sunbed boi • markhyuck

By xK9rla

23.6K 2.9K 3.1K

gdzie Donghyuck lubi się opalać, a słońce pada zawsze idealnie na boisko szkolne lub Mark lubi grać w koszykó... More

1: wybicie
2: szybki atak
3: mocna kontra
4: rzut na rezerwowych
5: faul
6: dekoncentracja
7: niespodziewane zgranie
8: olśnienie
9: bezskuteczna obrona
10: nowa taktyka
11: szansa
12: zdemaskowani
13: ostatnia minuta
14: koniec meczu

15: zimowa dogrywka

1.5K 147 234
By xK9rla

Zima. Piękna i biała. Nikt nie chciał wierzyć w to, że po pięknych słonecznych chwilach nie zostało już nic. Śliczny, jasny puch pokrywał prawie wszystko. Niestety wraz z nadejściem opadów przyszło także ochłodzenie, co zmuszało większość ludzi do przebywania raczej w mieszkaniach, a nie na zewnątrz. Wszyscy śpieszyli się, aby jak najszybciej zasiąść przy ciepłym kominku, z dala od porywistego wiatru i ujemnych temperatur. Krótko po zmianach w pogodzie nastał też pamiętny dla każdego czas. Okres świąteczny. Mimo różnych tradycji czy wierzeń, większość ludzi spędzała go w otoczeniu osób bliskich.

- Kretynie, umazałeś okno. Ja nie będę ścierał twoich smarków, a podejrzewam, że twój kochaś też nie zamierza ich ścierać.

Nie odstawała od tych praktyk dobrze znana nam paczka przyjaciół.

- Ale Donghyuck, przecież sam widziałeś! Pojawiła się!

Mimo początkowych zgrzytów dalej utrzymali oni stosunki między sobą.

- cHeNle... Gówno mnie obchodzi jakaś gwiazdka, jak mi brudzisz szybę, którą czyściłem wczoraj stawiając na szali moje życie!

Znajomość między nimi miała charakter pokojowy.

- Chcesz się bić?

...a przynajmniej czasami.

- No lecisz! Ta książka leżąca obok wygląda bardzo zachęcająco i nie zamierzam jej nie użyć cwaniaku.

Na co dzień jednak byli dla siebie uprzejmi i grzeczni.

- Już widzę jak trafisz we mnie z tym zezem.

Zdarzały się wyjątki, ok. Dobra ale jednak jakoś wytrzymali ze sobą kilka miesięcy. Potrafili szybko dojść do porozumienia. Stąd ich sprzeczki kończyły się w błyskawicznym tempie.

- O ty mała szmato.

Dobra jednak nie tak szybko.

- Ojej, wkurzył się nasz Hyuckie? Złap mnie złociutki!

Dobra jednak nie mam na nich siły. *rzuca długopisem w powietrze i wychodzi do kuchni coś zjeść*

- Nie żyjesz - mówiąc to karmelowy chłopiec, zaczął biec za uciekającą jasną czupryną. Ich polem bitewnym okazał się skromnej wielkości salon, gdzie jedyną przeszkodą był duży, okrągły stół. Wyścig był bardzo wyrównany. Chenle uważnie obserwował swojego przeciwnika i zwinnie uciekał raz w jedną, raz w drugą stronę. Donghyuck nie pozwalał mu jednak na utrzymanie dużej przewagi. Niczym wilk obserwował swojego zajączka i czyhał tylko na moment, kiedy podwinie mu się noga. Jedno kółko. Drugi zakręt. Trzecie ominięcie choinki.

- So what? We hot we youn-

Po pomieszczeniu rozbrzmiał delfini krzyk, a następnie huk. Kilka stłuczonych bombek, ciasto czekoladowe i łańcuch choinkowy. Tyle kosztowała Chenle chęć wypowiedzenia słynnej frazy, która znikąd pojawiła się w jego głowie w dzieciństwie. Od tamtej pory chłopak często okazjonalnie używał jej w chwilach, w których był bardzo szczęśliwy.

Już po chwili nad chłopakiem pojawił się brązowowłosy. Leżący natomiast jedynie delikatnie uśmiechnął się i liczył na przebaczenie.

- I co żeś narobił? Masz szczęście, że mamy zapasowe dekoracje, a jedzenia na tyle, że nikt nie zauważy ubytku. A teraz żółta frytko, marsz wycierać te gile, bo drugi raz ci nie przebaczę - kończąc swoją wypowiedź rzucił w niego mokrą szmatką. Młodszy natomiast ściągnął ową rzecz ze swej twarzy i począł kierować się ku nieuniknionemu zadaniu.

I tak to było. Śmiesznie, zabawnie, ale też ze stratami.

Jednak czy tylko ta dwójka znajdowała się w domku?

- Shiiiit.

Jak się domyślacie, nie.

- Jeno! Pomóż mi. Znowu się pomyliłem przy pisaniu imienia Chenle. To już 4 raz - kruczoczarny chłopak wypowiadając te słowa, był już gotów zerwać po raz kolejny papier prezentowany, kiedy uniemożliwiła mu to pewna ręka.

- Zostaw. Może da się to uratować - powiedział spokojnie Jaemin, który właśnie wrócił z toalety. Dwójka zakochanych wraz z zrozpaczonym chłopakiem kończyła właśnie pakować swoje prezenty. Całą siódemką uznali, że zrobią małe losowanie kto komu ma kupić prezent tak, aby nikt nie był poszkodowany. Nieszczęśliwym trafem jasnowłosy Chińczyk został trafiony przez analfabetę Marka.

Jaemin schylił się ku pudełku, a następnie począł zamalowywać cały podpis „Chenollo" kwiatuszkami. Po tym zręcznie napisał na osobnej karteczce poprawną pisownię imienia przyjaciela i bardzo starannie przykleił ją do prezentu.

- Dziękuję. Co ja bym bez ciebie zrobił - Mark wdzięczny za pomoc uśmiechnął się tylko i rozpoczął wiązanie kokardy na opakowaniu.

- To drobiazg! I nie tak się wiąże kokardę - odpowiedział chłopak, a za chwilę śmiech Jaemina wypełnił pokój. Jeno patrząc na to wszystko tylko się uśmiechał. Skakał wzrokiem między swoim ukochanym, a drogim przyjacielem, który miał dwie lewe ręce do rzeczy artystycznych. Świadomość, że to wszystko co udało im się wybudować było stabilne, była przepiękna. Ile chłopak by dał aby móc patrzeć na szczęśliwe twarze przyjaciół każdego dnia odciągając ich od nieprzyjemności losu, złych dni, pogody, a czasem nawet samego siebie, gdy miał on gorsze dni. Wtem jego myśli przerwał delikatny dotyk.

- A kuku! Nie odpływaj nam tu słodziaku - Jaemin zaśmiał się i namalował na nosie chłopaka czerwoną kropkę.

- Co ty robisz? - zdumienie i zaskoczenie na twarzy Jeno było ogromne.

- Rysuję, a co? - młody artysta zaśmiał się i uśmiechnął tylko tajemniczo.

Po tym on wraz z Markiem śmiali się w niebo głosy, a chłopak z czerwoną kropką na nosie dalej siedział zdumiony i nie wiedział co się dzieje.

Tak samo pierwsi jak i drudzy tak, i trzeci śmiali się. Oni jednak byli oddaleni od miłego ciepła domowego kominka. Wracali właśnie z zakupów idealnych dla osób spóźnialskich czyli takich jak oni. No może dla jednej. Renjun bowiem pilnował wszystkiego i starał się aby jego przyjaciele także pamiętali o wszystkim. Mimo to jednak nie udało mu się dopilnować Jisunga i biedny - a może i nie? - szedł obok niego taszcząc ostatnie przysmaki na świąteczny stół, których organizacją miał zająć się najmłodszy.

- Daleko jeszcze hyung? - zapytał zmęczony Jisung.

- Oj Jisung.. Czy byłbyś w stanie mi przypomnieć kto sprawdził zły autobus i przez kogo nie zdążyliśmy na prawidłowy? - odpowiedział rozbawionym tonem Renjun stawiając na chwilę torbę z zakupami na puszysty śnieg aby poczochrać lekko włosy młodszego przyjaciela.

- Renjun nie! Jeszcze nam przemoknie!

- Spokojnie, to tylko kilka sekund, przecież już to podnoszę - zaśmiał się, aby po chwili podchwycić siatkę z powrotem i ruszyć w dalszą podróż. Po chwili poprawił także swoje okulary, które od niedawna musiał nosić ze względu na swoje zamiłowanie do czytania książek w niekoniecznie prawidłowym dla oka świetle. Jeden z najmądrzejszych w paczce idąc teraz w ciszy, zaczął rozmyślać na różne tematy. Pierwotnie wesołe i promienne myśli niestety szybko zamieniły się w te najbardziej przykre. Dlaczego? Renjun od pewnego okresu zaczął zauważać jak wszystko wokół niego układa się perfekcyjnie, natomiast on sam nie. Uczył się ciężko i pracowicie, przez co jego oceny były wysokie. Posiadał kochającą rodzinę i drobną paczkę przyjaciół. Jednak w nim samym był problem. A była nią nieśmiałość. Drobnostka, błahostka. Dla niego jednak nie, gdyż chciał być idealny dla ludzi, których kochał. Przez to tak naprawdę cały czas wątpił w siebie i cofał się do tyłu. Wszystko właśnie przez tą cechę charakteru. W momencie swoich przemyśleń po raz kolejny chciał uronić kilka łez i dać ujście emocjom. Nie było mu to jednak chyba dane, gdyż nagle jego policzki pokryte rumieńcami od zimna zostały zbombardowane przez śnieg. Zaskoczony chłopiec spojrzał w prawą stronę i ujrzał tam szczerzącego się jak małpka Jisunga wraz z śnieżką w lewej dłoni.

- O ty mał.. - nie zdążył dokończyć kiedy po raz kolejny został obrzucony przyjemnym w dotyku ale zarazem zimnym śniegiem. Po chwili już rzucając na bok zarówno swoje zmartwienia jak i torby, począł tworzyć własne kule aby zmierzyć się z przyjacielem w bitwie.

Radość zagościła wśród wszystkich bohaterów opowieści. Zarówno Chenle wystawiający język ku Donghyuckowi, (który nie został mu długo dłużny) Mark śmiejący się z własnych umiejętności, Jaemin i Jeno patrzący na siebie nawzajem tak jakby mieli nigdy więcej się nie zobaczyć czy Jisung wraz z Renjunem obsypujący się właśnie śniegiem. Wszyscy byli szczęśliwi.

Kiedy jedni wrócili do domu, a inni zwyczajnie zeszli z piętra, zasiedli razem do stołu. Oczywiście nie obeszło się bez gorących i szczerych życzeń. Podczas tego poleciało pełno śmiechu, ale także łez szczęścia, a wszystko to w akompaniamencie ciepłych słów. Po kilkudziesięciu minutach kiedy wszyscy skończyli swoje poetyckie potyczki, przyszedł czas na oczekiwane tak bardzo prezenty.

Chłopcy usiedli w kole, a następnie trzymając swoje pakunki poczęli dyskutować kto ma pierwszy z nich rozpakować swój prezent. Po kilku partyjkach każdemu znanej gry w kamień, papier, nożyce, pierwszy w kolejności padł jasnowłosy Chińczyk, który podczas otwierania pudełka zaczął wydawać z siebie nieokreślone delfinie dźwięki.

- Merry Christmas - powiedział krótko z uśmiechem Mark, kiedy już Chenle trzymał w rękach rozpakowany prezent. Była nim książka ulubionej autorki chłopaka, wraz z specjalną dedykacją dla niego samego. Posiadając okrągłe jak pięć złotych oczy zapytał tylko.

- Jak?

- Ma się swoje sposoby - odpowiedział krótko i zaśmiał się, ciesząc na uśmiech przyjaciela.

- Ha! Ale widzę, że opakowania to ty już sam nie adresowałeś - po pokoju rozbrzmiała fala okrzyków i dziwnych dźwięków. Na nic się jednak zdały próby wytłumaczenia sytuacji czerwonego jak pomidor Marka.

Kiedy już salwa przeszła po sali, następnym w kolejności został Jeno, który jak się okazało otrzymał podarunek od najbogatszego z grona. Wtedy też chłopak zaczął zastanawiać się co też mógł mu sprawdzić kolega rodem z chińskiego tronu. Jakież jednak było jego zdziwienie kiedy po otwarciu ujrzał przeuroczy sweter z podobizną renifera, który jak się okazało po włączeniu posiadał świecący na czerwono nos.

- To dlatego mi pomalowałeś nos! - powiedział ze śmiechem Jeno wskazując niby oskarżycielsko na swojego ukochanego. Jaemin jedyne co zrobił to mrugnął do Chińczyka, który później między wierszami przyznał, że miał problem z zakupem prezentu i na pomoc ruszył mu właśnie Koreańczyk.

Jisung - gdyż tak wypadła kolejność - z wielką werwą rozrywał kolejne warstwy papieru. Jego pakunek był tym największym. Ku jednak jego zaskoczeniu, po rozpakowaniu jednego pudła, w środku czekało na niego kolejne. Gdy uporał się on ze wszystkimi, w ostatnim na dnie, znalazł drobną kopertę, której zawartość po ujrzeniu przez Jisunga sprawiła iż ten zaniemówił.

- Kt-to..

- Wesołych Świąt Jisungie - spokojnym głosem odezwał się Renjun. Widok tak zaskoczonego chłopaka bardzo ucieszył go, a trud jaki musiał uczynić teraz wydawał się mu być warty zachodu.

- Al-le jak?! Przecież jak i do tego one i-i oh.. Ja o nich marzyłem i-i ugh.. Ale ja naprawdę nie zasługiwałem i.. Renjun... dziękuję - najmłodszy wypowiadał kolejne słowa z coraz to bardziej łamiącym się głosem. Przy końcu swojej wypowiedzi gdy miał już całą już twarz zalaną łzami podszedł na czworaka do swojego świątecznego anioła i przytulił go mocno. Reszta z konsternacją przyglądała się scenie, a gdy Chenle zagwizdał już kompletnie nie orientowali się w sytuacji. Szybko jednak jasnowłosy wytłumaczył, że Sungie otrzymał zaproszenie na indywidualne kursy tańca współczesnego swojego ulubionego choreografa. Były one niezwykle kosztowne jak i bardzo limitowane. Przez fakt, że kupowało je się imiennie odsprzedaż była niemożliwa, co tym bardziej zawyżało ich wartość. Po chwili jednak Renjun został zbesztany za zbyt kosztowny prezent. Każdy spodziewał się, że ze swoimi licealnymi oszczędnościami nie był on w stanie zakupić czegoś tak drogiego dlatego z dobrego serca i chęci, zadłużył się.

- Masz 5 sekund - tyle dało się usłyszeć. Już po kilku sekundach w domu kurzyło się od biegnącego Jeno, a następnie goniącego go Donghyucka. Jak się okazało bowiem, przez narzekania chłopaka na brak słońca i możliwości opalania się, otrzymał on od szczerzącego się teraz czarnowłosego karnet na solarium. Co prawda prezent rozbawił nawet samego obdarowanego ale od zasady pragnął się on posprzeczać. Kiedy jednak młodszy dogonił starszego ten jedynie przywalił mu w łeb i podziękował.

Mark na swój prezent zareagował niezwykle spokojnie. Otrzymał on od Jisunga nowy strój do koszykówki oraz piłkę. Był bardzo wdzięczny mu za podarunek, który nie tyle co był użyteczny ale i praktyczny.

W trakcie jego rozmowy z najmłodszym, Jaemin rozpoczął rozrywanie swojego pudła - jak okazało się - od Donghyucka. Można się było domyśleć bądź nie, ale wiedząc jakie zamiłowania posiada uroczy blondyn, nie było problemem wymyślenie dobrego prezentu. Był nim zestaw japońskich flamastrów Mildliner, który tuż po kilku chwilach został przetestowany na ręce Jeno oraz policzku Renjuna. Można by rzec, nie człowiek, a artysta.

Ostatnim w kolejce został obdarowany malunkiem na policzku chłopak. Jego podarunek nie był jakoś ogromnie duży, natomiast był on pięknie zapakowany. Każdy drobny rysunek, który ewidentnie był narysowany ręcznie na papierze ozdobnym powodował iż Renjun z chirurgiczną precyzją otwierał go.

- Ojejku wygląda jeszcze bardziej uroczo niż myślałem! - wyrwało się Jaeminowi. Jego okrzyk był odpowiedzią na widok przyjaciela ubranego w uszka renifera oraz piękny czerwono - brązowy szalik. Tak prezentowany chłopak, wyglądał nad wyraz rozkosznie wraz ze swoimi okularami. Jeno przywołał go do siebie, a kiedy stanęli obok siebie uczestnikom zbiorowiska wyrwały się głośne krzyki zachwytu. Było to spowodowane faktem, iż Jeno wraz z Renjunem, wyglądali jak dwa reniferki, a po dorysowaniu czerwonego nosa także temu drugiemu - wręcz identycznie. Patrząc na to wszystko okularnik zaczął rozmyślać o swoich przemyśleniach z sprzed niespełna godziny. Wtedy też zdał sobie sprawę, że w sumie to lubi swoją nieśmiałość. Fakt posiadania takiej najbliższej, małej rodziny chyba wystarczała mu w zupełności. Oddając się temu wszystkiemu nagle zaniepokoił wszystkich. Podbiegli oni do niego szybko i zaczęli kolejno wypytywać co się stało. Jego twarz zalała się łzami w prędkim tempie i kontrastowała ona z pięknym i szczerym uśmiechem. Wtedy też Renjun wiedział. Nic nie chciał zmieniać.

Śnieg padał. Wigor ustał. Większość leżała teraz pod kocykami na kanapie i kłóciła się o to jaki program puścić. Donghyuck wyszedł wtedy na zewnątrz oglądać gwiazdy, a zaraz za nim Mark. Usiedli obok siebie na schodkach i bez słów patrzyli się w niebo. Po chwili siedzenia w ciszy starszy nie dał rady i odezwał się do młodszego.

- Hyuckie

- Co się dzieje?

- Pamiętasz kiedy cię zaprosiłem na randkę?

- Czemu miałbym tego nie pamiętać, ciamajdo? - zapytał z przekąsem chłopak przypominając sobie nieprzyjemny upadek, jaki zafundował mu tego popołudnia duet JJ.

- Nic pytam. A wiesz..

- Co wiem?

- Taczki zardzewiały.

- Co - Hyuck nie dowierzał w słowa chłopaka. Czy on naprawdę teraz przejmował się tymi taczkami? Czyżby...

- Wiesz w sumie to chciałbym, żeby cię znowu tak wywalili przede mną - czyli jednak. Donghyuck miał rację. Mark chciał mu przypomnieć te traumatyczne wspomnienia.

- Ale z ciebie romantyk, nie ma co. Serio jeszcze by do niej wsadzili róże z kolcami to już w ogóle przyjechałbym oddając krew za ciebie - ironia odznaczała się tak mocno w głosie karmelowego chłopca, że nie dało się jej nie zauważyć.

- Naprawdę? Dziękuję - a jednak dało się. Mark uśmiechnął się szczerze do brązowowłosego, zaś ten naprawdę nie wiedział, gdzie zgubił tego koszykarza, który potrafił spowodować rumieńce na jego twarzy.

- A nie chciałbyś.. No wiesz, powtórzyć tego? - powiedział jeszcze.

- Mam być szczery? W suuumie to z chęcią. Pograłbym w koszykówkę jak za dawnych czasów - mówiąc to wszystko Donghyuck uśmiechał się szczerze, zaś Mark nie dowierzając otworzył lekko oczy.

- To zróbmy to!

- Jak to. Że teraz? - zapytał zaskoczony karmelowy chłopiec.

- Tak, czemu nie? Idę zawołać resztę chłopaków. Poczekaj tu - powiedział szybko Mark i już po chwili nie było go widać. Donghyuck siedząc tak westchnął i miał już zagłębić się w telefon, kiedy niespodziewanie sportowiec wrócił i pocałował go krótko w usta czochrając mu przy tym włosy.

