Spacer w pokrzywach [ZAWIESZO...

By MaryWitcher

10.3K 1.7K 592

Rozstanie z Harrym zmieniło Pansy. Zrezygnowała z magii, a przeszłość odrzuciła w niepamięć. Utkwiła w szarej... More

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
Rozdział trzydziesty siódmy
OGŁOSZENIE

Rozdział czwarty

340 61 22
By MaryWitcher

Pansy kolejny raz nerwowo poprawia włosy, spogląda na zegarek i wreszcie po kilku głębokich wdechach, naciska mały czarny przycisk. Stoi przed elegancką furtką, która odgradza nie mniej elegancki dom od reszty świata. Spodziewa się, że będzie zmuszona przedstawić się, ale zamek niemal od razu drga, uchylając bramę na oścież. Obciąga lekko spłowiałą czarną marynarkę i dodając sobie otuchy, rusza ku budynkowi przez zadbaną alejkę. Gdyby nie fakt, że ze zdenerwowania ledwo pamięta o oddychaniu, z pewnością doceniłaby kwiaty zasadzone wzdłuż chodnika, a może nawet zatrzymałaby się w zachwycie, ale na obecną chwilę nie jest w stanie. Przełyka głośno ślinę i unosi dłoń, by zapukać, kiedy drzwi otwierają się, a szeroki uśmiech Astorii życzliwie ją wita.

— Witaj, Pansy! Dafne jeszcze się szykuje, ale za chwilę przyjdzie. Co u ciebie? Napijesz się kawy, herbaty, a może wody?

— Poproszę wodę — odpowiada słabo, zadziwiona serdecznością i otwartością dziewczyny. Gani się w myślach. Są równe pozycją, a ona zachowuje się, jakby po raz pierwszy widziała takie bogactwo i takie maniery.

Wchodzi do przestronnego, jasnego hallu, podczas gdy Astoria machnięciem różdżki zdejmuje z niej płaszcz. Zaskoczona wzdryga się. Odzwyczaiła się od czarów. Swoją różdżkę schowała głęboko w szafie, całkowicie o niej zapominając. Zdumienie szybko maskuje pogodnym uśmiechem i rusza za młodszą Greengrass w stronę bawialni.

Ukradkiem spogląda na gustowne zdobienia, stonowane kolory i subtelne dodatki. Podobają jej się tak bardzo, jak wtedy kiedy była młodsza i przychodziła do Dafne na popołudniową herbatę. Uśmiech na chwilę blednie, a po chwili zmienia się w małe kształtne O, gdy oczom Pansy ukazuje się zastawiony słodkościami szklany stolik.

— Nie musiałyście tak się starać, to zwykłe spotkanie, tak jak dawniej...

— I tu się mylisz! Takiego gościa należy przyjąć w sposób godny. Proszę, usiądź. — Wskazuje dłonią jeden z trzech foteli z obiciem w gołębim kolorze i za pomocą czarów podaje jej szklankę z wodą. — O, Dafne już idzie.

W pokoju pojawia się smukła blondynka, emanująca dumą, godnością i wyniosłością, jakiej Pansy od dawna nie widziała. Z trudem przypomina sobie, że to ta sama Dafne, która płakała jej w ramię po kolejnym zerwaniu i której włosy trzymała nad toaletą, podając wciąż chusteczki. Podnosi się i ukrywając dłoń za fałdą spódnicy, wbija paznokcie we wnętrze dłoni.

— Na brodę Merlina, Pansy, jak dobrze, że jesteś. — Jej głos jest spokojny i różni się od przepełnionego serdecznością, aczkolwiek opanowanego głosu Astorii. Parkinson stara się zignorować to i robi krok do przodu.

— Ja również się cieszę.

Na początku odczuwa niepokój, gdy Dafne przytula ją, ale potem sama odwzajemnia uścisk i uśmiecha się.

— Tęskniłam za tobą — oznajmiają jednocześnie i wybuchają śmiechem. Pansy ma wrażenie, jakby cofnęła się w czasie.

— Jestem taka podekscytowana, to wszystko dzieje się zbyt szybko. Nie mogę się doczekać, kiedy poznasz Claude'a. Na pewno go polubisz...

