Założenie obcasów było najgorszym pomysłem jaki mógł mi przyjść do głowy tego dnia. Nogi chwiały mi się na wszystkie strony. Ledwo utrzymywałam wyprostowaną sylwetkę. Szara, wąska spódnica podnosiła się z każdym niepewnym krokiem. Korytarz prowadzący do sali konferencyjnej świecił pustkami. Próbowałam uspokoić oddech, a przy tym myśli, ale marnie mi to wychodziło. Wbijałam paznokcie w wierzch zaciśniętej dłoni próbując się powstrzymać od ucieknięcia z siedzimy Syco.
Duża oszklona sala pojawiła się na horyzoncie. Widziałam długi, szeroki stół ustawiony na środku, a przy nim siedzącego z ponurą miną, Cowella. Poprawiłam tkaninę przekręconej spódnicy i weszłam do środka. Byli wszyscy - Liam z włosami w nieładzie, Zayn, który nie miał ochoty ściągać kaptura z głowy, Louis z sińcami pod oczami i on. Nawet nie spojrzał w moją stronę, gdy zajmowałam jedyne wolne miejsce. Tylko on wyglądał niezmiennie tak samo, jak przedtem - długie włosy przykryte kapeluszem, rozpięta koszula i naszyjnik ze złotym krzyżykiem. Stukał palcami z szklany blat i nie przejmował się otoczeniem. Patrząc na niego chociaż na chwilę zapomniałam, po co tutaj przyszliśmy.
- Możemy zaczynać. - lodowaty głos Simona przywołał wszystkich do rzeczywistości. Skierowałam swoje czekoladowe tęczówki w jego stronę i kiwnęłam głową.
- Wiemy, że to szybko, ale musimy zdecydować co dalej - zaczęłam łagodnie. Harry obrzucił mnie wrogim spojrzeniem. Czuł do mnie wstręt. Doskonale to widziałam. - Czas gra tutaj kluczową rolę.
Liam zerknął ukradkiem na fotel, na którym zwykł zawsze siadać Horan i wzdrygnął się nieco. Niezręczna cisza ogarnęła cały pokój. Nikt nie miał ochoty się odzywać. Żaden z nich nie wykazał chociaż najmniejszej chęci współpracy. Na ich miejscu też nie chciałabym rozmawiać z ludźmi, którym zależy tylko na zyskach.
- Słuchajcie - Cowell w końcu przerwał zmowę milczenia - Niall na pewno nie...
- Nie mów nam, czego chciałby Niall - Harry w końcu nie wytrzymał. Jad w jego głosie wywołał ciarki na moim ciele. Był taki zły. Swój żal wyrażał wściekłością. Nie umiał poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Nikt z nich nie dawał sobie rady. Było zdecydowanie za wcześnie na gadaninę o interesach. - Lepiej postaw sprawy jasno i miejmy to z głowy. Nie mam ochoty spędzać w tym budynku ani chwili dłużej.
- Doskonale. - Simon przyjął oficjalną postawę i kładąc ręce na stole zwrócił się do Stylesa - Niall odszedł...
- Niall się zabił. Nie odszedł. - poprawił go brunet. Zayn podniósł głowę na te słowa, a Louis prawie wybuchł płaczem. Byli tacy podłamani.
- Niall odszedł - kontynuował kładąc nacisk na każde zdanie - Ale to nie znaczy, że One Direction kończy swoją działalność. Musicie pokazać, że wyszliście z tego silniejsi...
- Czy to są żarty? - brunet znów mu przerwał - Naprawdę myślisz, że chcę w tym brać udział po śmierci jedynej osoby, która była prawdziwa w tym całym bajzlu? Nie ma mowy.
Nie chciałam na niego patrzeć, bo wiedziałam, że widok jego rozwścieczonej twarzy tylko spotęguje wstręt jaki do siebie odczuwałam. Byłam dla niego kolejną hieną z Syco, która próbuje zrobić karierę żerując na innych ludziach.
Wiele słyszałam na jego temat. Ludzie pracujący z zespołem od samego początku, często powtarzali że Harry bardzo się zmienił. Tak naprawdę nie było w nim nic z uroczego chłopaka, który rozkochał w sobie połowę Wielkiej Brytanii. Stał się gniewny, nierzadko wpadał w melancholijny nastrój, a przebywanie w towarzystwie reszty członków zespołu traktował jako konieczność. Jedynie w Niall'u odnajdywał przyjaciela. Podobno byli zżyci i potrafili ze sobą żartować, co w przypadku Stylesa było nie lada wyczynem.
A teraz Niall'a nie ma i Harry Styles został sam.
- Chcemy byście dalej koncertowali. - odezwała się rudowłosa asystentka prezesa. Miała zacięty wyraz twarzy i z pewnością nie lubiła dawać za wygraną. - To może być coś, co popchnie Waszą karierę jeszcze bardziej do przodu. Oczywiście oddamy Niall'owi Horanowi wszelkie honory, na każdym koncercie będzie upamiętniony jego wizerunek, gitara w specjalnym miejscu, irlandzki mikrofon...
- Wszystko sobie przygotowaliście. - Harry pokręcił z niedowierzaniem głową. - Chcecie zarobić na jego śmierci. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby promować się zaledwie 4 dni po jego śmierci? - nagle spojrzał na mnie. Zielone, zimne tęczówki zawiesiły się na mojej twarzy. Nie wyrażały żadnych emocji, tylko pustkę. - Nie będę w tym uczestniczyć.
- Chciałem tylko przypomnieć, że podpisałeś wiążący, dwuletni kontrakt.
- Możesz go podrzeć. Odchodzę. - wstał ze skórzanego siedziska i skierował się ku wyjściu. Nikt z pozostałych członków nie pisnął ani słowa. Liam wykazał chęć dołączenia do swojego kolegi, ale po chwili zrezygnował i wrócił do wygodnej pozy.
- Wiesz, jaka kara na Ciebie spadnie? - zagroził Cowell.
Harry obrócił głowę i przeczesał palcami długie pukle włosów.
- Zapłacę każdą sumę, żeby nie musieć już z Tobą nigdy więcej pracować - powiedział jednostajnym tonem, a potem wyszedł z sali zatrzaskując za sobą szklane drzwi.
Wraz z jego wyjściem, atmosfera tylko się zagęściła. Louis nie wytrzymał i poprosił o chwilę przerwy - był na krańcach wytrzymałości. Zayn mu zawtórował i naciągając kaptur jeszcze bardziej na twarz, chwycił pod ramię swojego przyjaciela i wspólnie nas opuścili. Zostaliśmy w czwórkę. Liam, Simon, rudowłosa asystentka i ja - zupełnie nie mając pojęcia, co tam robię. Najchętniej uciekłabym stamtąd jak najszybciej. Miałam ochotę go dogonić. Chwycić w kościste dłonie jego marną twarz i zatopić usta w jego, tak by choć na chwilę ulżyć mu w bólu. Ale on mnie nienawidził. Gardził mną tak samo, jak ja sobą. Widział mnie tylko w złym świetle. Nie miałam siły by próbować to zmienić. Nie chciałam kolejny raz bronić się przed atakami. Pozostało mi umierać powoli, zamknięta we własnych myślach, w których królowała tylko jedna postać - on.
- Nie można mu pozwolić odejść - asystentka nie dawała za wygraną - Jednego jesteśmy w stanie zatuszować, ale dwóch? Chyba, że zrobimy z niego podłamanego psychicznie, uczuciowego chłopaka, który nie dał sobie rady ze śmiercią przyjaciela. - powiedziała zadowolona z wymyślenia kolejnej alternatywy, a ja pragnęłam rzucić się na nią i wyrwać każdy włos z jej głowy. Cowell pokręcił z niezadowoleniem głową i zawiesił wzrok na Liamie, jedynym członku, który postanowił zostać z nami.
- Trzeba go nakłonić, żeby wrócił. Inaczej wszystko co robiliśmy przez 4 lata, nie będzie miało żadnego sensu. - Simon ściszył tajemniczo głos, a Liam mu zawtórował. Nie spodziewałam się, że będzie chciał kontynuować przygodę z zespołem. Nie miałam pojęcia co nim kierowało i dlaczego, w obliczu tak strasznej tragedii, chciał pomóc człowiekowi, któremu zależało tylko na zyskach.
- Dajmy mu czas na ochłonięcie - wydukał trochę niepewnie - Pójdzie na pogrzeb, przeżyje żałobę i może zmieni zdanie.
- Nie, nie. - prezes miał inne zdanie - Twarda z niego sztuka. Dlatego go tak lubię. - uśmiechnął się łagodnie - Estelle - zwrócił się do mnie - Trzeba go nakłonić, żeby wrócił. I to będzie Twoje zadanie. Nie wiem jak to zrobisz, ale mam przeczucie, że Ciebie akurat posłucha. - nuta podtekstu w jego głosie nie dała mi spokoju. Zaczęłam obawiać się, że wie za dużo, że ma wgląd do mojego umysłu. Nikomu przecież nie zwierzałam się z głupiego, młodzieńczego zauroczenia. Nie miałam wielu znajomych, a Ci którzy stanowili wąską grupę moich przyjaciół, raczej nie byliby wyrozumiali co do mojego wyboru. Gdy usłyszeli, kim będę się zajmować na stażu, nie omieszkali pochwalić się znajomością kilku żenujących anegdotek - przecież One Direction to zespół dla nastolatek potrzebujących wymyślonego celu, by żyć.
Nie miałam pojęcia w jaki sposób nakłonić Stylesa do powrotu. Ten człowiek gardził moją osobą. Nienawidził mnie z całego serca i pewnie nie posłuchałby nawet swojej mamy, a co dopiero osoby, która pracowała w firmie, która potrzebowała go by wygenerować ogromne pieniądze.
- Przeciwieństwa się przyciągają - dodał cicho Liam i posłał mi uśmiech pełen współczucia.