Bagno

910 91 41
                                    

Hej! Na wstępie tylko powiem, że nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak cykałam przed publikacją rozdziału. Pisanie go zajęło mi tak długo nie tylko dlatego, że szło mi opornie, ale także dlatego, że to po prostu ciągle to odwlekałam XD. Mam jednak nadzieję, że strach okaże się mieć tylko wielkie oczy :).

Miłej lektury <3.



           Droga do szpitala z pokoju Huang Hua okazała się dość krótka i dotarliśmy tam z Ezarelem raptem po kilku chwilach. To miejsce urządzono w przestronnym pokoju gościnnym obok lecznicy, która była zbyt mała, by pomieścić wszystkich potrzebujących pomocy. Oznaczało to, że zanim w ogóle zdążyłam się zastanowić nad tym, co usłyszałam, odchodząc z narady i co mógł zrobić Menhis, to już musiałam o tym zapomnieć, by całkowicie się skupić na pracy.

          Już od progu widziałam, że ten szpital został zorganizowany w wielkim pośpiechu. Niepotrzebne meble zsunięto do jednego z rogów pomieszczenia, a w uzyskanym w ten sposób miejscu rozłożono prowizoryczne legowiska, bo nie było czasu na dostawienie większej ilości łóżek. Tych było tutaj cztery i jak się domyślałam, oddano je najciężej rannym.

           Wśród obecnych w szpitalu krążyły dwie fenghuang i jedna z nich prawdopodobnie była tutejszą pielęgniarką – Koharu, o której wspominała Huang Hua, gdy mnie oprowadzała po Świątyni. Obie kobiety uwijały się, jak tylko mogły, by zadbać o każdego potrzebującego. Za to Ewelein właśnie się pochylała nad jednym z mężczyzn, któremu akurat przypadło łóżko. W wielkim skupieniu obserwowała trzymane nad nim magiczne urządzenie, które służyło do wykrywania obrażeń niewidocznych gołym okiem, dlatego dopiero po chwili uniosła głowę, by sprawdzić, kto w ogóle przyszedł. Wyraźnie jej ulżyło na nasz widok.

– Gardienne, zakładaj fartuch i chodź – oznajmiła, ruchem głowy wskazując mi kierunek, a gdy tam spojrzałam, to zobaczyłam na szafce złożony jasny materiał. Cała Ewelein. Żadnych pretensji czy uwag, ot po prostu miałam się wziąć do roboty. Mnie to odpowiadało.

           Złapałam za fartuch, który wyglądał na przyniesiony z kuchni i go założyłam, a Ewelein w tym czasie dokończyła badanie mężczyzny. Gdy podeszłam do niej, wrzuciła urządzenie do kieszeni.

– Ez, zawołaj fenghuangów z korytarza, musimy go natychmiast przenieść do lecznicy – poprosiła, a elf zdawał się tylko na to czekać.

– Robi się – odparł, po czym od razu wyszedł i usłyszałam zza drzwi, jak kogoś nawołuje.

– Co z nim? – zapytałam, spoglądając na bladego mężczyznę. Był spocony, ale nie wyglądał, by miał gorączkę.

– Ma krwotok wewnętrzny, musimy operować – oznajmiła Ewelein, a chwilę później do sali wpadło dwóch fenghuangów z noszami. Od tego momentu zaczął się dla mnie prawdopodobnie najbardziej wymagający dyżur w całej mojej pielęgniarskiej karierze.

           Lecznica w Świątyni przypominała bardziej gabinet szkolnej pielęgniarki niż naszą przychodnię w Kwaterze, ale tylko tutaj mogłyśmy zapewnić w miarę sterylne warunki i prywatność wszystkim, którzy wymagali czegoś bardziej skomplikowanego od założenia paru szwów. Znajdował się tutaj także odpowiednio wysoki stół, na którym w miarę wygodnie dało się operować. Niestety przewinęło się przez niego więcej osób, niż byśmy chciały.

          Mężczyzna z krwotokiem wewnętrznym trafił na stół niemal w ostatniej chwili. Udało się go uratować, ale nie obyło się bez przetoczenia mu krwi od jego brata. Całe szczęście, że on aż tak nie ucierpiał w walkach, bo nie chciałam sobie nawet wyobrażać, ile nastręczyłoby dodatkowych trudności poszukiwanie teraz odpowiedniego dawcy.

Eldarya: Menhis (piąty WS)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz