Bungou Stray Dogs II - Miłość...

By LuciferMorny

14.1K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... More

P. I / CZARNY ALARM
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA
P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXV / STRONA KONFLIKTU
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. L / KIELISZKI NIE DO PARY
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ

413 70 75
By LuciferMorny

               — Chuuya, może się pomyliłam — oznajmiła cicho Akiko, kładąc rudzielcowi dłoń na ramieniu i uśmiechając się przepraszająco, gdy na całej jego twarzy wymalowane były zwątpienie i zmartwienie.

               Słysząc to, rudzielec tylko cicho westchnął. Nie musiał nawet podnosić wzroku znad laptopa, by wyczuć jak bardzo zmieniła się atmosfera w pomieszczeniu w ciągu dosłownie paru sekund. Niemal dało się zobaczyć, jak palce zawisły kilka centymetrów nad klawiszami, ktoś nie wcisnął zielonej słuchawki przed połączeniem, ale dla zachowania pozorów przyłożył telefon do ucha lub czyjś ołówek zatrzymał się w pół słowa. Nie chcieli się do tego otwarcie przyznać, bo nie mieli pojęcia jakiej reakcji mogą się spodziewać, a słowa, które padły, były zbyt znaczące, by ktokolwiek mógł je zignorować. Dlatego tylko czekali na decyzję szefa. Tyle mogli zrobić.

               Wszyscy ciężko pracowali. Nakahara nie mógł powiedzieć, że chociaż jeden z nich nie przykładał się czy zbywał całą sytuację. Pracowali na najwyższych obrotach, koordynując przeszukanie całego kraju, a z każdą mijającą minutą, z każdym kolejnym raportem najzwyczajniej zaczynali mieć dosyć. I mieli do tego pełne prawo. W końcu nikomu nie udało się potwierdzić najmniejszego śladu po Dazaiu. Nikt go nie widział, nie odmeldował się w żadnej kryjówce, nie złapała go ani policja, ani nawet żadna z licznych kamer monitoringu w większych miastach. Nic. Zupełnie jakby chłopak był duchem. A oni wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że wywinięcie czegoś takiego znajdowało się w zakresie umiejętności Osamu.

               Nikt nie mówił tego na głos, bo przecież po pierwsze, nie mieli pewności, że to Dazai, choć wszyscy jak jeden mąż cholernie na to liczyli. Po drugie, nawet przy założeniu, że mieli do czynienia z nie tak martwym przyjacielem, nie wiedzieli, czy Osamu cokolwiek pamięta ze swojego życia, czy jest pod kontrolą Agaty, czy wyprano mu mózg. Nie mieli nawet najmniejszego strzępka informacji. Jasne, Dazai w pełni sił pamiętał, gdzie ustawione były wszystkie zmienne i dałby radę przemknąć między krytycznymi punktami niezauważony przez nikogo. Tylko, że w przypadku takiego Dazaia raczej zakładaliby, że odwiedzenie ich byłoby pierwszym krokiem chłopaka. Bo nawet brunet nie dałby rady wywinąć żartu na byłym narzeczonym po wszystkim, co się zdarzyło. Chyba.

               I jasne, w pierwszym momencie, gdy Akiko wywróciła im wszystkim świat do góry nogami, oznajmiając, że widziała Dazaia, wszyscy tak cholernie się z tego powodu ucieszyli. Tylko że z czasem zaczęły pojawiać się wątpliwości i pytania. Dlaczego teraz? Czy to w ogóle on? Jaki ma to związek z Christie? Czego powinni się spodziewać? Zostali zasypani niewiadomymi, a plany, które zostawił im Osamu kurczyły się z dnia na dzień, co na dobrą sprawę też wyglądało podejrzanie. No bo żeby te dwie zupełnie różne rzeczy tak dobrze zbiegły się razem w czasie? 

               — Minęły trzy dni — kontynuowała Akiko, zupełnie ignorując niemal zerową reakcję przełożonego. — Wszyscy siedzą tu jak przyklejeni do krzeseł, żywiąc się kawą, energetykami i kluskami z pobliskiej knajpy, robiąc, co mogą, ale to nie przynosi żadnych efektów. Gdyby to naprawdę był on, to byśmy go już przecież znaleźli. Może mi się przywidziało. Po prostu dalej za nim tęsknię.

               — Yosano, wszyscy tutaj doskonale wiedzą, że jeśli Dazai nie chciał zostać odnaleziony, to moglibyśmy wysadzić całe Kobe w powietrze, a i tak byśmy go nie znaleźli — zauważył zadziwiająco spokojnie Nakahara, zamykając stojącego przed nim laptopa. — Ale może masz rację. Może ci się przywidziało. Lećcie wszyscy do domów, w piątek zrobimy zebranie, więc jutro macie calutki dzień na odpoczynek. Przepraszam, że was tak przetyrałem. Po prostu chyba naprawdę chciałem uwierzyć w jego nieśmiertelność. W to, że on może jednak żyć. Po prostu...

               — Wiemy, Chuu. Wiemy — uspokoiła go z miejsca Ozaki, uśmiechając się ze smutkiem, dając przyjacielowi tym samym znak, że nie musi silić się na słowa, które nie chcą przejść mu przez gardło. Że przecież go rozumieją.

               — Też byśmy chcieli, żeby jakimś cudem okazało się, iż przeżył. — Podjęła wątek Sumawara. — Chociaż wtedy pewnie nie wyszedłby cało ze spotkania z tobą. No bo jasne, najpierw byś się ucieszył, że żyje, ale potem puściłyby ci wszelkie hamulce i uwolniłbyś temu chłopakowi piekło na ziemi.

               Nakahara potwierdził, uśmiechając się smutno, co nieznacznie rozluźniło atmosferę w pokoju, na co niektórzy z Cuppoli zaśmiali się cicho. Stwierdzenie, że tak by było to o wiele prostsze wyjście niż przyznanie się do prawdy. Jasne, mógł udawać, że wkurzyłby się na ukochanego za to, że ten zostawił go na trzy cholernie długie lata, ale w głębi duszy czuł, że nie miał do tego prawa. Bo tak naprawdę to on zostawił jego. Jeżeli Dazai naprawdę żył, to Nakahara wątpił, by jedna rozmowa była w stanie wyjaśnić sytuację, w której teraz się znaleźli. I jak mogli dojść do wniosków, co powinni zrobić dalej. Niemniej były to jego prywatne problemy, praktycznie niezwiązane przynajmniej w tej sferze z Portową Mafią, więc tylko pożegnał się z podwładnymi, którzy pakowali swoje rzeczy i wyrzucali puste pudełka po jedzeniu na wynos, których uzbierała się całkiem spora sterta. Ostatnia w pomieszczeniu została Yosano, która oparła się biodrami o stół i zakładając ręce na piersiach spojrzała na przyjaciela z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

               — Nie jesteś tak łatwowierny. Oni uwierzyli ci tylko dlatego, że są zmęczeni i że czekali na te słowa od kilkunastu ładnych godzin. Naprawdę odpuszczasz? — spytała poważnie lekarka.

               — Naprawdę — potwierdził Nakahara, przeczesując włosy palcami i spoglądając w przypadkowy punkt na ścianie. — Nie powinienem ich tu tak długo trzymać. Wiem, że zrobili to tylko dla mnie, bo wszyscy wiemy, jakim wrakiem byłem bez Dazaia. Dalej jestem, choć lepiej się z tym kryję. Wiem, że go widziałaś. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak źle mogłem zareagować na te nowiny. Jak źle aktualnie zareagowałem. Nie powiedziałabyś tego gdybyś nie była absolutnie pewna, że go widziałaś. Po prostu uświadomiłem sobie, że to jak szukanie igły w stogu siana albo bieganie za kotem. Absolutnie bezsensowne. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to usiąść, odpocząć, zebrać siły i przygotować się na sztorm, który nadejdzie, a którego zwiastunem była ta gnida, stojąca sobie gdzieś w centrum miasta.

               — Myślisz, że za Dazaiem przywiało Christie? Że to ona będzie tym "sztormem"? — Próbowała dopytać go przyjaciółka, gdy jego oblicze nie rozchmurzyło się ani o jotę.

               — Myślę, że Dazai sam w sobie jest piorunami, grzmotami i sztormem. I że jeśli nie zabierzemy się do tego z dobrej strony, to zdmuchnie nas z planszy, kiedy uzna to za wygodne albo zabawne — odparł z krzywym uśmiechem Nakahara, pakując swoje klamoty do torby i powoli próbując się przekonać, że to najlepsza opcja i że nie może siedzieć, pozbawiony jedzenia i odcięty od normalnego życia dopóki Dazai znowu się nie pojawi, mimo że właśnie tego pragnęło całe jego serce i cała jego dusza.

               — Przecież Osamu by nas nie zaatakował. To nasz przyjaciel. Naprawdę sądzisz, że to niego powinniśmy się martwić? — spytała zaskoczona Akiko, obserwując przełożonego spod zmarszczonych brwi.

               — Akiko, siedzisz w tej grze tak długo, że aż nie wierzę, iż zadałaś takie idiotyczne pytanie. Naprawdę. Uznajmy, że to kwestia twojego zmęczenia po ostatnich trzech dniach, bo jakby nie patrzeć, żadne z nas Chrystusem nie jest, żebyśmy się do czegoś nadawali po takim maratonie — przerwał jej rudzielec, zarzucając płaszcz na ramiona i wychodząc z konferencyjnej w towarzystwie stukotu obcasów towarzyszki. — Nie wiemy, kim jest teraz Dazai. Może dalej być naszym Dazaiem, może pracować dla Agatki, może nas nawet nie pamiętać. Mamy za dużo niewiadomych, a żadne pudło z jego planami nas na to nie przygotowało. Idziemy na ślepo i cholernie mi się to nie podoba.

               — A jesteś pewien, że sprawdziłeś absolutnie wszystkie pudła? Co do jednego? Może coś przeoczyłeś? — spytała delikatnie Akiko, przełykając cicho ślinę i doskonale zdając sobie sprawę z tego, że z własnej, nieprzymuszonej woli wchodzi na pole minowe pełne tematów tabu, a zmęczony Nakahara jest Nakaharą, który szybko wpada w złość.

               — Tak. Zgodnie ze słowami przetransportowali wszystkie pudła z gabinetu i starego Biurowca do tej jednej kamienicy na obrzeżach. A tam sprawdziłem absolutnie wszystko. Nie przeoczyłbym czegoś tak ważnego — oświadczył rudzielec, przyjmując mimowolnie nieco obronną postawę.

               — Pomyślałeś może, że Osamu to przewidział? — kontynuowała Yosano, choć jej pewność topniała w tempie kostki lodu wrzuconej do wrzątku. — Wiesz, może zostawił coś w waszym mieszkaniu? Coś, czego nikt miał nie znaleźć poza tobą. Może to jedno pudło, które zmieni wszystko? I może znalazłbyś to pudło, gdybyś poszedł tam chociaż raz. Kiedy ostatnio tam byłeś? Kiedy przykrywali meble białymi prześcieradłami, żeby się nie pokurzyły? To było ponad rok temu. Nie byłeś we własnym mieszkaniu przez roku, Chuu.

               — Gdyby coś zostawił, to znalazłbym to wieki temu — uznał rudzielec, wzruszając leniwie ramionami. — A poza tym, to już nie jest moje mieszkanie. Doskonale pamiętasz, jak skończyła się każda moja próba wejścia tam i że nie potrafiłem tam bez niego wytrzymać. Nie każ mi burzyć spokoju, który zbudowałem, na podstawie jednego słabego przeczucia, bo wiesz, że to poleci jak domek z kart na wietrze. I niby wiem, że prosperujemy, ale czy to jest dobry moment, żebym ponownie okazał słabość? Mam swoje nowe mieszkanie, które uwielbiam. Jest mi dobrze jak jest. Nawet Dazai nie miał aż takiej mózgownicy, żeby przewidzieć, co się stanie po jego śmierci i po zmartwychwstaniu.

               — Nie znalazłbyś, gdybyś przekonał się w głębi duszy, że nic tam nie ma. A oboje doskonale wiemy, że byłbyś w stanie to sobie zrobić, żeby uniknąć zranienia. Żeby móc uciec — Akiko kontynuowała, mimo że ukradkiem rzucane jej przez przyjaciela spojrzenia wyraźnie dawały jej znać, że ma przestać. — A poza tym, wcale nie masz żadnego mieszkania, które uwielbiasz. Takie pieprzenie, to może twoi koledzy z uniwerku kupują, ale kłamcy nie okłamiesz, Chuu. Nienawidzisz tamtego mieszkania. Jest małe, blisko parteru i przy głośnej, ruchliwej ulicy. Jedyna rzecz, która jakkolwiek tam może ci się podobać, to ta durna cegła na ścianie w kuchni, ale to tylko dlatego, że Dazai uwielbiał taki wystrój.

               — Oj, od razu "nienawidzisz" — żachnął się przyparty mentalnie do muru Chuuya. — Może nie jest w moim typie, ale jest użyteczne. I tak spędzam tam mało czasu.

               — To nie tak, że "nie jest w twoim typie" — zaprzeczyła z miejsca Yosano. — Ono jest przeciwieństwem twojego typu. Uwielbiasz ogromne przestrzenie, uwielbiasz być na najwyższych piętrach, widzieć niższe budynki z własnego balkonu. W tej nowej klitce nawet nie masz durnego balkonu. I nienawidzisz hałasu miasta. Dlatego tak uwielbiałeś swoje mieszkanie, bo byłeś tak wysoko, że słyszałeś tylko delikatny szum, a nie każde pierdnięcie przypadkowego typa na ulicy. I ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że nie wierzysz w to, że możesz być szczęśliwy, że masz do tego prawo i czujesz potrzebę ukarania samego siebie, więc zamykasz się w tej durnej klitce, której tak bardzo nie cierpisz. Rozumiem też, że to mieszkanie to idealna szopka, bo kupiłeś je praktycznie tylko i wyłącznie po to, by zrobić konkretne wrażenie na tym twoim nowym chłopaku i znajomych, ale ile można, Chuu? Przecież to nie jesteś ty. Nie tak naprawdę.

               — Serio chcesz teraz przeprowadzać tę rozmowę? Gdy jesteśmy padnięci i nie mam siły, żeby się przed tym bronić? — spytał tylko Nakahara, opuszczając ramiona w geście załamania.

               — Tak. W innym przypadku po prostu do ciebie nie dotrę. Może pojawienie się Dazaia to był jakiś pieprzony znak z niebios — zawyrokowała Yosano. — Ani to mieszkanie, ani ten chłopak nie są dla ciebie. To nie twój świat. Może wizyta Osamu wstrząśnie tobą na tyle, żebyś w końcu to zrozumiał.

               — Ja wiem, że nigdy nie lubiłaś Rina, ale czy możemy nie wchodzić na kolejny ciężki temat? Jest naprawdę późno. Za późno na tę rozmowę — próbował delikatnie wtrącić się Chuuya, choć jak na tacy widział, że Akiko już się rozpędziła i nic raczej nie da rady jej powstrzymać.

