Madelyn | Tom Riddle

By coquette_

83.1K 5.6K 930

Nie jesteś bezużyteczna. Jesteś jego Madelyn. Nie jego bronią, ale jego diamentem. ''Zegar wybił jedenastą... More

Wstęp
1.
2.
3.
4.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
Epilog

5.

3.3K 206 14
By coquette_

Nie złapała równowagi, padając przed nim na kolanach razem z grubą księgą. Opuściły ją siły i nawet nie zamierzała wstać. Kryjąc twarz w dłoniach, skuliła się, pod ciężarem wydarzeń. Starzec-duch, Orion i jego zabawa oraz dwójka przerażonych mugoli. 

- Udało ci się - usłyszała, kątem oka dostrzegając, że podnosi z podłogi książkę. Zdawała sobie sprawę, że ona mogłaby wrócić nawet martwa, ale jego cel był najważniejszy. Księdze nie mogło się nic stać, ale jej owszem. - Dlaczego płaczesz? - spytał. Cudem było, że w ogóle zauważył. 

- Chcę wrócić do domu - wspomogła się rękoma, wstając z kolan. Wytarła mokre policzki, odgarniając loki do tyłu. - To tak księga? - upewniła się, ostatni raz patrząc na skórzaną oprawę lektury.

- Dokładnie.

- A gdzie reszta? - byli sami, a przecież wszyscy mieli wrócić dokładnie w to miejsce. 

- Odesłałem ich. Straciłaś rachubę czasu, Madelyn, cokolwiek tam robiłaś. Byli tu kwadrans temu - wzruszył ramionami, odchodząc. Uznała to za dobry moment na wyślizgnięcie się z jego apartamentu. Oglądając się za siebie, ruszyła z miejsca. Może Orion nie powiedział jeszcze nic na jej temat? Wolała, aby Tom jej nie karał. Skoro jej Cruciatus sprawił tak ogromny ból mugolowi, to jak bolesny musi być ten zadany przez Toma? Zadrżała. Szarpnęła za klamkę, ale drzwi się nie otworzyły. Pociągnęła drugi raz i od razu się poddała. Zamknięte to zamknięte. - Idziesz już? - spytał retorycznie, wyrastając za jej plecami. Bez książki. 

- Co powiedzieli Black'owie na mój temat? - spytała wyniośle, zaciskając pięści.

- A co dokładnie chcesz usłyszeć? Że jesteś fatalną śmierciożerczynią, ale to nie nowość. Wszyscy wiemy, że jesteś - powiedział gładko bez oznak emocji.

- Może powiesz im, że wcale nie chciałam nią być, panie? - gdy opanowywała ją złość, zapominała o wszystkich uczuciach. Zupełnie tak jakby przed chwilą nie popełniła zbrodni.

- Sama opowiesz mi co się stało - gestem ręki zaprosił ją z powrotem do salonu. W zasadzie nie zaprosił, bo nawet nie mogłaby odmówić, jeśli życie było jej miłe. Ściągnęła swój płaszcz, który ciągnął się za nią i rzuciła go na podłogę. Tom usiadł w fotelu. Z wyprostowanymi plecami w idealnym garniturze bez zagnieceń. Nie dał jej pozwolenia na to, aby usiadła i był to jego kolejny sposób, na ,,dyskretne poniżanie" jej osoby. - Słucham.

- Hollen był w domu, ale w zasadzie nie wiedziałam, że jest duchem - przerwała, żeby zaobserwować jego reakcje, ale nie otrzymała nic. Trzymał złożone palce na klatce piersiowej, przyglądając się zegarowi na kominku. Dobiegała siódma rano. - Pozwolił, abym ją wzięła i zdaję się, że wiedział komu ją niosę. - znów żadnej reakcji. - I na tym zakończyłaby się cała akcja, czego w sumie akcją nie można nazwać. Wpadałam na Oriona, który... Właściwie reszta historii nie ma nic wspólnego z przejęciem księgi - wzruszyła ramionami. Nie chciała pogrążać się jeszcze bardziej, a tym bardziej załamywać przy opowiadaniu. 

- Raport zdaje się od początku do końca, Madelyn - zaznaczył twardo. 

- Dostałam lekcję torturowania - streściła, zagryzając wargę. 

- Kogo torturowałaś?

- Mugola.

- Podobało ci się? - spojrzał w jej oczy. Nie było to pytanie złośliwe. Była nad wyraz poważne.

- Nie widziałam w tym niczego przyjemnego - przestąpiła z nogi na nogę. Zrobiło się chłodniej, gdy Riddle podniósł się z fotela, znajdując się nienaturalnie blisko. - Jaką widzisz w tym przyjemność, panie? Co sprawia, że dla was wszystkich to takie rozrywkowe? 

- Potrafimy dostrzec różnice między nami, a nimi. Między istotami doskonałymi, a kimś pozbawionym wszelkiego talentu - stanął za nią, nachylając się, aby poczuła jego oddech na szyi. - Dopóki nie pojmiesz różnicy, nie zrozumiesz całej reszty, ale jesteś młoda w przeciwieństwie do reszty. Masz czas za naukę - i odsunął się, obchodząc ją dookoła. - Masz ochotę na śniadanie? - spytał zupełnie innym tonem, bez mrożącej krew w żyłach nuty. 

- Poproszę - kiwnęła głową.

Stół, przy którym wczoraj odbywało się spotkanie został nakryty na dwie osoby, co tylko potwierdzało jej przypuszczenia, że Antonio słyszy każdą rozmowę w apartamencie Czarnego Pana. Naturalnie jego miejsce było na czele stołu, a jej po boku. Nie pozwoliłby sobie na taką zniewagę.

Mały imbryk sam nalał jej herbaty, a jedzenie przeniosło się na talerzyk w postaci przepysznie wyglądającej jajecznicy, równo pokrojonych pomidorów oraz dużych tostów. Oczy dziewczyny zabłysły szczęściem, ale zaraz zgasły, gdy pomyślała, że wioska, którą zdemolowali nie zje takiego śniadania. Uznała, że nie zasługuję na jakąkolwiek przyjemność nawet w postaci jedzenia, po tym czego się dopuściła. Chciała się odsunąć, ale Riddle położył na jej dłoni swoją rękę. Nie odsunęła jej, sądząc, że jego dłoń daje jej wyjątkowe ukojenie, nawet jeśli była to kolejna sztuczka, aby ją uwieść i wykorzystań, została. 

- Smacznego - powiedział.


Przemierzała uliczki Londynu, wymijając mugoli, którzy przeszkadzali jej w dojściu do budki. Tym razem najbliżej było jej do wejścia dla gości. Gdyby wybrała wejście dla pracowników, spóźniłaby się o kolejne dwadzieścia minut. Jej kwiecisty płaszcz powiewał razem z silnym wiatrem, ale nawet on nie zniszczył jej słodkiego oblicza uroczej, młodej kobiety. Zupełnie inaczej niż wyglądała wczoraj, kiedy czarne płachty ciągnęły się za nią niczym ciemna aura śmierci.

- Przepraszam najmocniej! - ktoś trącił ją ramieniem, aż upadła na chodnik, upuszczając teczki z dokumentami. - W porządku? - uniosła głowę spotykając się spojrzeniem z szatynem o jasnej cerze i czekoladowych oczach. Wyciągnął w jej stronę dłoń, którą niechętnie przyjęła i wstała. 

Kiedy zgiął się po jej rzeczy, pomyślała, że ma pecha. Wpadła na mężczyznę o wspaniałych rysach twarzy i czarujących oczach, ale status mugola mówił sam za siebie. Nie czuła do niego obrzydzenia, ponieważ tak nawał to Tom. Przypisała mu niższą rangę. Tak jak uczyli ją rodzice i Riddle.

- Dziękuję - odchrząknęła, odgarniając do tyłu niesforne loki. Odebrała od niego teczki, uśmiechając się wdzięcznie. 

- Papierkowa praca? - skinął głową na jej bibeloty. 

- Nie tylko, ale... W zasadzie nic ciekawego - wzruszyła ramionami, wymijając szatyna zgrabnym ruchem, jednak ten złapał jej ramię. Zdziwiona odwróciła się do mężczyzny o czekoladowych oczach, unosząc brew lekko oburzona.

- Tylko chwilę, Madelyn.

- Przepraszam, ale znamy się? - jej serce zabiło nieco szybciej. Z mugolami miała niewiele wspólnego, tyle tylko, że torturowała ich na rozkaz Toma. Może on nie był...

- Wątpię, że znasz mnie, ale ciebie znają wszyscy - a więc był czarodziejem. 

- Jeżeli jesteś z jakiejś gazety, albo...

- Nie jestem, ale chciałem tylko... Dać ci to - z kieszeni marynarki wyciągnął zwitek papieru. - Mam nadzieję, że do zobaczenia - dodał, puszczając ją. Wtopił się w tłum innych przechodniów, zostawiając jej zdezorientowaną osobę na środku chodnika. 

Potrząsając głową, sprężyła się, aby ruszyć dalej i musiała bardzo uważać, aby wymijać innych i jednocześnie odczytać wiadomość. Miała nadzieję, że nikt jej nie śledził. W innym przypadku Riddle wyprułby z niej wszystkie wnętrzności, aby dowiedzieć się z kim rozmawiała, o czym rozmawiała i po co. 

,,Mieszkanie 24 w Hampstead, na ulicy Lefton. Godz. 19''

Po pięciokrotnym przeczytaniu liściku, schowała go do swojej torebki. Byłaby głupia, gdyby od tak poszła do czyjegoś mieszkania. Poza tym było to zaproszenie od mężczyzny, który znał jej tożsamość i jedynie wpadł na nią na ulicy. Właściwie ona wpadła na niego. Skoro przygotował jej list, musiał ją śledzić. Z drugiej strony nie byłaby sobą, gdyby nie spełniła swojej ciekawości.