- Dziękuję za wszystko - po tym szybkim geście koszykarz już faktycznie zniknął, a na buzi Hyucka pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

Już kilkanaście minut później całą paczką przemierzali nieośnieżone chodniki. Czy chcieli się właśnie włamać na boisko szkolne? Oczywiście, że tak. Kto im zabroni? W końcu jest to grupka nieustraszonych koszykarzy. Z wyjątkiem dwóch postaci ale to szczegół. Mimo to Donghyuck zadeklarował swoją chęć do gry czyż nie? Zatem kiedy już dostali się na plac, wspomnienia z pierwszych spotkań wróciły do nich bardzo szybko. W przeszukiwaniu rzeczy znajdujących się nieopodal boiska odnaleźli także siatkę, w której znaleźli starą tubkę po kremie z filtrem z podpisem „dla nieznajomego" i złamane okulary przeciwsłoneczne. Ewidentne pamiątki po wydarzeniach z ciepłych popołudni wprawiły wszystkich w dużą nostalgię. Wtedy też ich zapał i chęci do gry wzrosły jeszcze bardziej. Chłopcy zaczęli robić kółka i rozgrzewać się, aby chodź trochę zmniejszyć możliwość kontuzji. Gdy już byli gotowi ustawili się, a gdy Renjun zagwizdał nagle zdarzyła się rzecz śmieszna. Donghyuck, który tak ochoczo się rozgrzewał, zaczął schodzić na bok i rozkładać leżak, który znalazł koło szopy wprawiając tym resztę w osłupienie. Następnie zasiadł na nim i z niewinnym uśmiechem spojrzał na przyjaciół. Po chwili odezwał się.

- No przecież mówiłem, że chce zagrać jak za starych czasów co nie?

Po tym słowach, całe grono przyjaciół zaczęło się śmiać, a ich radość wypełniła wieczorną ciszę w okolicy. Do tego słysząc to wszystko, Księżyc wyjrzał za chmur licząc na ujrzenie tak dobrze znanego mu z opowieści chłopca, o skórze podobnej odcieniem do karmelu, jakie zaserwowała mu jego siostra - Słońce.

• • • • • • • • • •

Cześć misie! Mam nadzieję, że podoba wam się special świąteczny i jednocześnie mój wyraz podzięki za wybicie na tym dziele blisko 5 tyś. wyświetleń i 1 tyś. gwiazdek! Jest to dla mnie ogromna liczba! Nie wiecie nawet jak było to dla mnie zaskoczeniem, kiedy z każdym kolejnym dniem zauważałam jak liczby przy nim coraz bardziej się zwiększają.

Wykorzystam także moment i chciałbym życzyć wam wspaniałych świąt! Niech będą one szczęśliwe i pełne radości.

Poza tym chciałam serdecznie podziękować wszystkich, o których właśnie myślę kiedy to piszę. Dziękuję, że jesteś. Nawet jeśli uważasz że nic nie zrobiłeś to, to nawet taka drobnostka wiele dla mnie znaczy.

Miłej nocy wszystkim! I może do następnego, jeśli (jakimś cudem) nauka mi pozwoli, ale póki co dobranoc!

Continue Reading

You'll Also Like

8.5K 401 19
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
56.1K 3.1K 109
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
1.8K 256 22
𝘮𝘺 𝘳𝘰𝘴𝘦 𝘨𝘢𝘳𝘥𝘦𝘯 𝘥𝘳𝘦𝘢𝘮𝘴 𝘴𝘦𝘵 𝘰𝘯 𝘧𝘪𝘳𝘦 𝘣𝘺 𝘧𝘪𝘦𝘯𝘥𝘴 𝘢𝘯𝘥 𝘢𝘭𝘭 𝘮𝘺 𝘣𝘭𝘢𝘤𝘬 𝘣𝘦𝘢𝘤𝘩𝘦𝘴 𝘢𝘳𝘦 𝘳𝘶𝘪𝘯𝘦𝘥 ❁his...
455 103 16
Hyunjin ma zaledwie kilka miesięcy życia, lekarze nie dają mu już żadnych szans na pokonanie nowotworu. Poznaje jednego z sanitariuszy - Yang Jeongin...