Cienie mroku

By xjuxxx

20.5K 2.4K 995

Nie była wojowniczką, ani magiem, jak można przypuszczać po jej zdolnościach. Była kimś innym, czymś innym. J... More

Prolog
MAPA
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52

Rozdział 40

286 34 13
By xjuxxx


   - Chcę posługiwać się prawdziwym ogniem - warknęła Kari, nie ukrywając swojego wzburzenia. Jej barwa głosu była bliższa zwierzęcej niż ludzkiej. 

   - Pokazałaś już, że nad nim nie panujesz. Prawdziwym ogniem możesz skrzywdzić kogoś bardziej niż zamierzasz - burknęła Mira, chcąc już odejść od dziewczyny.

   Kari nagle wstała na równe nogi. Podarła kartkę z zaklęciem, które chwilę temu podarowała jej Mira. Była to sekwencja na żółty ogień - nie palił, jedynie powodował oszołomienie przeciwnika.

   Bliźniaczka rzuciła kawałki kartki, jednak nie pozwoliła, aby powiał je wiatr. Papier zaiskrzył, po czym w mgnieniu oka spłonął. Pozostał po nim jedynie popiół zawiany w dalszy odłam lasu przez niewielki podmuch.

   - Nie boję się kogoś skrzywdzić - odrzekła Kari, wpatrując się wyzywająco wprost w oczy Miry. - Zabiłam już.

   - Gratulację. Ja też. Jeszcze jakiejś wyznania? - odpowiedziała uszczypliwie, uśmiechając się niemile.

   Szybko jednak przybrała trochę przyjaźniejszy wyraz twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że nie mieli czasu na bezsensowne kłótnie. Od dwóch dni intensywnie podróżowali w stronę Królestwa Łez w poszukiwaniu Zakonu Umarłych, choć Mira nie była pewna, czy tam ich znajdą. Tak naprawdę nikt nie posiadał wiedzy, gdzie można ich spotkać, ponieważ ich miejsca przebywania nie było stałe. Zamieszkują podziemne tunele pod królestwami, wyryte tysiące lat temu przez różne istoty i naturę. Istniała pewna niepisana zasada: To nie Zakon Umarłych należało szukać, tylko Zakonowi pozwalało siebie znaleźć. Dawno temu stworzono zaklęcie, które umożliwiało kontaktowanie się z nimi. W różnych miejscach zostawiało się bezbarwne kule magii. Mira stworzyła ich już kilkanaście, rozkładając po drodze podczas podróży. Nie wymagały dużych zasobów magii, więc martwiła ją inna kwestia. W teorii kule mogli odczytywać tylko kapłani Zakonu Umarłych, jednak wiele magów - zwłaszcza będących najemnikami - również to potrafiło. Książę Derwan był aktualnie jedną z najbardziej poszukiwanych osób we wszystkich królestwach po ataku Słońca. Dotychczas Mira wybierała miejsca lub drogi bezpieczne, jednak szybciej czy później jakiś najemnik ich znajdzie. Obawiała się, że przez stworzone kule, będzie to szybciej niż nawet sama sądziła. Nie martwiła ją same walka, jaką będzie musiała stoczyć. Już dawno nie używała swoich tatuaży, które niecierpliwie czekały na możliwość wykazania się. Pragnęły tak samo krwi jak ich właścicielka. Mira, mimo że nieraz się to tego nie przyznawała, była wojowniczką. Kochała słodkie i pobudzające uczucie adrenaliny rodzące się podczas walki - tym bardziej ze silniejszym wojownikiem, choć do każdego podchodziła z należytym szacunkiem. Nie chciałaby przyjechać się przez nieodpowiednie podejście do przeciwnika i zlekceważenie go. Na samą myśl w tej chwili o objęciu w swe dłonie rękojeści mieczy, czuła podekscytowanie. Karciła się jednak szybko i ugaszała swój zapał. Pierwszorzędne było odnalezienie Zakonu. Wiedziała, że na tym musiała się teraz najbardziej skupić.

   - Co powiesz na kompromis - dodała Mira, rysując na papierze nowe znaki. - Ogień, który nie zabija, ale krzywdzi. - Podała w stronę Kari kartkę. - Błękitny ogień.

  - Ile jest tych ogni? - zapytał Derwan raczej ze zdziwienia niż ciekawości. - Czerwony, żółty, błękitny... Wszystkie kolory tęczy.

   Kari przewróciła oczami, ignorując słowa księcia. Wzięła niechętnie od towarzyszki papier z zapisanym zaklęciem.

   - Jest jeszcze brunatny, zielony... - zamilkła na chwilę Mira, krzywiąc się ledwo widocznie. - Jest ich bardzo dużo - skwitowała, sama nie mogąc w myślach przypomnieć sobie dokładnej ich ilości. Doliczyła do jedenastu.

   - A który jest najbardziej niebezpieczny?- zapytała białowłosa, nachylając się nieznacznie w stronę Miry. W jej oczach pojawiły iskry, podobne do tych, którymi jeszcze chwilę temu zapaliła kartkę.

   - Nawet o tym nie myśl - ostrzegł Derwan, widząc minę przyjaciółki.

   Mira uśmiechnęła się nieznacznie. Była pewna, że magią przewodnią Kari był ogień. Z jednej strony bardzo dobrze, bo był to potężny żywioł, jednak z drugiej... bardzo wymagający. Łatwo było można stracić nad nim kontrolę. Czasami wystarczyło dodać jeden znak w niewłaściwym miejscu, a zamiast niewielkiego płomienia, można było stworzyć ogień zdolny pojąć w swe władanie całą wioskę.

   - Biało-czarny ogień - odpowiedziała na pytanie dziewczyny.

   - Naucz mnie go - nakazała od razu Kari, już gotowa podrzeć papier z zaklęciem na błękitny ogień. Mira powstrzymała ją machnięciem głowy.

   - Jedynie kilka osób w całej historii potrafiło się nim posługiwać. Niestety, nie należę do nich.

   - Czym różni się od innych? - zapytał Derwan. - Oprócz koloru - dodał, widząc powątpiewające spojrzenie Kari.

   Mira mruknęła pod nosem, zastanawiając się, jak to wyjaśnić.

   - Wszystkie pozostałe ognie można zgasić zawsze na jeden sposób - zaklęciem unieważniającym. Jak już wiecie, tworzy się znaki na podstawie zaklęcia głównego. Niektóre również można zgasić wodą. Za to biało-czarny ogień nie może zniwelować osoba postronna. Nie istnieje na nie zaklęcie unieważniające. Jedynie osoba, która stworzyła biało-czarny ogień, może go zgasić. Dlatego jest tak niebezpieczny. Jeden z Czarnych Jeźdźców potrafił się nim posługiwać. Podpalił ogromny obszar biało-czarnym ogniem, zabijając tysiące istot. Do dziś na terenie Królestwa Płomieni, w niektórych miejscach, ziemia pozostaje czarna niczym węgiel.

   - Dobra. - Kari machnęła lekceważą ręką i oddaliła się od pozostałej dwójki. Nie widziała potrzeby słuchać o biało-czarnym ogniu, jeżeli nie mogła nauczyć się go tworzyć.

   - Tylko uważaj - krzyknęła Mira do odchodzącej dziewczyny, choć nie czuła wielkiej troski o nią. Był to bardziej przymus jako nauczyciela. Mothwe też zawsze tak mówił, a później zostawiał ją samą w środku lasu i szedł się napić.

   - Nie będzie uważać - parsknął książę.

   - Wiem. - Machnęła swobodnie ramionami. - Gotowy? - dopytała chłopaka.

   - Tak myślę - przytaknął. - Od czego zaczynamy?

   - Od znalezienia rathinusa. - Nie czekając, od razu skierowała się w stronę głębi lasu. Książę pobiegł z nią.

   - Czego? - zapytał, krzywiąc się nieznacznie z niewiedzy. Nie czuł zaskoczenia zachowaniem Miry, która paradowała przed siebie, nie zważając na gęstą roślinność porastającą niewielki las. Przebywając już tyle z nią, zdał sobie sprawę, że nie rozumiał większości o czym mówiła i co robiła.

   - Brązowy robak bez nóg. Często zasiedla drzewa.

   - Chodzi ci o robaczka brązowiaka? - dopytał o pierwsze, co przyszło mu do głowy. W Królestwie Słońca podczas największych upałów było ich od groma na zamkowych ścianach korytarzy i komnat.

   - Rathi oznacza robak, nus brązowy, więc chyba tak.

   - Język magów?

   Przytaknęła niemo, przystając przy największym drzewie w okolicy. Jedną nogą wsparła się o wystający korzeń i sprawnie podskoczyła. Zawisła na gałęzi, podnosząc się rękoma wyżej i zasiadając na konarze. Włożyła rękę do dziupli.

   Pochyliła się tak bardzo, że Derwan miał wrażenie o nieuniknionym spadnięciu. Na wszelki wypadek przygotowywał się do złapania jej.

   Mira udała, że tego nie dostrzegła. Chciała rzucić komentarz, że szybciej on zrobi sobie krzywdę, przygotowując odpowiednią pozę do złapania jej niż ona, gdyby zleciała z drzewa. Ugryzła się jednak w porę język, nie chcąc zabijać w nim dżentelmeńskich skłonności.

   -Mam! - krzyknęła ochoczo.

   Książę, zanim się obejrzał, zobaczył, jak kobieta robiła sprawny piruet w powietrzu, po czym wylądowała tuż za nim. Mruknął do siebie coś pocieszającego, gdy zniknęła z jego oczu. Popatrzył na chwilę w niebo, jakby szukając tam pomocy, po czym pobiegł w kierunku kobiety.

   - Mam kontrolować robaka? - zapytał ją między głośnymi wdechami, podbiegając do niej zdyszany.

   - Tak - odpowiedziała, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

   Westchnął. Zdawał sobie sprawę, że dzisiaj był pierwszy praktyczny trening z "bycia szperaczem". Wczoraj Mira przedstawiła mu teorie - niewiele, ale zawsze coś. Wiedział, że będzie musiał się wyjątkowo skupić, żeby zapanować nad czyimś umysłem. Jednak nie przyszło mu nawet do głowy, że będzie to umysł robaka.

   - I co potem? Pokonam brata za pomocą armii robaczków brązowiaków? - zadrwił, choć w jego słowach nie było złych intencji.

   Mira zatrzymała się na niewielkiej polanie, nieopodal której ćwiczyła Kari. Usiadła w siadzie skrzyżnym, klepiąc miejsce naprzeciwko siebie.

   Derwan ponownie westchnął. W milczeniu zastosował się do polecenia kobiety i usadowił się we wskazanym miejscu.

   Mira pośrodku położyła robaka. Rathinuse nie należą do ruchliwych istot, dlatego był to dobry gatunek na naukę szperaczy. Nie ucieknie, nawet jak Derwanowi zajmie wiele godzin przejęcie kontroli nad nim.

   - Dlaczego zaczynamy od tego? - ponowił pytanie już trochę bardziej zapalczywie.

   - Kontrolowanie zwierząt jest znacznie łatwiejsze niż ludzi. Umysł człowieka jest na tyle skomplikowany, że jedynie doświadczeni i potężni szperacze są w stanie do niego wejść, po czym wyjść, nie powodując żadnych efektów ubocznych. Jeżeli się okaże, że jesteś szperaczem, twoje wejście w czymś umysł bez odpowiedniej nauki może skończyć się nawet śmiercią tej osoby. A tego nie chcemy, prawda?

   - Prawda - przytaknął z dystansem. Myśl o nauce magii go cieszyła, jednak wyjątkiem była ta dotycząca szperaczy. Czuł niewyjaśnione zrażenie. W tyle jego głosy utrzymywała się myśl, że nawet jeżeli okaże się szperaczem, nie będzie tak potężny jak swój brat, a bał się bycia gorszym.

   - Mam się po prostu skoncentrować na robaku? - dopytał, chcąc jak najbardziej opóźnić kluczowy moment w tym dniu.

   - Właśnie tak.

   - Okej, to brzmi łatwo - mruknął do siebie optymistycznie, choć naprawdę tak nie uważał. Wzrok i myśli nakierował na robaczka brązowiaka leżącego centralnie przed nim.

   Mira bezszelestnie oparła ręce za sobą i wpatrywała się w chłopaka. Szukała widocznych, jak i tych niedostrzegalnych dla ludzkiego oka, oznak magii. Nie chodziło o to, żeby Derwan za pierwszym razem zapanował nad zwierzęciem. Chciała się tylko przekonać, czy warto w ogóle było iść w tę stronę. Jeżeli dzisiaj nie poczuje nawet zalążku magii, to znaczyło, że chłopak nie był szperaczem. Oczywiście po późniejszych treningach magii, może uda mu się panować nad zwierzętami. Jednak to nie oznaczało, że był szperaczem. Mira sama po wieloletniej nauce nauczyła się kontrolować średniej wielkości zwierzęta. Szperacze za to wykazują takie zdolności już po pierwszych treningach. Potężniejsi czasami nawet jeszcze za dziecka, nie będąc świadomi swojego talentu, potrafią czytać w umysłach ludzi.

   - Czekaj - odezwał się nagle Derwan, wlepiając wzrok w kobietę. - A jeżeli uda mi się nad nim zapanować i nie będę mógł później wrócić do siebie. Do końca życia zostanę robakiem?

   Miry twarz skrzywiła się ze skołowania, nie będąc pewna, czy aby na pewno dobrze usłyszała. Myślała, że chłopak żartował, jednak wywnioskowała z jego miny, że mówił na poważnie.

   - Nie - odpowiedziała powściągliwie.

   - Okej - mruknął, znów skupiając się na robaku.

   Mira otworzyła usta do rzucenia nie za bardzo miłego komentarza, jednak zrezygnowała z tego pomysłu, machając głową w zamian.

   Też byłam młoda. Też byłam głupia. - Powtarzała w myślach jak mantrę.

   Podróżowanie z tą dwójką, wcześniej trójką, dawało jej się we znaki. Czasem nachodziła ją myśl: Co ja z nimi robię? Jednak to nie znaczyło, że żałowała swojej decyzji o odnalezieniu ich. Mimo że dalej nie odzyskała upragnionych wspomnień, nie uważała, że traciła czas. Polubiła tę paczkę. Mimo że często ją denerwowali, zaskakiwali niepozytywnie i powodowali u niej siwienie włosów - niewykluczone, że u nich wystąpiły te same komplikacje - polubiła spędzać z nimi czas. W niektórych latach swojego życia preferowała stagnację, zamknięcie się w jednym miejscu z dala od ludzi. Jednak teraz nie wyobrażała sobie tego. Chciała działać. Mimo że znalazła się w samym środku konfliktu między braćmi i najprawdopodobniej wojny, ekscytowało ją to. Nie była wojownikiem z krwi i kości, ale dorównywała - jak i przewyższała - niejednego.

   - Skontaktował się z tobą już Zakon Umarłych? - zapytał Derwan, ponownie tracąc koncentrację na robaku i przerzucając ją na Mirę. 

   - Nie - odpowiedziała krótko i dość ozięble, czując ciarki na plecach na samo usłyszenie tych dwóch słów.

   Zerwał się mocniejszy wiatr, który wybudził Derwana z chwilowego bezsensownego wpatrywania się w Mirę. Bezsłownie znów spojrzał na rathinusa. Jednak cisza między nimi nie trwała długo.

   - Ile czasu potrzeba, by się odezwali?

   - Nie wiem.

   - Zazwyczaj jesteś bardziej gadatliwa - burknął pod nosem.

   Westchnęła.

   - Nie ma określonego czasu. U innych jest to jeden dzień, a u innych kilkanaście lat - odpowiedziała milej.

   Wiedziała, co próbował, zrobić Derwan. Zagadując ją chciał jak najbardziej odwlec trening. Po jednym spojrzeniu na postawę jego ciała i minę, dostrzegła, że niechętnie podchodził do tego zadania - czyli całkowite przeciwieństwo w porównaniu do innych treningów. Jednak musieli to sprawdzić. Jeżeli Derwan nie był szperaczem, Mira będzie musiał znaleźć inny rodzaj magii, który będzie jego bronią na brata.

   - Od czego to zależy? - dopytał.

   - Od nich. Na kim im zależy, kto według nich jest wartościowy - powiedziała kręcąc przy tym głową, bo sama do końca nie znała odpowiedzi. - Kiedyś próbowałam się już z nimi skontaktować... - urwała. Jej twarz spowił cień. - Przez trzy lata latałam po królestwach i jak głupia zostawiałam w różnych miejscach kule magii - orzekła niskim i grobowym tonem. - Tamten okres nie był najlepszym w moim życiu. Podpadłam paru ważnym osobom i prawie zostałam zabita.

   - Ważnym osobom? - Zmarszczył brwi.

   - Mogę powiedzieć jedynie tyle, że w stolicy Królestwa Płomieni przez jeszcze długi czas nie mam czego szukać. Koniec. - Uciszyła go klaśnięciem, widząc, że chciał zadać kolejne pytanie.

   Derwan był dość dociekliwą osobą - tego była pewna. Czasami nazbyt denerwowała ją jego ciekawość, która niebezpiecznie znajdowała się na granicy wścibstwa, jednak w jakimś stopniu rozumiała to, bo w tym aspekcie się nie różnili. Jednak w porównaniu z nim ona naprawdę była taka, a chłopak po prostu lubił zadawać pytania. Chętnie dowiadywał się nowych rzeczy. Była to cecha, która w Mirze już dawno temu zaczęła umierać. Może nie wyglądała - i nie zachowywała się - ale miała swoje lata, przeżyła i widziała niejedno. Niewykluczone, że był to jeden z powodów, dzięki którym polubiła spędzać czas z tym towarzystwem - przy nich czuła powiew świeżości i powrót do minionych lat młodości.

   - Chciałaś odnaleźć Zakon Umarłych, żeby pomogli ci odzyskać wspomnienia? - wywnioskował po wcześniejszych słowach Miry, nie zważając na wymowne spojrzenie kobiety.

   - Tak - przytaknęła niechętnie.

   - Mój ojciec kiedyś powiedział, że jeżeli nie będę mu posłuszny, odda mnie im. Zamiast kołysanki na noc, opowiadał mi o nich. Lubił nazywać ich Synami Śmierci. Zza dziecka Zakon Umarłych był moim koszmarem.

   - Niektórzy uznają ich za zmaterializowaną śmierć. Są to istoty, które nawet Czarni Jeźdźcy bali się zabić. Jako jedyne stworzenia, nie będące ludźmi, legalnie pozostali na ziemiach królestw. Żaden król, mimo upłynięciu tylu lat, nie sprzeciwił się im. Gdyby zażądali ciebie, nawet twój ojciec by cię oddał. Ale działa to w dwie strony. Jeżeli nie chcieliby cię, twój ojciec nie zmusiłby ich do zmiany decyzji. 

   - Wiem - odparł natychmiast. Jego twarz pochłonęło rozżalenie i ubolewanie. - Teraz wiem, że była to jedynie nie mająca odbicia w rzeczywistości groźba, której zadaniem było odwieść mnie od jakiejkolwiek próby sprzeciwienia się jego władzy. Jednak za dzieciaka nie byłem zza mądry.

   - Dalej też nie grzeszysz inteligencją - mruknęła pod nosem Mira, zanim zdążyła ugryźć się w język.

   Derwan spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, próbując zakryć powagą wyłaniający się uśmiech.

   Jak to możliwe, że jednym komentarzem może poprawić mi humor ? - zastanawiał się z zamiarem wypowiedzenia tego na głos, gdy kątem oka zarejestrował dość pokaźną ilości czarnego dymu unoszącego się zza koron drzew.

   - Chyba Kari postanowiła cię nie słuchać - odezwał się.

   Mira przeklęła głośno.

   - Zabiję ją. Obiecuję, że jeszcze tego dnia, Ari zostanie jedynakiem - warknęła pod nosem, szybko wskakując na równe nogi.

   Nie minęła sekunda, a Mira zniknęła z oczu Derwana.

   Obudził ją niepokojący i niewyjaśniony brak czegoś. Już dawno temu nauczyła się spać miękkim snem, reagując na zmiany otoczenia. Przed zaśnięciem zawsze jako pierwsze obkładała obóz paroma zaklęciami ochronnymi. Następnie wybierała sobie kilka dźwięków rozbrzmiewających wokół niej. W tym przypadku był to relaksujący szum płynącej wody z nieopodal znajdującego się potoku, regularnego śpiewu ptaka przypominającego stukot kamienia o ziemię oraz strzelania płonących gałęzi w ognisku - i właśnie na brak trzeciego dźwięku zareagowała.

   Po przebudzeniu nie potrzebowała chwili dojścia do siebie. Od razu po otworzeniu oczu magia w niej zaczęła buzować, a cienie sunęły po jej ciele, dając znak, że były gotowe do walki. Wskoczyła na równe nogi, rozglądając się i wysyłając impuls magii w poszukiwaniu przeciwnika. Ku jej zdziwieniu nie wykryła żadnych innych osób oprócz dwójki jej towarzyszy. Jednym rzuconym spojrzeniem w odpowiednią stronę, zrozumiała, czemu ognisko przestało się palić.

   W miejscu, w którym jeszcze parę godzin temu podrzucała gałęzie do podtrzymania ognia, teraz znajdowała się ogromna jama tworząca tunel do zejścia pod ziemię.

  - Wydaję mi się, że tego wcześniej tu nie było - zauważył zaspany Derwan, przecierając palcami oczy, jeszcze nie będąc świadomy powagi sytuacji.

   - Zakon Umarłych postanowił się z nami spotkać - wyszeptała Mira, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Jej twarz nienaturalnie pobladła, a ciarki pojawiły się na skórze rąk.

   Choć zamiarem Miry było doprowadzenie do tego, wcale nie cieszyła się ze swojego sukcesu.


Strasznie ciężko szło mi napisanie tego rozdziału. Wydaję mi się strasznie drętwy, a według Was?

ps dziękuję za 1000 gwiazdek. Jesteście wielcy <3 

Continue Reading

You'll Also Like

180K 11.2K 107
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
9.2K 1.1K 26
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
168K 13.3K 126
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
28.5K 1.6K 68
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...