Na Zawsze. | Ninjago

By silantyis

58.9K 3.2K 3.4K

Nie poddawaj się. Zawsze się poddaję, Ojcze. Jesteś nieustraszony. Niepokonany. Byłem. Jesteś moim synem. Jes... More

Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
!!!
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Od autorki
jest tu kto?
no i jest!

Epilog

1.2K 60 59
By silantyis

~ oczami Lloyda ~

Trzy dni.

Nie ma ich z nami od trzech dni.

Nie potrafiłbym nawet dobrze określić, dlaczego przez ten czas nie płakałem. Może zdążyłem się nauczyć, by to wszystko ukrywać? A może skończyły mi się łzy?

Nie mam pojęcia.

Każdy z nas przeżywał żałobę, ale z Kai'em było szczególnie źle.

Nie wyglądał na smutnego, lecz na wściekłego. Każde zdanie doprawiał dużą warstwą bolesnej ironii, dłonie stale mu się żarzyły, a wyraz twarzy... cóż, to był po prostu wrak człowieka.

Zerknąłem w jego stronę, gdy staliśmy podczas pożegnania.

Kai postanowił, że spali ciała. Sprawi, że Noah, Zara i Nicole staną w płomieniach, by stać się jedynie garstką popiołu.

Byłem przy tym. Obserwowałem, jak odchodzą. A Kai patrzył im prosto w oczy, cały ten czas.

Na samo wspomnienie o tym wydarzeniu zrobiło mi się niedobrze. Wiedziałem, że można było zrobić to w inny sposób, zawołać do tego zadania kogoś innego - ale tak właśnie wyglądało pożegnanie Kai'a.

Nie chciałem mu go odebrać.

Wu z Misako odwiedzili wczoraj matkę Nicole, Isabelle - i sprawili, by zapomniała o swojej córce. Nie chcieli jej dawać kolejnego cierpienia, dlatego usunęli wspomnienia. Po prostu je usunęli.




Rozejrzałem się powoli po pozostałych uczestnikach pogrzebu. Matka opierała głowę o ramię stryja. Wcześniej irytowała mnie ich relacja, ale teraz było mi to już obojętne. Chciałem tylko, żeby znaleźli szczęście.

Nya płakała. Głośno łkała, a Jay starał się podnieść ją na duchu. Gładził dziewczynę delikatnie, a ja przełknąłem ślinę. Ona jako ostatnia dowiedziała się o śmierci dziewczyn.

Cole miał zaciśnięte pięści tak mocno, że jego dłonie stały się niemalże białe. Jego szkliste oczy mówiły wszystko. Skylor, chcąc go jakoś pocieszyć, stała u jego boku, trzymając kurczowo ramię chłopaka.

Zane był zajęty. Jako jedyny zadecydował cokolwiek powiedzieć podczas pogrzebu. Inni trwali w ciszy, hamując zbierające się litry łez.

- Cała trójka zginęła z rąk jednej osoby - rozpoczął powoli. - Poświęcili własne życie, ratując nas.

Na samą myśl o Noahu, który rzucił się wściekle na ogromnego smilodona, zabrałem głęboki wdech.

O Zarze nawet nie chciałem myśleć, wstrzymałem więc to wszystko, by po prostu nie ulec rozpaczy.

Poświęciła swoje życie dla mnie.

- Noaha nie zdążyliśmy poznać, ale tylko dlatego, że okazał się być bohaterem. Nie zapomnimy o jego odwadze, lojalności i poświęceniu - ciągnął.

Cała drużyna przytaknęła delikatnie, wzrok skupiając na własnych stopach. Zane westchnął krótko, kontynuując:

- Zara wielokrotnie ratowała nasze życie. Tajemnica, z którą wciąż była, odeszła wraz z nią.

Spiąłem się nieco na te słowa. Harry, który stał tuż obok mnie, chwycił moją zmarzniętą dłoń. Uniósł wzrok, a ja posłałem mu delikatny, pokrzepiający uśmiech.

