Rozdział XXXII - „Evas i Dannel"

152 19 0
                                    

    Evas zmierzył krytycznym spojrzeniem ostatnią z świetlno-magicznych bomb, zastanawiając się nad jej użyciem. Wyglądała jak zwykła, kamienna kula, nieco większa od dłoni, ale promieniowała jasnym światłem. Bomby te bywały naprawdę przydatne i potrafiły siać potężne zniszczenia, ale nie w starciu z kimś, kto w przeciągu kilku sekund mógł stworzyć wokół siebie tarczę.

    Evas liczył na to, że w zetknięciu z bombą tarcza Dannela ulegnie zniszczeniu, ale tak się nie stało. Najwyraźniej naprawdę nic nie było w stanie jej przełamać, jak podejrzewał już wcześniej.

    Walka z kimś, kto potrafił osłonić się przed niemal każdym atakiem, była naprawdę uciążliwa.

    Evas po raz kolejny zmusił cały plac do drżenia i wytężył wzrok. Z tej odległości ledwo widział pięć sylwetek stojących na środku Placu Galli, ale Dannela rozpoznał bez problemu. Musiał go tylko go siebie zwabić...

    Użyje Anelli i Sandra jako zakładników, pomyślał Evas. Na szczęście, niezbyt go to obchodziło. Chociaż całkiem ich lubił, pokonanie Dannela było ważniejsze niż ratowanie ich życia. Tym razem nie zawiodę. Nic mnie nie powstrzyma.

    Wolał nawet nie myśleć, jak zareagowaliby mieszkańcy Oreall, gdyby znów nie udało mu się zabić Dannela. Znienawidziliby go zupełnie.

    No dalej, chodź tutaj, pomyślał ponaglająco Evas, wpatrując się w Dannela. Może powinien mu się ujawnić? Wtedy niewątpliwie by go przyciągnął...

    Nawet jeśli Dannel domyślił się już, z kim ma do czynienia, z pewnością nie mógł go dostrzec. Evas był po drugiej stronie rzeki, ukrywając się na dachu jednej z kamienic. Fex, który niewątpliwie towarzyszył Dannelowi — zgodnie z planem — mógłby go wyczuć i zdradzić jego położenie, ale miał tego nie robić. O ile, oczywiście, nie postanowi zdradzić. Evas uważał, że powierzenie temu gówniarzowi tak ważnego zadania było wyjątkowo ryzykowne.

    Któryś z towarzyszy Dannela zaatakował go — Evas nie widział, kto konkretnie, ale niemal uśmiechnął się. Tak, w oddali ktoś niewątpliwie walczył. Evas podniósł ostatnią z świetlno-magicznych bomb i zawahał się. Czy atak rozproszył Dannela wystarczająco, żeby jego tarcza osłabła?

   I wtedy Evas coś zauważył. Ciemność wokół niego stała się jakby głębsza, bardziej nieprzenikniona. Sylwetki Dannela i reszty zniknęły, pochłonięte przez nią, tak jak gwiazdy i księżyc, będący głównym źródłem światła.

    Cholera, pomyślał Evas. Nienawidził tej sztuczki. Natychmiast nakazał bombie zgasnąć, ale nie posłuchała go od razu — w końcu to nie on ją stworzył. Kiedy wreszcie jej blask zniknął, Evas był już pewien, że Dannel zauważył jego źródło.

    Niech to szlag. Evas wepchnął bombę do kieszeni i ruszył w stronę zejścia z dachu. Poruszał się wolniej, niż by tego pragnął, ale musiał uważać, jeśli nie chciał przez przypadek spaść i się zabić. Byłoby naprawdę głupio zginąć, zanim jeszcze walka rozpoczęła się na dobre.

    Nie wiedział, w którą stronę iść. Nic nie widział i, prócz szumu rzeki i coraz szybszego bicia własnego serca, również nic nie słyszał. Czy Dannel się zbliżał? Czy stał już gdzieś obok niego, naśmiewając się z jego nieporadności i czekając, by zadać ostateczny cios.

    Evas zacisnął dłonie w pięści i wziął głęboki wdech. Uspokój się, powiedział sobie. Myśl racjonalnie. W tej ciemności, Dannel był tak samo ślepy jak on. Gdyby wytworzył jakieś światło, natychmiast zdradziłby swoją pozycję. Evas nie mógł pozwolić, żeby pochłonęła go panika. To z pewnością było celem Dannela.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz