Eldarya: Menhis (piąty WS)

By Mevala0

34.8K 2.4K 1K

Gardienne od swojego przybycia do Eldaryi nie miała zbyt wiele szczęścia, a do opętań to już w szczególności... More

Plum
Superbohater
Ciekawość
Wyrównanie rachunków
Dżentelmen
Głos
Zmiana
Lekcja historii
Dupek
Bagno
Niepełny obraz
Pewność
Drażliwe tematy
Olśnienie
Wymiana informacji
Trochę więcej, trochę mniej
Lepiej
Reakcja
Uczucia (18+)
Koniec sielanki
Perspektywa czasu
Tak robią ci dobrzy
Wiedzieć a widzieć
Ukojenie
Śpiąca Królewna (18+)
Przykłady
Nic
Pakt z diabłem
Lis
Odwiedziny
Menhis
Gardienne
You spin me round
Raz a dobrze
Sumienie, rozum i serce (zakończenie)

Aury i energie

902 86 55
By Mevala0

Zazwyczaj unikam wrzucania tekstów tak późno i właściwie to planowałam to zrobić jutro rano, ale po przemyśleniu sprawy stwierdziłam, że jutro nie będę miała na to czasu i publikacja przesunęłaby się na poniedziałek, więc wolę to zrobić teraz i już mieć z głowy xD. Publikacja tego tekstu to takie małe yolo dla mnie, mam nadzieję, że się na tym nie przejadę xD.

Miłej lektury <3.



– Co ty chcesz zrobić? – zapytałam, gdy dobiegłam i zrównałam się z Menhisem.

– Wiem jak przyspieszyć odnowienie mocy fletu – odparł, ale równie dobrze mógł milczeć, bo z jego odpowiedzi i tak niczego sensownego się nie dowiedziałam.

– Co? – wykrztusiłam z siebie. – Co to w ogóle znaczy? – dopytałam, rozkładając ręce, a psion zwolnił na chwilę, by spojrzeć na mnie ze zdziwieniem.

– Ach, prawda, mogłaś to przespać – stwierdził, po czym na nowo przyspieszył kroku. – Huang Hua użyła fletu Hameln–Weser, by odpędzić najemników.

– To chyba dobrze? – odpowiedziałam, ale w mój głos wdał się lekko pytający ton.

– W tamtej chwili być może tak, ale w dłuższej perspektywie to bardzo źle.

– Dlaczego? – zapytałam, ale tym razem już nie otrzymałam odpowiedzi, bo Menhis zatrzymał się przed drzwiami, które prowadziły do czegoś w rodzaju wewnętrznego sanktuarium Świątyni. Według słów Huang Hua to właśnie tutaj się zbierano na wspólne medytacje i modlitwy. Weszliśmy do środka.

          W tym przestronnym pomieszczeniu nie było niczego poza poduszkami do siedzenia i rzeźbą Feniksa, podobną do tej w stojącej w ogrodzie. Teraz jednak zauważyłam, że u stóp pomnika postawiono wysoki podest, na którym na poduszce zostało położone coś, w czym już z daleka rozpoznałam flet. Wokół artefaktu ze skrzyżowanymi nogami siedziało paru fenghuangów. Wspólnie kołysali się lekko na boki i recytowali coś w jednym tempie, ale nie rozumiałam co, bo nie znałam tego języka. Jednak po chwili przysłuchiwania się zrozumiałam, że ciągle powtarzali te same dźwięki, więc to chyba musiała być jakaś mantra. Przeszło mi przez myśl, że skoro flet utracił swoją moc, to może właśnie obywał się jakiś rytuał, by ją na nowo odzyskał. Pozostało mi mieć nadzieję, że w niczym teraz nie przeszkadzaliśmy...

         Na uboczu stała Huang Hua, która przyglądała się zgromadzonym wokół podestu, jednak gdy wspólnie z Menhisem przeszliśmy parę kroków wgłąb pomieszczenia, to zwróciła na nas uwagę. Zastawiła nam drogę i nie mogłam nie zauważyć, że była trochę zdziwiona naszym przybyciem.

– Menhis? Gardienne? Co...

– Chcę oddać fletowi energię – przerwał Huang Hua Menhis. Jej zaskoczenie wyraźnie się wzmogło i przez chwilę przyglądała się badawczo psionowi, ale w końcu uśmiechnęła się pogodnie.

– Dziękuję Menhisie, twoja energia na pewno bardzo się przyda – odparła, robiąc krok w bok, by zrobić mu przejście do artefaktu.

– Nie moja, tylko jej – powiedział Menhis, dziwnie kładąc akcent na ostatnie słowo, jakby to ono było najważniejsze w całej wypowiedzi.

        Przez ułamek sekundy myślałam, że psion mówił o mnie i zmartwiałam, ale Huang Hua nawet nie spojrzała w moją stronę, tylko na nowo zastąpiła drogę do fletu, natychmiast poważniejąc.

– Nie zgadzam się – odparła z wielką determinacją, jakby chodziło o czyjeś życie.

– Nie pytam cię o zdanie, tylko informuję – powiedział Menhis, krzyżując ręce na piersi.

– Nie ma mowy, Menhisie. Nie zgadzam się, byś tak ryzykował – zaprotestowała Huang Hua. Oboje sprawiali wrażenie, że w grę nie wchodziły żadne kompromisy.

– Oddam tylko tyle, ile mogę – zapewnił Menhis.

– Może mi ktoś wyjaśnić, o co tu w ogóle chodzi? – wtrąciłam się, spoglądając to na jedno, to na drugie, trochę jak na meczu tenisa. Nie umknęło mojej uwadze, że Huang Hua spojrzała pytająco na psiona, jakby potrzebowała się upewnić, ile może mi powiedzieć.

– Menhis chce... – zaczęła, po czym wreszcie oderwała od niego wzrok i skierowała go na mnie. – Menhis chce zaryzykować swoim życiem – oznajmiła wreszcie, a ja poczułam, że blednę. Więc to naprawdę chodziło o czyjeś życie?!

– Co? Jak to? Jak? – zaczęłam nerwowo dopytywać. To wszystko, co powiedziałam Menhisowi podczas naszej rozmowy przy ołtarzu ognia, mówiłam w dobrej wierze. Nie chciałam, by przeze mnie znowu zrobił coś... nieodpowiedniego. Nieważne jak zły był jego wczorajszy czyn, wcale nie chciałam, by teraz się poświęcał w ramach pokuty.

– Nie ma sensu wchodzić w szczegóły – uciął moją serię pytań Menhis. – Zresztą nie słuchaj jej, bo wyolbrzymia. Tak naprawdę nie ma żadnego ryzyka.

– Nie ma żadnego ryzyka? – zapytała Huang Hua tonem, jakby się właśnie przesłyszała. – Zamierzasz oddać jej energię, która w ogóle trzyma cię przy życiu! Jeśli to nie jest ryzyko, to ja nie wiem, co nim jest – dodała, a mi co prawda ciągle brakowało elementarnej wiedzy, by w ogóle zrozumieć, o co dokładnie tu chodzi, ale informacja płynąca ze słów Huang Hua mnie zelektryzowała. O czyjej energii oni mówili? I dlaczego psion jej potrzebował, by żyć?

– Wiem, co robię – odparł niewzruszenie Menhis. Brzmiał, jakby był przekonany, że to zapewnienie w zupełności wystarczy, by nas uspokoić. Z doświadczenia jednak już wiedziałam, że to zdecydowanie za mało.

– Ostatnio, gdy tak powiedziałeś, to gorączka prawie ugotowała ci mózg – wtrąciłam się ponownie, a psion spojrzał na mnie z wyrzutem jak na zdrajcę.

– Słucham? – odezwała się Huang Hua z niedowierzaniem.

– Przesadza – powiedział Menhis z machnięciem ręki.

– Nieprawda!

– To nadal nic mi nie tłumaczy – oznajmiła Huang Hua, a jej śmiertelnie poważny ton skończył naszą przepychankę, zanim tak na dobre się zaczęła.

         Trwająca rozmowa w końcu zwróciła uwagę modlących się przy podeście. Przerwali recytowanie mantry i spojrzeli z zaciekawieniem w naszą stronę, ale ani Huang Hua, ani Menhis zdawali się tym zupełnie nie przejmować.

– Jakiś czas temu zignorowałem zagrożenie, ale to dlatego, że gorączka czasem zaburza mój osąd – przyznał niechętnie psion. – Teraz jednak jej nie mam i z całą pewnością mogę powiedzieć, że możesz mi zaufać, bo wiem, co robię – dodał po chwili, prostując się i rozluźniając ręce. – Już przemyślałem to sobie dokładnie.

– Niby kiedy? Wpadłeś na to raptem parę minut temu! – zaprotestowałam ponownie.

– Nie zmuszaj mnie, bym ponownie cię uśpił – odparł psion, patrząc na mnie z groźnie przymrużonymi powiekami.

– Tylko spróbuj – powiedziałam, wyzywająco unosząc lekko brodę, a Menhis lekceważąco przewrócił oczami.

– Mimo to nadal nie sądzę, by to był dobry pomysł – odezwała się Huang Hua, znowu nam przerywając. Menhis zwrócił się w jej stronę, jednocześnie stając do mnie bokiem, jakby właśnie chciał zakończyć mój udział w tej rozmowie. Nabrałam ochotę po prostu wepchnąć się między nich, ale ostatecznie zrezygnowałam ze względu na szacunek do fenghuang.

– Posłuchaj, Huang Hua – powiedział Menhis, brzmiąc przy tym całkowicie poważnie, co mocno kontrastowało z tym, jak przed chwilą rozmawiał ze mną. – Czy to, co chcę zrobić, jest złe?

– Nie chodzi o to, czy jest złe, czy nie. Nie chcę, byś ryzykował – odparła wymijająco Huang Hua.

– Mimo wszystko ponawiam pytanie.

– To przeze mnie flet stracił moc i nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie, gdy będziesz próbował to naprawić – kontynuowała uniki Huang Hua.

– Twój błąd przynajmniej da się naprawić – oznajmił Menhis i chyba trafił tymi słowami w punkt, bo fenghuang spuściła wzrok. Cokolwiek działo się teraz w jej głowie, na pewno nie było to dla niej łatwe. – Flet jest potrzebny do uleczenia Kryształu, od którego stanu zależą losy całej Eldaryi, prawda?

– Prawda – przyznała Huang Hua po chwili milczenia.

– Gardienne – Menhis odezwał się do mnie tak niespodziewanie, że na dźwięk swojego imienia niemal stanęłam na baczność. – Jak się zapatrujesz na postawienie dobra jednostki nad dobrem ogółu?

– To zależy od sytuacji... – zaczęłam powoli, domyślając się, do czego psion zmierzał. Niestety nie miałam pomysłu, jak temu zapobiec.

– Konkret, Gardienne. Chcę konkretu – odparł, przez co poczułam się jak nieprzygotowany uczeń podczas odpowiadania przed nauczycielem. – Chcę oddać część potrzebnej mi do życia energii, by wzmocnić potrzebny nam wszystkim flet. Czy to jest dobre, czy złe?

– Ale nie ma na to prostej odpowiedzi – zaprotestowałam, próbując grać na czas do momentu, aż coś wymyślę. – Trzeba wziąć pod uwagę wszystkie aspekty tej sprawy!

– Wszystkie aspekty tej sprawy są takie, że jeśli flet nie odzyska mocy na czas, to Eldarya może nie znieść kolejnego ciosu wymierzonego w Kryształ – oznajmił, opierając ręce na biodrach. – I wiesz co wtedy?

– Co? – zapytałam, a Menhis nachylił się do mnie tak, by jego twarz znalazła się na wysokości mojej.

– Wszyscy umrzemy – oznajmił, a na koniec uśmiechnął się cwaniacko, widząc, jak znowu zbladłam. – Więc jak? To co chcę zrobić, jest dobre czy złe?

– Ja...

– Dobre czy złe, Gardienne? – wycedził powoli, patrząc przy tym na mnie tak intensywnie, że nie wytrzymałam.

– Dobre, ale...

– Dziękuję, tyle mi wystarczy – przerwał mi, unosząc przy tym rękę w zabraniającym geście, po czym z rezygnacją pokręcił głową. – Nie rozumiem tego, ale obie właśnie próbowałyście mnie powstrzymać przed dobrym uczynkiem, a to naprawdę nieładnie z waszej strony – dodał, znowu przyjmując ten nauczycielski, strofujący ton. Po tych słowach Menhis ruszył przed siebie, wyraźnie przekonany, że już nie będziemy mu przeszkadzać. Jednak gdy wymijał Huang Hua, ta złapała go za nadgarstek.

– Czy naprawdę wiesz, co robisz? – zapytała, patrząc mu prosto w oczy.

– Inaczej bym tego nie proponował – odparł ze spokojem. – Oddam tylko tyle, ile mogę, by ciągle normalnie funkcjonować – dodał, ale fenghuang ciągle go nie puszczała, jakby jeszcze na coś czekała. Menhis westchnął. – Dzięki Gardienne chyba coś dzisiaj wreszcie zrozumiałem, ale to jeszcze nie zrobiło ze mnie samobójcy – wyznał, a ja tak dla odmiany poczułam, że się czerwienię.

– Dobrze – powiedziała Huang Hua. Uśmiechnęła się słabo, w końcu puszczając rękę Menhisa. Stanęła koło mnie, robiąc tym samym przejście, a Menhis tylko skinął jej głową, po czym ruszył w stronę artefaktu.

– Nie podoba mi się to – wymamrotałam, podczas gdy psion zatrzymał się przy podeście. Fenghuangowie, którzy dotychczas tam siedzieli, rozstąpili się, by zrobić mu miejsce. Myślałam, że zaraz się do nich przysiądzie, ale on nadal stał i tylko lekko pochylił głowę.

– Mnie też nie, ale on ma rację. Potrzebujemy fletu – stwierdziła Huang Hua. Obie nie patrzyłyśmy na siebie nawzajem, tylko na Menhisa. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zaraz zapomniałam co, bo całą moją uwagę pochłonął fakt, że psiona otoczyła delikatna, jasnoniebieska poświata.

         Znałam ją. Pojawiała się, gdy Miiko korzystała z mocy Kryształu, chroniąc Kwaterę przed atakami Naytili... a także w bibliotece, gdy Menhis miał migrenę! Wtedy nie byłam pewna, ale teraz widząc ją nie przez szczelinę w drzwiach, zaczęłam nabierać pewności, że to ten sam blask. Tylko jak to w ogóle możliwe?

          Psion powoli uniósł głowę, a jasna aura wokół niego zrobiła się wyrazistsza, pozbawiając mnie już resztek zwątpienia, jakim rodzajem energii właśnie dysponował, po czym sięgnął obiema dłońmi do fletu. Mimowolnie zrobiłam krok w bok, by lepiej wszystko widzieć i wtedy zauważyłam, że Menhis jeszcze nie dotknął artefaktu, tylko zastygł z rękami zawieszonymi tuż nad nim. Dopiero gdy aura wokół niego znowu pojaśniała, jego palce zetknęły się z fletem.

         Prawie jak w zwolnionym tempie widziałam, jak artefakt wessał otaczający Menhisa blask i sam przez chwilę lśnił, po czym przygasł. Ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu, przerwało dopiero głośne westchnięcie psiona, po którym odwrócił się do nas i podszedł nieśpiesznie. Wydawało mi się, że trochę zbladł, ale nie wyglądał, by coś mu dolegało.

– Nasza rozmowa trwała dłużej, niż to, co chciałem zrobić – powiedział kąśliwie w kierunku Huang Hua.

– Jak się czujesz? – zapytała fenghuang, bez mrugnięcia ignorując jego słowa.

– Dobrze, choć nie ukrywam, że trochę mnie to zmęczyło – odparł, garbiąc się lekko. – Hej! – zawołał, gdy znienacka wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego czoła, by się upewnić, że nie miał gorączki.

– Dobrze wiesz, że w tej kwestii już nigdy nie uwierzę ci na słowo – wyjaśniłam niewzruszenie, zabierając rękę, a Menhis tylko parsknął w odpowiedzi.

– Na pewno nic ci nie będzie? – dopytywała Huang Hua.

– Jeśli będę ostrożnie korzystał z psioniki, to nie – odparł ze wzruszeniem ramion.

– Zatem masz ostrożnie korzystać z psioniki – nakazała fenghuang, ujmując delikatnie jego dłoń. – Dziękuję – odezwała się i prawdę powiedziawszy, chyba nigdy wcześniej nie słyszałam równie szczerego podziękowania.

– Raczej nie ma za co – odparł, ponownie wzruszając ramionami. – W końcu tak chyba robią ci dobrzy, prawda?

– Prawda – zaśmiała się słabo Huang Hua.

– Wrócę do swojego pokoju – oznajmił Menhis po chwili ciszy.

– Pójdę z tobą – zaproponowałam od razu, żebym nie musiała się później zastanawiać, czy i tym razem nie kłamał w kwestii swojego stanu.

– Nie trzeba.

– Tak, Gardienne, to świetny pomysł – wtrąciła się Huang Hua.

– Nie potrzebuję niańki – mruknął Menhis, przewracając oczami.

– Ale ja będę spokojniejsza – odparła z pełną powagą Huang Hua. Oboje wymienili spojrzenia.

– W porządku – zgodził się wreszcie psion, choć nie powstrzymał się przed ostentacyjnym, niezadowolonym westchnięciem. – Chodźmy.

***

         Nie wątpiłam w ważność tego, czego przed chwilą dokonał Menhis, ale patrząc na niego, teraz gdy tak po prostu szedł korytarzem z rękami w kieszeniach, to wcale nie czułam doniosłości tamtego wydarzenia. Zamierzałam poczekać, aż sam to jakoś skomentuje, ale po kilkunastu krokach przebytych w milczeniu nie wytrzymałam.

– Wyjaśnisz mi, co ty właściwie zrobiłeś?

– Wzmocniłem flet – odparł ze wzruszeniem ramion.

– Ale jak? Czego użyłeś? – dopytywałam, nie chcąc od razu mu pokazywać, że znałam odpowiedź. Liczyłam, że może sam się czymś zdradzi.

– Użyłem nadwyżki – powiedział wymijająco. To był jasny sygnał, że nie miał ochoty o tym rozmawiać, ale nie chciałam tak łatwo odpuszczać. Co prawda powiedział mi dzisiaj o sobie naprawdę sporo, to jednak tylko podsyciło moją ciekawość. To prawda, że apetyt rósł w miarę jedzenia.

– Nadwyżki czego? – zapytałam wprost, ale Menhis milczał. Przed kolejnym pytaniem wzięłam głęboki wdech. – To była energia Kryształu, prawda?

– Może.

– „Może"? – powtórzyłam za nim z niedowierzaniem.

– Może – powiedział ponownie, a ja przewróciłam oczami.

– Nie powiesz mi?

– Nie.

– W porządku – skapitulowałam z westchnięciem, choć naprawdę nie miałam na to ochoty. Jednak dobrze wiedziałam, że jego „nie" wcale nie było kokietowaniem, by podpytywać dalej, tylko rzeczywiście nie zamierzał nic więcej wyjaśniać. – Mam nadzieję, że naprawdę dobrze się czujesz.

– Tak, nic mi nie będzie – zapewnił, po czym wreszcie przystanął przy drzwiach. – Koniec drogi – oznajmił, a ja uniosłam głowę i rozejrzałam się, bo dotychczas nie za bardzo zwracałam uwagi na to, gdzie właściwie szliśmy. Szybko zrozumiałam, że pokój Menhisa znajdował się w zupełnie innej części Świątyni niż mój.

– Może zostać z tobą trochę? – zapytałam nieśmiało. Ciągle czułam w sobie niepewność, przez którą nie potrafiłam tak do końca uwierzyć w zapewnienia psiona. – Na wypadek, gdybyś się jednak pomylił... – dodałam pośpiesznie na widok jego zmarszczonych brwi.

– Tym razem się nie mylę – odparł z pełną powagą, otwierając sobie przy tym drzwi.

– Obyś tym razem miał rację – powiedziałam, uśmiechając się do niego. Zamierzałam już odejść, bo skoro był tak uparty, to nie było sensu tu dalej tak stać, ale coś jeszcze wpadło do głowy. – Jakbyś chciał jeszcze porozmawiać, to możesz na mnie liczyć.

– Raczej nie skorzystam – powiedział Menhis, dziwnie na mnie patrząc.

– Gdybyś jednak zmienił zdanie...

– Nie zmienię – odparł oschle. – Chyba musimy coś sobie wyjaśnić, Gardienne – dodał, opierając się o futrynę.

– Co? – wyrwało mi się.

– Na swój sposób cię lubię i cenię sobie twoje towarzystwo, a także to, co mi wyjaśniłaś dzisiaj...

– Ale? – wtrąciłam mu się w zdanie, domyślając się z jego tonu, że właśnie to słowo zaraz padnie.

– Ale zaczynasz się zakochiwać, a to źle – dokończył, a mi zrobiło się gorąco. – Powinnaś przestać.

– Słucham? – wykrztusiłam ogłupiała.

– Chyba nie sądziłaś, że przegapiłem tamtą myśl, gdy cię usypiałem? – odpowiedział pytaniem, a ja nie wiedziałam, co na to powiedzieć, bo wcześniej nie miałam kiedy się nad tym poważnie zastanowić... a kiedy już mogłam, to wolałam to od siebie odsuwać. – Sam nie mogę wiele zrobić, bez większej ingerencji, na którą na pewno się nie zgodzisz, więc pozostaje mi zaufać twojemu rozsądkowi.

– Ale... dlaczego? – wydukałam zdezorientowana. Pogubiłam się w tym wszystkim.

– Jak się wyśpisz i przemyślisz wszystko, to będziesz wiedziała „dlaczego" – odparł z nieziemskim spokojem, po czym wreszcie wszedł do swojego pokoju i sięgnął do klamki. – Idę się położyć, także do kiedyś tam – dodał, po czym tak po prostu zamknął mi drzwi przed nosem. Dopiero ten dźwięk obudził mnie z szoku i niemal od razu poczułam, jak skoczyło mi ciśnienie. Przecież to jakiś absurd!

– Nie będziesz mi mówił, w kim się mogę zakochać, a w kim nie! – zawołałam, grożąc pięścią, choć on już nie mógł tego zobaczyć.

         Co za dupek!

***

         Po chwilowym wybuchu gniewu dotarły wreszcie do mnie inne emocje, które przybyły tak tłumnie, że zmieszałam się pod ich naporem i ostatecznie to właśnie to uczucie mi towarzyszyło, gdy oddalałam się od pokoju Menhisa. Co ja właściwie powinnam o tym wszystkim myśleć? Czy naprawdę się zakochałam?

          Choć wrażenie, jakie wywołał Menhis, gdy mnie objął i się nachylił, było jeszcze świeże i wyraźne w mojej pamięci, to wcześniej nie umiałam na poważnie traktować przypuszczenia, że mogłam czuć do niego coś więcej niż przyjaźń. Za to teraz z każdą chwilą coraz mniej wątpiłam w prawdziwość tego uczucia. W tych sprawach prawdopodobnie mogłam bardziej zaufać Menhisowi niż sobie – on miał zdecydowanie łatwiej z nazywaniem rzeczy po imieniu, skoro nic go nie hamowało...

           No właśnie, nic go nie hamowało. Ta myśl gładko mnie przeprowadziła z rozważań nad tym, co Menhis powiedział raptem przed chwilą, do tego, co zdradził mi wcześniej... a także do tego, co zrobił wczoraj. I to właśnie zastanawianiu się nad tym poświęciłam czas, gdy się błąkałam bez celu po Świątyni, czekając, aż będę mogła zmienić Koharu na dyżurze.

           Nie wiedziałam, czy to kwestia zmęczenia, czy może to uczucie, z którego jeszcze niedawno nie zdawałam sobie sprawy, założyło mi różowe okulary, ale jakoś nie umiałam myśleć źle o samym Menhisie. Oczywiście to, jaki był kiedyś i to, czego dopuścił się wczoraj, zasługiwały na najwyższe potępienie, jednak w kontekście całej tej sprawy widziałam coś, co mnie powstrzymywało przed skreśleniem go.

           Przede wszystkim nie zgadzałam się na postawienie znaku równości między jego dawnymi wyczynami a wczorajszym złamaniem najemnika. I to, i to było złe, ale na zupełnie innych poziomach... Te pierwsze wynikały jedynie z kaprysów niedostosowanego do życia w społeczeństwie okrutnika, a to drugie było efektem problemu, który narastał w nim przez lata nieustannej walki ze swoją mroczną naturą, by postępować właściwie. Te pierwsze służyły tylko i wyłącznie jego rozrywce, a czyniąc wczoraj to drugie, mimo wszystko próbował zrobić coś właściwego, choć zupełnie niewłaściwymi metodami. Jak coś takiego można w ogóle porównywać?

          Ponadto nie umiałam zignorować tego, co dostrzegałam między wersami opowieści Menhisa – przebył naprawdę długą drogę i włożył wiele pracy, by dojść do takiej wersji siebie, jaką jest teraz: ciągle dalekiej od ideału, ale na pewno lepszej. W pewien sposób mi imponowało, że mimo własnych ograniczeń i momentów zwątpienia, nie poddawał się i ciągle próbował postępować według zasad, które przyjął.

           Tak na to wszystko patrząc, nie potrafiłam na Menhisie postawić krzyżyka. Pomylił się, to fakt. Jego błąd był wielki i nieodwracalny – to też fakt. Czułam jednak, że większym i gorszym błędem byłoby odmówienie mu teraz drugiej szansy, i pozostawienie go samemu sobie.

          Jego ciężka praca i wyrzeczenia wcale nie poszły na marne na skutek wczorajszego uczynku. Wręcz przeciwnie – zaowocowały tym, że nie chciał już wracać do dawnego życia. Być może jeszcze sobie nie zdał sprawy jak wielki to postęp. Może właśnie teraz mógłby pójść krok dalej i ustalić własne zasady, z którymi w pełni by się zgadzał? Wierzyłam, że naprawdę był do tego zdolny, a ja chciałam go w tym wesprzeć, bo na pewno nie przyjdzie mu to łatwo.

         Podjąwszy tę decyzję, wreszcie skierowałam swoje kroki do prowizorycznego szpitala. Nie wiedziałam, czy to była już właściwa pora, by zastąpić Koharu, ale miałam naprawdę szczerze dość tego chodzenia, nie wspominając o zmęczeniu, które coraz bardziej mi doskwierało. Moje myśli wreszcie się uspokoiły, więc potrzebowałam teraz jakiegoś konkretnego zajęcia, inaczej po prostu usnę gdziekolwiek, choćby i na środku korytarza...

            Koharu powitała mnie zaskakująco energicznie i entuzjastycznie, zaraz się jednak wyjaśniło, że to sprawka herbaty, jaką piła. Chętnie się nią poczęstowałam i co prawda była tak mocna, że jeszcze przez dłuższą chwilę po wypiciu mrowił mnie język, ale naprawdę udało mi się trochę rozbudzić.

           Wreszcie założyłam fartuch i przeszłam się z Koharu między pacjentami, by sprawdzić ich stan, zmierzyć temperaturę i ustalić, czy coś jeszcze mogłyśmy dla nich teraz zrobić. Żaden na szczęście nie miał gorączki, ale niestety jednemu musiałyśmy zwiększyć dawkę środków przeciwbólowych, by mógł spokojnie spać tak jak pozostali. Po tym „obchodzie" wygoniłam Koharu, by poszła spać, bo jutro pewnie będzie potrzebna w pełni sił.

          Kiedy zostałam sama w szpitalu, znowu pokręciłam się między łóżkami, sprawdziłam wszystkie kroplówki, a także zamieniłam parę słów z pacjentem, którego obudziło moje tupanie. Po tym chcąc nie chcąc, stwierdziłam, że musiałam gdzieś przysiąść, by dać fenghuangom tak bardzo potrzebną im do wypoczynku ciszę. Przez moment myślałam o stanięciu gdzieś w kącie, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam, bo za bardzo bolały mnie już plecy i nogi.

           Usiadłam na niskiej szafce, na której wcześniej piłam wodę z Ewelein. Próbowałam liczyć w pamięci, by pozostać skoncentrowaną, ale niestety co chwilę się myliłam. Czy mi się to podobało, czy nie, zmęczenie w końcu wzięło górę.

***

– Gardienne? – usłyszałam i jednocześnie poczułam delikatne potrząśnięcie za ramię. Bardzo szybko dotarło do mnie, że przysnęłam na dyżurze i poderwałam się przerażona, by się rozejrzeć po szpitalu.

– Co się dzieje? – zapytałam, pełna obaw, dopiero teraz zwracając uwagę, kto mnie właściwie obudził. To była Huang Hua.

– Spokojnie, Gardienne, wszystko w porządku – szepnęła uspokajająco, kładąc rękę na moim ramieniu. – Nic się nie dzieje.

– Przepraszam, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam... – wyznałam, przecierając zaspane oczy. Nie miałam pojęcia, ile spałam, ale wcale nie czułam się lepiej niż wcześniej.

– Rozumiem... wszyscy jesteśmy zmęczeni – powiedziała z pocieszającym uśmiechem. – Gardienne, możemy na chwilę wyjść? Chciałabym zamienić z tobą parę słów.

– Ja... dobrze. Tylko zerknę na pacjentów, dobrze?

– Oczywiście, poczekam za drzwiami – odparła cicho, po czym wyszła, a ja udałam się między łóżka. Obejrzałam wszystkich fenghuangów, a gdy stwierdziłam, że naprawdę wszystko w porządku, dołączyłam do Huang Hua na korytarzu. Zostawiłam jednak uchylone drzwi, bym w razie czego mogła usłyszeć wołanie.

– Gardienne, chciałabym się pożegnać – oznajmiła Huang Hua, gdy stanęłam przed nią.

– Jak to? – zdziwiłam się. – Już?

– Od początku planowaliśmy szybki wyjazd, nie pamiętasz? – odparła lekko rozbawiona moim zaskoczeniem. Jednak blady uśmiech zdradzał, że była bardzo zmęczona. – Flet nie odzyskał jeszcze pełnej mocy, ale czeka nas wielodniowa podróż i jestem przekonana, że tyle czasu wystarczy, by móc go znowu użyć.

– To dobra wiadomość.

– Też tak sądzę, choć nie ukrywam, że odpoczęłabym trochę, ale nie możemy czekać – wyznała, po czym położyła ręce na moich ramionach. – Pamiętaj, że jesteś moim specjalnym gościem i na czas mojej nieobecności z każdą sprawą możesz iść do Wei. Zaopiekuje się tobą – dodała, nachylając się lekko w moją stronę.

– Tak, pamiętam, dziękuję – odparłam, uśmiechając się, po czym przytuliłyśmy się nawzajem. Trochę mnie zdziwiło, że wspominając o flecie, Huang Hua ani słowem nie zająknęła się o Menhisie. Mimo wszystko postanowiłam o to zapytać. – Huang Hua, czy też mogłabym liczyć na kilka minut twojej uwagi?

– Jeśli potrzebujesz, to zawsze – powiedziała, odsuwając się na odległość wyprostowanych rąk. Miałam wrażenie, że się domyślała, jaki temat chciałam poruszyć. Może pożegnanie to była tylko wymówka, by do mnie przyjść?

– Dziękuję – powiedziałam, kłaniając się jej lekko. – Chciałabym zrozumieć, co się wydarzyło w sanktuarium.

– Cóż, Menhis...

– Wzmocnił flet, to wiem – dokończyłam za nią, by jak najszybciej przejść do sedna sprawy. – Ale jak? Nie użył swojej mocy, więc czyjej? – dopytywałam, a Huang Hua wyglądała, jakby biła się z myślami. – Czy to była moc Kryształu? – zadałam ostateczne pytanie i już sam wyraz twarzy fenghuang mówił mi, że dobrze myślałam. – Jak to możliwe?

– Skoro Menhis sam ci tego nie wytłumaczył, to nie czuję się uprawniona, by opowiedzieć ci tę historię – odparła Huang Hua, a ja choć byłam zawiedziona, to starałam się tego nie okazać, bo rozumiałam jej stanowisko. – Mogę ci tylko powiedzieć, że Menhis jest... bardzo chory.

– Czy to coś związanego z jego umiejętnościami?

– W zasadzie tak – odparła i naprawdę mnie zaintrygowało to, że nie powiedziała po prostu „tak". – Miiko udało się odkryć, że energia Kryształu, jest w stanie powstrzymać objawy i osłabić samą chorobę, ale nie może jej całkowicie wyleczyć.

– Dziękuję za wyjaśnienie. Teraz lepiej rozumiem to ryzyko, którego tak się obawiałaś – powiedziałam, znowu się jej kłaniając. Nie zamierzałam dalej na nią naciskać, bo i tak miałam wrażenie, że zdradziła mi więcej, niż mogła.

– Gardienne, właściwie to ja też chciałabym cię o coś zapytać... i poprosić – nieoczekiwanie oznajmiła Huang Hua.

– Dobrze, proszę, zamieniam się w słuch – odparłam, starając się ukryć zaskoczenie.

– Wybacz bezpośredniość, ale czy ty i Menhis jesteście razem?

– Ja... to trochę skomplikowane – wyznałam i ku mojemu zdziwieniu nie umiałam określić, która z nas była bardziej zmieszana.

– Wybacz, że pytam, ale wasze aury wydawały mi się jednoznaczne i pomyślałam, że niepotrzebnie się ukrywacie... – zaczęła się tłumaczyć Huang Hua, przerywając niezręczną ciszę.

– Nasze aury? Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałam, przyglądając się jej badawczo.

– Jaśniejecie w swoim towarzystwie – odparła Huang Hua, ożywiając się nieco. – W twoim przypadku to zupełnie normalne, bo jesteś bardzo uczuciową osobą, ale u Menhisa to dość... – urwała, po czym uciekła wzrokiem w bok. Przeszło mi przez myśl, że znowu się zasłoni zobowiązaniem wobec psiona, ale tym razem o dziwo postanowiła mówić dalej. – U Menhisa to dość rzadkie – dokończyła wreszcie. – Na co dzień ma bardzo subtelną aurę, bo jego uczuciowość jest trochę inna niż moja czy twoja.

– Co rozumiesz przez „trochę inna"?

– Najprościej byłoby powiedzieć, że jest ograniczona, ale to nie do końca prawda. Jego uczuciowość jest po prostu płytsza i odgrywa mniejszą rolę – wyznała powoli Huang Hua, jakby stąpała po cienkim lodzie. Gdy to powiedziała, to właściwie nie byłam zdziwiona, bo ta cecha osobowości idealnie pasowała do braku sumienia. – Większość osób jest mu raczej obojętna, więc gdy przebywa w towarzystwie kogoś, kto wzbudza w nim jakieś uczucia, to od razu to widać. Obserwowałam was przez całą drogę i znam go na tyle, by móc z całą pewnością stwierdzić, że jesteś mu nieobojętna i to w inny sposób niż ja czy Miiko – dodała zaraz potem, zadziwiając mnie swoją wylewnością.

– Chcesz mi powiedzieć, że jest zakochany? – zapytałam wprost, nie będąc do końca pewną, czy dobrze ją zrozumiałam.

– Nie odważyłabym się tego tak nazwać, ale myślę, że teraz jest bliższy tego uczucia bardziej niż kiedykolwiek – wyjaśniła Huang Hua nieco zmieszana. Może zaczęło być jej wstyd, że tak dużo zdradziła? Nie umiałam się jednak teraz tym przejąć, bo sama byłam strasznie zdezorientowana.

– To ja już nic z tego nie rozumiem – stwierdziłam, garbiąc się przy tym lekko z głośnym westchnięciem. Huang Hua spojrzała na mnie zaintrygowana, lekko przechylając głowę. – Menhis dopiero co mi zakazał zakochiwania się w nim...

– Naprawdę to powiedział? – upewniła się Huang Hua, a gdy potwierdziłam ruchem głowy, to odwróciła się ode mnie i odeszła na kilka kroków, po czym wróciła. Wyglądała na zamyśloną. – Nie rozumiem...

– No to jesteśmy dwie – odparłam, opierając się plecami o ścianę.

– Nie do końca to miałam na myśli – oznajmiła Huang Hua. – Chodzi mi o to, że Menhis już tak kiedyś komuś powiedział...

– Komu? – zapytałam mimowolnie.

– Miiko.

– Co? – wykrztusiłam, odbijając się nogą od ściany.

– Tyle że wtedy to była inna sytuacja... – odparła Huang Hua. – Wtedy obserwując Menhisa nie miałam wątpliwości, że z jego strony Miiko mogła liczyć tylko na przyjacielskie przywiązanie.

– A jak to się skończyło?

– Nijak, po prostu rozeszło się po kościach, bo niedługo później Miiko poznała kogoś innego i zrozumiała, że z Menhisem to było tylko zauroczenie, i w zasadzie to była mu wdzięczna za jego trzeźwe podejście do tych spraw.

– Rozumiem... – oznajmiłam. – Znaczy nie rozumiem – poprawiłam się zaraz. – Skoro twierdzisz, że teraz jest inaczej, to dlaczego mi coś takiego powiedział? Nie wierzę, że nie zauważył zmiany...

– Sama chciałabym to wiedzieć, Gardienne... – wyznała zmieszana Huang Hua. – Przykro mi, ale nie wiem co ci poradzić w tej kwestii.

– Chyba nikt by nie wiedział – odparłam, a Huang Hua pokiwała głową.

– Chciałabym cię jednak poprosić, byś go nie skreślała, dopóki nie odkryjesz, co nim kieruje – powiedziała po chwili fenghuang, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. – Nie zrozum mnie źle, nie chcę cię wpychać w jego ramiona. Znaczy... może trochę chciałam, bo widzę, jak na siebie reagujecie i że po ostatnich wydarzeniach nadal się o niego troszczysz – wyznała zarumieniona, tym samym tłumacząc, dlaczego na ten temat była taka wylewna. W normalnej sytuacji chyba by mnie rozbawiło, że sama Huang Hua próbowała mnie swatać i to jeszcze z Menhisem. – ... ale faktycznie sprawa między wami jest znacznie bardziej skomplikowana, niż mogłam podejrzewać. Masz pełne prawo stwierdzić, że jakakolwiek bliższa relacja z kimś tak trudnym jak on wcale cię nie interesuje i nie będę ci miała tego za złe. Nikt nie będzie miał. Czuję jednak, że Menhis ma jakiś powód, dla którego ci to powiedział i widząc uczucia w twojej aurze, myślę, że bez zrozumienia co to jest, już zawsze będziesz się zastanawiała, czy na pewno podjęłaś dobrą decyzję.

– Tak zrobię – obiecałam, uśmiechając się słabo. Zaczynałam się czuć trochę zbyt przytłoczona tym wszystkim, czego się ostatnio dowiedziałam.

– Dziękuję – odparła Huang Hua, odwzajemniając mój uśmiech. – Pora na mnie, Gardienne – powiedziała, wyciągając do mnie ręce, by znowu się przytulić, na co z chęcią przystałam. – Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy ponownie, gdy Kryształ będzie już zdrowy.

– Ja również, Huang Hua – odparłam, po czym się odsunęłam. – Zatem do zobaczenia.

– Do zobaczenia – powiedziała fenghuang. Już miała się odwrócić i odejść, ale wtedy coś mi się przypomniało.

– Huang Hua? – odezwałam się.

– Tak?

– Miałaś mieć jeszcze do mnie jakąś prośbę.

– Tak, ale to już nieważne, zapomnij – odparła i miałam wrażenie, że lekko się zarumieniła, jakbym ją na czymś przyłapała.

– Dlaczego?

– Bo podczas naszej rozmowy uświadomiłam sobie, że moja prośba w obecnej sytuacji byłaby bardzo nie na miejscu.

– Mimo to chcę ją usłyszeć – poprosiłam, a Huang Hua westchnęła i na chwilę opuściła głowę, wyraźnie się wahając.

– Chciałam cię poprosić, byś zaopiekowała się Menhisem – powiedziała wreszcie. – Ciągle w niego wierzę... Ale myślę, że nie powinnam cię obciążać takim obowiązkiem, gdy sama potrzebujesz poukładać sobie w głowie.

– Nie przejmuj się tym teraz, tylko mów dalej – odparłam ze spokojem. Co prawda mogłam się tego domyślić, ale dobrze było usłyszeć wprost, że nie tylko ja nie postawiłam na Menhisie krzyżyka przez wczorajsze wydarzenia. Wydawało mi się jednak, że coś ją w związku z tym dręczyło.

– Menhis tego nie przyzna, ale na pewno jest zagubiony – oznajmiła Huang Hua.

– To możliwe – przyznałam. Z rozmowy, jaką z nim odbyłam, jasno wynikało, że całkiem zawaliło mu się to, w co wierzył, że było słuszne i co wymagało od niego wielu wyrzeczeń. – Naprawdę poważnie traktował kodeks.

– Im dłużej o tym wszystkim myślę, tym bardziej mam wrażenie, że zrobiłyśmy z Miiko błąd, dając mu ten kodeks.

– Dlaczego?

– Sądzę, że to z naszej strony było jedynie ominięcie problemu, a nie rozwiązanie go – wyjaśniła i wyraźnie widziałam, że naprawdę źle się czuła z tą świadomością. – Teraz myślę, że po prostu poszłyśmy na łatwiznę, ale wtedy... Wtedy to się wydawało jedynym rozwiązaniem, bo Menhis naprawdę nic nie rozumiał – dodała, przysłaniając twarz dłonią.

– A może wtedy to faktycznie było jedyne rozwiązanie? – zapytałam, szybko odnajdując się w tym zagadnieniu, bo stanowiło ono dla mnie logiczną kontynuację moich rozmyślań z wcześniej, gdy spacerowałam. – Żeby móc z kimś rozmawiać o zasadach i moralności, to ten ktoś musi najpierw je mieć... a Menhis nie miał żadnych doświadczeń ani refleksji, więc nic dziwnego, że nie mogłyście się z nim dogadać – powiedziałam, a Huang Hua odsłoniła twarz. Miałam wrażenie, że moje słowa trafiały tam gdzie powinny: do jej serca. – Dopiero z kodeksem mógł wreszcie zobaczyć, jak to jest mieć zasady i stwierdzić co mu odpowiada, a co nie. Może dzięki tym doświadczeniom wreszcie będzie mógł ustalić własne?

– Możesz mieć rację, Gardienne – odparła Huang Hua, ciągle unikając mojego spojrzenia. Może i udało mi się uciszyć część jej wyrzutów sumienia, ale to nadal nie oznaczało, że już wszystko było w porządku. – Mogłyśmy z Miiko przegapić tę gotowość Menhisa do zrobienia następnego kroku...

– Nie rozmawiał z wami o tym, więc miałyście prawo nie wiedzieć – powiedziałam, kładąc dłoń na jej ramieniu w pocieszającym geście. Dopiero teraz na mnie popatrzyła i wyglądała na zmęczoną bardziej niż kiedykolwiek. – W jego aurze pewnie też nic nie było widać.

– Niby to wiem, ale i tak mnie to męczy. Czuję, że śmierć tamtego najemnika, to moja wina.

– Czuję się podobnie – wyznałam. Gdy to powiedziałam, zdziwiło mnie, jak lżej zrobiło mi się na sercu. – Być może to właśnie nam przyszło mieć wyrzuty sumienia za Menhisa – dodałam, po czym przytuliłam mocno Huang Hua. – Nie martw się – szepnęłam po dłuższej chwili ciszy, po czym się odsunęłam. – Już wcześniej powiedziałam Menhisowi, że w razie czego może na mnie liczyć i jeśli będzie chciał skorzystać z mojego wsparcia, to je otrzyma – wyjaśniłam z uśmiechem, gdy zobaczyłam jej zaskoczoną minę. – I to niezależnie od tego, co sobie będę myślała o tym, co jest między mną a nim.

– Dziękuję, Gardienne... – powiedziała fenghuang, nawet nie ukrywając wzruszenia.

– Nie ma za co, Huang Hua – odparłam z uśmiechem. – W końcu tak robią ci dobrzy, co nie?

Continue Reading

You'll Also Like

37.5K 1.2K 78
Tytuł mówi sam za siebie. Oto pierwsze pokolenie nadludzi. Są od nas: silniejsi, szybsi, mądrzejsi. Najnowsza generacja ludzkiej rasy... UKRYWA SIĘ W...
9.5K 706 37
Córka polskich emigrantów spotyka na swojej drodze samotnego kowboja. Musi uważać, by najlepszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie nie odkrył jej ma...
60.9K 1.4K 43
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
27.3K 1.8K 40
Ona. Pojawiła się z nikąd. Najpierw jest nikim, potem staje się Ziemianką. Przeklęta? Dziwne... Chociaż, można to zrozumieć. Tajemnicza? Nie... zbyt...