- Nicole natomiast...każdy z nas zdążył ją dobrze poznać. Ona... - urwał na chwilę. - Ona ucierpiała z powodu tego, kim była. Kim był jej ojciec. Nie zasłużyła na ten los.

Nastał moment dłuższej ciszy. Teoretycznie, po tej wypowiedzi wszystko powinno się skończyć, ale Wu w końcu dodał od siebie:

- Niech mój ojciec ma ich w swojej opiece.

Przełknąłem nerwowo ślinę. Czy to koniec? Czy będę musiał znów żyć dalej, jakby ich nie było, zapomnieć, udawać, że wszystko jest w porządku?

- Ja... - część drużyny zerknęła w moją stronę. - Ja... Jestem wdzięczny. Za was wszystkich. Odebrano nam trzy osoby z dobrym sercem, ale wciąż tu stoimy razem. Dziękuję wam, że zajmowaliście się wszystkim, gdy sam nie potrafiłem podołać swoim zadaniom. Miałem być waszą przywódcą, a stałem z boku.

Zane chciał się odezwać, ale zignorowałem to, dodając jeszcze jedno słowo.

- Dziękuję.

To nie było co prawda pożegnanie, ale początek czegoś nowego. Straciłem kolejne ważne osoby w moim życiu, ale nie mogłem pozwolić na to, by po raz kolejny opuścić swoją drużynę. By zawieść kogokolwiek.

Miałem teraz Harry'ego - chłopca, który czuł się tak samo zagubiony jak ja, chłopca, który potrzebował ciepła i bezpieczeństwa. Nie mogłem i jego zawieść.

Teraz nie będę stać w miejscu. Nie wycofam się. Nie zamierzam bać się własnych strachów, własnego cienia. Nie będę wciąż myśleć o śmierci, o utracie, o pechu - będę cieszyć się z życia.

A jeśli mi się to nie uda, pomogę w tym innym.

Tego nauczyła mnie Nicole.

Cała drużyna zaczęła powoli odchodzić. Nya uspokoiła się trochę. Jay obejmował dziewczynę i ruszył jako pierwszy. Tuż za nim poszedł Cole ze Skylor.

- Na zawsze - odezwał się niespodziewanie Kai.

Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli pytająco w jego stronę. Chłopak potrzebował chwili, by kontynuować. Zabrał głęboki wdech i zwrócił się do mnie.

- Będą z nami na zawsze.



***

Bradley czuł dezorientację. Gdy otworzył mozolnie oczy, nie widział niczego szczególnego. Chłód okalał całe ciało mężczyzny, przez co upiornie drżał. Dopiero po chwili przypomniał sobie ostatnie wydarzenia ze swojego życia. Podniósł się gwałtownie i dokładnie rozejrzał. W ślepiach panował czysty strach.

Wstał powoli, ledwie trzymając się na nogach. Nie miał na sobie jakichkolwiek ran, a to budziło w nim już niepokój. Znów omiótł wzrokiem miejsce, w którym przebywał i doszedł do wniosku, że to zdecydowanie nie jest jego dom.

Było ciemno. Bardzo ciemno. Ledwie cokolwiek zdołał zauważyć. Wyróżniająca się wśród czerni zieleń w postaci mgły zbliżała się niebezpiecznie szybko.

Mężczyzna pragnął uciec, ale jego nogi były zbyt słabe. Stał więc zatem, wciąż drżąc z zimna, próbując jakkolwiek zachować spokój.

Gdy mgła otoczyła Bradley'a, dopiero wtedy zdał sobie sprawę, co to mogło znaczyć. Widział już takie zjawisko kilka tygodni wcześniej, gdy...

- Nareszcie się obudziłeś.

Zza mgły ujawniła się czyjaś sylwetka. Gdy była już bliżej, mężczyzna rozpoznał tę osobę.

Osobę, którą szczerze kochał i tak samo nienawidził.

- Garmadon - warknął.

- Bradley.

Wyglądał jak jakaś zjawa - nieprawdziwa, zabrana ze snu. Freeman potrzebował dłużej chwili, by jakiekolwiek myśli poukładać w swojej głowie. Ale jej nie otrzymał.

- Czy ja... umarłem?

- Zabiłeś się.

Bradley przymknął oczy. Teraz do niego jeszcze bardziej wszystko wróciło - zamordował swoją własną córkę, a potem odebrał życie również samemu sobie.

- To piekło?

- Przeklęta Kraina.

- Nie - wyszeptał. - Przeklęta Kraina? Co do cholery ja tutaj robię?

Garmadon westchnął przeciągle. Zbliżył się do swojego byłego przyjaciela, patrząc mu głęboko w oczy.

- Przepraszam. Nie chciałem jej zabić - westchnął ciężko. - Nie byłem wtedy sobą.

Bradley zmarszczył brwi, zaciskając przy tym blade pięści.

- To twoja wina. Przez ciebie ona nie żyje. Przez ciebie nie żyje cała moja rodzina!

- I nie tylko.

Ten głos przeraził Bradley'a. Sprawił, że na jego ciele pojawiły się jeszcze bardziej odczuwalne dreszcze. Wokół nich zaczęło wiać.

- Morro - szepnął.

- To ja zabrałem cię do Przeklętej Krainy - rozpoczął chłopak, uśmiechając się krzywo. - Będziesz tu gnić w nieskończoność. Twoja dusza należy do mnie - stanął tuż przy starszym mężczyźnie.

- Co? Ale co ja ci zrobiłem?! - ryknął zaciekle. - Nic!

Morro pokręcił z zażenowaniem głową. Garmadon stał w bezruchu, obserwując zaistniałą sytuację.

- Zabiłeś moje współczucie.

Po czym dotknął ramienia mężczyzny. Całe jego ciało zapłonęło w szmaragdowym ogniu.

- Nie! - wrzeszczał z przerażeniem w oczach. - Nie! Nie rób tego!

- Oh, Bradley'u - Morro uśmiechnął się znów leniwie. - Przyzwyczaisz się. Za każdym razem, gdy spłoniesz, przywrócę cię do formy sprzed chwili. I znów zapłoniesz - warknął już groźnie. - Witaj w Przeklętej Krainie.

Mężczyzna krzyczał jeszcze błagalnie, a jego ciało zaczęło zanikać. Po kilkunastu sekundach zniknęło. Garmadon przełknął ślinę. Nie chciał patrzeć na przyjaciela w takim stanie.

- Wciąż masz wyrzuty sumienia? - Morro spojrzał w jego stronę, obejmując starca. - Nie martw się. Teraz będziesz mieć na sumieniu także syna.

- Co? - Garmadon odsunął go od siebie gwałtownie, patrząc pytająco. - O czym ty mówisz?

- Miał ją uratować - sapnął. - Miał utrzymać ją przy życiu. Taki był warunek.

Pstryknął palcami i pojawił się niewielki huragan. Ciało Bradley'a znów powróciło. Morro dotknął jego ramienia i mężczyzna kolejny raz płonął w agonii.

- Lloyd zapłaci za to, że pozwolił jej umrzeć.



K O N I E C

Continue Reading

You'll Also Like

19.1K 1.5K 11
Aomine myślał, że nie istnieje ideał kobiety. Tak ważny dla koszykarza wygląd nigdy nie szedł w parze z charakterem, z którym by się dogadał. W pewny...
209K 13.2K 61
Jednego, niezwykłego dnia, dziewczyna, która wiedzie normalne życie odkrywa w sobie moc. Przeszłość daje o sobie różne znaki. Na jaw wychodzą tajemni...
53.9K 2.4K 29
Wilbur pewnego dnia przeglądając live na Twitch'u przypadkowo włącza live pewnej dziewczyny. Postanawia na niego wejść, ogląda go dłuższy czas lecz n...
12.5K 337 37
Hejka! 🌸❤️ Tytuł książki mówi o wszystkim. 🤭😋 Główni bohaterowie książki. 😌 •🦁JOSEPH KING🦁• •🗡️EDGAR VALTINAS🗡️• •🔥AXEL BLAZE🔥• •🐧JUDE SH...