               — Nie. Przemaglujemy wszystko. I tak odpychałeś tę rozmowę od siebie przez ostatni rok, więc proszę, teraz masz każdy problem przedyskutowany w tym samym momencie — uznała Yosano z niemal morderczą determinacją w głosie. — Rozumiem, że byłeś samotny, akurat z nim dobrze się dogadywałeś, ale to nie było to samo, co miałeś z Dazaiem. I nigdy nie będzie, przecież nawet ty to wiesz. A teraz Dazai wrócił, więc możesz rzucić tego gościa i przestać udawać, że wypełnia pustkę, którą masz w sercu. A jak już to zrobisz, to możesz wrócić do własnego mieszkania. I wszystko się ładnie ułoży.

               — Yosano to nie jest takie proste — zaoponował słabo Chuuya.

               — Kochasz go? — spytała tylko Akiko, absolutnie poważniejąc. — Czy ty naprawdę go kochasz? Z nim wyobrażasz sobie resztę swojego życia? W małej klitce, której nie znosisz, ukrywając to, kim naprawdę jesteś i nie mogąc nawet porozmawiać z najbliższą osobą o najgorszych problemach? Jak on ma cię wesprzeć, skoro nie zna prawdziwego ciebie? Bliżej jesteś z nami czy dziewczynami de Luca. Możesz twierdzić, że jest inaczej, ale oboje wiemy, że to kłamstwo.

               — Ten ja, którego przy nim pokazuję, też jest prawdziwy. Nie możesz mi zarzucić, że jest inaczej — stwierdził defensywnie Nakahara.

               — Nie jest, Chuu. Bo to tylko część ciebie. Tak naprawdę ciebie bez twoich murów obronnych, ciebie od najdelikatniejszej strony, od każdej strony tak naprawdę, znał tylko Dazai. I masz szansę, żeby to odzyskać. Pewnie jedną jedyną. Na twoim miejscu pomyślałabym na spokojnie, przeanalizowała całą sytuację i podjęła konkretną decyzję. Bo ja wiem, że powierzchownie myślisz, że jesteś szczęśliwy i że możesz tak żyć, ale prawda jest taka, że masz w głowie jeden wielki bajzel i jeśli sobie z nim nie poradzisz to niezależnie od tego jaką decyzję podejmiesz w życiu prywatnym, w pracy zawalisz na całej linii jako szef Portówki. A nie po to harowałeś tyle lat, żeby dorosnąć do oczekiwań Dazaia, żeby poddać się przed samą metą.

               — Dzięki Yosano za niezwykle wnikliwą i chcianą analizę mojego życia — skomentował to jedynie sarkastycznie Nakahara, wsiadając na motor i obserwując kątem oka, jak dziewczyna przewraca oczami na jego wypowiedź.

                Chłopak ruszył spokojnie bez pisku opon, bez stwarzania większego niebezpieczeństwa na drodze niż było to konieczne. Chciał znaleźć się w domu z dala od wszystkich i wszystkiego. Może naprawdę dałby radę przemyśleć sytuację, w której się znalazł. Z całego serca chciałby móc wrócić do apartamentu, który dzielił z Dazaiem, zerwać prześcieradło, które leżało na łóżku i odpocząć w miejscu, które nazywał domem nawet po roku niemieszkania w nim. Ale nie potrafił. Na samą myśl o zrobieniu czegoś takiego ściskało mu się serce, a do oczu napływały łzy.

               Mógł więc tylko włóczyć się po mieście na maszynie, która – w przeciwieństwie do niego – była do tego zdolna, bo on sam praktycznie zasypiał za kierownicą, co było skończenie idiotycznym pomysłem. Mógł zostać w nowym Biurowcu i przekimać się tam, ale wiązało się to ze spotkaniem ogromnej rzeszy podwładnych, a że wszechświat rzadko bywał dla niego łaskawy, mógł założyć się o własną głowę, że ktoś znalazłby dlań jakiś problem do rozwiązania. 

               Niby mógł poprosić Akiko, żeby go przenocowała, ale decydując się na tę opcję miał pewność, że przez całą noc słuchałby jej wywodu o tym, dlaczego uważa, że źle postąpił w życiu. I to nawet nie ze względu na Rina i jego uczucia, bo o to Yosano mniej dbać nie mogła, gdyż dla niej był to przypadkowy chłoptaś z uczelni przyjaciela. Bardziej liczyło się to, że wszyscy widzieli jak pozorne było szczęście Nakahary, ale o ile większość z nich udawała, że problem nie istnieje, bo nie chcieli wtryniać się z butami w życie rudzielca, o tyle Akiko uznała, że aby zachować równowagę we wszechświecie, ona musi suszyć mu głowę za nich wszystkich. I o dziwo wszystkim pasował ten układ.

               Dlatego jedyną opcją okazał się powrót do tej durnej klitki, której Chuuya szczerze nie znosił. Może nie przyznałby tego na głos, ale przecież kupił to miejsce tylko po to, by znajomi z uczelni mogli go odwiedzać, gdy zaczęli żartować, że wątpią, czy Nakahara przypadkiem nie mieszka w okolicznym Starbucksie, bo odwiedzili się wszyscy nawzajem i tylko jego mieszkanie pozostawało zagadką. W przedziale cenowym, z którego teoretycznie nie musiałby się tłumaczyć, nie miał zbyt dużego wyboru i koniec końców zadecydowała lokalizacja i darmowy parking na terenie kamienicy, gdzie bezpiecznie za zamkniętą bramą mógł zostawić dziecinkę, którą powierzył mu Dazai, bez strachu, że ktoś ten motor spróbuje zwinąć. Tylko że mieszkanie było nisko. Gdy wyglądał za okno widział inne budynki, inne okna, ludzi w tych oknach, gdy kręcili się po własnych mieszkaniach. Brakowało mu możliwości odcięcia się od miasta, wyjścia na balkon i poczucia absolutnej pustki, którą gwarantowała mu jedynie obecność nieba.

               Małe mieszkanie miało jednak jedną zaletę. W ciasnej przestrzeni łatwiej było mu udawać, że wypełnia ją całą. Że nikogo nie potrzebuje. Że łóżko nie jest za duże, gdy leży w nim sam. Przy małym metrażu, który i tak urządził maksymalnie w stylu Dazaia z przeszkleniami, cegłą i industrialnym stylem, mógł próbować wmówić sobie, że nie jest samotny, że może tak żyć. Zresztą, przecież i tak często wpadali do niego koledzy z uniwersytetu. I Rin. Nakahara miał absolutną pewność, że w życiu nie wpuściłby Rina do apartamentu, który dzielił z Dazaiem. Nie zbeszcześciłby w ten sposób swojego domu.

               Z samym Hotoke też miał ogromny problem. Bo Akiko absolutnie miała rację. Osamu znał go jak nikt inny na świecie. Wspierał go w najgorszych momentach, kibicował w najlepszych. Przy Dazaiu mógł być kimkolwiek tylko chciał. Mógł być żądnym krwi mafiozem, który wdeptuje ludzi w chodnik z tą samą zaciętością, co ludzie zabijają robale. Mógł być zwykłym chłopakiem zafascynowanym podróżami i sztuką. Mógł biegać pionowo po budynkach tylko po to, żeby sprawdzić, kto znajdzie się na dole pierwszy. Mógł być studenciakiem, który stresuje się uczelnią. Przy Dazaiu nie było takiej wersji jego – niezależnie od tego, jak bardzo zniszczonej czy idealnej – której brunet by nie akceptował. Osamu kochał go całego. Razem z zestawem wad, zalet, przejść, całą historią, którą niósł na barkach. Rozumieli się bez słów i niemal fizycznie wyczuwali, czego ten drugi potrzebuje.

                Ewidentnie widoczne było to chociażby w momencie, w którym próbowali z Rinem pierwszy raz znaleźć się w łóżku, bo Nakahara sądził, że poradził sobie z traumami, ale wystarczyło, by dłoń chłopaka znalazła się na jego pasku, a on absolutnie zamarzł i wyrzucił go z mieszkania. Przy Dazaiu nie miał z tym problemu. Przy Dazaiu, który był trzonem jego osoby, jego filarem, wszystko było prostsze, spokojniejsze. Złe wspomnienia łatwiej odchodziły w zapomnienie, a te dobre bardziej zapadały w pamięć. Bez Osamu Chuuya wciąż był straumatyzowanym dzieciakiem, który musiał jakoś poradzić sobie sam. Co było ciężkie jak cholera, ale z dnia na dzień Nakahara radził sobie coraz lepiej.

               Rin znał tylko jedną jego wersję. Tylko tą drobną, studencką, która w ogólnym rozrachunku prawie nic nie znaczyła. Nie wiedział o jego powiązaniach z mafią, nie znał jego historii. Nakahara w życiu nie przyznałby się przed Hotoke, że został pobity, postrzelony i zgwałcony. Wiedział, że to zrujnowałoby ich relację, bo Rin czułby do niego tylko żal i współczucie. A Nakahara nienawidził, gdy ktoś patrzył na niego z politowaniem. Gdy miał jakieś problemy, nie mógł o nich opowiedzieć Rinowi bez ujawniania albo części swojej historii, albo faktu, że jest w mafii. Na dobrą sprawę nawet po tak długim czasie, gdzie niby się znali, Hotoke wciąż tak naprawdę niczego o Chuuyi nie wiedział, a rudzielec robił wszystko, by rzeczy pozostały w takim stanie. Hotoke nie wspierał go tak jak robił to Dazai. Nie był dla niego aż taką podporą. Akiko słusznie nazwała chłopaka "niepełnym wypełniaczem pustki", bo tylko tym dla Nakahary był. Przecież rudzielec nie wyobrażał sobie ich wspólnej przyszłości. Nie widział ich razem w domku z widokiem na całe L.A. jak to miał w przypadku Dazaia.

               Tylko, no właśnie, czy Osamu w ogóle będzie w stanie wybaczyć mu, że go zdradził? Że był w związku z kimś innym? Jeśli Dazai jakimś cudem wróciłby do nich, czy wciąż chciałby być z Nakaharą, mając świadomość, że Chuuya zachował się (przynajmniej w jego własnym mniemaniu) tak podle i egoistycznie? Rudzielec szczerze w to wątpił, ale wiedział, co mówiło mu serce. Dla cienia szansy na powrót do ich związku byłby w stanie przejechać Rina czołgiem na głównej ulicy w Kobe. Tylko czy Dazai nie uzna go za zużytego albo brudnego? Nakahara żachnął się, parkując motor pod domem i zauważając, że bardziej martwi go reakcja Osamu na ostatnie trzy lata jego życia niż reakcja Hotoke na cokolwiek. Nawet nie pomyślał o tym, czy jego decyzje zranią chłopaka. Cóż, może i było to cholernie samolubne i egoistyczne, ale nawet tak otwartej i szczodrej osobie jak Nakahara zdarzały się gorsze momenty.

               Chuuya wiedział, że długo nie zaśnie. Że będzie leżał w łóżku, rozkopując pościel, że w którymś momencie uzna, że ma to wszystko w dupie i zrobi sobie herbatę. Że spędzi całą noc na rozważaniu słów Akiko i własnych uczuć. Ale przecież był sam. Miał na to czas i przestrzeń. A tak przynajmniej mu się wydawało, bo wystarczyło, że zamknął za sobą drzwi od mieszkania, wzdychając z ulgą, że jest bezpieczny w swojej fortecy samotności, gdy usłyszał głos, którego usłyszeć zdecydowanie nie chciał. Nagle westchnięcie ulgi zmieniło się w absolutne poirytowanie.

               — Chuuya, wróciłeś!

Continue Reading

You'll Also Like

10.3K 430 38
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...
293K 10.1K 59
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
16K 3.7K 128
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...
917K 101K 123
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...