał, potwierdziło przypuszczenia Kalisy odnośnie do tego, kim tak naprawdę jest, stojąca przed nim dziewczyna.

          - Wiem, że na klifie Lance zachował się wobec ciebie skandalicznie - odezwał się w końcu ze skruszoną miną. - Chciałbym cię bardzo przeprosić za ten jego wybryk...

          - Wybryk?! - zapytał zaskoczony, a zarazem mocno zirytowany Leiftan, robiąc jednocześnie krok w kierunku smoka. Następnie wskazał na Shairisse palcem i zapytał podniesionym głosem: - Kolejną próbę jej zamordowania przez Lance'a, nazywasz wybrykiem?!

          - Naprawdę mi przykro - powiedział zakłopotany Fafnir i przepraszająco spojrzał na dziewczynę, a zaraz potem spuścił wzrok. - Nie spodziewałem się takiego zachowania po nim...

          - Wiedziałeś przecież, że już wcześniej Lance próbował zabić Shai - stwierdził lorialet niemal oskarżycielskim tonem, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. - Jak zatem możesz twierdzić, że nie spodziewałeś się takiego zachowania?

          - Ciebie raczej nie powinno to tak oburzać i nie masz prawa mnie oskarżać - odpowiedział smoczy władca, a ton jego głosu był szorstki i pozbawiony emocji.

          - Niby dlaczego nie powinno? - zapytał Leiftan wyraźnie niezadowolony z tej uwagi, ale dosłownie już w momencie wypowiadania tych słów, domyślił się, dlaczego smok to powiedział. Postanowił więc chwilowo ukryć swoje oburzenie, a dumę schować gdzieś głęboko w sobie i nie udzielać się w dyskusji, dopóki go o coś nie zapytają. Wolał nie prowokować niepotrzebnych scysji, jak również nie chciał swoim zachowaniem zawstydzać ukochanej.

          - Chyba wiesz dlaczego - odparł Fafnir wymownie, a następnie spojrzał na Shairisse. - Na klifie pojawiłem się chwilę po tym, jak potężne, pradawne zaklęcie ochronne wstrząsnęło wyspą. Jakiś czas wcześniej wyczułem zawirowanie manny i chwilę później poczułem coś, czego nie czułem od wieków, przenikające mnie ciepło energii aengeli. Zrozumiałem wtedy, że właśnie musiała przebudzić się twoja magiczna natura. W pierwszej chwili pomyślałem, że może to ty użyłaś tego ochronnego zaklęcia, ale zaraz potem uświadomiłem sobie, że to jednak nie mogła być twoja zasługa. Żeby móc wykorzystać tak potężne zaklęcie, trzeba przecież dobrze znać swoje magiczne możliwości, a w chwili rzucania zaklęcia trzeba być pod swoją umagicznioną postacią. W każdym innym przypadku fala uwalnianej mocy i manny może rozerwać ciało rzucającego czar... - smok ponownie się zawahał, a po chwili ze zrezygnowaniem pokręcił głową i zapytał: - Czy poza waszą dwójką na klifie był ktoś jeszcze?

          - Tylko my dwoje - odpowiedziała Shairisse, zerkając na Leiftana.

          - Rozumiem... - westchnął ciężko Fafnir i spojrzał przelotnie na jej towarzysza, po czym kontynuował: - Na miejscu zobaczyłem tylko was dwoje, ponieważ pozostali dotarli tam dopiero chwilę po mnie, a to oznaczało, że z owego zaklęcia skorzystało jedno z was. Oboje byliście w waszych humanoidalnych postaciach, więc to nie ty byłaś tą osobą, ponieważ tylko ktoś wyszkolony i oswojony ze swoimi magicznymi mocami, byłby w stanie po takim zaklęciu, wrócić jeszcze do swojej niemagicznej postaci. To jednoznacznie świadczy, że zaklęcie musiał rzucić ktoś inny... Inny przedstawiciel twojej rasy... Nie chciałbym cię niepokoić drogie dziecko i nie chciałbym też rzucać bezpodstawnych oskarżeń, ale jest coś, co mnie mocno zaniepokoiło i do tej pory nie daje mi spokoju. Na miejscu znalazłem bowiem kilka czarnych piór...

          - Pióra należące do daemona? - weszła mu w słowo, ni to pytając, ni stwierdzając.

          - Tak - potwierdził lekko zaskoczony smok i zdezorientowany zerkał to na nią, to na chłopaka. - Wiem też, że nie należą one do ciebie. Chciałbym się mylić Shai, ale skoro na klifie byliście tylko wy dwoje, to znaczy...

          - Wiem, co chcesz powiedzieć Fafnirze - przerwała mu łagodnie, spoglądając przelotnie na Leiftana. - Jednak zanim przejdziemy dalej z wyjaśnieniami, chciałabym się dowiedzieć, skąd twoje przekonanie, że te pióra nie były moje? Sam przecież powiedziałeś, że wyczułeś przebudzenie mojej natury aengela, więc na dobrą sprawę, te pióra mogły należeć do mnie...

          - Nie mogły - teraz on wchodząc jej w słowo, stwierdził z przekonaniem. - Przechodząc nasze próby udowodniłaś, że twoje serce i dusza nie są skażone złem, tylko są czyste i pełne dobroci. Tym samym potwierdziłaś, że jesteś aengelem czystej krwi, zatem twoje pióra mogą mieć jedynie barwę śnieżno-białą. Poza tym Kalisa coś mi zasugerowała, o czym jednak wcześniej ci nie powiedziałem, ponieważ nie mieliśmy jeszcze pewności, czy ma rację...

          - Co takiego zasugerowała? - zapytała niepewnie, obawiając się tego, co może usłyszeć.

          - Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o znaczeniu twojego imienia? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

          - Tak - odparła cicho, wciąż nie rozumiejąc, do czego zmierza ta rozmowa.

          - To, że masz akurat takie imię, nie jest kwestią przypadku - stwierdził Fafnir. - Powiedziałaś dzisiaj coś, co upewniło mnie, że sugestia Kalisy faktycznie jest trafna...

          - Czy możesz w końcu mi powiedzieć, o co chodzi? - zapytała lekko zniecierpliwiona.

          Smok uśmiechnął się przepraszająco i zaczął naprędce opowiadać legendę o Aniele Światłości. Leiftan słuchając jego wypowiedzi, przypomniał sobie, że kiedyś obiła mu się o uszy ta legenda, ale nigdy nie poświęcał jej większej uwagi. Dla niego bowiem była to tylko historyjka z zamierzchłej przeszłości i w jego mniemaniu, w teraźniejszości nie miała już większego znaczenia. Jednak teraz, im więcej poznawał szczegółów, tym bardziej czuł się zaintrygowany tą legendą. Zdał sobie sprawę, że faktycznie jego ukochana wydaje się mieć nadzwyczajne zdolności wpływania na otaczające ją osoby i świat. Coś musiało być na rzeczy, skoro w sumie nic szczególnego przecież nie robiąc, jako jedyna potrafiła wpłynąć na niego i uwolnić go od nienawiści i chęci zemsty. Gdy Shairisse zapytała, co ta legenda ma wspólnego z nią, wtedy smoczy władca stwierdził, że wszystko wskazuje na to, iż to ona jest kolejnym wcieleniem tego legendarnego anioła.

          - Teraz rozumiesz, dlaczego czarne pióra nie mogły należeć do ciebie? - zakończył swoją wypowiedź Fafnir.

          - Powiedzmy, że rozumiem, chociaż nie za bardzo wierzę, abym była jego wcieleniem - odpowiedziała z niewinnym uśmiechem, lekko zszokowana całą tą historią. Nie była do końca pewna, co ma o tym sądzić, więc postanowiła, że pomyśli o tym kiedy indziej. Teraz chciała dowiedzieć się, czemu Fafnir tak dziwnie reaguje na obecność Leiftana. Domyślała się, że powodem zapewne jest fakt, iż smok musiał przejrzeć prawdziwą naturę jej ukochanego. Nie potrafiła jednak zrozumieć, dlaczego zachowuje przy nim stoicki spokój i nie reaguje w żaden sposób, skoro wyraźnie nie ma do niego zaufania. - Chciałabym teraz jednak pominąć sprawę tej legendy...

          - No właśnie... - wszedł jej w słowo smoczy władca, sprawiając wrażenie, jakby czytał jej w myślach. - Stwierdziłaś, że wiesz, co mam do powiedzenia...

          - Tak - odparła z uśmiechem. - Wiem dokładnie, co chciałeś mi powiedzieć.

          - Jesteś tego pewna? - zapytał wyraźnie zaskoczony jej zachowaniem. Nie bardzo mógł zrozumieć, dlaczego dziewczyna tak spokojnie reaguje na sugestię, że na klifie był daemon i niemal na pewno jest nim jej ukochany, skoro kiedyś przerażała ją sama tylko myśl o nim.

          - Wiem, że na klifie nie byłam jedynym aengelem - powiedziała ze stoickim spokojem. - Wiem też, że drugim przedstawicielem mojej rasy był daemon... i wiem, kto nim jest...

          - Wiesz to? - smoczy władca zdziwił się jeszcze bardziej. - Niby skąd to... ?

          - Ponieważ on sam mi to wyznał na klifie - przerwała mu, jednocześnie podchodząc do ukochanego i wtulając się w niego. - To Leiftan jest tym daemonem, którego tak poszukiwaliśmy...

          - I nie obawiasz się go? - dopytywał coraz bardziej zaskoczony Fafnir.

          - Już nie, ponieważ wiem, że się zmienił... - odparła z uśmiechem. - Ty zresztą też nie wydajesz się jakoś szczególnie zaniepokojony, czemu?

          - Ponieważ jesteśmy w tej części smoczego królestwa, która ma służyć odzyskiwaniu zdrowia i wiem, że nic nam tu nie grozi - powiedział smok, rozglądając się wymownie dookoła.

          - To jakieś specjalne miejsce? - zapytała zdziwiona.

          - Tak, bo wypełnia to miejsce szczególny rodzaj ochronnej magii, blokujący agresję i uniemożliwiający jakiekolwiek ataki. Nie działają tu żadne zaklęcia, poza ochronnymi i uzdrawiającymi.

          - Powinno być więcej takich miejsc na świecie - powiedziała, rozglądając się z nostalgią.

          - Niestety, ale ta magia jest potwornie wymagająca i utrzymanie tej ochrony zużywa bardzo dużo energii oraz maany. Wracając jednak do tematu, skąd u ciebie ta pewność, że Leiftan się zmienił? - smok wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. W pewnej chwili w jego głowie pojawiła się nawet myśl, że może chłopak przeciągnął dziewczynę na swoją stronę. - Wierzysz mu tylko dlatego, że tak powiedział? Tylko dlatego, że sam się przyznał? Wiesz, że daemony słynęły z tego, iż gładko przychodziło im kłamstwo i z łatwością potrafiły manipulować innymi?

          - Tak Fafnirze, wiem - stwierdziła, spoglądając z czułym uśmiechem w twarz swojego chłopaka, który stał i nic nie mówił. Starał się za to robić dobrą minę do złej gry, gdyż oskarżenia smoczego władcy dotykały go do żywego. Z jednej strony miał ochotę się odezwać, coś mu przygadać, ale z drugiej strony miał świadomość, że to byłoby bardzo nie na miejscu. Poza tym czuł, że lepiej tę rozmowę zostawić Shairisse, ponieważ ufał jej bezgranicznie i wiedział, że ona przeprowadzi ją o wiele lepiej i na pewno bezproblemowo.

           - I mimo to mu wierzysz? Jesteś pewna, że twoje uczucia nie przysłaniają ci prawdy? - wciąż powątpiewał smok.

          - Nic nie przysłania mi prawdy - odparła, przenosząc na niego spojrzenie. - Jest bowiem coś, co sprawia, że Leiftan nie może mnie oszukać ani niczego przede mną ukryć.

          - Co takiego? - zapytał zaskoczony Fafnir.

