Whopper

By vesperrr

4K 284 18

Czy byłbyś w stanie zrobić wszystko, aby spełnić swoje marzenia? Poświęcić się, aby w końcu móc wziąć życie w... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział XII

Rozdział 6

186 18 0
By vesperrr

          Kilka ostatnich dni mojego życia nie było usłane różami. Odkąd ojciec znalazł mnie siedzącą na krawężniku w stanie kompletnego upojenia i autentycznej furii, nie odezwał się do mnie nawet słowem. W gruncie rzeczy z początku wcale mi to nie przeszkadzało, bo tak naprawdę tylko dzięki temu udało mi się uniknąć kolejnych awantur, którym w żaden inny sposób nie potrafilibyśmy zapobiec. Jednak kiedy urodziny Mattego zaczęły zbliżać się wielkimi krokami, a wszystkie obowiązki związane z organizacją przyjęcia spadły na mnie, wiecznie obrażona mina Zacka zaczęła mnie poważnie irytować. Myślę nawet, że jego zachowanie wcale nie było przypadkowe i rozegrał tą sprawę między nami tak, a nie inaczej właśnie po to, aby nie mieć na głowie rzeczy, które kompletnie go nie obchodziły, a jedną z takich rzeczy niewątpliwie były urodziny jego młodszego dziecka. Oczywiście mogłam zażądać, aby w czymś mi pomógł i przerzucić na niego część obowiązków wyrzucając mu jakim fatalnym jest ojcem, kiedy nie okazuje Mattemu należytego zainteresowania jego życiem, ale sądzę, że niewiele by to dało. Takie słowa nie bardzo by go uraziły, aczkolwiek tak czy inaczej uniósłby się swoją dumą i nie pozwolił na to, abym dalej mogła bezkarnie tak go nazywać, dlatego znając życie zleciłby wykonanie wszystkich zadań swojej asystentce, po czym sam spijałby śmietankę za dobrze odwaloną robotę, czym oczywiście doprowadziłby mnie do szału. Ja jednak pragnęłam, aby urodziny Matty'ego były wyjątkowe, zasługiwał na to, aby włożyć w ich organizację całe serce i tak też miałam zamiar zrobić. Nie mogłam pozwolić na to, aby jakość tego dnia zależała od kompletnie obcej mi osoby, która nijak nie przejmowała się losem dzieciaka, dla którego ja byłam w stanie poświęcić całe swoje życie. Na tak wielkie deklaracje nie było jeszcze pory, więc póki co postanowiłam zrobić wszystko, aby dzień piątych urodzin Mattego był w całości idealny.

       Podczas biegania po całym domu i załatwiania ważnych spraw, po mojej głowie przebiegały myśli o Marcusie, z którym również nie miałam kontaktu od urodzin panny Berry. Pamiętam jego wściekłą minę oraz niezadowolenie, którymi nie przejmowałam się wtedy, ponieważ Zayn skutecznie mnie od tego odciągał. Zachowałam się wobec mojego chłopaka bardzo dziecinnie, jednak coś nie dawało mi odpuścić i najzwyczajniej w świecie do niego zadzwonić ,i przeprosić. Dźwięk dzwonka do drzwi przerwał moje przemyślenia, a ja z telefonem przy uchu zbiegłam na dół, aby otworzyć. Młody chłopak stał przede mną i w rękach trzymał dużych rozmiarów pudełko, w którym zapewne znajdował się zamówiony przeze mnie tort.

-Zraz oddzwonię – powiedziałam do telefonu i włożyłam go do kieszeni.- Dziękuję bardzo.

Posłałam chłopakowi uśmiech, wzięłam od niego przesyłkę i wręczyłam mu sto funtów napiwku, co było o wiele za dużo, jednak chciałam, żeby przynajmniej on miał lepszy dzień ode mnie. Powoli skierowałam się w stronę kuchni, aby włożyć tort to lodówki, a przy okazji go nie zepsuć.

       Od samego rana czekałam na jakiś znak życia od Zayna, dlatego gdy usłyszałam, że mój telefon po raz kolejny dzwoni, z prędkością światła odebrałam go i liczyłam na to, że jednak Malik uraczy mnie połączeniem. Niestety tak się nie stało, a ja po raz kolejny zostałam z moją niewiedzą na temat miejsca, w którym impreza urodzinowa Mattego się odbędzie. Przysparzało mi to o wiele więcej problemów, niż zakładałam dzień wcześniej, ponieważ nie mogłam na ostatnią minutę poinformować wszystkich o zmianie planów.

       -No odbierz ten cholerny telefon – syczałam do słuchawki, gdy po raz szósty próbowałam się dodzwonić do Zayna.

        Moje dłonie zaczynały się nienaturalnie trząść, ponieważ do przybycia gości miałam dwie godziny, a cudowny członek boysbandu One Direction miał to wszystko w dupie. Nie wiem dlaczego liczyłam na to, że mnie nie zawiedzie. Może dlatego, że tutaj nie chodziło o mnie, tylko o Mattego? Dałam się nabrać na jego miłe zachowanie, którym mnie uraczył na imprezie urodzinowej mojej przyjaciółki. Trzeba przyznać, że udało mu się uśpić moją czujność tymi obietnicami, że załatwi Park Rozrywki na urodziny Mattego. Teraz groziło mi złamanie serca mojemu bratu oraz porażka przed ojcem, który tylko czekał na moje potknięcie.

 Gdy po raz czwarty usłyszałam, że „niestety, ale nic nie da się zrobić w tak krótkim czasie”, miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę, aby dać upust swoim negatywnym emocjom. Zamiast tego usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłoniach, głośno oddychając. Nie pozostało mi nic innego, jak modlić się o jakiś cud, który uratowałby mnie z tej opresji. Wibracje i dźwięk wiadomości tekstowej na nowo rozpalił we mnie iskierkę nadziei, jednak tak szybko jak się ona pojawiła, tak szybko została ugaszona przez dzielnych strażaków rzeczywistości. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co przeczytałam. Było to dla mnie jak gwóźdź do trumny.

        Wybacz, ale nie pomogę ci z tymi urodzinami. Po prostu to nie moja bajka. Jesteś na tyle dorosła, że sama powinnaś sobie z tym poradzić. Życz Mattiemu wszystkiego najlepszego.

Wpatrywałam się w ten głupi wyświetlacz i kilka razy musiałam przeczytać te cztery zdania, aby doszedł do mnie ich sens. Zayn po raz kolejny okazał się wpatrzonym w siebie dupkiem, który miał uczucia innych za nic. Zupełnie nie obchodziło go to, że to nie na mnie odbije się to wszystko, tylko na Bogu ducha winnym Mattym. Cóż, teraz przynajmniej wiedziałam, na czym stoję. Odszukałam w Internecie numer telefonu do tego parku i postanowiłam, że wezmę sprawy w swoje ręce. Chodziłam po domu tam i z powrotem, próbując przekonać bardzo uprzejmą kobietę po drugiej stronie słuchawki, żeby jednak znalazła wolne miejsce, kiedy głośny dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po calutkim domu po raz kolejny, a ja zaklęłam cicho pod nosem, na osobę, która stoi po drugiej stronie, a tym samym śmie przeszkadzać mi w tak dramatycznej, jak ta, chwili. Z początku postanowiłam nie otwierać wcale i po prostu poczekać na moment, w którym ktoś najzwyczajniej zrezygnuje z nachodzenia mnie w moim własnym domu, jednak kiedy natarczywe pukanie po raz kolejny dobiegło do moich uszu, nie mogłam już dłużej tego ignorować, szczególnie, że wciąż siedziałam na słuchawce z kobietą, która od dobrych dziesięciu minut próbowała mnie spławić wciąż tłumacząc, że mimo szczerych chęci nie uda jej się wbić nas do parku nawet na cholerną godzinę. Nie wiem dlaczego nadal byłam taka naiwna, ale kiedy szłam w stronę drzwi, nie mogłam pozbyć się myśli, że to może Zayn, że jego sms to tak naprawdę tylko głupi żart i wszystko już załatwione. Niestety po ich otwarciu po raz kolejny przekonałam się o tym, że nie warto robić sobie zbędnej nadziei. Zza dębowej framugi wyłonił się nie kto inny, jak Marcus we własnej osobie z ogromnym pakunkiem, który z całą pewnością miał trafić w ręce Mattego. Prawdę mówiąc przez pierwszych kilka sekund całkiem na poważnie zastanawiałam się nad zatrzaśnięciem drzwi przed nosem tego chłopaka, jednakże ostatecznie odpuściłam uznając, że czas na porachunki z Butlerem jeszcze przyjdzie.

       - Czy naprawdę nic nie da się zrobić? Zapłacę podwójnie, błagam panią..- powiedziałam przeciągle wpuszczając bruneta do środka.

       Jego późniejsze zachowanie kompletnie mnie zszokowało, choć próbowałam to ukryć i jak najbardziej skupić się na telefonicznej rozmowie, którą notabene wciąż prowadziłam, to naprawdę nie było to łatwe. Podczas kiedy ja wściekałam się na kobietę po drugiej stronie słuchawki, Marcus najzwyczajniej w świecie odszukał wzrokiem Mattego, który błyskawicznie pojawił się w holu, kiedy tylko usłyszał, że mamy gościa i wręczył mu paczkę wcześniej składając mu krótkie, aczkolwiek treściwe życzenia. Ciemne oczy chłopca rozbłysły w jednej chwili, a promienny uśmiech poszerzał się z sekundy na sekundę, kiedy swoimi drobnymi rączkami zdzierał kolorowy papier, w który zapakowany był prezent. W końcu udało mu się wydostać wielkie pudełko, którego zawartością były klocki Lego, czego nietrudno było się domyślić widząc wielkie logo firmy. Matty nie potrafił opanować swojego wybuchu radości i bez jakiegokolwiek uprzedzenia rzucił się w ramiona Marcusa dziękując mu za wspaniały prezent. Młody mężczyzna przytulił mocno do siebie chłopca mówiąc, że miał nadzieję, że wybór, którego dokonał będzie trafny, a ja poczułam uścisk w okolicach serca. Był to pierwszy, od niepamiętnych czasów, moment, w którym przypomniałam sobie dlaczego w ogóle byłam z Marcusem. Potrafił być naprawdę miłym i słodkim kolesiem, któremu widocznie zależy na bliskich mu osobach, a owa sytuacja była tego świetnym przykładem. Nie wiem dlaczego ostatnio tak często zachowywał się, jak kompletny pajac i nie wyobrażam sobie niczego, co mogłoby jakkolwiek przyczynić się do takiego stanu rzeczy, natomiast jedno wiedziałam już na pewno- zerwanie z nim nie będzie taką łatwą sprawą, jeśli on rzeczywiście zacznie skrupulatnie przypominać mi osobę, która gdzieś tam w środku wciąż w nim była i która dwa lata temu bez reszty skradła moje serce.

       Mówiąc ciche "do widzenia" rozłączyłam się, jednak mój wzrok nadal spoczywał na Marcusie i moim młodszym bracie, których całkowicie porwała rozmowa na nie do końca znany mi temat. Byli tak pochłonięci pogawędką, że nawet nie zauważyli, że wciąż się im przyglądam. Cała sytuacja była dla mnie taka abstrakcyjna, że ze zdziwienia niemal nie otworzyłam szeroko ust. Cóż, nieczęsto zdarzało się, aby Butler przejawiał chociażby minimalne zainteresowanie Mattym, zaś sam chłopczyk raczej nie starał się dążyć do tego, aby było inaczej. Innymi słowy można powiedzieć, że ta dwójka wskazywała praktycznie zerowe zainteresowanie sobą nawzajem, dlatego scena, która rozgrywała się przede mną była dla mnie tak niecodzienna i unikatowa, że chciałam jak najdłużej nacieszyć nią oczy.

       - Matty idź na górę się przebrać, przygotowałam ci wszystko. Zaraz do ciebie dołączę- powiedziałam w końcu budząc się z głębokiego otępienia, które ogarnęło mnie wraz z niespotykanie ludzkim zachowaniem pana Butlera.

       Chłopiec przytaknął posłusznie, po czym posyłając ostatni wdzięczny uśmiech w stronę bruneta pobiegł do swojego pokoju. Niebywała inteligencja i dojrzałość tego pięciolatka wciąż wprawiała mnie w osłupienie. Nie potrafiłam zrozumieć jakim cudem udało mu się wyrosnąć na kogoś takiego, zważywszy na całą jego rodzinną sytuację. Zawsze bałam się, że poprzez brak matki i nikłe zainteresowanie ojca, Matty stanie się strasznie skrytym i zamkniętym w sobie dzieckiem, natomiast on był zupełnym przeciwieństwem wszystkich moich obaw i zmartwień. Nie znałam żadnego innego dziecka w jego wieku, które byłoby aż tak bardzo nad wyraz otwarte na ludzi, a tym samym rozgarnięte. Mój młodszy braciszek rozumiał naprawdę sporo spraw, o których normalne dzieci w jego wieku nawet nie myślały. A do tego potrafił się dogadać niemal z każdym, dlatego miał mnóstwo kolegów, którzy go szczerze lubili. Byłam z niego dumna. Tak dumna, że chwilami wydawało mi się, że to uczucie może mnie rozsadzić.

       Z pewnością rozmyślałabym na ten temat jeszcze dużo dłużej, gdyby nie fakt, że czas naprawdę mnie gonił, a do tego na głowie nadal miałam Marcusa, który teraz natarczywie mi się przyglądał. Odetchnęłam w końcu głęboko i przeniosłam wzrok w jego stronę spoglądając prosto w jego ciemne niczym smoła oczy.

       - Nie mam teraz czasu Marcus, a nawet też ochoty, żeby słuchać tego, co masz mi do powiedzenia- powiedziałam szybko bez zastanowienia podążając w stronę kuchni, gdzie leżał mój laptop, moja ostatnia deska ratunku na znalezienie lokalu, w którym mogłoby się odbyć dzisiejsze przyjęcie.

       Okrążyłam blat, po czym przystając przy urządzeniu znowu zerknęłam w stronę chłopaka, który podążał za mną niczym porzucony szczeniak. Kiedy tylko zauważyłam, że otwiera buzię, zapewne po to, aby obdarować mnie kolejnym stekiem nikomu niepotrzebnych bzdur, które miały usprawiedliwić jego karygodne zachowanie, dodałam:

       - To naprawdę nieodpowiedni moment. Muszę znaleźć jakiś park rozrywki, na już- mówiąc to rozsiadłam się na jednym z kuchennych wysokich krzeseł wlepiając spojrzenie w ekran laptopa.

       Po pomieszczeniu rozeszła się kompletna cisza, a ja poczułam niesamowity dyskomfort względem takiego obrotu zdarzeń. W normalnej sytuacji Marcus miałby gdzieś moje prośby o przełożenie tej rozmowy i od samego progu próbowałby się wytłumaczyć, natomiast tym razem milczał niczym skała. To nie było naturalne, stąd też moje zmieszanie. Byłam przyzwyczajona do czegoś zupełnie innego, jednak tego dnia mój, już chyba były, chłopak zaskakiwał mnie z minuty na minutę coraz bardziej. Czyżby rzeczywiście wszystko sobie przemyślał i naprawdę chciał się zmienić? A może jedynie próbował sprawić, żebym tak właśnie pomyślała? Mimo szczerych chęci nie potrafiłam pozbyć się tych przykrych myśli, a cała ta scena zaczęła sprowadzać mnie do istnego szaleństwa.

      - Zayn mnie wystawił- wypaliłam nagle i wraz z momentem, w którym wypowiadałam ów słowa, zaczęłam żałować tego szczerego wyznania, które ni stąd ni zowąd wypadło z moich ust, niczym długo już ruszający się ząb mleczny, którego ubytek był ogromną ulgą.

       Marcus nadal milczał, choć teraz jego mina wskazywała na to, iż był tym wszystkim naprawdę bardzo mocno zaskoczony. Butler nigdy nie przepadał za Malikiem, delikatnie to ujmując i chociaż czasem jego oskarżenia i zazdrość były całkowicie bezpodstawne, trudno było mu się dziwić. W końcu jego dziewczyna udawała związek z członkiem znanego na cały świat boys bandu, to musiało nie być łatwe. Mimo to zdziwił mnie jego spokój. Był bardzo opanowany tak, jakby analizował moje słowa i starał się wymyślić na poczekaniu najbardziej odpowiednie rozwiązanie tego problemu. Widziałam, że chce coś powiedzieć. Czekałam na to z upragnieniem, jak gdyby tylko on mógł mi wtedy pomóc. Niestety mój telefon po raz kolejny dał o sobie znać, a chłopak uśmiechnął się do mnie nieznacznie, po czym w końcu odezwał się do mnie, pierwszy raz odkąd pojawił się tego popołudnia w moim domu.

