Clarke's POV:
Zatrzymałam auto niedaleko garażów na przedmieściach miasta, po czym ponownie chwyciłam do ręki zmiętą karteczkę. Przeczytałam adres jeszcze raz, upewniając się, czy trafiłam w dobre miejsce. Bałam się wyjść, przecież to bardzo patologiczna dzielnica. Mogą mnie tutaj pobić, zgwałcić i okraść. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, przyjeżdżając tu. Chwyciłam za telefon i sprawdziłam godzinę. 23:56. Chwyciłam za portfel i zobaczyłam jego zawartość. Wzięłam sto dolarów ze sobą, bo musiałam zostawić jakieś oszczędności w domu, bo nie miałabym na opłacenie mieszkania.
Nagle usłyszałam, że ktoś puka w szybę. Szybko się odwróciłam w prawą stronę i zauważyłam mężczyznę przed drzwiami od miejsca pasażera.
Nie był stary, ale młody też nie był. Miał krótko ostrzyżone włosy i kilkudniowy zarost na twarzy. Był chudy i ubrany w za dużą bluzę.
Puknął jeszcze raz i pokazał dłońmi, że mam opuścić szybę. Nie wiedziałam, czy jest to dobrym pomysłem. Wcisnęłam raz na przycisk, który opuszczał i podnosił szybę. Powstała malutka szparka, pomiędzy nami.
- Czego tu szukasz, lalusiu? - zapytał, a ja złapałam za karteczkę i docisnęłam ją do szyby.
- D-dobrze trafiłam? - zapytałam, karcąc się w głowie za jąkanie. Mężczyzna się zgiął i przeczytał tekst, przymrużając delikatnie oczy.
- Mhm. - mruknął twierdząco. - Szukasz kogoś sama? Czy ktoś ciebie przysłał?
- C-camila cabello. - gdy mężczyzna usłyszał to imię i nazwisko, to się uśmiechnął.
- Aaa, dobra. - powiedział miło. - Wyjdź, to ciebie zaprowadzę na miejsce.
Wcisnęłam na przycisk, który otworzył wszystkie zamki w aucie, po czym trzęsącymi się dłońmi złapałam za klamkę. Włożyłam telefon, portfel i kluczyki do kieszeni, po czym opuściłam pojazd.
- Ten pedałek nie będzie już tutaj przyjeżdżał? - zapytał, wkładając dłonie do kieszeni bluzy.
- P-przepaszam, ale n-nie wiem o kim p-pan mówi.
- Taki chłopak w rurkach i z włoskami zaczesanymi lekko na boczek. - powiedział z uśmiechem.
- N-nie znam go.
- No dobra. - westchnął. - Dobra, chodź za mną.
Mężczyzna zaczął robić duże kroki w kierunku przejścia pomiędzy garażami. Starałam się dotrzymywać mu tempa, ale było to bardzo trudne, bo miał on długie nogi. Gdy zatrzymaliśmy się przed drzwiami, to zapukał w nie dwa razy, po czym włożył dłonie z powrotem do kieszeni.
Minutę później usłyszeliśmy zgrzyt zamka i pociągnięcie za klamkę. Moim oczom ukazał się mężczyzna, który zmierzył mnie caluśką wzrokiem.
Wyglądał on bardzo młodo. Miał on blond włosy prawie sięgające ramion i założone za uszy, srebrne kolczyki w uszach i delikatny zarost na twarzy. Jego oczy miały ładny brązowy kolor, a na jego głowie spoczywała czarna czapka z daszkiem.
- Co jest? - odezwał się, lustrując osobę obok mnie wzrokiem.
- Mówiła, że przychodzi od Cabello. - odpowiedział, a młodszy otworzył drzwi i przepuścił nas w drzwiach, po czym je zamknął.
Weszłam do dość małego pomieszczenia, w którym na środku znajdował się stolik. Na ścianach pokoju znalazło się kilka obrazów. Z prawej strony stały szafki, które wyglądały na dość stare.
- Siadajcie, zaraz wracam. - powiedział, po czym wyszedł jednymi drzwiami, które były na przeciwko. Usiadłam niepewnie na krześle, a po chwili obok mnie usiadła kolejna osoba.
Chudy mężczyzna spojrzał się na mnie, po czym chwycił ze stolika cukierka, który był w misce. Rozpakował on go z papierka i włożył do ust. Dotknęłam dłonią kieszeni, by sprawdzić, czy mam przy sobie kluczyki, portfel i telefon.
Po kilku minutach wrócił blondyn z paczuszką w dłoni. Rzucił ją na stół i rzucił mi zmęczone spojrzenie. Wyjęłam z kieszeni portfel, otworzyłam go i wyjęłam z niego studolarówkę, czyli wszystko, co miałam przy sobie. Trzęsącymi się rękoma, wystawiłam banknot w kierunku brązowookiego.
- Co to jest? - zapytał, wpatrując się w moją dłoń.
- Z-zapłata. - powiedziałam drżącym głosem.
- Sto dolarów? - zapytał, a jego głos zmienił się na bardziej wrogi niż wcześniej. - Próbujesz mnie oszukać? - zadał kolejne pytanie, po czym otoczył stół i podszedł do mnie.
- J-ja p-przepraszam. - wyjąkałam, po czym cofnęłam dłoń.
Blondyn schylił się nade mną, opierając dłonie o podłokietniki od krzesła, na którym siedziałam. Wyglądał on dość groźnie, dlatego przeszedł mnie niemiły dreszcz.
- Zawsze było dwieście pięćdziesiąt. - stwierdził, po czym wyrwał mi banknot z dłoni i obejrzał go dookoła. - Prawdziwy. - stwierdził.
- J-ja nie w-wiedziałam, j-jestem tu n-nowa. - zaczęłam się jąkać, ale brązowooki uciszył mnie przykładając palec wskazujący do swoich ust.
- Daj jej pół, a jak jutro przyniesie resztę, to dasz jej drugą połowę. - powiedział mężczyzna obok, po czym usłyszałam szelest kolejnego otwieranego przez niego cukierka.
- Jesteś mądry, dlatego ze mną współpracujesz. - powiedział z uśmiechem blondyn do mężczyzny.
Brązowooki rozerwał pakunek i wyjął z niego kilkanaście małych paczuszek, w których znajdowały się różnokolorowe tabletki lub proszki. Resztę zostawił i podał mi pakunek.
- Widzimy się jutro. - stwierdził, choć bardziej brzmiało to jak rozkaz.
Nic nie odpowiedziałam, tylko mocno zacisnęłam pakunek i wyszłam w pośpiechu z tego miejsca. Pobiegłam do auta, po czym szybko do niego wsiadłam i jeszcze raz sprawdziłam, czy mam wszystko. Odpaliłam silnik samochodu, po czym odjechałam z tego miejsca.
Lauren's POV:
Odłożyłam książkę na półkę, po czym zeszłam z drabinki i podeszłam do Cabello. Zgrywała ona zajętą pomimo tego, że cały czas bazgrała w jednym miejscu w notatniku. Zachowuje się dziwnie.
- Camila. - odezwałam się do niej, ale ona nie odrywała wzroku od notatnika, w którym jeździła długopisem po marginesie.
- Odłóż to do horrorów. - rozkazała, podając mi jedną książkę. Mówiąc to, nie spojrzała mi w oczy, tylko błądziła wzrokiem wszędzie, ale nie zatrzymała go na mojej osobie. Chwyciłam książkę i położyłam ją na stoliku. - Powiedziałam, że masz ją zanieść. - mruknęła pod nosem.
- Powiedziałaś mi sporo o sobie, a teraz zachowujesz się, jakby nic pomiędzy nami nie zaszło. - powiedziałam prosto z mostu, a brązowe tęczówki cały czas wpatrywały się w papier.
- Bo nie zaszło. - stwierdziła, podnosząc wzrok. - Nie możesz po prostu pracować? - zapytała, podnosząc lekturę i podając mi ją jeszcze raz do rąk.
- Dlaczego taka jesteś? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Niby jaka?
- Unikasz mnie. - stwierdziłam, a brunetka pokręciła głową i spojrzała się głęboko w moje oczy.
- Nie robię tego.
- Robisz.
- Nie, po prostu muszę się skupić na zapisywaniu.
- Bazgrolisz po marginesie od kilkunastu minut! - oburzyłam się.
- Nie musisz wiedzieć wszystkiego. - odpowiedziała. - Słuchaj, Jauregui. Żałuję, że ci to wszystko powiedziałam. Po prostu zapomnij o tym. Tak będzie najlepiej.
- Mam zapomnieć o tym, że opowiedziałaś mi historię swojego życia? - poczułam delikatne ukłucie w klatce piersiowej.
- Tak.
- Mam kilka pytań.
- Nie odpowiem na nie. - stwierdziła, wracając wzrokiem do notatnika i zaczynając od nowa kreślić na nim różne kształty.
- Dlaczego zrobiłaś Ally, to co zrobiłaś? Dlaczego wyzywasz mnie przy innych? - zaczęłam zadawać pytania, ale i tak nie dostałam odpowiedzi. - Odpowiedz, proszę. Nie było tego w twojej historii.
- Może historia nie była prawdziwa. - mruknęła pod nosem.
Jasne, że była.
- Kłamiesz.
- Nie masz pewności. - stwierdziła, przejeżdżając mocniej po papierze, przez co w kartce pojawiła się dziura. Wkurzona brunetka, zamknęła notatnik, opierając łokcie o blat i chowając na moment twarz w dłoniach.
- Zabiłaś tylu ludzi. - mruknęłam pod nosem.
Camila wyprostowała się, kładąc zaciśnięte pięści na stoliku. Spojrzała się na mnie wzrokiem, jakby miała w myślach zaatakowanie mnie.
- Zamknij się. - warknęła przez zęby.
- To prawda.
- Nie masz pewności! - wykrzyczała. - Równie dobrze mogłam to wymyślić na poczekaniu!
- Ale...
- Masz wolne, poradzę sobie ze wszystkim już sama. - powiedziała, po czym wyrwała mi książkę z rąk i skierowała się do regałów. - Idź sobie do swojego chłoptasia.
- Tak się bawimy? - powiedziałam sama do siebie. - Dobra.
Szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia, zostawiając brunetkę samą.