          - Mimo iż jest daemonem, nie jeden raz uratował mi życie... - powiedziała, znowu spoglądając na lorialeta z wielką miłością w oczach, a ton jej głosu od razu zdradzał, że jest silnie wzruszona i poruszona. - Za każdym razem ratował mnie, narażając własne życie i jednocześnie ryzykując, że inni poznają jego prawdziwą tożsamość. Zerwał współpracę z Lancem, jak tylko zrozumiał, że to ja jestem dla niego najważniejsza, a miłość do mnie oczyściła go z dotychczasowego bólu i chęci zemsty. To dlatego pomagał nam walczyć w świątyni fenghuangów ze zwolennikami Ashkore'a i zabił Naytili po tym, jak niemal śmiertelnie mnie zraniła. To on mnie odnalazł i sprowadził z powrotem po tym, jak Lance przeprowadził nieudany rytuał "zaślubin dusz", prawie mnie przy tym zabijając. A kiedy rozbił Wielki Kryształ... - nagle przerwała, nie mogąc z powodu emocji, wydusić z siebie kolejnego słowa.

          - Praktycznie rzecz biorąc, Shairisse wtedy... zginęła - wtrącił Leiftan, widząc, że mówienie o tamtym wydarzeniu sprawia jej spory problem. - Przejście jej ducha na drugą stronę spowolnił wówczas kryształ ochronny i zaklęcie od zaklinacza... - tym razem to jemu zaczęły ciążyć słowa i drżeć głos. Dodatkowo po jego tonie od razu można się było domyślić, że wciąż obwinia się za to, że nierozerwalnie związał jej życie ze swoim własnym. Spojrzał wzruszony w jej oczy i mówił teraz łamiącym się głosem: - Nie chciałem przywiązywać cię do siebie... nie chciałem uzależniać twojego istnienia ode mnie... ale nie mogłem pozwolić, abyś odeszła... Musiałem, to zrobić...

          - Wiem, że musiałeś, bo mój duch zaczął słabnąć i popadał w niebyt. Tylko dzięki tobie wróciłam do życia - teraz to ona mu przerwała drżącym głosem. - Gdybyś nie przeprowadził wtedy tego rytuału i nie oddał mi części siebie, to by mnie tu dzisiaj nie było.

          - Jakiego rytuału? - zainteresował się smoczy władca.

          - Rytuału bliźniaczych dusz, inaczej zwanego "Soulmate" - odparł Leiftan.

          - Rozumiem... - odpowiedział zadumanym głosem smok.

          - Dzięki niemu Shai ma wgląd w moje serce i duszę - dokończył swoją myśl lorialet.

          - Wiem o tym - przyznał Fafnir, spoglądając na niego z powagą. Przez dłuższą chwilę przenikliwie mu się przyglądał, a w jego spojrzeniu pojawiło się coś nowego, jakby szacunek i odrobina podziwu. - Znam ten rytuał i jego skutki. Teraz przynajmniej w pełni rozumiem, co się wydarzyło na klifie...

          - To znaczy? - zapytała zaintrygowana Shairisse.

          - Więź, która was łączy, już sama w sobie ma wielką moc - zaczął tłumaczyć. - Wszystko wskazuje na to, że przez to, co was łączy i przez emocje, których doświadczyliście na klifie, w tobie Shairisse przebudziła się twoja magiczna natura i to ona sprawiła, że ty Leiftanie chcąc ją ratować, nagle znalazłeś się obok niej.

          - Tak myślałem... - wyszeptał chłopak.

          - Jest jednak jeszcze coś... - powiedział smok niepewnie, a gdy oboje spojrzeli na niego, w napięciu oczekując dalszej części wypowiedzi, kontynuował: - Wcześniej nie rozumiałem, dlaczego was oboje otacza niemal identyczna aura... Teraz domyślam się, że to za sprawą tego, co was łączy, a ponieważ łączy was coś więcej, niż tylko pochodzenie i więzy rasowe, to wasza więź zyskała jeszcze na swojej sile i właściwościach. Zapewne dodatkowym wzmocnieniem jest wasze uczucie i wasze dziecko, które niejako jest kwintesencją waszej jedności. To wszystko oznacza, że oboje jesteście połączeni nierozerwalną mocą, co na swój sposób jest wspaniałe... Jednak musicie wiedzieć coś jeszcze... To, co was łączy, jest tak samo wspaniałe, jak i niepokojące, może was zarówno ocalić, ale może też stać się waszą zgubą. Jest bowiem tak, jak powiedziałeś Leiftanie, życie jednego uzależnione jest od życia drugiego... Dlatego oboje musicie być bardzo ostrożni. Musicie dbać nie tylko o przeżycie, ale powinniście też bardzo pilnować się ze swoimi emocjami, a szczególnie uważać na te negatywne. Wszystko bowiem, co będzie przeżywać jedno z was, będzie niemal z równą siłą odczuwać też drugie. Pozytywne odczucia i emocje będą dla was nieszkodliwe, a nawet będą mogły was wzmacniać, ale negatywne mogą was powoli niszczyć, jeśli wystarczająco szybko nad nimi nie zapanujecie i nie stłumicie ich na czas...

          - To dlatego mnie wówczas przepraszałeś, prawda? - zapytała Shairisse, spoglądając w oczy Leiftanowi.

          - Tak... - wymamrotał skruszonym i drżącym głosem. - Nie chciałem tego, ale naprawdę nie mogłem patrzeć, jak na moich rękach odpływałaś w nicość...

          - Przestań się obwiniać kochanie - wyszeptała wzruszona, obejmując jego twarz obiema dłońmi i całując go z niebywałą delikatnością i czułością. - Dzięki tobie żyję i tylko to się liczy, a z naszymi emocjami jakoś sobie wspólnie będziemy radzić.

             - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię mam - powiedział, odwzajemniając jej pieszczotę, a chwilę później kładąc rękę na jej brzuchu, dodał: - Ciebie i tę naszą kruszynkę...

          - I tylko tak masz myśleć - odparła z uśmiechem. - Razem na pewno damy sobie ze wszystkim radę...

          - Nie chciałbym niszczyć nastroju - odezwał się nieśmiało smok - ale czy Straż Eel zna prawdę o twojej tożsamości Leiftanie?

          - Kilka osób już wie, kim jestem - powiedział z lekkim wahaniem w głosie. - Jednak Miiko i Lśniąca Straż nie znają prawdy...

          - No to czeka was niezła przeprawa po powrocie... - skwitował smutno Fafnir.

          - Jakoś damy sobie radę - odparła Shairisse, patrząc to na niego, to na ukochanego. - Powiemy im o wszystkim... Może nie tak od razu, ale w odpowiednim czasie na pewno...

          - Zrobisz, jak uważasz moja droga - odparł smoczy władca i delikatnie skinął głową. - Ufam, że wiesz, co robisz...

          - Tak, wiem - uśmiechnęła się delikatnie, chociaż niezbyt pewnie. - Po prostu nie zamierzam wywoływać paniki i musimy ich przygotować na tę prawdę...

          - Rozumiem...

          - A teraz Fafnirze wybacz mi, proszę - powiedziała przepraszająco. - Nie chcę wyjść na niewdzięczną, gdyż doceniam wszystko, co dla nas zrobiłeś i dziękuję za to, ale naprawdę chciałabym już wracać do domu...

          - Jak sobie życzysz - powiedział łagodnie smoczy władca i dosłownie chwilę później dało się słyszeć dźwięk przypominający coś jakby iskrzenie, połączone z niewielkimi wyładowaniami elektrycznymi. W następnym momencie błysnęło oślepiającym światłem niczym z lampy błyskowej i wszyscy znaleźli się na zapomnianym klifie. - Wasi przyjaciele czekają na was w obozie. Nie będę was odprowadzał, bo zapewne sami traficie.

          - Jeszcze raz dziękujemy za wszystko - pożegnali go, kłaniając się z szacunkiem i kierując swoje kroki w stronę agory. 

Continue Reading

You'll Also Like

51.9K 1.1K 55
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
9K 479 42
Vivienne Stonewall, 16 letnia dziewczyna, przenosi się do szkoły swojego brata, Caleb'a, czyli do Akademii Królewskiej. Tam poznaje grupę przyjaciół...
125K 3.9K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
11.2K 324 38
Co, gdy na liście Jacoba Smitha, szefa mafii, pojawi się dość młody policjant? |Rozpoczęcie:10.12.2023r |Koniec:21.04.2024r...