       - Faktycznie sporo masz dziś na głowie, odezwę się potem- mówiąc to zniknął w holu, a ja poczułam ogarniającą mnie od stóp po samą głowę, panikę.

       Zostałam sama, naprawdę sama. Tak, jak jeszcze nigdy.

       Od niechcenia zerknęłam na ekran swojego telefonu, po czym głośno przełknęłam ślinę zdając sobie sprawę z tego, że to numer jednego z rodziców dzieci, które miały pojawić się na przyjęciu. Nie wiedząc jak się zachować wyciszyłam dźwięk, po czym z przerażeniem na nowo dopadłam komputer. Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie, a serce waliło, jak oszalałe. Czy to miało oznaczać koniec? Czy powinnam była się poddać teraz, póki miałam jeszcze jakąkolwiek możliwość na odwołanie gości? Czy naprawdę nic nie dało się już zrobić? Niech godzina 15:06 stanie się oficjalną godziną mojej klęski i datą dezercji od problemów.

***

       Stałam oparta o jeden z murków, który znajdował się w parku wodnym i obserwowałam bawiące się dzieciaki. Matty wyglądał na przeszczęśliwego, zupełnie, jakby spełniły się jego wszystkie marzenia. Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, że jednak udało mi się zorganizować mu wspaniałe urodziny. Jedno musiałam przyznać: bez Marcusa nigdy by się to nie udało. To on jakimś cudem załatwił dla nas park wodny, w którym teraz bawili się znajomi Mattego oraz ich rodzice. Byłam cholernie wdzięczna Butlerowi i trochę gryzło mnie sumienie, że tak łatwo chciałam go skreślić. Po raz kolejny uratował mnie z kryzysowej sytuacji i nie pozwolił, abym skompromitowała się przed ojcem.

 Przed oczami minęła mi jego czupryna, a ja przecież jeszcze mu nie podziękowałam. Szybko chwyciłam go za nadgarstek, a on automatycznie się zatrzymał i obrócił w moją stronę, uśmiechając się promiennie od ucha do ucha. W lewej ręce trzymał talerz z ciastem, które notabene również on załatwił. Wyglądał przepięknie.

      -Dziękuję – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Bez ciebie nic by się dzisiaj nie udało, a Matty najprawdopodobniej miałby najgorsze urodziny w życiu. Dużo to dla mnie znaczy, że mi pomogłeś.

Przez chwilę chciałam się do niego przysunąć i go pocałować, jednak szybko przypomniało mi się, że przecież nie mogę tego zrobić. Trochę wystraszona puściłam jego nadgarstek i spuściłam głowę.

       -Vera, nie przejmuj się – usłyszałam jego ciepły ton głosu.- To była dla mnie przyjemność. Wiem, że jest ci z tym wszystkim ciężko, więc nie będę ci tego utrudniał.. A teraz muszę już iść, bo mam ogromną ochotę cię pocałować, ale przecież nie mogę.

       Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Butler znajdował się już kilkanaście kroków ode mnie. Westchnęłam głośno, wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę. Dawno nie słyszałam tak cudownych słów od niego, dlatego chłonęłam je całą sobą. To ja spowodowałam całą tą sytuację, to ja wszystko skomplikowałam i to ja powoli odsuwałam go od siebie. To przeze mnie mamy ograniczony kontakt i to ja całuję innego chłopaka.

       Po raz kolejny przebiegłam wzrokiem po sali, kiedy między filarami mignął mi obraz czarnej skórzanej kurtki, którą tak doskonale zdążyłam zapamiętać przez ostatnich kilka tygodni. Niestety bardzo niechętnie musiałam przyznać, że ów kurtka należała do kogoś, kogo obecność na tym przyjęciu nie była specjalnie wskazana. Co więcej- pragnęłam, aby przybycie nieproszonego gościa było jedynie tworem mojej chorej wyobraźni, która często płatała mi figle, jednak i tym razem moje oczy mnie nie zawiodły. Nie myliłam się, Malik naprawdę miał czelność przyjść na imprezę urodzinową Mattego, która o mały włos, właśnie z jego winy, prawie się nie odbyła. Chłopak bardzo szybko odszukał mnie wzrokiem i zaraz potem żwawym krokiem zmierzał w moją stronę, natomiast ja walczyłam sama ze sobą, aby powstrzymać histeryczny ryk rozżalenia, który wciąż próbował wydostać się z moich ust. Nie było to łatwe, szczególnie, że moja wściekłość rosła z każdym kolejnym krokiem, który brunet stawiał w moim kierunku. Miałam ochotę rozszarpać go na kawałki za to, jak mnie potraktował. Jedyną rzeczą, o której realnie marzyłam w tamtej chwili było dorwanie Zayna w swoje ręce i sprawienie mu takiego bólu, jakiego nie doznał jeszcze przez całe swoje życie.

       - Cześć kochanie!- powiedział pogodnie coraz bardziej się do mnie zbliżając, a tym samym wyciągając ręce do przodu po to, aby już moment później zakleszczyć mnie w silnym uścisku. Chciałam mu się wyrwać, odepchnąć go od siebie i powiedzieć, jak wielkim jest dupkiem w moich oczach, ale najprawdopodobniej młodzieniec wyczuł moje zamiary, bo od razu wzmocnił uścisk nie dając mi tym samym żadnego pola do manewru.

       - Nie zachowuj się jak dziecko Vera, ludzie patrzą.- syknął po chwili tuż obok mojego ucha, a zaraz potem poczułam jego ciepły oddech na swoim policzku. Musnął go delikatnie wargami, a ja natychmiastowo zapragnęłam uderzyć go z otwartej ręki prosto w twarz. Niestety i to pragnienie musiałam jakoś w sobie zabić i to najlepiej jak najszybciej. Jego zachowanie było tak paskudne, że samo patrzenie na niego sprawiało, że miałam ochotę podejść do najbliższego kosza na śmieci i puścić kolorowego pawia.

       Zbierałam w głowie odpowiednie słowa, aby zasypać go niezbyt przyjemnymi dla ucha epitetami, jednak gdy tylko otwierałam usta, jakimś dziwnym trafem znalazł się obok nas Zac, który szczerzył się jak debil. Ten sam Zac, którego w ogóle tutaj miało nie być. Na jego widok od razu zamknęłam je z powrotem i przewróciłam oczami, czekając na rozwój wydarzeń. Jego suszenie zębów zwiastowało coś okropnego, ponieważ on prawie w ogóle się nie uśmiechał.

       - Cudownie was widzieć, a teraz uśmiechajcie się i śmiejcie, bo za czwartym filarem znajduje się paparazzi.

       Powiedział na jednym wydechu, łapiąc Zayna za ramię, zupełnie jakby właśnie mówił mu coś bardzo ważnego. Uśmiechałam się jak kretynka, dokładnie analizując każdy ruch ojca. Wyglądał tak naturalnie, że przez chwilę sama dałam się nabrać. Smutne, że w moim całym życiu dobre chwile z ojcem są tylko udawane i dotyczą również mojego udawanego chłopaka. Wszystko to było kłamstwem, a mimo to było dla mnie ważne, ponieważ pragnęłam, żeby kiedyś stało się to prawdziwe. Że mój ojciec miałby dla mnie czas, a zamiast Zayna, stałby obok mnie Marcus.

       Parę minut później, znalazł się obok nas Matty, a Zayn wziął go na ręce. Z boku naprawdę wyglądaliśmy na szczęśliwych. Jutro te zdjęcia będą w całym Internecie i w gazetach plotkarskich, a ja będę mogła patrzeć na to, co nie istnieje.

Continue Reading

You'll Also Like

214K 7.5K 98
Ahsoka Velaryon. Unlike her brothers Jacaerys, Lucaerys, and Joffery. Ahsoka was born with stark white hair that was incredibly thick and coarse, eye...
595K 12.7K 43
i should've known that i'm not a princess, this ain't a fairytale mattheo riddle x fem oc social media x real life lowercase intended started: 08.27...
1.3M 57.8K 104
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC
142K 6.5K 36
"I can never see you as my wife. This marriage is merely a formality, a sham, a marriage on paper only." . . . . . . She was 10 years younger than hi...