O ósmej ministerstwo było przepełnione ludźmi i cudem było, że wcisnęła się do windy. Przyklejona do ściany żałowała, że wybrała sukienkę, gdy otaczali ją mężczyźni. Nie znosiła ich spojrzeń, ale z dumą i gracją opuściła windę. 

- Spóźnienie. Czterdzieści minut - zakomunikował Riddle, kiedy otworzyła drzwi do jego gabinetu, wpadając do środka.

- Tak wiem, ale...

- Nie interesuje mnie to. Zastanawiałem się tylko czy obciąć ci wynagrodzenie... - odchylił się na krześle, lustrując ją od góry do dołu. 

- Odpracuje to, ale nie zmniejszaj mojej pensji! Pracuję dla ciebie ciężej niż twoje inne przydupasy, a zarabiam najmniej! Ledwo stać mnie na spłacenie rachunków i jedzenia, podczas, gdy oni pławią się w luksusach! - walnęła teczkami o jego biurko, wbijając w niego spojrzenie pełne furii. 

- Są od ciebie starsi i już zapracowali na wysokie kwoty. Ty, musisz się jeszcze trochę postarać, Madelyn.

- Oczywiście, panie - mruknęła, czując nieprzyjemne wibracje w głowie, którymi najprawdopodobniej chciał ją upomnieć.

- Możesz przyjść do mnie wieczorem - beznamiętnie przechylił głowę, błądząc spojrzeniem po jej bladej twarzy. Iskra złości wyparowała z jego oczu, ale tylko nasiliła jej wściekłość.

- Mam dużo pracy - spuściła wzrok. 

Wcale nie ma innych planów. Nic nie zamierza. 

- Naturalnie. Zawsze stawiasz ją na pierwszym miejscu - odparł gładko i gdyby nie znała go, rzeczywiście zaliczyła by owe zdanie do przyznania jej racji, ale ten ton głosu oznaczał u niego czystą kpinę. - Więc zacznij od zaparzenia mi kawy, a potem sporządź raporty z Departamentu Tajemnic i Finansów. I pośpiesz się bo potrzebuję tych trzech rzeczy jak najszybciej.

Mogłaby eksplodować ze złości na środku jego gabinetu, ale zamiast tego zacisnęła wargi, wychodząc na korytarz, gdzie wyminęła parszywego Oriona. Poprzedniej nocy obiecała sobie, że gdy tylko spotka Black'a, prychnie mu prosto w twarz, ale w tamtej chwili jakoś straciła swoją pewność i spuściła głowę, śledząc czubki swoich butów. Mąż Walburgi nawet nie uraczył jej spojrzeniem, dlatego odetchnęła. Poczuła przyśpieszone bicie serca, gdy zorientowała się, że zostawiła swoją torebkę w gabinecie przełożonego. 

Zawsze ją tam zostawiała, ale teraz... Zostawiła tam liścik od nieznajomego posiadacza czekoladowych oczu. Nie widziała podstawy, dla której Riddle miałby grzebać w jej torebce, ale gdyby to zrobił, znalazłby kartkę i wtedy wiedziałby, że Madelyn nie ma dużo pracy, tylko spotkanie. 

Nie była to konspiracja, tylko miejsce i data zwykłego spotkania, ale Tom zabronił się jej spotykać.

- Niech go Salazar zje! - syknęła pod nosem. Odrzuciła paranoiczne myśli, krocząc dumnie po głupią kawę, które zatrułaby, gdyby tylko mogła.

Gdy wróciła z powrotem, Tom nie był sam. Słuchał zaciętej dyskusji pomiędzy Orionem i Cygnusem Black, którzy zapewne toczyli dalszą batalię o to kto ma władzę w Departamencie Finansów. Młodszy brat Walburgi wyglądał jakby był gotowy zadźgać jej męża. Madelyn też była gotowa to zrobić. 

Swoją kłótnie zaprzestali. Trzy pary oczu przebiły ją na wylot, aż zrobiła krok do tyłu. 

- Myślałem, że kierowniczka zarządu ma nieco bardziej odpowiedzialną pracę - zaszydził z niej Orion, przestępując z nogi na nogę z wyzywającym spojrzeniem.

- Och. Ja też tak myślałam - odgryzła się opanowanym tonem i postawiła kubek z kawą na blacie, dość delikatnie, aby nie zarysować lakierowanego biurka. Spojrzała na Tom'a, czekając na jakiekolwiek słowo czy reakcje, ale spotkała się z nieprzyjemnym warknięciem.

- Raporty - więc wyszła, zabierając kochaną torebkę.


Życzę Wam udanego tygodnia, ponieważ jutro jest  p o n i e d z i a ł e k.

Continue Reading

You'll Also Like

300K 6.3K 35
21-letnia Veronica Smith rozpoczyna praktykę jako psycholog w więzieniu, w którym przebywa jeden z najniebezpieczniejszych przestępców w całym USA, L...
7.3K 390 22
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...
12.4K 700 46
Vivienne Stonewall, 16 letnia dziewczyna, przenosi się do szkoły swojego brata, Caleb'a, czyli do Akademii Królewskiej. Tam poznaje grupę przyjaciół...
12.3K 2.6K 28
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...