Dafne zaczyna swój monolog i choć dawniej Parkinson chwytałaby każde słowo i uważnie analizowała, teraz z łatwością odpływa myślami znacznie dalej. Z nieskrywaną goryczą dopiero po latach dostrzega, jak starsza Greengrass odsuwa młodszą na bok. Astoria wciąż ma na twarzy pogodny uśmiech, ale na idealnie gładkim czole pojawiła się delikatna zmarszczka, a błysk w oczach przygasł. Pansy przypomina sobie te wszystkie przyjęcia, gdy siostry posyłały sobie wrogie spojrzenia, a później Astoria zostawała subtelnie wykluczana ze wszelkich rozmów.

Pansy bierze łyk wody, odganiając wyrzuty sumienia jak natrętne muchy.

— Och, zbierajmy się już, umówiłam nas do fryzjera na dziesiątą. — Dafne zrywa się z fotela i zaczyna poprawiać włosy, patrząc na przyjaciółkę z wyzwaniem w oczach.

A ona robi to, co od niej oczekuje. Rozciąga wargi w uśmiechu, klaszcze w dłonie i oznajmia, że już nie może się doczekać, w duchu przeklinając Dafne Greengrass i jej pomysły.


— Powinnaś bardziej dbać o włosy.

Pansy unosi wzrok znad czarnej peleryny, chroniącej jej ubranie przed opadającymi spod nożyczek ciemnymi kosmykami. Dafne siedzi tuż obok, w dłoniach trzyma kolorowe czasopismo, a na twarzy ma delikatny uśmiech, z którego wyziera kpina i uszczypliwość. Zna ten uśmiech. Sama raczyła nim wszystkich wokół i sama obdarzała identycznym spojrzeniem każdego, kto z jakiegoś powodu nie był godny jej sympatii.

— Jestem teraz dość zapracowana — odpowiada krótko.

— Współczuję ci. Ty przynajmniej musisz to robić, a Astoria z własnej woli poszła do pracy, mimo że nie ma takiej potrzeby. Według mnie po prostu się wygłupiła.

— Do pracy? — Pansy unosi pytająco brew i ukradkiem spogląda na Astorię. Ignoruje siostrę, przysłuchując się rozgadanej fryzjerce.

— Och, tak. — Dafne z przyjemnością rozwija temat. — Tata znalazł jej jakąś małą posadę w Ministerstwie, nic ważnego, ale ona jest tak podekscytowana i nawet stwierdziła, że będzie starała się o awans. Absurd, jeśli ma pieniądze, to czemu z nich nie korzysta?

Parkinson mruczy coś w odpowiedzi, kończąc rozmowę. Przyjaciółka nieświadomie uraziła ją i choć na początku była gotowa wdać się z nią w kłótnię, ze wstydem teraz stwierdza, że ona również niegdyś tak się zachowywała. Obie czerpały, ile się da z otaczających przywilejów, pławiły się w luksusie i uważały pracę za największe zło. Nic dziwnego, że Dafne nadal jest do tego przyzwyczajona i pewnie będzie tak jeszcze przez długie lata dzięki korzystnemu mariażowi.

Na policzki Pansy wypływa rumieniec zażenowania i wywierając presję na samą siebie, mówi:

— Uważam, że podjęcie pracy przez Astorię było dobrą decyzją. Nigdy nie wiemy, jak potoczy się nasza przyszłość.

Dafne zamiera, przez kilka sekund analizuje jej słowa i rzuca jakąś uprzejmą, błahą odpowiedź, wracając do przeglądania magazynu i wygłaszania uwag na tematy, które Pansy dawno porzuciła. Niektóre rzeczy nie zmieniają się, przechodzi jej przez myśl i już jest gotowa uznać swoją porażkę, kiedy zauważa szeroki uśmiech Astorii skierowany właśnie do niej.

Odwzajemnia go.


Gdy spacerują potem między małymi, eleganckimi butikami, jednocześnie cieszy się z nowej fryzury i próbuje ukryć zmieszanie po tym, jak Dafne zapłaciła za nią w salonie.

— Bez przesady, nawet nie chcę słyszeć o tym, żebyś płaciła. To ja zabrałam cię na zakupy i to ja dzisiaj kupuję ci prezenty. Tyle się nie widziałyśmy i musimy to uczcić — powiedziała stanowczo przy marmurowej ladzie i w oka mgnieniu wyłożyła na blat odpowiednią ilość monet, nie dając Pansy dojść do słowa.

Na to wspomnienia unosi dłoń i lekko muska końcówki włosów. Pozwala sobie na uśmiech, który dotąd skrywała za nieznacznie zmarszczonymi brwiami i wchodzi za siostrami Greengrass do sklepiku z kwiecistym szyldem Pracownia Monsieur Marbota. Wita ich dziewczyna w granatowej szacie, która ani przez chwilę nie przestaje uprzejmie się uśmiechać, a kiedy Dafne mówi swe nazwisko, niemal kłania się i opuszcza pomieszczenie. Po chwili wraca wraz z niskim mężczyzną w średnim wieku, przypominającym Pansy Herkulesa Poirota.

— Dafne, kochana, wreszcie jesteś! Przyznam, że gdy tylko wysłałaś mi sowę, zacząłem szykować biały materiał na suknię ślubnę.

— Jeszcze nie — chichocze w odpowiedzi. — Ale już niedługo.

— Astoria, ciebie też miło widzieć. Wyglądasz promiennie. A to...? — Monsieur Marbot kieruje spojrzenie ciemnych oczy ku Pansy.

— Pansy Parkinson — podaje mu dłoń.

Wymieniają kilka uprzejmych zwrotów i wszystkie trzy są prowadzone do większego pomieszczenia, które zachwyca nawet stałych bywalców. Jest ogromne, jasne i przestronne, mimo że wszędzie stoją kanapy, beżowe parawany oraz manekiny, a pomiędzy nimi wciąż przemykają ubrani na biało pracownicy. Pansy z zachwytem przygląda się tej mieszance gustu i odrobiny fantazji, z trudem powstrzymując się przed dotknięciem długich turkusowych zasłon i finezyjnych detali mebli. Prawie nie zauważa czarownicy, która pojawia się tuż przy niej i łagodnie prowadzi ku jednemu z parawanów. Dafne idzie wraz z nią, widocznie zadowolona z reakcji przyjaciółki.

— Pani Elliot stworzy dla ciebie suknię na bal.

— Na bal? Przecież na pewno znalazłabym coś w swojej szafie.

— Och, głuptasie, nie czytałaś zaproszenia? Ustaliliśmy z Claude'em, że każdy musi mieć jakieś przebranie. Opowiedz pani, jakie chciałabyś mieć, a ja pójdę do Astorii i później zobaczę, na którym etapie jest mój strój. — Cmoka powietrze obok policzka Pansy i wychodzi, odrzucając jasne włosy na plecy.

— Panno Parkinson? Ma panienka jakieś pomysły? — Głos pani Elliot jest słaby i dziewczyna pochyla się nieznacznie, aby lepiej ją słyszeć.

— Właściwie to nie —odpowiada i po chwili ciszy dodaje. — Chociaż...

— Tak?

— Myślałam nad motywem kruka — wypala, mimo że przyszło jej to na myśl dopiero w tym momencie.

Kobieta bez słowa zapisuje coś w szkicowniku i wydaje kilka poleceń. Kiedy kilka minut potem Pansy stoi na podwyższeniu i posłusznie czeka, aż pracownica zdejmie z niej miarę, czuje się, jakby nigdy nie należała do miejsc tak jak to. Powinna cieszyć się i wciąż dziękować Dafne za jej hojny gest, ale nie potrafi. Dawny świat luksusów nuży ją, sprawiając, że marzy jedynie o opuszczeniu go i zapomnieniu o przeszłości. Jest pewna, że na tym jednym spotkaniu się nie skończy i choć mogłaby zakończyć to w tym momencie, ostro i nieprzyjemnie, nie robi tego. Schodzi z podestu, narzuca na ramiona szlafrok i posyła wchodzącej właśnie straszej Greengrass jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.

— Spodziewałam się, że będziesz zachwycona, Pansy!

Nie chce jej uświadamiać, jak bardzo daleka jest od prawdy.


a/n Wstawiam ten rozdział z lekkim poślizgiem, ale postaram się poprawić tempo i w tym tygodniu na pewno pojawi się kolejny. Na razie nic się nie dzieje, lecz nie chcę popędzać akcji — pozwólmy jej toczyć się samej. Miłego dnia XOXO

Continue Reading

You'll Also Like

52.8K 2K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
133K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
40.2K 2.4K 41
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
132K 5.9K 54
❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.