Rozdział XXXV - „Rozpacz"

124 15 0
                                    

To tylko sen, pomyślała Anella, bo przecież nie mogła być to rzeczywistość. Czuła się, jakby śniła. Wokół niej panował chaos, ludzie mówili coś, ale nie rozumiała ich słów. Ktoś okrył ją kocem, ktoś dał jej coś do picia, ale ona nadal miała wrażenie, jakby wcale jej tam nie było.

Może umarła. Lepiej byłoby, gdyby umarła.

Ledwo pamiętała, co działo się po walce z Dannelem. Sander odciągnął ją stamtąd, cały czas coś mówiąc, ale do niej nie docierały jego słowa, przed oczami wciąż miała bezwładne ciało Evasa i Dannela stojącego nad nim. Sander zaciągnął ją do biblioteki, gdzie ktoś (Steen?), na nich czekał. Bibliotekarz zaprowadził ich do piwnicy, a potem było jakieś przejście, długi korytarz i...

I znalazła się tutaj. W tym śmierdzącym stęchlizną pomieszczeniu, na niewygodnej kanapie, z setką ludzi dookoła. Słyszała płacz, słyszała śmiech i zwyczajne rozmowy, ale nic nie mogło przywrócić jej do rzeczywistości.

Ktoś kucnął przed nią i delikatnie położył dłonie na jej kolanach. Niemal nie poczuła jego dotyku. Mówił coś, spokojnym, kojącym głosem. Zmusiła się, żeby nieobecny wzrok skupić na jego twarzy. Ean.

— Anello? Słyszysz mnie? Rozumiesz, co do ciebie mówię? Zamrugaj, jeśli nie możesz mówić.

Przez chwilę wpatrywała się w jego oczy nieprzytomnie, a potem mrugnęła. Mężczyzna odetchnął.

— Dobrze. Świetnie. Czujesz się już lepiej? Może chcesz się położyć? Albo pobyć chwilę sama?

Nie. Nie. Nie mogła zostać sama, nie mogła, wtedy wszystko by do niej wróciło, przypomniałaby sobie, co stało się z Deallą i Evasem, że oni nie żyli i...

Ean musiał wyczytać z jej twarzy, o czym myślała.

— W porządku, w porządku — powtórzył cicho, biorąc jej dłoń i ściskając ją lekko. — Będę przy tobie, dobrze? Nie zostawię cię.

— Co się jej stało? — zapytał ktoś. — Uderzyła się w głowę?

— Nie, to tylko szok — odparł Ean, nie odrywając wzroku od jej twarzy. — Przejdzie jej. Mam nadzieję — dodał ciszej, ale Anella i tak to usłyszała.

Zaczynało docierać do niej coraz więcej i wcale jej się to nie podobało. Musiała wydać jakiś dźwięk, bo nagle Ean siedział obok niej i obejmował ją ramionami, gładząc delikatnie po plecach.

— Cii... Już dobrze, już dobrze... Jesteś bezpieczna, wszystko będzie dobrze.

— Nie — jęknęła, choć bardziej przypominało to skrzek. Ukryła twarz w jego ramieniu.

Chciała objąć go mocniej. Chciała też powiedzieć mu, żeby się odpieprzył, jak niewątpliwie zrobiłby Evas...

Evas...   

Znów jęknęła. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

— Zobaczysz — powiedział cicho Ean. — Byliśmy już w o wiele gorszych sytuacjach i wychodziliśmy z nich cało. Teraz też tak będzie.

— Ale oni nie żyją. Dealla i Evas.

Biedna Dealla, która niczym nie zasłużyła sobie na śmierć. Biedna Dealla, która była tak bezinteresownie miła, która od razu potraktowała ją jak przyjaciółkę, która była od niej młodsza i miała jeszcze całe życie przed sobą... Dlaczego to akurat ona musiała zginąć? Dlaczego Dannel nie mógł wybrać mnie?

Wolałaby być martwa.

— Może mogę jakoś pomóc? — zapytał ktoś i tym razem Anella rozpoznała ten głos. Sander.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now