Rozdział 15

342 44 28
                                    

Błędy poprawiła @starliteyesx

(Za co dziękuję i oczywiście zapraszam do niej)


   Kurz wznosił się nad drogą, a słońce chowało się za białymi, puchowymi chmurami. Powietrze stało się mętne, a pustka w mieście przytłaczająca.

   Poczucie niepokoju odczuwała cała trójka. Nie rozumieli tego, ale czuli, że coś było nie tak.

   Derwan splótł palce na rękojeści miecza, Kari przypominała sobie sekwencje zaklęć, a Ari, oglądając się wokół, ściskał łyżkę.

   - Jakieś pomysły? - spytał w końcu białowłosy, nie wytrzymując pełnej napięcia ciszy.

   Żadne nie zdążyło opowiedzieć, bo przed księciem pojawiła się zamaskowana postać ze sztyletem wymierzonym w szyję chłopaka.

   Derwan zaczął wyjmować miecz z pochwy, ale wiedział, że nie zdąży odeprzeć ataku. Był zbyt wolny.

   Odruchowo odchylił głowę, a ostrze Gwiazdy Słońca przejechało po jego szyi; dzięki temu, że się odsunął, jedynie drasnęło skórę i pojawiło się kilka kropli krwi. Derwan wiedział, że przeciwnik zaraz zaatakuje znowu. A nawet doskonale zdawał sobie sprawę, co dokładnie zrobi.

   Książę nie raz widział trening Gwiazd Słońca. Ojciec, gdy miał lepszy humor, zabierał jego i brata do twierdzy, gdzie szkolili przyszłych zabójców. Dlatego Derwan wiedział, w jaki sposób walczą. Ich zadaniem jest szybkie zabicie, bez zbędnego przedłużania walki. Dlatego zazwyczaj celują w tętnicę.

   Książę od razu, gdy wyjął miecz, skierował go w stronę uda. W ostatnim momencie sparował sztylet przeciwnika. Derwan uśmiechnął się nieznacznie, w tym samym czasie robiąc unik przed kolejnym atakiem, po czym znów sparował zamach przeciwnika tuż przy swojej szyi.

   Odepchnął zabójcę, widząc czająca się z tyłu Kari z ostrzem wielkości dłoni.

   Zamachnęła się nad plecami zabójcy i... zastygła w bezruchu, gdy ten rzucił sztyletem prosto w... Ariego.

   Białowłosy spojrzał na swoją pierś, w której, w okolicy serca, utkwione było ostrze. Otępiały wyjął je, a krew zalała jego brązową tunikę. Jego palce zaczęły drżeć i, niezdolne do utrzymania ciężaru, wypuściły sztylet i drewnianą łyżkę. Chłopak przyłożył rękę do rany, a gdy zobaczył, jak pokrywa ją czerwień, padł na kolana. Posłał ostatnie spojrzenie przyjaciołom, którzy zszokowani zastygli w bezruchu. Uśmiechnął się do nich, zamknął oczy i pozwolił się objąć nieświadomości.

   Zarówno Derwan, jak i Kari, nie potrafili zrozumieć, co się właśnie stało. W bezruchu wpatrywali się w zmierzające na spotkanie z ziemią ciało towarzysza.

   Chwilę nieuwagi wykorzystał przeciwnik. Jednym sprawnym ruchem obrócił sztylet w palcach i, nie oglądając się za siebie, wbił go prosto w udo Kari, stojącej za jego plecami. Jednym ruchem wyjął je z jej ciała.

   Kari krzyknęła z bólu, padając na ziemię, co wybudziło z transu Derwana. Nie zdążył jednak zareagować, gdy sztylet przejechał po jego klatce piersiowej, zagłębiając się znacznie. Drugi atak nadszedł jeszcze szybciej. Mimo że Derwan zdołał go przewidzieć, nie miał szans go uniknąć. Pochylił głowę, odsuwając się do tyłu. Sztylet, zamiast przejechać po jego szyi, zrobił ranę na brodzie, ustach i części policzka.

Derwan na ułamek sekundy stracił przytomność i poczuł, że spada na glebę. Ledwo zdążył otoczyć głowę dłońmi, gdy poczuł siłę zderzenia z ziemią.

   Schował twarz w rękach i, cicho jęcząc, wił się na piasku. Spazmy bólu odbierały mu jasność myślenia. Kompletnie zapomniał o zabójcy, który za jego plecami bezszelestnie schował sztylet i wyjął miecz.

   Kari szlochała, siedząc w kałuży własnej krwi. Łzy spływały po jej policzkach, a zamglone oczy pozbawiały ostrości widzenia. Oddychała głośno, mocno ściskając krwawiącą ranę. Spojrzała na nieopodal leżące ciało brata, po czym przeniosła wzrok na Derwana.

   Czas dla niej zwolnił, gdy ostrze miecza zabłysnęło w świetle słońca tuż nad księciem. Zdążyła jedynie mrugnąć, gdy głownia zaczęła zmierzać w jego kierunku.

   Nie musiała się zastanawiać. Jej ruchy były instynktowne. Podniosła nóż, którzy wcześniej opuściła i wstała, przezwyciężając ból.

   Czubek ostrza miecza przebił plecy księcia w tym samym momencie, w którym białowłosa wbiła głęboko nóż w plecy zabójcy.

   Gwiazda Słońca zastygła na chwilę, a potem sprawnie wyciągnęła wbity sztylet oraz czubek miecza z pleców Derwana. Mężczyzna zrobił zwinny obrót i, dzierżąc dwa oręża w dłoni, zamachnął się nad dziewczyną.

   Kari zamknęła oczy, przeczuwając, co nastąpi. Wyobrażała sobie już zimno stali przy szyi, gdy nagle poczuła na twarzy ciepło. Powoli otworzyła oczy, od razu żałując, że to zrobiła. Poczuła w gardle gulę, zmierzającą coraz wyżej. Nie zdążyła się odwrócić i zwymiotowała przed siebie, tuż na ciało zabójcy, którego głowa toczyła się kilka stóp dalej.

   Derwan wciąż trzymał miecz na wysokości, na której się zatrzymał, po tym jak chłopak jednym, mocnym ruchem odciął głowę zabójcy. Krew spływała z twarzy i oręża Derwana. Przed oczami miał obraz tego, czego dokonał chwilę temu. Ścisnął mocniej rękojeść miecza, który sprawiał wrażenie lżejszego niż zazwyczaj i zamachnął się. Poczuł, że ostrze stworzone z najtwardszego surowca - szlachatianu - bez problemu poradziło sobie z przecięciem skóry, mięśni, a nawet kości kręgosłupa. Ręka mu nie zadrżała, nawet gdy krew polała się strumieniami, zalewając teren dookoła. Nie poczuł nic, gdy głowa przeciwnika potoczyła się po ziemi, a jego ciało bezwładnie opadło u jego nóg. Pustka wypełniała jego wnętrze, bo oto pierwszy raz pozbawił kogoś życia. 


Cienie mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz