Rozdział 48

206 24 7
                                    


   - Jak się czujesz?

   Mira kątem oka  zerknęła dyskretnie na księcia. Leżał nieopodal rozłożony na trawie. Koło niego kucała Kari, zadając w kółko te same pytanie. Już sama Mira miała dość, nie mówiąc o Derwanie, do którego właśnie kierowane były owe słowa.

   - Tak jak chwilę temu - wymamrotał już lekko rozdrażniony.

   - Zbadaj go jeszcze raz - nakazała nagle białowłosa, kierując swoje słowa tym razem do Miry.

   - Powiedziałem, że nic mi nie jest - wtrącił Derwan podniesionym głosem, nim zdołała cokolwiek odpowiedzieć kobieta.

   - Nie wyglądasz, jakby nic ci nie było. Twoje ramię przypomina zepsutą galaretę.

   Mira odwróciła wzrok od tej dwójki i wlepiła w rosnące chaszcze, doszczętnie zasłaniające  wejście do objętego mroku Niebieskiego Lasu. 

   - Musimy ruszać - napomknęła, przerywając niepotrzebną swawolną rozmowę. Z księciem nie było już tak źle. Jeżeli chcieli zdążyć na czas, musieli wyruszyć jeszcze dziś. Wierzyła, że mimo ran, książę da radę przebyć wyznaczoną trasę.

   - Ty nie widzisz, jak on wygląda? W takim stanie powinien odpoczywać.

   - Mówiłem przecież, że nic mi nie jest!

   Mira powróciła wzorem do tej dwójki, ruszając bezsłownie w ich kierunku.

   - Słyszałaś, nic mu nie jest. Możemy więc ruszać - oznajmiła, przystając koło nich. Zgarnęła swoją torbę oraz plecak księcia.

   - Nie masz serca - oznajmiła Kari, lustrując towarzyszkę pogardliwym wzrokiem. Jednak mimo sceptyzmu do pomysłu Miry, również złapała za swój bagaż.

   - Nie pierwszy raz to słyszę. - Wysłała Kari formalny uśmiech. Wystawiła w stronę księcia dłoń, którą od razu bez namysłu złapał zdrową ręką. Jednym sprawnym pociągnięciem pomogła mu wstać.

   - Dwa-trzy dni i nie będzie śladu - pocieszyła. Zapomniała się i klepnęła krzepiącą po jego spuchniętej ręce. Chłopak zassał powietrze i skrzywił się z bólu. - Ups. Nie ta ręka. - Wysłała w stronę Derwana przepraszający uśmiech. 

   - Nie masz serca - powtórzyła Kari.

   Zignorowała komentarz białowłosej i ruszyła przed siebie. Przeszła zaledwie parę kroków i zatrzymała się. Jej wzrok powędrował na zarośnięte wejście przeróżnymi chwastami oraz kolczastymi pnączami. Postronna osoba, nie znająca tej ścieżki, pewnie by jej nawet nie zauważyła. Była niemal niewidoczna. Do tego wcale nie wyglądała na bezpieczną, jak zarzekał Zakon Umarłych. Tam, gdzie wzrokiem Mirze udało przebić się przez zarośnięcia, dostrzegała jedynie panującą ciemność. Otulające ścieżkę ogromne niebieskie liście, szczelnie zasłaniały przebicie promieni zachodzącego już słońca. Jednak mimo panującego mroku wewnątrz lasu, nie mogli sobie pozwolić na wyruszenie następnego dnia. Gonił ich czas. Już i tak stracili go zbyt dużo. Dodatkowo Mira spodziewała się, że nawet w dzień, podczas szczytowania słońca, niewielkie ilości promieni udaje się przebić przez listną zasłonę. W tej okolicy lasu drzewa rosły bardzo gęsto oraz posiadały wiele rozgałęzień.

   Mira zrobiła kolejny krok, stając bliżej lasu. Powiew wiatru wydobył się z falującego mroku pośród drzew. Poczuła ciarki na skórze rąk i plecach. Miała wrażenie, że las ostrzegał ją przed wejściem. Nie był chętny na niespodziewanych gości.

   - Jesteś pewna, że to jest ta bezpieczna droga? - zapytała wątpiąco Kari ze skwaszoną miną. Najwyraźniej poczuła to samo co Mira. Podobną minę miał Derwan, również niepewny przyszłej drogi.

Cienie mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz