WHITE MUSTANG [18+]

Por lubiekaczuchy

59.5K 1.9K 839

Bo kiedy tylko spojrzałam w te granatowe tęczówki, wiedziałam, że utonę w ich głębi. ❗️Opowiadanie zawiera pr... Mais

PROLOG
jeden
dwa
trzy
cztery
pięć
sześć
siedem
osiem
dziewięć
dziesięć
jedenaście
dwanaście
trzynaście
czternaście
piętnaście
szesnaście
siedemnaście
osiemnaście
dziewiętnaście
dwadzieścia
dwadzieścia jeden
dwadzieścia dwa
dwadzieścia cztery
dwadzieścia pięć
dwadzieścia sześć
dwadzieścia siedem
dwadzieścia osiem
dwadzieścia dziewięć
trzydzieści
Podziękowania
Druga Część

dwadzieścia trzy

1.5K 51 31
Por lubiekaczuchy

Miał być o 23 ale łapcie szybciej!

Ejoy💜
______________

Nancy

Szare pasma nocnej mgły, zasłaniały nierówną ulicę. Światła innych samochodów tylko parę razy oświetliły drogę. W ciszy mijałam kolejne drzewa, które dobrze wiedziały, gdzie mnie kierować. Minęłam wjazd do centrum, a następnie zauważyłam bogate bloki rozciągające się dookoła.

Nie było mnie tu pół roku, a dokładnie pamiętałam każdy najmniejszy szczegół. Białe kamienice, zdobione różnymi staromodnymi wzorami, które były wizytówką na samym wiedzie bogatego osiedla. Mieszkały tu same osobistości, rodziny bogatych i zakompleksionych dzieciaków.

Wraki ludzi.

Wzięłam głęboki wdech, zatrzymując samochód. Chciałam z niego wyjść, jednak jakaś magiczna siła mnie powstrzymywała. Zamknęłam na chwilę oczy, a następnie odwróciłam się w stronę bladego chłopaka, zajmującego tylne siedzenie BMW.

Nie spojrzał na mnie. Nieobecne spojrzenie skupiał na szybie. Dłonie zaciskał w pięści. Był zły, ponieważ jego szczęka również była ściśnięta. Uwydatniło to jego kości żuchwy, które nadawały mu wyglądu złego chłopca. Bo był złym chłopcem. Złym i zniszczonym.

Nie wiedziałam już, czy coś wziął, bo był do tego zdolny. Wyglądał jednak, jakby sam nie do końca rozumiał, co się działo dookoła niego. Odniosłam wrażenie, że doświadczał poczucia derealizacji.

Sama nie wiedziałam, czy nie czułam się podobnie.

— Dasz radę wysiąść, czy mam ci pomóc? — Starałam się brzmieć obojętnie, jednak czułam wielką gulę w gardle.

Tak dawno go nie widziałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że schudł. Stwierdziłam to, po wyraźniej zarysowanych kościach policzkowych. Wyglądał jak wrak człowieka. Granatowe tęczówki straciły swój blask. Stały się matowe i przepełnione smutkiem. Usta były sine i poranione, przez co kolczyk wyraźnie się odznaczał na ich tle. Dłonie miał popękane ze strupami na knykciach.

Nie sądziłam, że ktoś może tak się zmienić przez sześć miesięcy.

— Dam radę — odezwał się zachrypniętym głosem. Poczułam jak dreszcz przeszedł po moim ciele.

Jego głos zawsze budził we mnie nieznane mi wcześniej uczucia. Pamiętam, jak początkowo wzdrygałam się na jego dźwięk. Potem tylko on potrafił do mnie dotrzeć. Wiedziałam, że ten chłopak znaczył dla mnie więcej, niż myślałam. Cholerne pół roku tęskniłam za jego uśmiechem, głosem, byciem, co było cholernie głupie, bo przecież ten chłopak był moją trucizną.

A teraz nawet nie wiedziałam, na kogo patrzyłam.

Wyszłam z samochodu, a kasztanowłosy zrobił to samo. Wyglądał tak marnie. Zaczęło do mnie docierać, że tak nie wyglądało alkoholowe trzeźwienie. Wyglądał tak w głównej mierze przez narkotyki. Chłopak nie był na tyle pijany, żeby nie kontaktować, ale to gówno, które miał w organizmie, opuszczało jego ciało. Wiedziałam, że nie należy to do cudownych uczuć. Pomagałam mu tylko dlatego, że byłam zbyt słaba, żeby odmówić.

Skierowałam się pierwsza do środka małego budynku. Po chwili stanęłam przed mieszkaniem z numerem 4. Przez chwilę pusto patrzyłam na numerek, czując zawroty w głowie. Tyle rzeczy wydarzyło się w tym konkretnym miejscu. Przepełniały mnie wspomnienia, które próbowałam blokować.

— Daj mi klucze — powiedziałam cicho i wystawiłam rękę. Chłopak bez słowa sięgnął do kieszeni i podał mi malutki pęk. Szybko otworzyłam mieszkanie i ruszyłam do środka.

Wniosłam brwi, zatrzymując się na krótki moment, w szoku obserwując pomieszczenie.

Riley nie był osobą, która żyła w bałaganie. Zawsze pilnował porządku oraz tego, żeby każdy odkładał wszystko na swoje miejsce. Lubił minimalizm, a chaos go denerwował. Jednak tym razem, wyglądało tam, jakby przeszło tornado. Już na wejściu buty były rozrzucone. Przy salonie walało się mnóstwo reklamówek i butelek. Zerknęłam w stronę kuchni, gdzie naczynia były wszędzie. Rzuciłam klucze na stolik z butelkami i książkami i spojrzałam na Willa.

— Idź wziąć prysznic. Śmierdzisz alkoholem.

Jego mina nie zmieniła się. Patrzył na mnie uważnie, jakby starał się zapamiętać każdy szczegół. Widziałam w jego oczach przebijający przez maskę obojętności, ból. Przełknęłam ślinę. Widziałam, że analizował zmiany. Próbował dopatrzyć się, czy jest tam gdzieś jeszcze ta dziewczyna, którą pamiętał.

— Schudłaś — odezwał się, ciągle na mnie patrząc.

— Ty też — wydukałam, przez zaciśnięte gardło. Chwilę tak mierzyliśmy się spojrzeniami, a następnie kasztanowłosy wyminął mnie i bez słowa, ruszył w stronę łazienki.

Kiedy zniknął za drzwiami, od razu zabrałam się za ogarnianie jego sypialni. Podniosłam ciuchy z ziemi i pozbierałam opakowania po piciu i naczynia. Zdążyłam przebrać też pościel i uprzątnąć resztę przedmiotów na swoje miejsce. Chciało mi się rzygać, widząc jak zapuścił to mieszkanie. I robiłam to, żeby mógł jakkolwiek funkcjonować.

Kiedy drzwi sypialni zaskrzypiały, nie zareagowałam. Nie chciałam się odwracać, jednak wiedziałam, że muszę. Will miał na sobie tylko granatowe dresy. Zeskanowałam wzrokiem jego klatkę piersiową, na której zauważyłam sporo świeżych siniaków. Jednak inna rzecz przyciągnęła moją uwagę. Tuż pod obojczykiem, zauważyłam nowy wytatuowany czarny napis.

Nobody.

— Nie musiałaś tu sprzątać. — Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos. Spojrzałam prosto w jego oczy, unosząc wysoko głowę. Nie mogłam pokazać, jak działała na mnie jego obecność. Nie widziałam, czy nie postanowi znowu wykorzystać tego przeciw mnie.

Na przypomnienie sobie tego, co nas poróżniło, znowu poczułam chęć zwymiotowania. Nagle, chciałam po prostu wyjść. Być jak najdalej stąd, wrócić do swojej bezpiecznej przystani w postaci mojego pokoju i plotek z Lukiem. Zamknąć się w swojej bańce, nie dopuszczając wspomnień do środka.

Jednak było już za późno.

— Wiem. Połóż się spać. Jak ma się zjazd to raczej wskazane. Chociaż nie wiem. Ja bywam zmęczona. — Will zmrużył brwi, zastanawiając się co miałam na myśli, jednak w jednej chwili, jego mina zmieniła się w zrozumienie, a następnie w grymas.

Chyba zabolało.

— Jeszcze je bierzesz? — Nie mogłam się powstrzymać i prychnęłam na jego pytanie.

— Dwa razy alprazolam i escitalopram — odpowiedziałam, na co Riley zacisnął szczękę.

— Brałaś tylko po jednej.

— Gratuluję spostrzegawczości. Jutro, a raczej już dzisiaj, mam wizytę u psychiatry. Może zmniejszy dawkę — wzruszyłam obojętnie ramionami.

— Czemu się zwiększyła?

— Will, nie udawaj głupiego. Oboje wiemy, że dobrze to wiesz. Nie jesteś też na liście osób, z którymi jestem w stanie komfortowo o tym rozmawiać — zauważyłam, a chłopak spuścił wzrok na podłogę. Stał tak chwilę, jednak pokręcił głową i położył się do wcześniej przygotowanego łóżka.

— Idziesz jutro do szkoły. Powinnaś spać.

— Mam problemy ze snem. Ale ty nie, więc dobranoc.

— Zostaniesz? — powiedział z wahaniem, kiedy byłam przy wyjściu z sypialni. Wzięłam głęboki oddech, a następnie ostatni raz spojrzałam w jego stronę.

W mojej głowie kłóciły się jakieś dwie osobowości. Jedna - pomocnej Nancy, która nie była w stanie zostawić w takim stanie kogoś, kto kiedyś tak wiele dla niej znaczył, druga - która chciała uciekać jak najdalej od chłopaka, który rozwalił doszczętnie moją psychikę.

— Będę w salonie. — Z tymi słowami wygrała pierwsza osobowość.

Wyszłam z pomieszczenia, biorąc ogromny wdech, aż poczułam pieczenie w płucach. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał czwartą dwadzieścia osiem. Rozejrzałam się po domu chłopaka, a następnie zabrałam się za sprzątanie. Wstawiłam pranie, ogarnęłam śmieci, posprzątałam walające się graty i umyłam naczynia. Mieszkanie znowu wyglądało na williamowe.

Piąta czterdzieści dwie.

Skierowałam się do wysprzątanej kuchni, zerkając do lodówki. Nie miał w niej dużo żywności, jednak starczyło, żebym przygotowała mu chleb w jajku z serem i pomidorem. Następnie do szklanki nalałam sok pomarańczowy. W szafce nad zlewem, znalazłam tabletki przeciwbólowe, które postawiłam obok posiłku.

Z torebki wyciągnęłam karteczki samoprzylepne i odkleiłam jedną, zostawiając na niej krótką notkę.

Zjedz wszystko. Smacznego.

Tym akcentem, wyszłam z mieszkania, zamykając je zapasowym kluczem, o którym kiedyś wspominał. I nikogo na pewno nie zdziwi fakt, że rozpłakałam się, kiedy tylko do moich nozdrzy dotarł zapach świeżego powietrza.

***

Zaspanym krokiem przekroczyłam próg szkoły. Wszystko mi się rozmazywało i nie mogłam skupić się nawet na słowach idącego obok mnie Luke'a. W mojej głowie odtwarzały się wydarzenia z dzisiejszej nocy. Nie docierało do mnie, po co to wszystko zrobiłam. Dlaczego mu pomogłam. Jednak przez to nie mogłam przestać myśleć.

Analizowałam każdy szczegół, każde słowo i wzrok. Zadręczałam się tym. Do tego nieprzespana noc powodowała, że czułam się okropnie źle.

Rano, przed szkołą pojechałam do psychiatry. Pani Robinson jak zwykle była niesamowicie miła i całe szczęście, zmniejszyła mi dawkę leków. Jednak nie opowiedziałam jej o Williamie i o wydarzeniach z nocy, chociaż ciągle zajmowały moje myśli.

— Ziemia do Walker! — ocknęłam się, słysząc głos blondyna. — Jesteś nieobecna i nie słuchasz mnie. Coś się stało? — Nie chciałam mówić o Williamie, bo wiedziałam, że może skończyć się to niepotrzebną kłótnią między nami. Fletcher nie cierpiał Riley'a, odkąd powiedziałam mu, co się między nami wydarzyło. Już chciałam coś powiedzieć, jednak usłyszałam znajomy głos obok mnie.

Nie chciałam mówić o Williamie, bo wiedziałam, że może skończyć się to niepotrzebną kłótnią między nami. Fletcher nie cierpiał Riley'a, odkąd powiedziałam mu, co się między nami wydarzyło.

Jednak od odpowiedzi wyrwał mnie znany bardzo dobrze, głos.

— Nancy? Masz chwilę?

Odwróciłam się gwałtownie, patrząc na bladą cerę Alison, która wyglądała na równie zmęczoną. W końcu ona też walczyła z wczorajszym cudownym humorem Williama. Byłam ciekawa, jak często musieli zbierać go do kupy i jak często, on po prostu pluł na ich pomoc.

Miała wory pod oczami, a blond włosy zaplątane były w warkocza. Luźna bluza zakrywała jej kształty, których zupełnie nie byłoby widać, gdyby nie jasne rurki na szczupłych nogach. W rękach trzymała książki, przez co widziałam, że jej zawsze idealne paznokcie, były połamane, a skórki poszarpane.

Zawahałam się przez moment, jednak posłałam Lukowi porozumiewawcze spojrzenie, na co chłopak odszedł w kierunku sali, uprzednio kiwając głową w zrozumieniu.

— Co jest? — spytałam, udając obojętną, mimo że w środku czułam chaos.

— Na początku, w imieniu wszystkich chciałam podziękować ci za wczorajszą noc. Gdyby nie ty, pewnie skończyłoby się na jakiejś kolejnej bójce chłopaków, a wszyscy mamy już tego dość — westchnęła, bawiąc się rogiem swojej książki.

— Taa, zauważyłam. Nie wiedziałam, że można być aż tak niewdzięcznym, jak on. No ale takie jest jego życie, ma przyjaciół, którzy zrobiliby dla niego wszystko, nieważne jak wielkie gówno by odjebał, a jednak ich nie docenia. I nie wygląda to, jakby miało się zmienić — podsumowałam. Już chciałam odejść, jednak blondynka złapała mnie za nadgarstek.

— Czekaj... Ja chciałam cię przeprosić. Nie powinnam załatwiać tego w taki sposób, w jaki to zrobiłam. Powinnam była od razu do ciebie przyjść, powiedzieć o wszystkim, a nie słuchać ich tłumaczeń. Żałuję, że to wszystko się tak potoczyło. Nie chciałam cię przez to stracić. Byłaś dla mnie jak siostra... — wyznała.

Czułam pieczenie pod powiekami, które stawało się mocniejsze, z każdym wypowiedzianym przez nią słowem. Kręciło mi się w głowie, bo nie spodziewałam się takiego nagłego przypływu przeszłości w tak krótkim czasie.

Jednak widząc twarz dziewczyny, którą umiałam rozczytać jak otwartą książkę, miałam pewność, że mówiła szczerze. I ja też gdzieś z tylu głowy wiedziałam, że ona chciała dla mnie dobrze. Bo zawsze takie dla siebie byłyśmy. I z perspektywy czasu, ja sama nie wiem, czy postąpiłabym na jej miejscu inaczej.

— Wiem, Al. Przepraszam, że to wszystko tak się potoczyło. Ja musiałam poukładać sobie te wszystkie kwestie i wiem, że nie chciałaś źle. Mimo wszystko, nie umiem tak po prostu o tym zapomnieć — wyszeptałam, powstrzymując łzy.

— Chcę to zmienić. Chcę znowu zasłużyć na twoją przyjaźń. Darcy tak samo. Obie za tobą tęsknimy. Bez ciebie to nie jest to samo — odpowiedziała, a ja skinęłam głową.

Następnie podeszłam do dziewczyny, przytulając ją mocno do siebie. Stałyśmy tak przez chwilę, obie płacząc w swoje barki, jednak uzupełniając siebie wzajemnie.

— Przepraszam — westchnęłam przez łzy.

— To ja przepraszam. Bardzo cię kocham, Nan — mruknęła cicho. — Może przyjdź dziś wieczorem do mnie? Zaproszę też Darcy. Powinnyśmy o tym wszystkim porozmawiać — zaproponowała.

Mimo że moja pierwsza myśl krzyczała, że to okropnie zły pomysł, to wiedziałam, że nadszedł najwyższy czas na otwarte karty. To wszystko działo się po coś. Dlatego się zgodziłam. To był kolejny krok do przodu.

Do normalności.

***

Stres, jaki czułam, stojąc przed drzwiami do domu Alison, przechodził całkowicie moje pojęcie na jego temat. Czułam się jednocześnie znajomo i obco. Zagryzałam wargę, czując, że nie wiele już brakowało, do zranienia jej.

— Weź się w garść — powiedziałam do siebie. Nie wiedziałam, czy zapukać, czy po prostu wejść, jak to kiedyś miałam w zwyczaju.

FInalnie uniosłam rękę, uderzając trzy razy w drzwi.

— Jesteś wreszcie! — odezwała się dziewczyna, kiedy tylko otworzyła mi drzwi. Posłałam jej niepewny uśmiech, czując się, jakbym dopiero ją poznawała. Jakbym rozmawiała z nieznajomym, o którym jednak wszystko wiedziałam.

— Tata mnie zatrzymał. Musiałam pomóc — wyjaśniłam, ściągając przebłocone buty.

Dziewczyna wyglądała tak samo jak w szkole. Ja zdążyłam zarzucić na siebie coś luźniejszego, a włosy spięłam w luźnego koka.

— Darcy jest u mnie. Dam wam chwilę — wyjaśniła, głaszcząc mnie pocieszająco po ramieniu.

Pokiwałam głową, a następnie wdrapałam się po schodach do pokoju blondynki. Ponownie wzięłam kilka głębokich wdechów, pchnęłam drzwi i cała pewność siebie ze mnie uleciała.

Darcy siedziała na łóżku, wpatrując się w znane mi zdjęcie, które Alison trzymała na szafce nocnej. To było zdjęcie, które zrobił nam Thomas, jak byłyśmy w drugiej klasie liceum, przebrane w atomówki na Halloween. Pamiętam, że czułam się ogromnie niekomfortowo w krótkiej niebieskiej spódniczce i ogromnie wysokich butach, jednak dziewczyny przez cały czas mówiły mi, że wyglądam genialnie.

— Cześć — szepnęłam, a ciemnowłosa uniosła na mnie wzrok. Pierwszy raz widziałam w jej oczach taką niepewność.

— Nancy... — zaczęła, wstając z łóżka. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś.

— Sama jestem w szoku — westchnęłam.

— Przepraszam cię. Za to, co przed tobą zatajałam. Ja... bałam się nawet o tym myśleć. Dowiedziałam się o tym zupełnym przypadkiem, podsłuchując rozmowę Nicka i Willa. Bardzo żałowałam, że to usłyszałam. Chciałam do ciebie jechać. Siedziałam nawet w samochodzie, płacząc, bo nie wiedziałam, która decyzja będzie lepsza. Żadna nie była. Will powiedział mi wtedy, że sam ci o wszystkim powie, kiedy nadejdzie na to odpowiedni moment. Ja naprawdę wierzyłam, że to zrobi. NIe chciałam cię zranić a tym bardziej stracić, Nan.

Patrzyłam, jak łzy kapały z jej brązowych oczu. Wycierała je pospiesznie rękawem czarnego golfu, który miała na sobie.

— Nie jestem na was zła. Ja po prostu straciłam do was zaufanie. I nie wiem, jak długo będę czuła ten zawód, że najbliższe mi osoby, zataiły przede mną coś tak ważnego, jak to — wyjaśniłam.

— Wiem. Pozwól mi to naprawić. Wiem, że zaufania nie da się od tak odbudować, jednak chcę spróbować. Zależy mi na tobie.

I ponownie tego wieczoru, ponownie wpuściłam kolejną osobę ponownie do mojego życia. Przytuliłam dziewczynę, która przez chwilę jeszcze płakała, przepraszając mnie i dziękując na przemian.

A ja czułam, że moje serce, które było wieloma puzzlami, nie potrafiącymi się dopasować, wreszcie się układało.

***

— Potem, Nick zgubił tą kartkę. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo zła była Diana. A jej mina? Przysięgam, że myślałam, że go zamorduje samym wzrokiem. — Skończyła opowiadać Darcy, a ja śmiałam się, bo dobrze wyobrażałam sobie tą sytuację.

Brakowało mi plotkowania z nimi i wymieniania się każdym najmniejszym szczegółem, jak kiedyś. To było to, czego mi brakowało. Przyjaciółek.

— A ty i Luke? To coś poważnego? — spytała Al, mrużąc oczy. Zmieszałam się. Temat Luka, to był temat rzeka. Wiele razy zastanawiałam się, czy to ze mną było coś nie tak, że nawet przez moment nie pomyślałam, że moglibyśmy być kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Dbał o mnie jak nikt, w tym czasie, kiedy zostałam sama. Jednak dalej czułam tą granicę, której nie mogłam przekroczyć.

— Jesteśmy przyjaciółmi. Naprawdę dobrymi. Poznałam go, kiedy zdecydowałam się pierwszy raz wyjść z domu. Jest świetnym chłopakiem, ale... — urwałam, patrząc na swoje palce. — ... ale nic z tego nie będzie. Jest tylko przyjacielem.

— To przez Willa, prawda? — spytała delikatnie blondynka.

Spojrzałam na nią, chcąc coś powiedzieć, jednak dźwięk wiadomości rozległ się po pokoju. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i poczułam, że serce mi się zatrzymało. Na wyświetlaczu znajdował się ciąg dobrze znanych mi cyferek. Nie zapisywałam jego numeru, kiedy go zmieniałam. Jednak po pół roku, dalej znałam je na pamięć.

od: Nieznany

Dziękuję.

— To Luke? — spytała Darcy, marszcząc brwi.

— Will — powiedziałam, ledwo wyduszając imię chłopaka. Dziewczyny spojrzały po sobie dziwnym wzrokiem. — Napisał, że dziękuje. Pewnie za wczorajszy wieczór.

— Co tak właściwie wydarzyło się u niego? Wiemy, że go odwiozłaś. Gabriel napisał, że musiałaś posprzątać jego mieszkanie, bo mógł w końcu normalnie tam oddychać. Nawet załapał się na kawałek chleba w jajku.

Przez chwilę panowała między nami cisza. Odchrząknęłam, zmieniając pozycję na podłodze, na siad skrzyżny. Patrzyłam na swoje stopy, bawiąc się jednocześnie nogawką dresów.

— Odwiozłam go. Porozmawialiśmy. Chociaż to było bardziej zamienienie jakiś pięciu zdań, Kiedy się mył, posprzątałam sypialnię — przerwałam, biorąc wdech. — Jak wrócił kazałam mu się położyć. Rozmawialiśmy o zjeździe i o moich lekach — tu dziewczyny spojrzały na siebie. — Poprosił mnie, żebym została. Kiedy zasnął posprzątałam mu mieszkanie i zrobiłam śniadanie. Tyle.

— Ciągle coś do niego czujesz, prawda? — powiedziała Darcy. Uśmiechnęłam się smutno.

— Po prostu nie mogłam go zostawić w takim stanie, wiedząc, jak wiele dla siebie znaczyliśmy. Wydawało mi się, że gdyby sytuacja była odwrotna, on postąpiłby tak samo wobec mnie. Mimo wszystko.

— William jest skomplikowany. Ale zależało mu na tobie, jak na nikim innym.

— Nie, Al. William zawsze na pierwszym miejscu stawiał siebie. Kiedy go aresztowali, nawet nie myślał o nas w tym wszystkim. Że mógł nas wsypać. Kiedy podejmował decyzje, myślał o sobie, bo taki już jest. I to się nigdy nie zmieni.

— Boisz się, że znowu cię skrzywdzi, dlatego tak mówisz. Wiesz, że to nieprawda — Darcy spojrzała na mnie ze zmartwieniem.

—Tak, jestem przerażona, że znowu nie mogę przestać o nim myśleć. Boję się, że pojawi się w moim życiu. Boję się, że kiedy w końcu zaczyna być dobrze, on znowu gdzieś się przewija. To nie jest zdrowe. Nasza relacja nigdy nie była zdrowa. Tak jest lepiej. Dla naszej dwójki lepsze jest życie osobno.

— Wiesz, że obudziłaś w nim uczucia, jakich nigdy nie czuł? On też się boi, Nancy. Znam go od prawie czterech lat. Nick od sześciu, a Gabriel od dziecka. Żadne z nas nigdy nie widziało go w takim stanie, jak po twoim odejściu. On nigdy taki nie był. Nawet po śmierci Olivii. Musiałaś znaczyć dla niego cholernie wiele. I on żałuje. Mimo wszystko, wiem, że to jest trudna decyzja. I nie chciałabym znaleźć się w twojej skórze. Chciałyśmy, żebyś znała jego stronę, bo czasem tak łatwiej podejmuje się różne decyzje — skończyła Darcy, a ja pokiwałam głową w zrozumieniu.

Nie próbowała mnie przekonać, tylko opowiedziała, co widzi. I doceniałam to.

— Lepiej powiedzcie, jak wam minął sylwester — powiedziałam, uśmiechając się, dając do zrozumienia, że tem temat jest dla mnie skończony.

***

Wyciągnęłam telefon, dopiero kiedy wyszłam od Alison. Od razu zdziwiła mnie ilość nieodebranych połączeń od Luka. Zjechałam wzrokiem na krótką wiadomość, którą zostawił.

Luke Fletcher: Możemy się zobaczyć?

Przygryzłam wargę, bo to wszystko brzmiało bardzo poważnie.

Ja: Będę za 5 min w parku pod Twoim domem.

Czekałam na niego w wyznaczonym miejscu, przeskakując z nogi na nogę. Robiło się ciemno i chłodno, jednak szybko zauważyłam Luka, idącego w moją stronę. Zauważyłam, że jego zawsze energiczna twarz była ściągnięta i skupiona. Ręce miał schowane w kieszeni bluzy, a jego blond włosy, tym razem były rozpuszczone.

— Nareszcie, bo zamarzam — zaśmiałam się. — Coś się stało? Wyglądasz na zdenerwowanego.

— Muszę ci o czymś powiedzieć. — Nie patrzył w moje oczy, tylko w ziemię. Zmarszczyłam czoło, bojąc się, o co może chodzić.

— Luke... — zaczęłam, jednak chłopak szybko mi przerwał.

— Poczekaj. Daj mi mówić — odchrząknął. — Kiedy zobaczyłem cię w sklepie, miałem wrażenie, że los zesłał mi anioła. Wyglądałaś tak bezbronnie, szukając tego czosnku. Jednak na twojej twarzy malował się okropny strach. Byłaś smutna i to dało się wyczuć. Chciałem ci pomóc. Spędzając z tobą coraz więcej czasu, zobaczyłem, jaka jesteś dobra, ale zamknięta. Kiedy powiedziałaś mi o Williamie, miałem ochotę znaleźć go i zamordować gołymi rękami, za to co ci zrobił. A potem zdałem sobie sprawę, że to wszystko dlatego, że się w tobie zakochałem — spuściłam wzrok. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. — Widziałem, jak stajesz się szczęśliwsza. Obserwowałem to, jak dzielna się robiłaś. I podziwiałem cię. Jednak jednego dnia widziałem cię płaczącą w samochodzie. Ściskałaś w dłoniach to — wskazał na łańcuszek na mojej szyi. — Bałem się jednak powiedzieć ci o moich uczuciach, właśnie ze względu na tą sytuację. Bo mimo wszystko ciągle coś do niego czułaś. Poczekałem parę miesięcy i stwierdziłem, że musisz o tym wiedzieć. Musisz wiedzieć, że zatraciłem się w miłości do ciebie.

Między nami zapadła chwilowa cisza. Nagle poczułam jego rękę na moim policzku. Spojrzałam na niego spanikowana. Wiedziałam, co chciał zrobić. Kiedy jego usta zbliżały się do moich, delikatnie spuściłam głowę.

— Przepraszam Luke — szepnęłam. Opuścił rękę. — Pomogłeś mi się pozbierać. Dzięki tobie stanęłam na nogi. Jednak jesteś dla mnie jak brat. Nie umiałabym z tobą być. Wybacz mi.

— Tak myślałem — westchnął. — Daleko mi do niego, prawda? — Poczułam jak w moje serce, ktoś wciska małą szpilkę. Wiedziałam jak bardzo go zraniłam, jednak nie spodziewałam się takiego odbicia pałeczki. Nie odpowiedziałam na jego słowa, na co blondyn pokiwał tylko głową. — Dobranoc, Nancy.

