- Proszę - powiedziała Mira błagalnie, zbyt szeroko uśmiechając się do naczelnej kapłanki, która ostatnio przeniosła ją do Królestwa Wiecznej Zimy.
- Nie ma mowy. Wszelkie przeniesienia na czas nieokreślony zostały zakazane. Nie mogę tego zrobić - wyjaśniła, próbując odejść.
Mira skutecznie zasłoniła jej drogę, nie dając za wygraną.
- Nikt się nie dowie. Obiecuję, że zaraz po tym znikniemy. - Po swoich słowach dostrzegła malujące się wahanie na twarzy kapłanki, toteż postanowiła kontynuować. - Sama nie jestem w stanie tego zrobić, a on musi znaleźć się tam jeszcze dziś. Nie prosiłabym o pomoc, gdyby sprawa nie była pilna.
Kapłanka westchnęła, a jej mina złagodniała.
- Zgoda. Zrobię to.
- Dziękuję. - Mira również odetchnęła.
- Spotkamy się w Sali Przeniesień. Zbiorę kapłanki, które utrzymają to w tajemnicy.
- Jeszcze raz dziękuję - dodała.
- Gilchrist Jartyn jest osobą, której możesz całkowicie zaufać - tłumaczyła Mira powoli. - Trzymaj się go, a przeżyjesz...
- Będą próbowali mnie zabić? - wtrącił zaniepokojony Ari, spoglądając na kobietę. Po chwili znów wrócił do obserwowania wejścia.
- Jak każdego króla. To normalne.
- Mira - upomniał ją Derwan, wysyłając jej karcące spojrzenie.
- Przecież to prawda. - Wzruszyła ramionami.
Swoim wyrazem twarzy próbował jej przekazać, by zostawiła takie komentarze sobie. W odpowiedzi machnęła beztrosko ręką, zbywając go.
- Na miejscu Gilchrist wszystko ci wyjaśni - dodała do białowłosego.
Ari nie słyszał ostatniej wypowiedzi Miry. Całkowicie skupił się na drzwiach, od których nagle zaczęły rozbrzmiewać kroki. Na jego twarzy pojawiło się coś na kształt ulgi, jednak szybko zniknęło, gdy w wejściu pojawiła się jedynie naczelna kapłanka.
- Musimy zaczynać - nakazała od razu po przekroczeniu pomieszczenia.
- Czy możemy jeszcze chwilę poczekać? - zapytał Ari z nadzieją w głosie.
- Przykro mi, ale jeżeli zaraz nie otworzymy przejścia, nie zrobimy tego w ogóle. Jesteśmy i tak tu już za długo.
Chłopak opuścił wzrok. Derwan podszedł do niego i pocieszająco klepnął po plecach. Białowłosy spojrzał na niego i uśmiechnął niemrawo.
- Wejdź w okrąg, a wy się odsuńcie - nakazała kapłanka.
Ari wysłał ostatnie spojrzenie ku drzwiom, po czym dostosował się do zaleceń naczelnej. Derwan i Mira odeszli na znaczną odległość, a za ich miejsce pojawiło się kilka kapłanek. Podobnie, jak ostatnio przy przeniesieniu Miry, okrążyły wykuty okrąg i złapały się za ręce.
Srebrna poświata zaczęła otaczać Ariego, a bordowe podłoże roztapiać pod jego nogami. Chłopak wydawał się niewzruszony tym, co działo się wokół niego. Wciąż wpatrywał się w drzwi, a jedna samotna łza spłynęła po jego poliku. Odwrócił się od wejścia i zamknął oczy.
Pomieszczenie stawało się coraz jaśniejsze, pochłaniając swoim światłem chłopaka w okręgu. W tym samym momencie, gdy Ari przenikał już między miejscami, do pomieszczenia wbiegła osoba. Przekroczyła próg, ochraniając oczy przez intensywną bielą.
Światło zniknęło, jak również Ari.
- Spóźniłaś się - skomentował Derwan, mijając w progu Kari.
Władczość i uległość - to czuło się spoglądając na mozaikę na oknie. Przedstawiała pierwszego króla Królestwa Słońca, Czarnego Jeźdźca, dziadka Derwana i Rowana. Za pomocą magii przez jego ciało nie przechodziła żadna poświata w dzień, jedynie promienie dookoła niego przedzierały się do pomieszczenia. Za to w nocy przez niego wnikało światło księżyca, a zatrzymywało na kawałkach szkła dookoła, tak jak to miało miejsce teraz.
Jasna poświata przedzierała się przez jego posturę i padała prosto na rozłożone Królewskie Ostrza na okrągłym stole. Klingę wszystkie miały skierowane do środka. Ich kryształy błyszczały na różne kolory w świetle księżycowego blasku.
Koło nich, nie mogąc oderwać oczu, stał Aras. Nie było po nim widać jego wewnętrznego podekscytowania. Już niedługo stanie jeden krok bliżej spełnienia swoich pragnień. Nie mógł się doczekać.
- Widzę cię. - Echo jego głosu rozeszło się, po chwili znikając w pustce.
Z mroku wyłonił się Rowan.
- Jak poszło? - zapytał mag.
Książe mocno zassał powietrze, co nie uszło uwadze mężczyźnie.
- Co zrobiłeś? - dopytał.
- Nic - odparł chłopak natychmiast.
- Więc... wyjaśnij mi, dlaczego tak się skradasz.
- Myślałem, że tym razem uda mi się ciebie zaskoczyć.
- Już ci mówiłem. Nie ma osoby, która się przede mną ukryje.
Książe wydał z siebie coś na kształt kpiącego prychnięcia, jak i rozbawionego śmiechu.
- Jednej się udało - skomentował kąśliwie.
Aras powoli przerzucił wzrok na towarzysza rozmów. Ten za to zignorował jego spojrzenie i bezszelestnie zbliżył się do niego, wpatrując się w oręże na stole.
- Komu?
- Spotkałem ją - odpowiedział książę mało treściwie.
- Kogo? - dopytał zniecierpliwiony. Nie lubił, gdy ktoś wiedział więcej od niego.
- Tą, która zanurzyła się w mroku - wyjaśnił, podchodząc do stołu. Zgrabnie chwycił za rękojeść jednego z mieczy. Sprawnym ruchem obrócił ją wokół palców, wirując ostrzem w przestrzeni.
- To nie możliwe. Ona nie żyje.
- Bynajmniej. Nie wydaję mi się, żebym spotkał trupa. - Odłożył jedno z Królewskich Ostrzy, biorąc do ręki inne. Lekko podrzucał, badając ciężar i rozłożenie.
- Jak wyglądała?
Rowan machnął beztrosko ramionami.
- Na pewno nie tak, jak mi opowiadałeś - przyznał. - Wyglądała... dobrze, normalnie. - Zamilkł na chwilę, zastanawiając się. - Może trochę zniszczona, ale raczej przez życie. - Odłożył miecz. Spojrzał na maga, ledwo powstrzymując ujawnienie zadowolonego uśmiechu. Udało mu się czymś zaskoczyć mężczyznę. To był jego mały sukces.
- Udało jej się nad tym zapanować? - Twarz Arasa była nad wyraz spokojna, podobnie jak głos. Jedynym znakiem jego dociekliwości, było postukiwanie nogą niczym do rytmu melodii, mimo że otaczała ich rozlegająca cisza, bardzo rzadko spotykana w stolicy Słońca.
- Myślę, że tak. Jej umysł wydaje się nienaruszony oprócz braków w pamięci.
- To dobra wiadomość. - Jego kąciki ust nieznacznie się uniosły. - Wiesz, co to oznacza?
- Że to, co robimy, ma sens - burknął, machając ramionami.
- To ułatwia nam sprawę - poprawił chłopaka. - Będę mógł przeanalizować jej wiązanie magii i ulepszyć moje zaklęcie. To zwiększa szanse na powodzenie. Gdzie teraz jest?
- Służy memu bratu, więc pewnie z nim. Wysłać po nią ludzi?
- Nie - zaprzeczył natychmiast. - Na początku muszę pomyśleć, jak uwięzić jej magię. Dlaczego się tak szczerzysz?
Miał rację. Na księcia twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Nie sądziłem, że któraś z moich zabawek cię zainteresuje.
- Ona nie jest twoją zabawką. Nie mogę pozwolić ci, byś ją popsuł.
- Nie zamierzałem - wtrącił.
- Jesteś niszczycielem. Wszystko czego dotkniesz zamienia się w proch. A ona, jeżeli to, co mi powiedziałeś, jest prawdą, jest zbyt cenna, żebyś ją również zniszczył.
- To nie ja jestem niszczycielem. Po prostu wszystko, co spotykam, jest wadliwe. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko to zniszczyć.
- To ty jesteś wadliwy, Rowanie.
Twarz księcia stężała w złym grymasie. Zniknął uśmiech oraz rozbawienie w oczach, a pojawiła się zimna obojętność. Nie odezwał się więcej, bowiem doskonale wiedział, że Aras miał rację.
Komentarze mile widziane. Jestem ciekawa, co myślicie, jak to dalej się potoczy :D