Biały nie jest biały...

By marcepanqua

269 31 19

Czy biały jest tak naprawdę biały? Co trzeba zrobić by taki naprawdę był lub nie był? *** More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
□ Rozdział 5 □

Rozdział 6

16 2 2
By marcepanqua

W zasięgu wzroku elfa i czarnowłosej ukazał się mur. Wysoki, cały obrośnięty bluszczem i innymi pnącymi się roślinami niemalże stapiał się z tłem. Zaledwie w niektórych miejscach dało się przyuważyć brudną biel, wyróżniającą się spośród zieleni.

Cały czas wspinali się pod górkę. Nie było stromo, aczkolwiek to, że teren był pochyły trudno było nie zauważyć. Evelynn musiała chwycić się mocniej, inaczej by spadła. Przychodziło jej to z trudem, wciąż nie odpoczęła wystarczająco po tułaczce, a wszechobecne na jej ciele siniaki i obtarcia wcale nie polepszały sprawy.

Drzewa szumiały pogodną melodię. Liście szemrały głośno pomiędzy sobą. Na dróżce wyrastały z ziemi potężne korzenie, te niczym boa skręcały się i nurkowały spowrotem pod powierzchnię wody. Wystawiały łby spod podszycia bacznie obserwując nadjeżdżających.

Elf prowadził konia, na którym siedziała dziewczyna. Luźna uzda ciągnięta przez mężczyznę nadawała kierunek jazdy. Koń spokojnie stąpał za przewodnikiem z lekko pochyloną głową. Zwierzę widocznie nie miało ku temu żadnych sprzeciwów. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki złagodniał, mimo iż w przeszłości pod ręką swej pani często brykał, lub zadawał ukradoke szczypnięcia zębami w łydki. Tymczasem nie zapowiadało się na takie atrakcje.

Wciąż jeszcze zdezorientowana sytuacją Evelynn siedziała na grzbiecie karoszka. Twarz miała wtuloną w zwierzę i wyglądała jakby spała lub odpoczywała. Do tej pory nie odważyła się podnieść wzroku i rozejrzeć się wokoło. Jedynie mogła pozwolić sobie na zerkanie na ziemię, toteż jej widok ograniczał się do trawy i liści. Korciło ją jednak aby wyjrzeć i zobaczyć dokąd jechała, poniekąd to także ją martwiło. Milczenie tajemniczego elfa nie pomagało.

Jednak nie wyglądał jej na takiego ze złymi zamiarami. Gdyby miał mi zrobić krzywdę, już dawno by to zrobił.- pomyślała. Ani sztylet nie wylądował na jej gardle, ani żadna strzała nie przeszyła jej ciała, jeszcze... Otucha była to prawie żadna, ale ponieważ drżała już na samą myśl o takich rzeczach... krew, wnętrzności, ból... To zdecydowanie nie było dla niej.

Do tej pory czuła się względnie bezpiecznie, ale teraz, gdy podniosła wreszcie swój wzrok i rozejrzała się wkoło, poczuła się otoczona. Miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje, widzi. Wokół były jednak tylko drzewa. Drzewa za którymi mógł czaić się morderca... Ciarki mimowolnie przeszły jej po plecach. 

Ewidentnie czuła, że coś było nie tak. Nie tylko z otoczeniem. Elf również zachwowywał się podejrzanie. Bo niby dlaczego miałby prowadzić jej konia? Po co miałby to robić? Nie lepiej by było gdyby i on na nim pojechał? Nie zależy mu na czasie? Myśli przytłoczyły ją całkowicie. Zbłądziła, brakowało jej punktu odniesienia. Jedyne co jej przyszło do głowy to zapytać.

- Gdzie... Gdzie ja jestem? - bąknęła niepewnie, zdiwiona również jak zmienił się jej głos. Z cichego i miękkiego, na bardziej donośny i pewny siebie. Odgarnęła na bok swe czarne włosy w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie czekała długo. Nieznajomy miał ją jakby już przygotowaną.

- Prowadzę Cię do domu. - odparł bez cienia wątpliwości, całkiem obojętnie.

- Ale jak to...? Mój dom...-szepnęła szczerze zdziwiona bez przekonania do siebie, a tylko trochę do elfa. Już przez chwilę łudziła się, że może to być prawda. Ale przecież nie mogła być.

- Właśnie - Twój dom...- podkreślił niechętnie.- Właściwie to go już nie masz.-powiedział wprost.

- Nie prawda!- wybuchła. -Tam zawsze znajdę dla siebie miejsce! Zawsze będę mogła wrócić...- zaszlochała, a łzy pociekły gęsto jej po policzkach - wraz z przypływem gorzkich wspomnień. Jak mogła o tym tak po prostu zapomnieć?! Elf nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

I wtedy do głowy przyszedł jej plan, genialny w swej prostocie. Aby uciec wystarczyło wyrwać elfowi wodze z rąk i pogalopować na koniu. Wprost do domu. Musiała się dowiedzieć, co tam się stało. Czy... Joanna jeszcze żyje? A Gerda? Nie mogła o nich tylko myśleć, musiała zacząć działać. Prosty plan, ale czy elf by do tego dopuścił? Nie słyszała jeszcze jakby ktokolwiek mówił, że elfy to nieuważne istoty, wręcz przeciwnie - mądre, sprytne, przewidujące i dostojne. Nigdy lekko myślne.

Mimo to dziewczyna spróbowała. Zaczekała na odpowiedni moment i wyszarpała elfowi z rąk wodze. Poszło zbyt łatwo. Momentalnie odwróciła konia i walnęła go piętami po bokach, by przyspieszył. Ten jednak stał jak słup i nie chciał się ruszyć ani na milimetr mimo usilnych prób dziewczyny. W końcu dosyć niezdarnie zsunęła się z konia i zeskoczyła na ziemię. W stopach odezwał się tępy ból. Gleamn przyglądał się tylko jej zmaganiom z odprowadzaniem karoszka. Na jego twarz wystąpił lekki uśmiech. Koń stał w miejscu i nadal nie chciał się ruszyć nawet o cal. Zupełnie tak jakby zmienił właściciela, a lata opieki poszły w niepamięć.

- Nie wróci już tam. - usłyszała za sobą.

- Hmmm? - wciąż nie wiedziała jakim sposobem się z nim porozumiewał, ani jak on rozumiał ją. Ten podszedł do niej i ze spokojnym wyrazem twarzy, zupełnie nie przejmując się wybuchowością dziewczyny i rzekł:

- Nie wróci już tam. Nie po takim czymś...

- Ale ja opiekowałam się nim, przez tyle lat!

- A ogień? To piekło, które przeżył? Tego nie zapomni, Twojej troski również, lecz nie wróci już do tamtego miejsca. Przetrwał to, tak jak Ty. Nie mam pojęcia jakim cudem. I wciąż zastanawia mnie jak w ogóle znalazłaś się tak daleko stąmtąd...- nie odpowiedziała, dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w niego odezwała się.

- Ale skąd Ty to w ogóle wiesz? - pytanie wybrzmiało w ciszy.

- To oczywiste. Ale nie wiem czy jest to tak oczywiste dla ludzi. Dla Ciebie być powinno.

- Co takiego?

- Nic co musisz wiedzieć w tej chwili. A teraz wskakuj z powrotem na konia. - dziewczyna nie ruszyła się. - No już, bez obaw, powinnaś odpocząć i porządnie zjeść. Lecisz dosłownie z siodła.

- Ale ja...

- Nie marudź, tylko chodź. - Evelynn niechętnie przytaknęła pod srogim wzrokiem elfa i z jego pomocą ponownie usadowiła się na koniu. Dopiero teraz, gdy nieznajomy zwrócił jej na to uwagę, poczuła jak bardzo była zmęczona. Nagle poczęła ziewać, a powieki jakby same opadały. O ucieczce nie było mowy, nie byłaby w stanie po raz kolejny wydać tyle energi. Póki co mogła tylko liczyć, że elf nie kłamie i będzie w stanie chociaż chwilę wypocząć.

Niewiedząc kiedy - zasnęła. Obudziła się na czyichś rękach, na szczęście znajomych. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, ale elf uciszył ją i kazał jej je zamknąć. Uległa. Bardzo przyjemnie było w cudzych ramionach, wreszcie poczuła się prawdziwie bezpiecznie... A bicie serca drugiej osoby jeszcze nigdy jej tak nie uspokajało.

Została odłożona na miękkie łoże. Trudno było jej stwierdzić, czym było wypełnione. Delikatny i aksamitny materiał otarł się o jej skórę, przykrywając całe jej ciało. Kroki po cichu oddaliły się i zamknęły za sobą drzwi.

Wyczerpanie wzięło górę nad ciałem i dziewczyna ponownie usnęła.

~

Stała na krawędzi. Od przepaści dzielił ją zaledwie jeden krok, uważała więc bardzo i nie wychylała się zbytnio w obawie o życie. Z krateru zionęła pustka. Czarna otchłań kusiła, aby w nią aby zajrzeć. Żwir chrzęszczał gdy postać przesuwała się w bok, tuląc ścianę z kamienia plecami. Powoli, krok za krokiem zbliżała się do półki skalnej, która gwarantowała jej bezpieczeństwo. Za nią była jaskinia i obozowisko.

Zabrakło jej jednego kroku.

Ze zbocza poczęły zlatywać okruchy skalne. Spojrzała w górę. Te poraniły jej twarz mocno i straszliwie. Coraz to większe kawałki odłamywały się i spadaly wprost na nią, gdzieś tam z wysokiego szczytu. Z odmętów jej pamięci wyrwały się okropne obrazy. Jeden za drugim spadały do pustki wraz z kamieniami, które przygniatały dziewczynę coraz bardziej.

Był ogień, krzyk i lament. Lament łamiących się drzew i tlących gałęzi na wietrze. Strzechy domów pochłaniane przez żywioł. Chaty tonęły w płomieniach w zastraszającym tempie.

Ktoś płakał. Dom zawalił się.

- Nie żyje...

Dzieci. Roztrzęsione i obsmarkane trzymały się za rączki. Pyzate policzki były czarne ze smoły, a noski całe zasmarkane. Oczka błądziły po sobie i krajobrazie, dławiły się dymem i roniły łzy. Gdzieś w oddali kwiczał palony żywcem koń.

W jej szaro- zielonych oczach łzy. Łzy szczęścia i odbijający się w nich żar. Zatroskana twarz niby wymazana węglem spoglądała na nią z nadzieją, miłością i determinacją. A ona ją zawiodła. Zostawiła ją samą, być może leży w zgliszczach, po tym jak chciała uratować jeszcze kogoś innego... Pewnie myśli, że nie żyje. Pewnie... A może jestem już sama?

W tym momencie coś wyrwało ją ze snu, a raczej ktoś. Nadal była noc, przez odsłonięte zasłony wpadało jedynie światło księżyca. Elf siedział okryty kocem na fotelu, który znajdował się na przeciwko łóżka.

- Krzyczałaś. - stwierdził.

- Głośno? - zapytała ocierając z czegoś mokrego twarz. Gleamn kiwnął głową. - Aaa, byłeś tu cały czas? - tym razem przeczenie.

- Przyszedłem gdy tylko Cię usłyszałem. Brzmiało to tak jakby ktoś robił Ci krzywdę... Cieszę się, że nic Ci nie jest, że to tylko koszmar. -  wstał z fotelu i ruszył ku drzwiom. - Już nie przeszkadzam.

- Stój... - elf zatrzymał się i spojrzał pytająco w stronę dziewczyny. Ta zmieszała się. - Mógłbyś zostać? Tam na fotelu...

- Boisz się? - to nie było pytanie, lecz stwierdzenie.

- Nie, ale...

- Ale?

- Tak czuję się bezpieczniej. - odparła. - Proszę. - elf rozejrzał się tylko po ciemnym pomieszczeniu i usiadł ponownie na fotelu.

- W takim razie, velhei'ne lynnes Evelynn.

Niewiele czasu wystarczyło by już kolejny raz pogrążyła się w ciemności.

~

Ponownie obudziła się nad ranem. Tym razem zasłony były odsłonięte, a światło smugami wpadało do pomieszczenia.

Przetarła oczy. Słońce widoczne przez okno było już wysoko na horyzoncie. Podniosła się na łokciach i od razu spojrzała na fotel. Był pusty.

Przypomniała sobie to co wydarzyło się w nocy. Momentalnie zrobiło jej się głupio, ale koszmar... Miała nadzieję, że już nigdy się jej nie przyśni. Myliła się.

Już kolejny raz wróciły wspomnienia. Mimo iż faktycznie czuła się lepiej niż wczoraj, wreszcie wypoczęła to łzy i tak napłynęły jej do oczu... Tak bardzo chciała wrócić do swojego domu, do Joanny... Tak bardzo za nią tęskniła. A dobijało ją to, że nie miała żadnego pojęcia co się dzieje tam, daleko gdzieś za lasem.

Stojąc na balkonie, nadal w bosych stopach, nie wiedziała w którą ma spojrzeć stronę by ujrzeć dom. Tyle rzeczy, nieprawdopodobnych i dziwnych zarazem przydarzyło się tak nagle i niespodziewanie... Pożar, wóz, odsiecz, wędrówka, ciernie, potwór, ucieczka, a teraz ? Nie miała pojęcia dokąd trafiła. Kim jest tak naprawdę Gleamn. Dlaczego wie tyle rzeczy o mnie... - zalewała ją kaskada pytań bez odpowiedzo. -Co się stało z Nemmrisem i czy udało mu się uciec?

Zfrustrowana zwróciła się spowrotem w kierunku łóżka. Rzuciła się na nie i przytuliła leżącą tam poduszkę. Ta chłonęła gorzkie łzy, jedna za drugą. Nie mogła przestać, ale musiała coś zrobić... Uciec jakoś z tąd, wrócić...

Wtedy spojrzała na mały stoliczek tuż przy drugiej stronie łóżka. Leżał na nim mały świstek papieru. Szybkim ruchem dłoni pochwyciła go i zaczęła zachłannie go czytać.

Czekało ją małe spotkanie.

■■■■■■■■■■■■■■■■■■

Continue Reading

You'll Also Like

395K 20K 179
Manhwa nie jest moja ja tylko tłumaczę "Czy w tej sytuacji jesz?" "Oczywiście! Będę musiał delektować się smakiem aż do śmierci. Chcesz?" W powieści...
79.7K 7.6K 84
3 sezon przygód Leony i jej rodziny~♡
466K 16.9K 43
Cassandra dorastała mając świadomość, że jako Omega resztę swojego życia spędzi w kuchni. Tylko dlaczego tak bardzo pragnie czegoś innego? Kiedy los...
46.4K 3.4K 55
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...