Przez pięć minut wpatrywałam się w miejsce, w którym stał mój przyjaciel. Poczułam łzy w moich oczach, które szybko się wydostały. Uniosłam wzrok w niebo, chcąc krzyczeć z bezsilności. Czemu, kiedy jedno już zaczęło się układać, drugie musiało się spierdolić?

— Nienawidzę cię, William — szepnęłam przez łzy. Zaniosłam się szlochem, rozmazując tusz na swoich rzęsach.

— Jeszcze niedawno odniosłem wrażenie, że raczej było odwrotnie. — Usłyszałam za sobą, na co podskoczyłam, odwracając się w stronę znajomego głosu.

O drzewo opierał się wysoki mężczyzna, o ciemniejszej karnacji. Jego broda była delikatnie zarośnięta, jednak dobrze przystrzyżona. Umięśnione ręce miał zawinięte na piersi. Dobrze mi znany znaczek x mienił się w blasku oświetlających drogę latarni.

— Eric — powiedziałam, delikatnie przerażona, ale też zła.

— Stęskniłaś się? Dawno mnie nie widziałaś — zaśmiał nie gorzko.

— Czego ode mnie chcesz? Przecież nic mnie już nie łączy z Willem — warknęłam w jego stronę. Nie powinnam odzywać się do niego takim tonem.

— Łączy was w tym momencie więcej niż jesteś w stanie pojąć. Przekaż mu, że bardzo nie lubię węszenia i szukania, więc jeśli jeszcze raz zobaczę kogokolwiek z jego ludzi na moim terenie, znajdę cię i zabiję. — Podszedł bliżej mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że w rękach trzymał scyzoryk. — A to, żeby go zachęcić.

Moje serce miało wyskoczyć z piersi, kiedy chciałam zacząć krzyczeć o pomoc. Poczułam zimne ostrze na skórze mojego policzka, na co zacisnęłam powieki. Jednak w tej samej chwili usłyszałam jego cichy szept. Otworzyłam oczy, patrząc na jego zdezorientowaną twarz.

Wbijał spojrzenie w mój dekolt, a dokładnie w mieniący się złotem, łańcuszek.

Złapał go między palce, a następnie odsunął przyciśnięty do mojej skóry nożyk. Spojrzał w miejsce gdzie prawdopodobnie i tak zdążył odbić się delikatny ślad, przez siłę, jaką włożył. Zerknął po raz ostatni na moją szyję, po czym po prostu odwrócił się i zniknął w ciemności.

Przyłożyłam rękę do rany, na której i tak malowały się delikatne ślady krwi. Scyzoryk był wyjątkowo ostry.

W panice, nie wiedząc zupełnie co powinnam robić, wyciągnęłam telefon komórkowy i wybrałam ciąg utęsknionych cyfr. Płakałam, panikowałam i trzęsłam się w nerwach. Chciało mi się wymiotować.

— Nancy? — usłyszałam jego zdziwiony głos, kiedy odebrał po trzech sygnałach.

— Przyjedź po mnie na Silverado Dr Street — powiedziałam przez łzy.

— Będę za chwilę. Nie ruszaj się stamtąd.

Upadłam na kolana, zanosząc się bolesnym płaczem.

Najwyraźniej w moim życiu nie mogło być dobrze na sto procent. Równowaga została zachowana. Jedno naprawiono, żeby drugie zniszczono.

I wtedy zadawałam sobie w głowie to jedno pytanie. Czy tak miało być już zawsze?

Continuar a ler

Também vai Gostar

528K 23K 46
- Witaj Melody. - Ten głos taki znajomy. Te oczy, które kiedyś patrzyły na mnie z troską. - To nie może być prawda - wplątuje dłonie w swoje włosy i...
451K 2.3K 4
Scarlett nie widziała Dominica od roku, a rany w jej sercu już prawie się zagoiły. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie pozwoli mu się do siebie zbliż...
640K 37.4K 28
Opowieść przedstawia dalsze losy osiemnastoletniej Rosaliny Clarkson. Dziewczyna nie boi się już dotyku, ale nadal nie potrafi zapomnieć o Willu, prz...
207K 2.7K 5
Prawdziwe uczucie jest potęgą, która dobrze wykorzystana potrafi dokonać niemożliwego. Vittore Beneventti, najstarszy syn Vincente Beneventtiego capo...