Miasto Magii [Miasto Magii #1...

By kudikot

12.2K 1K 181

Mówią, że magowie to najgorsze stworzenia tego świata. Są okrutni, pozbawieni dusz i nie powinno się pozwalać... More

Słowem wstępu
Fragment pierwszego rozdziału
Mapka
Bohaterowie
Rozdział I - „Sąd"
Rozdział II - „Miasto Środka"
Rozdział III - „Brama Główna"
Rozdział IV - „Oreall"
Rozdział V - „Tajemnice"
Rozdział VI - „Zmartwienia"
Rozdział VII - „Plany"
Rozdział VIII - „Lekcja magii" część I
Rozdział VIII - „Lekcja magii" część II
Rozdział IX - „Początek kłopotów"
Rozdział X - „Czysta magia"
Rozdział XI - „Walka"
Rozdział XII - „Więzień"
Rozdział XIII - „Fex"
Rozdział XIV - „Anella"
Rozdział XV - „Opowieść o Henrecie"
Rozdział XVI - „Blizny"
Rozdział XVII - „Decyzja"
Rozdział XVIII - „Evas"
Rozdział XIX - „Trening z Evasem"
Rozdział XX - „Pułapka"
Rozdział XXI - „Wolność"
Rozdział XXII - „Przygotowania"
Rozdział XXIII „Kwiaty"
Rozdział XXIV „Podejrzany"
Rozdział XXV - „Jiean"
Rozdział XXVI - „Krew"
Rozdział XXVII - „Ojciec i syn"
Rozdział XXVIII - „Oczekiwanie"
Rozdział XXIX - „Kryjówka"
Rozdział XXX - Szalony Kot
Rozdział XXXI - „Nienawiść"
Rozdział XXXII - „Evas i Dannel"
Rozdział XXXIII - „Pomoc"
Rozdział XXXIV - „Mailan"
Rozdział XXXV - „Rozpacz"
Rozdział XXXVI - „Kobieta w pokoju"
Rozdział XXXVII - „Puste miasto"
Rozdział XXXVIII - „Nieufność"
Rozdział XXXIX - „Garon Anid"
Rozdział XL - „Rozmowa z kapitanem"
Rozdział XLI - „Poczucie winy"
Rozdział XLII - „Korytarz"
Rozdział XLIII - „Lonnie"
Rozdział XLIV - „Napięcie"
Rozdział XLV - „W bibliotece"
Rozdział XLVI - „Uwięziona"
Rozdział XLVIII - Straty
Rozdział XLIX - Brat i siostra
Rozdział L - Anella i Balla
Rozdział LI - Ostateczne starcie?
Rozdział LII - Odbudowa
Rozdział LIII - Pustkowie
Królowa Magii

Rozdział XLVII - Kryjówka zaatakowana

108 14 0
By kudikot

Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Już nie tylko Luten Marshak chciał wyjść na zewnątrz. Dołączało do niego coraz więcej osób. Anella przyglądała się temu z coraz większym niepokojem.

    — Powinniśmy coś z tym zrobić — powiedziała, bardziej do siebie niż do Gillena, ale on i tak odpowiedział, wzruszając ramionami:

    — Niby co? Niech sobie trochę pomarudzą, to nic takiego. Chociaż przyznam, że mam ich już dość.

    Strażnik znów odprawił grupkę od drzwi i większość odeszła, ale Luten został, krzyżując ręce na piersi.

    — Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki mnie nie wypuścisz.

    Strażnik westchnął ciężko i podniósł wzrok na stojącą nieopodal zamieszania Stace. Dziewczyna skinęła krótko głową.

    — Wypuść go, Ren, bo nie da nam spokoju. Ale patrz, gdzie idzie. Ma iść tylko do centrum dowodzenia i nigdzie indziej. Zrozumiano? — Wbiła ostry wzrok w Lutena i Anella odczuła do niej jeszcze większy respekt niż wcześniej.

    Chłopak przełknął ślinę i skinął głową. Spojrzał na strażnika, Rena, z wyrazem zadowolenia na twarzy.

    — Widzisz? Wygrałem. — Uśmiechnął się krzywo. — A teraz mnie wypuść.

    Ren znów westchnął ciężko, ale obrócił się i otworzył drzwi. Luten wyminął go, wciąż z pełnym wyższości uśmieszkiem, i wyszedł na korytarz. I natychmiast zamarł.

    — Co do... — urwał. — Balla?

    Anella nie wiedziała, co to znaczy, ale najwyraźniej nic dobrzego, bo Ren chwycił mocniej za strzelbę i przygotował ją do strzału.

    A ta wyleciała mu z rąk i poleciała na korytarz.

    Nagle zapanował chaos. Anella nie wiedziała, co się dzieje, ale zerwała się na równe nogi, bo nagle wszyscy wokół zaczęli biegać i nie chciała zostać zdeptana. Uciekali jak najdalej od drzwi, do innych pomieszczeń.

    Rozległ się nagły strzał, tak głośny, że doskonale słyszalny ponad odgłosami paniki. Anella zamarła i odruchowo obróciła się w stronę drzwi. Ktoś ją potrącił, zachwiała się, ale ktoś inny ją złapał i podtrzymał.

    — W porządku? — zapytała Stace, pomagając się jej wyprostować.

    Anella pokiwała głową, rozglądając się szeroko otwartymi oczami.

    — Co się dzieje?

    Stace pokręciła głową.

    — To chyba ludzie Dannela, chodź. — Chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą.

    Ludzie Dannela? Mieliśmy być tu bezpieczni, pomyślała Anella, czując jak oczy wypełniają się łzami. Ean mi to obiecał. Czemu kłamał?

    Czy Dannel też tu był? Ta myśl nie napełniła jej strachem, a zimną wściekłością. Jeśli tak, to ona się z nim policzy. Wiedziała, że nie miała z nim szans, ale tym razem nie ucieknie. Będzie walczyć, dopóki nie zginie.

    Ściany i podłoga zadrżały nagle. Tym razem Anella poleciała na ziemię, ciągnąc Stace za sobą. Podniosły się, kiedy tylko drżenie ustało i od razu zauważyły zmianę.

    Wcześniej w pomieszczeniu było więcej par drzwi — te, które prowadziły na korytarz i inne, prowadzące do łaźni i pokojów dla najmłodszych. Ale teraz były tylko jedne, te na zewnątrz. Tam, gdzie powinny być pozostałe, znajdowała się czarna ściana.

    — Pieprzona suka zamurowała drzwi — mruknęła Stace, obracając się do wyjścia.

    Stała tam kobieta, Wyspiarka o burzy czarnych loków. Trzymała w rękach strzelbę Rena, który krwawił u jej stóp. Uśmiechała się z zadowoleniem.

    Za nią stało kilka innych osób — czterech mężczyzn i młoda dziewczyna, na oko w wieku Anelli. Dwóch z mężczyzn było Wyspiarzami, tak jak kobieta, a dziewczyna niewątpliwie pochodziła z Teklandu, zdradzała ją blada skóra i białe włosy. W jej twarzy było coś znajomego.

    — Odejdźcie stąd — powiedziała Stace, robiąc kilka kroków w ich stronę i jednocześnie zasłaniając sobą Anellę. — Mamy przewagę liczebną.

    Wyspiarka zaśmiała się z pogardą.

    — Ich nazywasz przewagą? Bandę dzieciaków?

    Na szczęście, większość zdołała uciec, ale w głównym pomieszczeniu wciąż znajdowało się kilka osób. Niestety, Wyspiarka miała rację — większość była dziećmi, najwyżej piętnastoletnimi. W starciu z dorosłymi, niewątpliwie szkolonymi do walki, nie mieliby szans.

    Anella przełknęła ślinę. Nie będę uciekać, powiedziała sobie i stanęła u boku Stace, nie pozwalając, by ta osłaniała ją własnym ciałem. Byli tu inni, którzy potrzebowali ochrony.

    Wyspiarka weszła do pomieszczenia, przestępując nad ciałem Rena, nawet na nie nie zerkając. W Anelli zagotowało się na sam ten widok. Jak tak mogła? Zastrzeliła kogoś i nawet nie zamierzała poświęcić mu odrobinę uwagi? Wyglądała, jakby w ogóle się tym nie przejęła!

    To potwory, uświadomiła sobie Anella. Takie same jak Dannel.

    Drzwi za Wyspiarką zamknęły się nagle, zanim ktokolwiek inny mógłby wejść. Kobieta wzdrygnęła się i obejrzała, a potem skierowała swój niezadowolony wzrok z powrotem na Stace.

    — Takie sztuczki nas nie powstrzymają, dziewczyno. A teraz grzecznie się poddaj i powiedz, gdzie jest Ean, to nic nikomu nie zrobimy. — Uśmiechnęła się, ale to nie był przyjemny uśmiech.

    Drzwi zagrzechotały. Na skroń Stace wstąpiły kropelki potu. Dziewczyna zacisnęła mocno usta i nic nie powiedziała.

    Jest Manipulatorką, przypomniała sobie Anella. Walczy z kimś o kontrolę nad drzwiami. Ciągle ją utrzymywała, ale nie wyglądało na to, żeby miało to potrwać długo.

    Anella sięgnęła swoją magią do drzwi, próbując ją wspomóc i napotkała opór dwóch innych. Spróbowała się przebić, ale Stace stęknęła i wydusiła:

    — Nie. Zostaw.

    Anella posłusznie się wycofała i skierowała spojrzenie na Wyspiarkę. A konkretniej na strzelbę w jej dłoniach. Sięgnęła do niej, chcąc ją wyrwać z rąk kobiety, ale tam również napotkała opór.

    Tylko że znacznie słabszy. Naparła mocniej i strzelba nagle wyrwała z rąk kobiety i poleciała w stronę Anelli. Dziewczyna odskoczyła z cichym okrzykiem i pozwoliła, by broń przeleciała obok niej i zatrzymała się przy jednych z zablokowanych drzwi. Nie wycofała z niej swojej magii, ale wyczuła, że ta obca znika zupełnie.

    Walka o utrzymanie kontroli nad drzwiami okazała się zupełnie niepotrzebna, bo nagle wszystko znów zadrżało i kawałek ściany obok nich po prostu rozpadł się, tworząc wyrwę.

    Anella natychmiast sięgnęła do rozwalonych kawałków, chcąc złożyć ścianę z powrotem w całość, ale panika rozproszyła ją na tyle, że magia zupełnie wymknęła jej się spod kontroli i nie chciała jej słuchać.

    Pozostali ludzie Dannela przeszli przez dziurę i nie wyglądali na zadowolonych z powodu utrudnienia. Anella przyjrzała się im. Kto z nich był Manipulatorem? Kogo musiała obawiać się najbardziej?

    — To jak? — Wyspiarka przechyliła głowę. — Porozmawiamy? Nikomu nie musi dziać się krzywda.

    — Komuś już się stała — powiedziała Anella, patrząc na ciało Rena. Po Lutenie Marshaku również nie było śladu.

    Nie zorientowała się, że powiedziała to na głos, dopóki Wyspiarka nie skierowała wzroku na nią. Skrzywiła usta z pogardą.

    — Mówisz o niemagicznym? — Prychnęła. — Daj spokój, dziecko, oni się nie liczą.

    Anella zacisnęła dłonie w pięści. Suka, pomyślała, zaskakując samą siebie. Bezduszna suka.

    Czemu nikt nie przychodził im na ratunek? Gdzie był Ean? Nawet, jeśli gdzieś poszedł, chyba zostawiłby kogoś dorosłego, prawda?

    Nie słyszą nas, pomyślała Anella. Z jakiegoś powodu ich nie słyszeli, to było jedynie wyjaśnienie. Rozejrzała się. Czy był tu jakiś Umysłowiec i czy wpadł na to, by wysłać wiadomość? Miała nadzieję, że tak.

    — Rozumiem, że nie chcecie pokojowego rozwiązania. — Wyspiarka westchnęła, jakby było jej z tym ciężko. — W porządku, sami się o to prosicie.

    Ściany zaczęły drżeć po raz trzeci, wraz z nimi również podłoga. W suficie pojawiło się pęknięcie, z którego zaczął sypać się gruz.

    Anella przywołała do siebie strzelbę. Nie umiała strzelać, nie zamierzała nawet próbować, ale nie chciała pozwolić, żeby dostała się w ręce wroga.

I wtedy poczuła nagłe otępienie, tak gwałtowne, że strzelba wypadła jej z dłoni i dziewczyna osunęła się na podłogę. Usiadła, tępo wpatrując się w przestrzeń. Nie było czym się martwić, nie działo się nic złego...

    Wprost przeciwnie. Działo się coś bardzo złego, wiedziała o tym w głębi umysłu, ale nie potrafiła się tym przejąć.

    A potem nagle otępienie wyparowało bez śladu i Anella rozejrzała się wciąż nieco nieprzytomnie. Umysłowiec, pomyślała. Mieli Umysłowca, zarówno oni, jak i wrogowie.

    Wyślij wiadomość do Eana, błagam, pomyślała, nie wiedząc, czy ktokolwiek nasłuchuje jej myśli i podniosła się niezdarnie. Uniosła magią jeden z materaców i schowała się za nim, próbując uspokoić oszalałe bicie serca.

    Wyjrzała ostrożnie. Wokół panował chaos, wszyscy walczyli. Miała problemy z rozróżnieniem poszczególnych osób w tym zamieszaniu, ale w końcu dostrzegła Stace, która osłaniała najmłodszych z jakimś ciemnowłosym chłopakiem w okularach. Nie wyglądała na ranną, Anella odetchnęła z ulgą.

    Czyjaś magia naparła na jej materac z brutalną siłą. Dziewczyna jęknęła z wysiłku, starając się utrzymać kontrolę, ale wtedy nagle coś uderzyło w jej plecy, więcej niż raz. Krzyknęła, czując jakby jej plecy płonęły żywym ogniem i, razem z materacem, opadła na podłogę.

    Cegły. Ktoś atakował ją cegłami z rozwalonej ściany. Anella zacisnęła zęby i spróbowała się podnieść, kiedy kolejna z nich znów opadła na jej plecy. Dziewczyna sięgnęła do nich magią, ale napotkała zbyt silny opór.

    I nagle ataki ustały. Anella odetchnęła i odważyła się spojrzeć przez ramię. Cegły zawisły tuż nad nią i bezskutecznie waliły w niewidzialną barierę. Dziękuję, pomyślała Anella, nie wiedząc, kto z nich był Twórcą, ale niewątpliwie zawdzięczając mu swoje życie.

    Wyczołgała się spod cegieł, zanim bariera mogłaby puścić i zerwała się na równe nogi, igorując ból. Miała tylko nadzieję, że nie połamała żadnej kości. Zataczając się, ruszyła w stronę kuchni, gdzie Stace i ten chłopak bronili dzieci. To one były najważniejsze.

    Podłoga nagle pękła tuż pod jej stopami. Anella zachwiała się i wpadła na stół. Obróciła się i stanęła twarzą w twarz z białowłosą dziewczyną. Która trzymała nóż. Anella krzyknęła, uchyliła się przed atakiem, nóż drasnął ją w ramię, ale niezbyt głęboko. Odruchowo sięgnęła do niego magią i napotkała kolejny opór, ale nie tak duży. Z łatwością wyrwała broń spod kontroli dziewczyny i wyrzuciła wgłąb kuchni, nie wycofując z niego magii.

    Teklandka zawahała się, a potem nagle została zbita z nóg przez lecące krzesło. Dziękuję Stace, pomyślała Anella, choć nie miała pewności, że była to robota dziewczyny.

    Nagły, głośny strzał przypomniał jej o strzelbie i Anella natychmiast rozejrzała się, żeby upewnić się, że nie dostał jej żaden z wrogów. Ale nie — strzelającym okazał się Gillen, stojący pod ścianą i ściskający rewolwer.

    Postrzelił jednego z Wyspiarzy, tego wysokiego i przystojnego, który teraz klęczał na ziemi, trzymając się za ramię. Gillen strzelił raz jeszcze, tym razem w pierś mężczyzny i ten padł na podłogę, nieprzytomny. Lub martwy.

    Gillena natychmiast zaatakowała Wyspiarka. Chłopak, z paniką wypisaną na twarzy, strzelił w jej stronę, ale kule zatrzymały się na niewidocznej przeszkodzie.

    Twórczyni, pomyślała Anella i ruszyła Gillenowi na pomoc. Zanim zdążyłaby się zastanowić nad tym, co robi, przywołała nóż Teklandki i posłała go w stronę kobiety.

Ta nie osłaniała się od tyłu — wbił się jej w plecy, między łopatkami. Czerwona krew zabarwiła jej jasnoniebieską koszulę i Anella uświadomiła sobie nagle, co zrobiła. Kobieta osunęła się na podłogę.

    Zabiłam ją, pomyślała Anella. Zabiłam...

    Czyjś krzyk przywrócił ją do rzeczywistości. Krzyczała ta rudowłosa dziewczyna, koleżanka Lutena, trzymając się na krwawiące ramię, wykrzywiając twarz z bólu. Stojąca obok niej Teklandka szykowała się do kolejnego ataku.

    Ale nagle sama krzyknęła, chwytając się za głowę. Zatoczyła się, ale utrzymała równowagę i skierowała spanikowane spojrzenie na drzwi, które otworzyły się z impetem.

    Do środka zaczęli wsypywać się ludzie — niektóre twarze były znajome. Anella odetchnęła z ulgą. Wreszcie ktoś zorientował się, że dzieje się coś złego.

    Anella zamknęła oczy, tylko na chwilę, i nie zorientowała się nawet, kiedy odpłynęła.

*

    — Anella?

    Dziewczyna otworzyła oczy z trudem i zobaczyła pochylającą się nad nią znajomą twarz, wykrzywioną zmartwieniem. Sander uśmiechnął się jednak, kiedy zobaczył, że się ocknęła.

    — Co...?

    — Chyba zemdlałaś — wyjaśnił mężczyzna. — Jak się czujesz?

    Anella musiała się zastanowić. Jak się czuła? Przypomniała sobie wcześniejszą walkę, wszechogarniający chaos i strach. Wyglądało na to, że chyba wygrali, ale Anella wcale się tak nie czuła. W dodatku wszystko ją bolało, w szczególności plecy.

    — Źle — powiedziała i zamknęła oczy. — Czy... Czy nikomu nic się nie stało?

    — Niektórzy są ciężko ranni, ale wszyscy przeżyli. Oprócz Rena, ale o tym chyba już wiesz.

    Anella odetchnęła. Przynajmniej tyle, pomyślała, a potem przypomniała sobie o Wyspiarce i poczuła, jak łzy szczypią ją w oczy. Obawiała się, co usłyszy, ale musiała zadać to pytanie:

    — A co z... Z tą kobietą? Wyspiarką? Czy... Czy ona...?

    Sander westchnął cicho.

    — Nie żyje. Wszyscy z nich nie żyją, oprócz Balli.

    Nie żyje, powtórzyła w myślach Anella. Naprawdę ją zabiłam. Nie mogła się powstrzymać — rozpłakała się jak małe dziecko. Jestem okropna, jestem potworem, jak mogłam zrobić coś takiego...

    Sander delikatnie pociągnął ją do pozycji siedzącej i objął, kołysząc w ramionach, kiedy ona wypłakiwała sobie oczy. Czy wiedział, dlaczego płakała? Czy zdawał sobie sprawę z tego, że dotyka potwora?

    — Ciii... Już po wszystkim, wszystko będzie dobrze — powtarzał cicho.

    Wcale nie było po wszystkim. Nic nie będzie dobrze, pomyślała Anella, pociągając nosem. Jak mogłoby być po tym, co zrobiła?

    Zapewne znów robiła z siebie widowisko, ale nie obchodziło jej to.

    — Anella — powiedział nagle Sander z lekkim zaniepokojeniem. — Jesteś ranna. Chodź, musimy cię opatrzyć.

    Ach tak, jej plecy. Dotknęła ich i poczuła coś mokrego. Krew. Wciąż bolały, ale to było nic w porównaniu z bólem, jaki odczuwała wewnątrz. Mimo to, pozwoliła Sandrowi się podnieść i drżącymi dłońmi otarła twarz z łez. Dopiero wtedy zauważyła, że mężczyzna lekko utykał.

    — Co ci się stało? — zapytała cicho, zawstydzona, że wcześniej nie przyszło jej do głowy, żeby zapytać.

    Sander zerknął na swoją nogę.

    — To? Chyba jest skręcona, ale nie przejmuj się, to nic takiego. — Uśmiechnął się.

    Jak mógł podchodzić do tego wszystkiego z taką beztroską? Nie potrafiła go zrozumieć, ale posłusznie poszła za nim. Sander wziął jedno z przewróconych krzeseł — ktoś przywołał już stół do porządku. Teraz rozłożone zostały na nim liczne bandaże, zapewne przyniesione z „centrum dowodzenia". Anella usiadła na krześle.

    — No dobrze — stwierdził Sander. — Pokaż mi swoje plecy, zobaczę, co mogę zrobić.

    Anella poczuła, jak twarz jej czerwienieje. Wreszcie jakaś normalna reakcja, pomyślała.

    — Ja... Sama mogę sobie poradzić... Nie musisz... — Sama myśl o tym, że miałaby się przy nim rozebrać, sprawiała, że robiło jej się słabo. Nie. Nie ma mowy. Mógł być jej przyjacielem, ale był też mężczyzną, a jej nie wolno było robić takich rzeczy.

    — Jak? — Sander zadał całkiem logiczne pytanie. — Nie dosięgniesz. Daj, pomogę ci.

    — Ja...

    — Daj mi te bandaże, Sander — odezwała się Stace, podchodząc bliżej. — Ja jej pomogę.

    Anella miała ochotę zemdleć z wdzięczności. Choć Stace była dla niej prawie obcą osobą, i tak wolała rozebrać się przy niej, niż przy Sandrze.

    Stace miała na czole lekkie rozcięcie, ale nie krwawiło i chyba została już opatrzona. Anella zapytała o nie i została spławiona. Zrezygnowana dziewczyna pozwoliła, by Stace zaprowadziła ją do jednego z sąsiednich pomieszczeń, gdzie nikogo nie było i tam pomogła jej opatrzyć ranę.

    — Nie wygląda to poważnie — zauważyła. — Ale może powinnaś później pokazać to Sielli, kiedy przestanie już zajmować się tymi najbardziej rannymi. Ja muszę już iść. Muszę się zająć dziećmi.

    Serce Anelli zamarło.

    — Czy któremuś stała się krzywda? — Nawet ludzie Dannela nie mogli być na tyle okrutni, by krzywdzić dzieci, prawda?

    Stace pokręciła głową.

    — Nie. Są tylko bardzo przerażone. Zagoniliśmy kilku Umysłowców do pracy nad nimi, ale one nie potrzebują magii, tylko normalnej pomocy. — Westchnęła i zawahała się. — Słuchaj... Jakbyś czegoś potrzebowała, to może znajdę dla ciebie później chwilę... Trzymaj się.

    Anella uśmiechnęła się słabo.

    — Dziękuję, Stace.

    Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.

    — Nie ma za co. Trzymaj się — powtórzyła i wyszła.

        Anella została w pomieszczeniu przypominającym sypialnię jeszcze przez chwilę, oddychając głęboko tak, jak uczył ją Ean. Miała wrażenie, że w każdym momencie mogła zacząć krzyczeć, płakać albo zemdleć. Nie wiedziała, co byłoby gorsze. Wreszcie jednak zmusiła się, żeby wyjść. Ktoś bardziej niż ona mógł potrzebować łóżka, żeby położyć się i odpocząć.

    Ludzie w głównym pomieszczeniu sprzątali bałagan. Dziura w ścianie została przez kogoś zamurowana, gruz zmieciony, materace poukładanie. Wszystko wyglądałoby, jakby nic się wcześniej nie wydarzyło, gdyby nie ciała na podłodze.

    Anella natychmiast skierowała wzrok w inne miejsce. Na sofie leżała ta rudowłosa koleżanka Lutena, blada pod licznymi piegami. U jej boku siedział podobny do niej chłopak, który mógłby być jej bratem. Zdawał się być jeszcze bledszy od niej, a oczy miał zaczerwienione od płaczu. Anelli zrobiło się niedobrze na ten widok.

    Spojrzała na Lutena — leżał na materacu, otoczony przez kilka osób, w tym przez Siellę, eggoską lekarkę. Chyba żył, ale Anella nie przyglądała się zbyt długo.

    Wreszcie zmusiła się, żeby podejść do ciała Wyspiarki i spojrzeć na nie. To ty ją zabiłaś, powiedziała sobie. Okaż jej trochę szacunku. Kobieta leżała na brzuchu, nóż wystawał jej z pleców, a krew plamiła jej koszulę. Nie znałam nawet jej imienia, pomyślała Anella, przełykając mdłości. Nie wiem nawet, czemu stała po stronie Dannela. A co, jeśli została do tego zmuszona, tak jak Sarutt? Ta myśl sprawiła, że w jej oczach znów pojawiły się łzy. Czy miała rodzinę? Przyjaciół? Ludzi, których kochała? Mogła mieć tylko nadzieję, że nie. I że miała szybką, bezbolesną śmierć. Jestem takim potworem. Chcę do domu.

    Niepewnie rozejrzała się w poszukiwaniu koca. Przydałoby się przykryć czymś to ciało. Nie chciała na nie patrzeć, a w dodatku wokół było pełno dzieci. One również nie powinny czegoś takiego widzieć.

    — To ty ją zabiłaś? — Anella nie usłyszała, kiedy podszedł do niej Gillen i wzdrygnęła się, kiedy się odezwał.

    Przełknęła ślinę.

    — Ja... Tak.

    Chłopak z zakłopotaniem podrapał się w tył głowy.

    — Dziękuję. — Kiedy spojrzała na niego bez zrozumienia, dodał: — Uratowałaś mi życie. Mirin by mnie zabiła, nie miałem jak się bronić... Dziękuję.

    Mirin, pomyślała Anella. Tak miała na imię. Dziwnie poczuła się z tym, że Gillen jej dziękował. Nie powinien tego robić, przecież kogoś zabiła. Była potworem. A on jej za to dziękował, bo uratowała mu tym życie. Czy to w jakiś sposób zmniejszało wagę jej czynu? Sprawiało, że nie był tak okropny? Wątpiła, ale poprawiło jej to trochę samopoczucie.

    Gillen wyraźnie zawahał się. Spuścił wzrok i zaczerwienił się lekko.

    — Powinienem cię przeprosić — mruknął.

    Zdziwiła się jeszcze bardziej i zmarszczyła brwi. Nie przypominała sobie, żeby zrobił cokolwiek, co wymagałoby wybaczenia.

    — Za co?

— Słuchaj, kiedy przybyłaś do miasta, nie za bardzo ci ufałem. Bo jak się pojawiłaś, to zaraz zaczęły się dziać te wszystkie okropne rzeczy — zaatakował nas Dannel, ta kobieta uciekła z Szarej Wieży, potem Dannelowi udało się przejąć miasto... — Wzruszył ramionami. — Myślałem, że może jesteś jego szpiegiem albo coś w tym stylu. — Jego blade policzki poczerwieniały jeszcze bardziej. Nie patrzył na nią — wbijał wzrok w podłogę.

    Anella przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć. Ona szpiegiem Dannela? Ten pomysł wydawał jej się tak niedorzeczny, że przez chwilę miała ochotę zacząć się śmiać.

    — Nie musisz przepraszać — wydusiła w końcu. — Nic się nie stało.

    Gillen wyraźnie odetchnął z ulgą. Nawet uśmiechnął się lekko.

    — To dobrze. Dziękuję. I jeszcze raz przepraszam.

    — W porządku. — Zawahała się, zerknęła na ciało Mirin i natychmiast odwróciła wzrok. — Pomożesz mi przykryć czymś te ciała?

-------------------------------

Chyba najdłuższy rozdział w tej części, ale nie jestem pewna ^^

Następny rozdział - Ean.

Continue Reading

You'll Also Like

12.3K 805 19
"Amortencja (ang. Amortentia) - najsilniejszy eliksir miłosny na świecie. Nie wzbudza prawdziwej miłości, powoduje jedynie silne zauroczenie albo obs...
10.4K 1.1K 28
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
13.1K 1.7K 75
Młody uczeń Gilana, Akcein, nie mógł się spodziewać jakie w skutkach będzie ruszenie po słowie „start". Zwykła zabawa zamienia się w tajemniczą przyg...
189K 15.7K 125
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...